POEZJA DECYDENTA
Raz pewien mały trzmiel
Nie tylko "port to jest poezja" czy wyjątkowo smakowite danie. więcej...
Nie chodzi mi o kolory, bo choć wódz Apaczów mógłby przybrać kolor czerwony republikanina Donalda Trumpa, to Joe Biden wcale nie musi okazać się niebieski. Czyli smutny? Jak śpiewała Maryla Rodowicz: do łezki łezka, aż będę niebieska, w smutnym kolorze blue. Albo: California blue – ale to już Roy Orbison. W każdym bądź razie – walka do ostatniego głosu trwa, a demokratyczny kandydat rzeczywiście może poczuć się blue. A jeśli to jednak Trump? Przewidywanie w tym momencie jest warte funta kłaków. Lepiej wrócić do Karola Maya.
Jakiś rok temu, z niewyjaśnionego do chwili obecnej impulsu, ściągnąłem legalnie z sieci pierwszą część książki „Winnetou”, z nieszczerą chęcią odświeżenia młodzieńczej fascynacji. Niestety, przebrnąłem tylko przez pierwszych kilka stron. No, nie da się tego czytać. Ale nie porzucam nadziei na powrót do lektury, gdyż, jak medycyna wskazuje, człowiek na starość dziecinnieje, a wcześniej młodzieńczeje.
Zanim jednak przeczytałem onegdaj wszystkie dostępne tomy indiańsko-białej sagi o przyjaźni wodza z inżynierem, to obejrzałem na ekranie czarno-białego telewizora oraz w kolorze w kinie, realizacje filmowe tego, jednak, westernu, chociaż nikt tak tej serii nie nazywał.
Jako kilkunastolatek w epoce Edwarda Gierka, bez internetu, jedynie z telefonem stacjonarnym marki RWT, z jednotomową encyklopedią PWN w bibliotece, nie tylko nie miałem wiedzy o świecie, ale też nie znałem słów rasizm czy dyskryminacja. Gdybym wtedy czytał „Trybunę Ludu”, to byłbym oświecony, iż te dwa groźne zjawiska występują wyłącznie w krajach zachodnich. PRL była od nich wolna. No, może u nas kultywowano tylko antysemityzm, ale nie epatowano nim w TVP 1 i TVP 2 każdego dnia. A Radio Wolna Europa i Głos Ameryki były zagłuszane i wsłuchiwanie się w zanikający, piszczący eter było nie lada wyczynem.
Tak więc, gorączkowo wpatrując się w akcje podejmowane przez czerwonego i białego brata, nie zwracałem uwagi na problemy tożsamościowe Indian w Ameryce, bo Karol May o nich nie pisał. Jedyny konflikt jaki występował, ale nie pamiętam o co, to była walka na śmierć i życie pomiędzy dobrymi Apaczami a złymi Siuksami. Nie zastanawiałem się, dlaczego kawaleria Stanów Zjednoczonych masakrowała Indian Siuksów, a Apacze walczyli po stronie białych. Taka moja bezmyślność i brak społecznej, rasowej, etnicznej wrażliwości. O rezerwatach dla Indian nic nie wiedziałem.
Nie raziło mnie również to, że Pierre Brice jako Winnetou i Lex Barker jako Old Shatterhand mówią po… niemiecku. OK, Karol May był Niemcem, ale to nie jest usprawiedliwieniem dla historycznych realiów. Ponadto, dopiero po latach dowiedziałem się o kolejnym oszustwie. Zdjęcia nie były kręcone w Ameryce lecz w Jugosławii.
No dobrze, a co Winnetou i Old Shatterhand mają wspólnego z tegorocznymi wyborami prezydenckimi? Nieco można naciągnąć porównanie. Tak, jak w westernach, dzisiaj kandydaci również walczą ze złem. Ale nie czerwony z niebieskim, lecz po stronach przeciwnych. Ubiegający się o reelekcję Trump walczy o przywrócenie wielkości Ameryki (zapewne tylko dla rasy białej, ale zbyt często i głośno tego nie powtarza), której zagrażają siły zła wewnątrz, jak i światowe – Chiny, Iran, Rosja. Demokratyczny Biden też walczy, ale o równość, jedność wielokolorowość wszystkich obywateli. Obaj inaczej rozkładają akcenty. A lud pracujący amerykańskich miast i counties musi dokonać wyboru: kto i co jest dla niego lepszym złem. Ale to też zwodnicza demokracja. Decydujący głos należy do elektorów. Pamiętam, że cztery lata temu konkurentka Trumpa, Hillary Clinton, zdobyła prawie o trzy miliony głosów wyborczych więcej. Ale elektorzy zdecydowali inaczej. Taka jest Ameryka.
DECYDENT SNOBUJĄCY
DECYDENT POLIGLOTA
Biznes po niemiecku
Książka jest przeznaczona dla osób, które chcą opanować niemiecką terminologię biznesową, samodzielnie bądź na wyspecjalizowanych kursach. więcej...