ALMANACH LOBBINGOWY
Mało nas
Redakcja DECYDENTA miała zamiar utworzyć spis firm lobbingowych. Oto, co z pomysłu udało się zrealizować. więcej...
Moja praca dziennikarska powoduje, że obracam się dość często w korpusie dyplomatycznym. Członkowie korpusu w Warszawie, to w ogromnej większości ludzie sympatyczni i towarzyscy. Są też wyjątki – pisze Zygmunt Broniarek.
ZYGMUNT BRONIAREK
Dziś – o kontrastach w sztuce prowadzenia lobbingu przez różnych ludzi. Ale przed tym – uściślenie, które wciąż jest w Polsce potrzebne: lobbing można uprawiać – powiedzmy sobie otwarcie – zarówno w egoistycznym interesie jakiejś firmy, grupy czy jednego człowieka, jak i w interesie sprawy szlachetnej, społecznie czy politycznie korzystnej, takiej jak np. nasze przystąpienie do Unii Europejskiej.
Zacznijmy od przykładu negatywnego. Moja praca dziennikarska powoduje, że obracam się dość często w korpusie dyplomatycznym. Członkowie korpusu w Warszawie, to w ogromnej większości ludzie sympatyczni i towarzyscy. Są też wyjątki – na przykład ambasador państwa europejskiego, związany z kulturą śródziemnomorską, a mimo to odludek, zamknięty w sobie, niemiły. Rzuca się to tym bardziej w oczy, że jego poprzednik był duszą towarzystwa, człowiekiem uroczym, mężem także uroczej Polki. ICH lobbing na rzecz rozszerzania stosunków między Polską a krajem, który reprezentowali, był skuteczny i owocny. Odnosiło się to także do lobbingu w sprawach gospodarczych, który stał się integralną częścią ambasadorskiej pracy.
Nie o jego następcy będzie tu jednak mowa. Chodzi o innego ambasadora. Ten przybył kilka miesięcy przed pisaniem tych słów (koniec października) i początkowo wydawał się dobrym nabytkiem korpusu. Młody, energiczny, znający języki… Ale woda sodowa musiała mu uderzyć do głowy. Na pewnym nieformalnym spotkaniu, które powinno charakteryzować się atmosferą “na luzie”, był apodyktyczny, zarozumiały, nieprzyjemny. Na ŻYCZLIWE pytanie jednej z uczestniczek odpowiedział: “A z jakich pozycji pani pyta?”. Jeden z byłych ambasadorów PRL, obecny na spotkaniu, powiedział: “To czekista. Wiem, bo kiedyś sam takim byłem”. Ciekawe, jakie skutki przyniesie JEGO ambasadorski lobbing.
Kontrastem dla tych dwóch ambasadorów jest marszałek Senatu, profesor Longin Pastusiak, którego miałem okazję obserwować z bliska jako sprawozdawca prasowy przez trzy dni (25-27 września) w czasie jego oficjalnej wizyty w Niemczech. On też prowadził działalność lobbingową, głównie w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, co miało znaczenie szczególnie ważne, ponieważ zbliżała się ta “decydująca Kopenhaga” w połowie grudnia 2002 r. A oto przykłady JEGO lobbingu. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Erfurcie, stolicy Turyngii, marszałek wygłosił krótkie przemówienie merytoryczne, ale zakończył je słowami: “Cieszę się, że wśród osób, które będą nam towarzyszyć w czasie naszej wizyty, widzę tyle uroczych pań. Ostrzegam tylko panów senatorów, którzy ze mną przyjechali, by nie nadużywali ich życzliwości i gościnności” (w delegacji polskiej było czterech senatorów i “jedynaczka”, pani senator Dorota Symonides).
W czasie
zwiedzania Domu (Muzeum) Goethego w Weimarze, marszałek, widząc kopię rzeźby Wenus z Milo (Goethe był we Włoszech w latach 1786-88), opowiedział anegdotę o teksaskim milionerze. Milioner ten pojechał na początku XX wieku do Włoch, gdzie zamówił podobną kopię. Wrócił do Teksasu. Kopia przybyła, ale Wenus, “jak należało”, miała obtrącone ręce. Milioner więc wytoczył proces towarzystwu przewozowemu o to, że dostarczyło mu “Wenus z dwoma defektami”. Słuchające Pastusiaka osoby wybuchły śmiechem. Nie wiedziały, że on, w tym momencie, anegdoty jeszcze nie skończył, że zrobił tylko “dramaturgiczną” przerwę. Bo gdy śmiech umilkł, Pastusiak wypowiedział drugą pointę: “Niech państwo sobie wyobrażą – stwierdził – że milioner proces wygrał”.W komisji Landtagu Tur
yngii w Erfurcie, marszałek, kończąc swoje przemówienie, wypowiedział myśl, drogą jego sercu i umysłowi: “Niech konferencje, których jest teraz tyle na świecie, mają zawsze dalszy ciąg w postaci konkretnych czynów. Niech nie będzie tak jak we fraszce ‘Konferencja w Baden Baden // A rezultat żaden żaden’”. Ale wiedząc, że w tłumaczeniu na niemiecki, fraszka ta nie wywoła zamierzonego efektu jeżeli będzie tylko OPISANA, a nie WIERSZOWANA, uprzedził o swojej intencji tłumaczkę, Monikę Ordon- Krzak, mając cichą nadzieję, że uda się jej oddać fraszkę wierszem. I nie zawiódł się. Bo pani Monika powiedziała “śpiewająco”: ”Konferenz in Baden Baden // Nachher aber fehlt der Faden” (“Konferencja w Baden Baden // Ale po tym brak nici (przewodniej)”. Marszałek pogratulował jej tego tłumaczenia.Ale te w lżejszym tonie wypowiadane przerywniki wcale nie wykluczały – tam, gdzie było to potrzebne – stanowczych oświadczeń. W Berlinie marszałek Pastusiak przeprowadził rozmowę m. in. z przewodniczącym Komisji do spraw Unii Europejskiej Bundestagu. Przewodniczący jest działaczem CDU, a więc głównej partii opozycyjnej i przyjacielem Pastusiaka, a równocześnie gorącym rzecznikiem przyjęcia Polski do Unii. Mimo to, w czasie rozmowy, powiedział, że Polska powinna być zadowolo
na, iż otrzymuje 25 procent dopłat dla rolnictwa i że nie powinna liczyć na więcej. O ile dobrze zrozumiałem, kryła się w tej wypowiedzi także myśl, że Unia nie może subsydiować polskiego rolnictwa, bo byłby to powrót do “realnego socjalizmu”. Na to Pastusiak, spokojnie, ale zdecydowanie: “Polska nie subsydiuje swojego rolnictwa, stosując się tu do zasad wolnego rynku, podczas gdy swoje rolnictwo subsydiuje Unia, co można by określić jako trzymanie się praktyk planowania socjalistycznego”. Zostało to przyjęte z lekkim grymasem niezadowolenia, ale z szacunkiem.Zygmunt Broniarek
OD REDAKTORA
Lobbing nad Tamizą
W Londynie ukazją się dwa miesięczniki "The Parliament" oraz "The House" służące lobbingowi grup interesów. Są czytane i stanowią żródło informacji dla Izby Gmin i Izby Lordów. więcej...