Established 1999

ALTERNATYWY

17 maj 2009

...wyszło, jak zwykle...

Nasze negocjacje z Unią Europejską. Przedstawiciele wszystkich kolejnych rządów i niektórych partii politycznych zapewniali nas wszystkich o miodzie, który dla nas szykują w procesie negocjacji – pisze Marek J. Zalewski.


MAREK J. ZALEWSKI



Do końca roku pozostał niespełna miesiąc… Z powodu wydłużającego się z roku na rok okresu tzw. świątecznego, w zasadzie gdzieś w połowie grudnia będziemy tłoczyli się w przedsionku nowego roku 2003. Będzie to już okres intensywnych spotkań wigilijnych, na których będą się spotykać wszyscy ze wszystkimi, aby życzyć sobie wszystkiego najlepszego z okazji Świąt i obowiązkowej pomyślności w Nowym Roku…



Tradycja tego swoistego pomieszania śledzika z opłatkiem zatacza coraz większe kręgi. Jest niewykluczone, że już niebawem, aby zdążyć zaprosić wszystkich, którzy warci są zaproszenia i aby być u tych, u których z życzeniami być trzeba, świętować bożonarodzeniowo zaczniemy tuż po 11 listopada.


Ale póki co, spójrzmy na minione miesiące tego roku… Oczekiwaliśmy ich nie bez nadziei, ale i bez euforii. Ten rok miał nam przynieść odpowiedzi na wiele istotnych pytań. Czy ekipa Leszka Millera wyrwie nas z chocholego tańca, w który wprowadzili nas amatorzy Jego Niekompetencji Jerzego Buzka? Czy znajdą potwierdzenie hurraoptymistyczne opinie o korzyściach, które nas czekają po wejściu do Unii Europejskiej? A jeżeli tak, to kiedy? Czy Rada Polityki Pieniężnej wreszcie, choć w przybliżeniu, przewidzi wysokość inflacji i zsynchronizuje swoje pomysły z pulsem gospodarki? Czy uda się zahamować spadek sprzedaży samochodów, a z drugiej strony wzrost kursu złotego? Jak wypadnie spis powszechny i biało-czerwoni na MŚ w piłce nożnej? A Sejm? Co będzie działo się w Sejmie, bo przecież ta Samoobrona…? A co z wyborami samorządowymi? No a bezrobocie? Czy gospodarka zacznie wygrzebywać się z dołka, czy – wprost przeciwnie – wskaźniki będą nadal dołować w poszukiwaniu dna?


Dzisiaj znamy już odpowiedzi na wszystkie pytania. Wiemy już, że wszystkie optymistyczne przewidywania dotyczące najważniejszych spraw wzięły w łeb. Wiemy też, że był to rok zaskoczeń. Niespodzianką okazało się być dla nas niemal wszystko. Niestety najczęściej niespodzianką rozczarowującą.


Jeżeli chodzi o mnie, to nie musząc sam siebie oszukiwać ani dbać o to, aby się komukolwiek przypodobać – biorę rzeczywistość taką, jaką ona jest, nie wykonując karkołomnych łamańców przy próbach jej interpretacji. Ponadto – wbrew masochistycznym wręcz upodobaniom wielu naszych polityków i autorytetów ad hoc – wolę rozczarować się na plus, a nie minus.


Dlatego też nie czułem się zawiedziony np. występem naszych piłkarzy na mistrzostwach w Korei Płd. Prawdę mówiąc – jako, że piłki nożnej nie lubię – mało mnie owe mistrzostwa obchodziły, ale buńczuczne zapowiedzi o tym, w jakim stylu wyjdziemy z kolejnych eliminacyjnych grup i czego dokonamy w puli finałowej kazały mi zwrócić baczenie na to, co to się będzie działo, gdy nasi ruszą do zwycięskich bojów. Niestety – chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle, czyli do bani i na tarczy. Podobnie było ze strzelaniem Rady Polityki Pieniężnej do inflacyjnego celu. RPP – mimo, że zasiada w jej gronie tylu fachowców, a jeszcze większa ich gromada dla niej pracuje – nigdy jeszcze nie trafiła w tarczę, a co dopiero w sam jej środek. Ale przecież nikt nie może powiedzieć, że RPP niecnie knuje przeciwko powodzeniu naszej gospodarki. Nie, zasiadający w niej mędrcy chcą dobrze, a wychodzi jak zwykle…


A premier i jego ministrowie? No, przecież się starają. Np. minister Piechota. Opracował program z “przedsiębiorczością” w tytule. Wyciągnął pomocną dłoń – z błogosławieństwem samego premiera i reszty rządu – do upadającej szczecińskiej stoczni. Wziął ją na swój garnuszek. I co? Chciał, ba – wszyscy chcieli – dobrze. A jak wyszło? Oczywiście – jak zwykle… Oto bowiem jedyny dychający jeszcze polski armator ma zamówić coś ok. 20 statków. Nic lepiej – polska stocznia, polski armator i polski – ma się rozumieć – rząd. I co? Ano ów armator ulokuje swoje zamówienie w Korei, bo tam zbudują mu statki o 4 mln dolarów taniej. I min. Piechota przyznaje to bez najmniejszej żenady, zamiast uruchomić niebo i ziemię w sprawie rządowej dopłaty po to, aby zamówienie zostało u nas, aby to nasi stoczniowcy mieli pracę, aby to krajowe firmy współpracowały przy takim kontrakcie, aby utrzymać stan zatrudnienia i ściągnąć na końcu należne podatki. Ale cóż – wyszło – jak zwykle…


Albo – mój ulubiony temat – nasze negocjacje z Unią Europejską. Przez blisko 10 lat przedstawiciele wszystkich kolejnych rządów i niektórych partii politycznych zapewniali nas wszystkich o miodzie, który dla nas szykują w procesie negocjacji. I nagle na jaw zaczynają wychodzić coraz większe porcje dziegciu, którym nasi negocjatorzy w serwilistycznym zapędzie pod bacznym okiem i za namową swych unijnych adwersarzy – u nas zwanych partnerami – doprawiali przez te lata unijną kadź. Skutek jest taki, że na dziś mamy zapewnione warunki członkowskie poza wszelkimi standardami UE.


A przecież w momencie podpisywania traktatu akcesyjnego było wiadomo, że w Brukseli decyzja polityczna w sprawie przyjęcia nowych członków już zapadła. Bruksela szykowała się do trudnych negocjacji, godząc się na ustępstwa w zamian za otwarcie dla swych członków nowych, wielomilionowych i chłonnych rynków. Ale my byliśmy szybsi. Za wszelką cenę chcieliśmy udowodnić jacy to my jesteśmy otwarcie do UE nastawieni. Zanim cokolwiek uzyskaliśmy oddaliśmy Unii cały nasz rynek bez żadnych warunków. W swej naiwności nasi politycy uważali, że w drodze rewanżu negocjacje będą łatwe i przyjemne. Nic bardziej mylnego! Dzisiaj mamy taką sytuację, że UE ma wszystko, a u nas politycy kombinują co tu zrobić, żeby mimo wszystko Polska została członkiem n-tej kategorii nawet wówczas, gdy w referendum społeczeństwo wyrazi swój sprzeciw.


To tylko niektóre przykłady na jałowość politycznych dyskusji, miałkość argumentów (dla prof. Kołodki Trybunał Konstytucyjny nie jest autorytetem), lekceważenie głosów przeciwnych lub choćby powątpiewających. A co mamy w zamian? Wańkowiczowskie chciejstwo rządzących. Może i chcą dobrze. Bieda w tym, że wychodzi jak zwykle…


Marek J. Zalewski

W wydaniu 40, grudzień 2002 również

  1. OD REDAKTORA

    Lobbing nad Tamizą
  2. LOBBING PRASOWY

    Sprzedawanie idei
  3. ALMANACH LOBBINGOWY

    Mało nas
  4. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Pastusiak a kontrasty w lobbingu
  5. POLSKA - ROSJA

    Zaniedbany sąsiad
  6. POLSKA - ROSJA

    Tylko dla wytrwałych
  7. KONFLIKT INTERESÓW

    Inwestorzy kontra ekoterroryści
  8. PUNKTY WIDZENIA

    Motywacje narodowe
  9. PUNKTY WIDZENIA

    Zbędne lęki
  10. SOCJALNA GOSPODARKA RYNKOWA

    Obrona zasad
  11. NIERUCHOMOŚCI

    Korzystna lokata
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Co sugerujemy
  13. LOBBING

    Kluczem jest informacja
  14. LOBBING W MARKETINGU

    Uregulowania prawne
  15. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Kroplą w beton
  16. TYKAJĄCE USTAWY

    W Sejmie, w Senacie
  17. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    Szklana ściana
  18. ALTERNATYWY

    ...wyszło, jak zwykle...
  19. PRAKTYKA LOBBINGU

    Różne podejścia
  20. DECYZJE I ETYKA

    Rachunek bezsumienia
  21. TELEKOMUNIKACJA

    Spory o pietruszkę