Established 1999

TP NR 51-52

11 grudzień 2014

Trzy ucieczki Boga - 16.12

Czy chrześcijaństwo jest religią spóźnionych? Większość uczestników najważniejszych momentów wcielenia – w Ogrójcu i przy narodzinach – zaspała.


Betlejem: Wydarzyło się właśnie tam [Marek Zając]
Nie ma większego rozczarowania niż Betlejem. Możesz, wędrowcze, zawczasu się przygotować, po stokroć powtarzając sobie, że nie będzie śniegu i kolęd – i tak przeżyjesz zawód. „Pierwszy raz zobaczyłem Betlejem, gdy trzeci rok trwała druga intifada. Po arabsku: rewolucja kamieni. Szedłem przez wymarłe ulice. Patrzyłem na opustoszałe hotele, zamknięte sklepy. Szosa była przeorana gąsienicami izraelskich czołgów. Równoległe, prążkowane ślady ciągnęły się od granicznego checkpointu aż na plac przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego. Żeby trafić do celu, nie trzeba było przewodnika ani drogowskazów. Na murach dziesiątki plakatów z twarzami – portrety samobójców, którzy wysadzali się w autobusach, sklepach i dyskotekach Jerozolimy, Hajfy i Tel Awiwu. Wokół placu Żłóbka zwisała smutnie długa girlanda bożonarodzeniowych światełek. Nie świeciło się ani jedno.”


Trzy ucieczki Boga [prof. Ryszard Koziołek]
Czy chrześcijaństwo jest religią spóźnionych? Większość uczestników najważniejszych momentów wcielenia – w Ogrójcu i przy narodzinach – zaspała. Reszta urodziła się już w świecie opuszczonym.
Pamiętam dobrze rozczarowanie moim pierwszym zmartwychwstaniem. Było to podczas szkółki niedzielnej. Miałem pięć lat i pierwszy raz uważnie wysłuchałem historii o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa. Uważność nie wynikała z mego charakteru, ale ze strachu. Większą grozę niż pasyjne obrazy wywoływał we mnie ksiądz König. Mierzył prawie dwa metry, krzaczaste brwi wystawały mu ponad okulary w grubych oprawkach, czytał tubalnym głosem, a i tak co jakiś czas podnosił wzrok znad żółtej okładki »g cię miłuje« ks. Jana Karpeckiego, aby sprawdzić, czy słuchamy. Nie było potrzeby – ledwo oddychaliśmy ze strachu przed jego głosem, wzrokiem oraz nadnaturalną mocą, którą miał w naszych oczach jako ksiądz.”

Ciało z ciała [ks. Grzegorz Strzelczyk, Artur Sporniak]
Dopóki tajemnica wcielenia nie daje nam spokoju, jesteśmy w centrum chrześcijańskiego doświadczenia. We wcieleniu następuje odwrócenie porządku. Bóg mówi: nie tylko mam wizerunek, ale ten wizerunek stał się częścią waszej historii. Jan w pierwszym liście pisze: „oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i czegośmy dotykali”. Wreszcie Czwarta Ewangelia powie: „Słowo stało się ciałem”. Ta fraza przewróciła starą formę monoteizmu. Po jej wypowiedzeniu w prologu Janowej Ewangelii już była nie do pominięcia. Moim zdaniem to jedna z największych prowokacji w dziejach ludzkiej myśli! Monoteizmy żydowski i islamski widzą, że „nasz monoteizm jest inny niż ich, to znaczy, że zachowaliśmy specyfikę obrazu Boga objawionej w Jezusie”.


Oto przychodzę [s. Małgorzata Borkowska OSB]
Bóg w roli embriona i noworodka! Był to normalny ludzki poród po normalnym ludzkim dziewięciomiesięcznym rozwoju embriona; we krwi i wodach porodowych wszedł na świat, tak jak we własnej krwi i wodzie z niego (przejściowo) zejdzie. Uświęcił naszą fizjologię i uświęcił chemię ludzkiego ciała. Jest to totalna aprobata ludzkiej kondycji; ale i równie totalne odrzucenie ludzkich miar i kryteriów, skoro poród dokonał się w stajni. „Czyżeś nie mógł sobie w największej ozdobie obrać pałacu drogiego, nie w tym leżeć żłobie?”. Mógł oczywiście, ale nie chciał; „Jego myśli nie są jak myśli nasze” (por. Iz 55,8), ani Jego miary wartości jak nasze miary. Miar naszych On nie potwierdził ani ich nie uświęcił; wręcz je przekreślił, obierając stajnię. Człowiek ceni bogactwo, władzę, zdrowie i powodzenie od początku do końca; Syn Boży obrał nędzę, zależność, drogę do wiecznego szczęścia przez doczesne cierpienie. Musimy sobie powiedzieć jasno, że albo On się pomylił, albo my.


Magdalena Tulli: „Walizka” opowieść wigilijna
„– Wesołych Świąt, Alicjo – powiedziała Alicja, wchodząc na klatkę schodową. I sama się zdziwiła, tak ironicznie to zabrzmiało. Miała w domu karton barszczu, kilogramową paczkę wigilijnych pierogów z kapustą, faszerowaną rybę – we dwójkę też nie daliby rady zjeść tego wszystkiego. I miała makowiec z lukrem. Kiedy sobie o nim przypomniała, od razu zrobiło się jej niedobrze. Od rana nie mogła patrzeć na jedzenie. W zamrażarce trzymała i inne rzeczy, bo plan był taki, że spędzą w domu całe święta. Ale wszystko wskazywało na to, że stanie się inaczej. Obok łóżka czekał kryminał, kupiony na wypadek, gdyby on się jednak nie pokazał. Zamierzała położyć się i czytać, póki nie zaśnie. I nazajutrz znowu czytać. Wydawało jej się, że wszystko wytrzyma, wszystko potrafi znieść. A gdyby miała nie zasnąć, pomogą prochy z jego szuflady. Nie pierwszy raz. Chwila zastanowienia… Trzeci” – pisze narratorka.


Kołakowski: chropawy głos proroka [Piotr Sikora]
Kołakowski twierdzi, że nasza cywilizacja nie przetrwa, jeśli zapomni Jezusa. Próbując tworzyć „nowy świat” bez odniesienia do Nowiny o Królestwie, legnie w gruzach – o książce „Jezus ośmieszony” pisze Piotr Sikora.
My wiemy, że On ma rację – napisał Leszek Kołakowski w tekście „Jezus ośmieszony”, powstałym w latach 80.XX wieku, wsadzonym przez autora do szuflady, a niedawno odkrytym przez jego rodzinę i wydanym w formie książkowej. On, czyli Jezus Chrystus. Nie tylko rabbi z Nazaretu, ale Syn Boży, posłany przez Ojca dla naszego zbawienia. – Kto jednak kryje się za owym „my”? Kto wie, że Chrystus ma rację? Sam – ewidentnie zaliczając się do wspomnianych „my”– wyraźnie potwierdza, że chrześcijaninem nie jest. Nie stroni też od krytyki chrześcijańskich wspólnot, które – jego zdaniem– funkcjonują, jak gdyby zapomniały o istocie Jezusowego przesłania albo wstydziły się Go, przyznając w ten sposób rację tym, którzy chcieliby postać Nazarejczyka odesłać do kulturowego lamusa.


Marek Kondrat: nie idę spać z Polską na ustach [Katarzyna Kubisiowska]
25 lat temu nie byłbym w stanie wyobrazić sobie, że będę żył w tak kapitalnym kraju – mówi w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” aktor. – Moje pierwsze świadome i bardzo dotkliwe spotkanie z ojczyzną to rok 1968 – wspomina w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską Marek Kondrat. – Dopiero zdawałem maturę, ale z chłopakami, którzy już byli na uniwersytecie, chodziliśmy wojować pod uczelnię. Dostałem pałą i zaciągnęli mnie do nyski. W nysce taki jowialny, grubawy sierżant, w szynelu niebieskawym, spojrzał na moją legitymację i powiedział: „synu, weź ją i idź do domu”.
Wierzył Pan, że PRL nie jest wieczny? – pyta aktora Kubisiowska.
Do głowy mi to nie przyszło – odpowiada Kondrat. – Nie byłbym sobie w stanie wyobrazić 40 czy nawet 25 lat temu, że będę dziś żył w tak kapitalnym kraju. Dlatego pracuję nad sobą, żeby z człowieka piętnującego rodzime niedoskonałości zmieniać się w takiego, który afirmuje, a nawet bywa z polskości dumny.


Kabaret skeczów męczących [Przemysław Wilczyński]
Świat przedstawiony? Żona-sprzątaczka, emigrant-złodziej, ksiądz-pedofil. Środki wyrazu? Dosłowny, możliwie chamski żart. Autorstwo? Polski kabaret współczesny, wersja telewizyjna.
Na dobry początek konferansjerzy z Polsatu – Robert Korólczyk i Bartosz Demczuk, członkowie Kabaretu Młodszych Panów – proponują publiczności skecz w kategorii „Takie mamy czasy”. Występują głównie dziadek (sam Korólczyk) oraz wnuk. Tego ostatniego widzimy przy komputerze, wykrzykującego do ekranu: „Giń, szmato!”. Gra najwyraźniej w grę wojenną, na co dziadek reaguje entuzjastycznie. Motyw główny? Dziadek zakłada sobie profil na Facebooku. Efekt humorystyczny? Wnuk pyta o dane potrzebne do założenia konta. Edukacja? „Zespół szkół zbombardowanych”. Ulubione miejsca? „Placówki NFZ”. Zainteresowania? „Trzy kobiety naraz, w tym jedna czarna”.
Jeszcze opcja „zsynchronizuj znajomych” – mówi wnuczek.
Mnie by się przydała opcja „wskrześ znajomych” – odpowiada dziadek.


Święci Mikołaje na wynajem [Mariusz Sepioło]
Musi mieć swój wzrost i kawał łapy, nie jakieś chucherko. Ponadto – informują agencje zatrudnienia – powinien być „osobą otwartą” i „naturalnie wesołą”. Podniosła atmosfera świąt kojarzy się Mirkowi głównie z windą między piętrem pierwszym a drugim, którą już drugi rok podróżuje w tym czasie kilkadziesiąt razy dziennie. Wyżej nie jeździ, wyżej siedzi kierownictwo galerii. Mirek sprawia, że niektóre dzieci uśmiechają się, a niektóre uciekają z płaczem, bo nie jest tak – tłumaczy – że każdy dzieciaczek na Świętego zareaguje tak samo. Podniosłą atmosferę świąt można zamówić przez telefon, trudnią się tym specjalne firmy – pisze Mariusz Sepioło.


Minimaliści: roczny post od zakupów [Beata Chomątowska]
Zaczynali w dwunastkę. Dwójka niesparowanych i 10 rodzin. Wytrwała ósemka. Jest grudzień, czas Adwentu, miesiąc ofensywy dobroczynności i gromadzenia dóbr przed najważniejszą kolacją w roku. Z raportów firm badających zwyczaje Polaków wynika, że na prezenty wydajemy w jego trakcie ok. 30 proc. założonego świątecznego budżetu, czyli 137 euro. Oni, już po półmetku konsekwentnego wyrzekania się podobnych pokus, próbują radzić sobie inaczej, choć właśnie wtedy kończą im się ostatnie zapasy. Ktoś wymieni dwa kilo elektrośmieci na choinkę, ktoś obdaruje dzieci własnoręcznie wykonanymi prezentami. Ktoś złamie się i kupi w promocji żelazko, którego brak doskwierał mu najbardziej. Na stołach wigilijnych wylądują produkty od rodziny, sąsiadów, znajomych.

Nie warto umierać za gender [Sławomira Walczewska]
Zawieśmy spór o słowo, które każdy rozumie, jak mu się podoba. Zajmijmy się realną dyskryminacją i poniżeniem. Po gwałtownych dyskusjach o gender, które przetoczyły się przez media, parlament, Kościół i uczelnie w pierwszej połowie tego roku, debata na moment ucichła. – Nie miejmy jednak złudzeń. Temat wkrótce powróci. Nim znów rozpętają się polemiczne emocje i zaczną fruwać w przestrzeni publicznej populistyczne porównania i argumenty, możemy postarać się o to, by nie kruszyć kopii na darmo i nie wikłać się ponownie w zamieszanie, które towarzyszyło niedawnym sporom. Czas na świąteczne porządki – pisze Sławomira Walczewska, działaczka społeczna i publicystka.


Zofia Wielowieyska: W każdym człowieku coś tkwi [Justyna Dąbrowska]
Słowo „miłość” jakoś mi nie leży. Zdewaluowało się. Za często pada w głupich kontekstach
– Jak długo jest już Pani w małżeństwie?
– O Boże, nie wiem. Zaraz… 63? Trochę już za nami tego docierania się. Justyna Kowalczyk, kiedy ktoś jej powiedział: „Znowu się udało zdobyć złoty medal!”, odpowiedziała: „Nic się nie udało, ciężką pracą to zdobyłam!”. No właśnie. Czy Wielowieyska używa słowa „miłość”? – Nie, bo – jak mówi – „jakoś jej nie leży”. – Zdewaluowało się. Za często pada w głupich kontekstach. Głównie erotycznych – przyznaje. I tłumaczy, że są lepsze formy okazywania miłości niż gadanie. Dziś Zofia Wielowieyska ma 85 lat. Siedmioro dzieci, 25 wnuków, prawnuczki. – Może dla niektórych nie jest to łatwe do przyjęcia, ale ja wiem, że jeszcze coś trzeba zrobić – dzisiaj i jutro, i na tym się skupiam.


Francja: Baby boom [z Paryża Szymon Łucyk]
Od wielu lat Francuzki, obok Irlandek, rodzą najwięcej dzieci w Europie. Niemały w tym udział imigrantek, także z Polski. Skąd ten baby boom w dobie zapaści gospodarczej? Dworzec kolejki podmiejskiej w Rueil-Malmaison, przedmieścia Paryża. Z roweru zeskakuje trzydziestokilkulatka. Szczupła sylwetka, młodzieżowa bluza, dżinsy. Niełatwo się domyślić, że jest już matką trojga dzieci. – Cześć, jestem Gosia. Mamy jakieś dwie godziny, potem muszę odebrać chłopaków ze szkoły – rzuca na powitanie. Siedząc na murku pod gmachem banku (ciszej tu niż w pobliskim gwarnym bistrze), roztrząsamy temat: skąd we Francji tyle dzieci? Bo na jedną mieszkankę tego kraju przypada dziś średnio dwoje dzieci (patrz ramka), czyli znacznie więcej niż w Polsce czy Niemczech. A taka tendencja utrzymuje się od wielu lat.


Ukraina: Jurko idzie na wojnę [ze wschodniej Ukrainy Paweł Reszka]
Front i wszystko, co przy froncie to pustynia. Drzewa poranione. Wypalone domy. Postrzelane jak sito płoty. Drogi pokryte śniegiem, dawno nikt po nich nie jeździ. Nie zgadza się tylko dźwięk. W strefie umarłych powinna panować cisza. A jest ciągły świst wystrzeliwanego metalu. Soczyste, wywołujące drżenie ziemi katiusze „Grad”. Suchy, kostyczny moździerz. Serie kałasznikowa: jakby ktoś sypał suchy groch do miski. Dźwięki są uporczywe, nie milkną. Można nie zwracać na nie uwagi, ale to tylko udawanie. Zaryte w okopach, ukryte w rozbitych domach, wojska nie przebaczają ani sobie, ani tej ziemi. W Piaskach, gdzie piszę te słowa, nie ma wody, prądu, ogrzewania. Nie ma sklepów, pracy. Nie można jeździć – bo moździerze. Nie można chodzić – bo snajperzy. Strach iść do lasu po drewno – bo miny-pułapki. Strach palić w piecu, bo „tamci”, gdy widzą dym, zaraz oddają salwę.


Ukraina: Snajper nie może spać [z Ukrainy Monika Andruszewska]
Prosi, aby pisać o nim: Dawid. Dlaczego? To dobre imię, hebrajskie. Zawsze podobała mu się historia o Dawidzie i Goliacie. Tak nazwie syna. Jeśli będzie jakiegoś miał. Chciałby mieć syna. Chciałby też zbudować dom, w którym zamieszka jego rodzina. To był jego zawód przed wojną: budowanie domów. Teraz jest snajperem. „Kochana, robię to dla ciebie, dla dzieci, dla nas” – powtarza kolega z oddziału Dawida, gdy narzeczona dzwoni i prosi, by wrócił z wojny. Dawid słucha i zastanawia się, dla kogo on sam walczy. No tak, walczy dla Ukrainy. Kolega pochodzi z Doniecka, martwi się, że rosyjskie czołgi przyjdą pod jego dom. Ale Dawid nie musi bronić niczego swojego. Wychował się w domu dziecka. Walczy za to, czego jeszcze nie miał. Ma spokojne, niebieskie oczy.


Palestyna: Szeherezada z Placu Żłóbka [z Betlejem Karolina Przewrocka]
Palestynka, katoliczka, profesorka uniwersytetu, feministka, badaczka gender studies. A także matka pięciorga dzieci i wdowa po, jak tu mówią, męczenniku. Oto Vera Baboun: pierwsza burmistrzyni w historii Betlejem.
Po internecie krąży taki obrazek: Trzej Królowie w drodze do Dziecięcia przystają nagle i ze zdumieniem wpatrują się w mur, który przed nimi wyrósł. To trochę tak jak w opowieściach kierowcy Dauda – z tą różnicą, że na obrazkach były wielbłądy, a oto stoi przed nami jego odpowiednio oznakowana taksówka. Daud, izraelski Arab ze Wschodniej Jerozolimy, cieszy się sympatią dziennikarzy, bo ma to, czego potrzebują: zezwolenie na poruszanie się po obu stronach muru, doskonałą znajomość arabskiego, swobodę w wypowiedziach dla mediów i bliskowschodnie know-how. Zna cenę bezpieczeństwa, dlatego po niedawnych zamachach w Jerozolimie przybyło mu klientów.


Niemcy: Żenujący apel [z Berlina Joachim Trenkner]
Przez chwilę można było mieć nadzieję, że niemieccy apologeci Rosji zamilkli – w obliczu faktów, które trudno negować. Niestety: walka o niemieckie serca i umysły trwa nadal. W ostatnim czasie ton niemieckiej polityce i dyskusji publicznej o Rosji nadawała kanclerz Angela Merkel i jej kolejne twarde wystąpienia, krytykujące agresywną politykę Putina. Zdawało się, że Niemcy obrały wreszcie jasny kierunek, a rosyjskie próby dzielenia niemieckiej polityki i społeczeństwa spalą na panewce. Niestety, były to nadzieje przedwczesne – a najnowszym tego dowodem jest apel, który podpisało właśnie około 60 mniej lub bardziej ważnych postaci niemieckiego życia publicznego. Ma zwodniczy, bo pozornie szlachetny tytuł: „Znów wojna w Europie? Nie w naszym imieniu!”. Jego sygnatariusze – byli politycy i prominenci ze sfery kultury i gospodarki – ostrzegają w nim przed „demonizacją” Rosji, ubolewają nad sankcjami przeciw Rosji i napominają rząd Merkel, by stawił czoło „swej odpowiedzialności za pokój w Europie”…


Niemcy: Droga do jedności [z Berlina Joachim Trenkner]
25 lat temu kluczowy moment dla zjednoczenia Niemiec dokonał się w mieście, gdzie stacjonował młody kagebista Putin. Nie wiemy, co wtedy myślał. Wiemy, że dziś żałuje, iż upadek NRD otworzył Europie Środkowej drogę na Zachód. Autostrada z Berlina do Drezna była w żałosnym stanie. Łup-łup, łup-łup, łup-łup: nasza karawana pojazdów telewizji Sender Freies Berlin, mających obsługiwać wizytę kanclerza Helmuta Kohla w (jeszcze) NRD, turkotała monotonnie po wyboistych betonowych płytach, których przez 40 lat istnienia Niemiec Wschodnich nie zdążono pokryć asfaltem. Zbliżało się Boże Narodzenie 1989 r. Samochody z wszelkim możliwym sprzętem, przekaźniki satelitarne, mobilne studio dźwięku, personel… Wszystko trzeba było przewieźć z Berlina Zachodniego do stolicy Saksonii, by obrazy ze spotkania między Kohlem i nowym premierem NRD Hansem Modrowem, rzekomo komunistą-reformatorem, trafiły do każdego niemieckiego mieszkania, na Zachodzie i Wschodzie.


Oddech wieku XIX [Andrzej Chwalba]
Co połączyło Henryka Wereszyckiego i Stefana Kieniewicza? W czasach głębokiego PRL ci dwaj historycy uważani byli w środowisku za najważniejszych. Choć się różnili, wiele ich łączyło. Nie tylko uczciwość, ale też „Tygodnik Powszechny”. „Byli wielkimi osobowościami w nauce polskiej. Henryk Wereszycki – symbol polskiej historiografii niezależnej (…), nie tylko w okresie stalinowskim. Stefan Kieniewicz – niedościgły wzór naukowej solidności, pracowitości i erudycji”. Tak zaczyna swój wstęp do zbioru korespondencji Kieniewicza i Wereszyckiego, dwóch wybitnych historyków XX w., jego autorka Elżbieta Orman. Te dwie w istocie niezwykłe osobistości, to także część historii „Tygodnika”: przez lata obaj należeli do jego stałych współpracowników. Są, a przynajmniej powinni być, dobrze znani badaczom różnych generacji i ośrodków naukowych.


Vaclav Burian: Dużo poetów, mało pisuarów [Łukasz Grzesiczek]
VACLAV BURIAN: Pod koniec lat 70. Polska zaczęła mi się podobać coraz bardziej. A później zaczęły dziać się te cuda: papież, Miłosz, Solidarność i temu podobne. W końcu wsiąkłem zupełnie…
Na początku października 2014 roku, w wieku 55 lat, zmarł nagle Václav Burian: czeski poeta, dziennikarz i tłumacz literatury polskiej; przed Aksamitną Rewolucją w Czechosłowacji opozycjonista, pozbawiony m.in. możliwości studiowania. A także: serdeczny i niezawodny przyjaciel i autor „Tygodnika Powszechnego”. Do Polski jeździł od młodości, na koncerty jazzowe i filmy, niedostępne w jego kraju. Na początku lat 80. zaprenumerował „Tygodnik” i, jak wspominał, raz w tygodniu legalnie dostawał porcję tekstów, które w komunistycznej Czechosłowacji ukazać by się nie mogły.

Jonathan Haidt dla „Tygodnika” o fundamentach moralności [Łukasz Kwiatek, Bartek Kucharzyk]
Zdaniem wybitnego psychologa, badacza moralności, uznawanego za jednego z największych żyjących dziś intelektualistów, osąd moralny o wiele bardziej przypomina ocenę estetyczną niż rozwiązywanie matematycznego problemu – najpierw przychodzi relacja emocjonalna, a potem próbujemy ją czasem na chłodno zracjonalizować.
Skąd się jednak w nas biorą owe emocjonalne relacje? – Są wrodzone, wyposażyła nas w nie ewoucja – odpowiada Haidt. Z moralnością jest trochę jak ze smakiem – tłumaczy Haidt. – Nasze kubki smakowe na języku odbierają pięć różnych smaków, ale każda kultura stworzyła własną, unikalną kuchnię, preferującą określone z nich. Kuchnie te muszą jednak zadowolić język odbierający pięć smaków, takich samych u wszystkich ludzi na świecie. Nie można po prostu zmieszać dowolnych składników.


Według legendy w wigilię zwierzęta mówią. Według naukowców – nie tylko w wigilię [Mateusz Hohol]
Mimo ogromnego pokrewieństwa, ludzi i małpy dzieli umysłowa i cywilizacyjna przepaść, najdobitniej wyrażana przez kraty ogrodów zoologicznych, za którymi umieszczamy naszych małpich kuzynów. Jedną z fundamentalnych różnic jest to, że tylko my mówimy. W naturalnym środowisku szympansy tworzą złożone relacje społeczne i także się komunikują, jednak nie przypomina to ludzkiego języka. Nie potrafią nawet czegoś wspólnie ustalić ani zaplanować, nie mówiąc już o tworzeniu opisów, relacji czy opowieści. Naukowcy zaczęli się jednak zastanawiać, czy nie dałoby się małp ludzkiego języka nauczyć.


Nauka na wigilię
Czy decydując się na sztuczną choinkę zachowujemy się ekologicznie? Jak ludzie odczytywali znaki na niebie, jednym z których była „gwiazda betlejemska”? Czy dawanie sobie prezentów ma uzasadnienie ewolucyjne? Czy na wigilijnym stole znajdziemy legendarny piąty smak, który kojarzy się raczej z kuchnią chińską? I do czego jeszcze, oprócz pieczenia makowca, naukowcy używają drożdży piekarskich? O tym, w specjalnym wigilijno-naukowym bloku na łamach świątecznego numeru „Tygodnika”, opowiedzą ekolog i publicysta Piotr Siergiej, kosmolog i astrofizyk Łukasz Lamża, kognitywista zajmujący się badaniami neuronaukowymi Mateusz Hohol, kierownik działu naukowego „TP” i bloger kulinarny Michał Kuźmiński oraz biolożka, która prowadziła eksperymenty na drożdżach Anna Bartosik.


Katedra Guardioli [Michał Okoński]
Na tym, co robi, korzystamy także w Polsce, bo trenuje naszego najlepszego piłkarza, Roberta Lewandowskiego. Ale rewolucja, jakiej dokonuje 43-letni Katalończyk, nie ogranicza się do klubu czy kraju: stawką jest wymyślenie na nowo całej piłki nożnej. „Był wielkim piłkarzem. Zdanie to, w odniesieniu do wielkiego trenera, nie jest wcale oczywistością: wielu wybitnych piłkarzy po przeprowadzce na ławkę trenerską nie może się odnaleźć. Znane są przypadki takich, którzy podczas treningów rywalizują ze swoimi podopiecznymi. Nie umieją pogodzić się z upływem czasu, za pomocą dzisiejszych piłkarzy rozgrywają wczorajsze mecze. Największy rywal trenerski Guardioli, Jose Mourinho, zawodnikiem był miernym: udzielał lekcji WF-u, a do świata wielkiej piłki trafił jako tłumacz. Prowadzący przed laty reprezentację Włoch Arrigo Sacchi nie grał w ogóle, a przyciskany w tej sprawie przez dziennikarzy, odpowiedział słynnym zdaniem: »Nie wiedziałem, że aby być dżokejem, trzeba najpierw być koniem«”.

Trwanie w portretach [Maria Rostworowska]
W Muzeum Narodowym w Krakowie trwa wielka wystawa malarstwa Olgi Boznańskiej – największa od 1960 r., kiedy Kraków oddał hołd swojej genialnej malarce w 20. rocznicę jej śmierci.
Z tamtej wystawy zapamiętałam jedynie „Dzieci na schodach” – sama byłam wówczas dzieckiem i pewnie dlatego właśnie ten obraz mnie zainteresował. Dziś malowane przez nią psychologiczne portrety, zgromadzone na wystawie w Muzeum Narodowym, każą co chwila przystanąć i przypomnieć sobie, kim są ci ludzie na obrazach i jakim sposobem się tu znaleźli… Patrzą na zwiedzających niesamowitymi, pełnymi ekspresji oczami, mieszając się z tłumem gości. Mimo staroświeckich ubiorów, ząb czasu się ich nie ima. To nasi współcześni. Jakim sposobem, skoro sama Boznańska była z zupełnie innej epoki, z pokolenia, które wieczorami czytało przy lampie naftowej i jeździło po mieście fiakrem?


Paweł Bravo o GMO
Ponowne ręczne przeliczenie półtora miliona głosów potwierdziło wyniki sumowane wcześniej przez maszyny. W ostatniej chwili strona skarżąca domagała się jeszcze ekspertyzy paru tysięcy kart nieważnych, ale sąd oddalił wniosek i jej pełnomocnicy oświadczyli, że z szacunkiem uznają werdykt wyborców.
Nie, proszę nie pytać, co paliłem, żeby snuć odklejone wizje demokracji w działaniu. Po prostu ta depesza nie jest z Warszawy, lecz z Salem – nie tego od czarownic, tylko stolicy stanu Oregon. Jego mieszkańcy głosowali w referendum nad tym, czy nakazać producentom żywności informowanie o użyciu składników pochodzących z roślin genetycznie modyfikowanych. Propozycja przepadła o włos, ale w coraz trudniejszej do ogarnięcia rozumem wojnie o GMO nie będzie rozejmu: na kampanię w mało ludnym stanie wydano aż 30 mln dolarów.


We władzy książek [dr Earlem Havensem, Grzegorz Jankowicz]
Earl Havens, kustosz zbiorów specjalnych Sheridan Libraries i pracownik naukowy Johns Hopkins University w Baltimore w USA opowiada o rynku rzadkich książek, polowaniach w antykwariatach, licytowaniu na aukcjach i kradzieżach. Czyli o bibliofilii: pasji, która może zrujnować życie.
GRZEGORZ JANKOWICZ:
Czy pożycza Pan książki – te przez Pana kupione i stojące na półce w domowej bibliotece? Wyobraźmy sobie, że znajomi przychodzą w odwiedziny i na odchodnym jednemu z nich wpada w oko ciekawa pozycja…
EARLE HAVENS: W domu mam zaledwie około 2000 książek. Wśród nich znajduje się 50 białych kruków. Odpowiedź brzmiałaby: nie.
Niezbyt towarzyska reakcja.
Nie ma na świecie takiego kolekcjonera, który lubiłby wypuszczać książki z domu. To cecha, która łączy nas wszystkich. A mówię tu zarówno o profesjonalnych zbieraczach, jak i zwykłych czytelnikach, którzy od czasu do czasu dorzucają do swojej biblioteczki trochę nowych rzeczy.


Wycinka” Krystiana Lupy: Skorumpowane talenty [Marcin Kościelniak]
„Wycinka” – spektakl, który zdobył najwięcej nagród na zakończonym właśnie festiwalu Boska Komedia: „Fenomenalny, genialny, mistrzowski, bomba atomowa, arcydzieło, triumf – oto wybrane prasowe epitety pod adresem najnowszego spektaklu Krystiana Lupy. Zasłużone!”. Pokaz „Wycinki” Krystiana Lupy podczas krakowskiego festiwalu „Boska Komedia” to – od dnia premiery 23 października – zaledwie trzecia prezentacja przedstawienia w Polsce. Festiwalowa nagroda za najlepszy spektakl, najlepszą reżyserię i najlepszą rolę pierwszoplanową (Piotr Skiba w roli Thomasa Bernharda) nie jest zaskoczeniem: spektakl zdążył już obrosnąć legendą. Zawdzięcza ją mistrzowskiemu rzemiosłu i prostej, niemal publicystycznej, a przy tym złośliwej wymowie.


Trzy razy Lokator [Małgorzata I. Niemczyńska]
Małgorzata I. Niemczyńska, nominowana do tegorocznej nagrody Grand Press, pisze o krakowskim klubie i księgarni Lokator – miejscu, w którym grafik Piotr Kaliński zgromadził całe literackie pokolenie.
Gdyby nakręcić o tym film, mógłby się zaczynać od zaćmienia słońca. Pod koniec XX wieku, w drodze na Węgry. Dwóch chłopaków z Polski jedzie tam wartburgiem. Jeden ma na imię Piotrek i studiuje na Akademii Sztuk Pięknych. Drugi to Wojtek, też student, ale ekonomii. Mają mnóstwo sprzętu fotograficznego. Droga ucieka spod kół, minuty w samochodzie się dłużą. Wreszcie Piotrek rzuca:
– Słuchaj, trzeba by coś zrobić. Co byś powiedział, gdybyśmy tak założyli klub internetowy?
– No, zrobimy to – odpowiada Wojtek spokojnie.


Kermit nie jest zielony [Adam Pluszka]
Właśnie ukazało się polskie tłumaczenie biografii Jima Hensona – twórcy legendarnych „Muppetów”.
W dzieciństwie przekrzykiwaliśmy się z kolegami: „Jestem Zwierzakiem!”. „Nie, bo ja! Patrz! Uaaaaaa!”. „A ja jestem Szwedzkim Kucharzem!”. „A ja Gonzem!”. Nikt nie chciał być stetryczałym szydercą Statlerem czy Waldorfem, to przyszło później. Kto potrafił powiedzieć coś Kermitem Żabą albo Misiem Fazim – był kimś. Oczywiście zdarzało się, że taki talent miało kilka osób, było nas dużo, do szkoły chodziło się na trzy zmiany; wtedy zwykle wygrywał silniejszy, nie bardziej dowcipny. Brian Jay Jones mówi, że należy do pokolenia Jima Hensona. Czy ja też? Nie wiem. (Brian jest ode mnie 9 lat starszy; kiedy pojawiła się „Ulica Sezamkowa”, miał 2 lata). Pamiętam, że „Muppet Show” oglądałem sumiennie, że uwielbiałem „Fraglesy”, że umierałem ze strachu na „Labiryncie”, który podobał mi się bardziej niż „Niekończąca się opowieść” (chociaż i tak, podobnie jak większość kolegów, zakochałem się w Cesarzowej), że czekałem na kolejne odcinki „Mapeciątek” (nie tylko mnie wryła się w pamięć niania, a właściwie jej skarpetki i rąbek spódnicy), a później „Bajarza”, i że oglądany zbyt późno „Ciemny kryształ” trąci myszką.


Macondo”: Niewygodny bagaż [Anita Piotrowska]
„Rozgrywający się w egzotycznej wspólnocie czeczeńskich uchodźców „Macondo” jest uniwersalnym filmem o dojrzewaniu do męskości – tej skłonnej do poświęcenia i gotowej przyznać się do błędów”.
Kino fabularne czy dokumentalne zazwyczaj traktuje problem azylantów w sposób interwencyjny – jako problem właśnie. Sudabeh Mortezai, urodzona w Niemczech austriacka reżyserka o irańskich korzeniach, w swoim fabularnym debiucie spogląda na środowisko imigranckie od środka, oczyma jednego z uchodźców, w dodatku dziecka. Dzięki temu historia 11-letniego Ramasana z Czeczenii jest przede wszystkim intrygującą opowieścią o dorastaniu – w obcym świecie, w cieniu wojny, pod groźbą deportacji. Kulturowa odrębność, która zwykle staje na drodze ku asymilacji, w filmie „Macondo” – za sprawą jego dziecięcej perspektywy – zostaje wyostrzona. Jednocześnie Mortezai sugeruje, że tradycja czy tożsamość nie mogą być przyswajane w sposób mechaniczny. Że często wymagają przepracowania i dopasowania do nowych warunków.


DODATKI:


– Płyta DVD: ks. Adam Boniecki komentuje Ewangelię
– Eko Polska – 25 lat ruchu ekologicznego w Polsce
– Odnalezione w Tłumaczeniu, ale pozostającym nieusuwalnym elementem pejzażu Europy i inspirującym kolejnych architektów.




W wydaniu nr 157, grudzień 2014, ISSN 2300-6692 również

  1. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Ikona - 22.12
  2. TP NR 51-52, PŁYTA DVD

    Ks. Boniecki komentuje Biblię - 18.12
  3. IMR ADVERTISING BY PR

    Gotowe na Sylwestra, edycja 5 - 17.12
  4. WIATR OD MORZA

    Życzenia dla Jarosława K. - 30.12
  5. KONIEC UNII EUROPEJSKIEJ?

    Obywatele głosu nie mają - 16.12
  6. DIAMENTY JEDNAK SĄ WIECZNE

    Nadchodzą jeszcze lepsze czasy - 12.12
  7. TP NR 51-52

    Trzy ucieczki Boga - 16.12
  8. SZTUKA KOMIKSÓW

    To był świetny rok - 8.12
  9. KRONIKA BYWALCA

    Kolędy u Anglików - 17.12
  10. ANGLIK IN POLAND

    Szlachetna grafomania - 3.12
  11. I CO TERAZ?

    Byle przeczekać - 16.12
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Gruzja sama sobie poradzi - 8.12
  13. LEKTURY DECYDENTA

    Geniusz pamięci - 18.12
  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 31.12 – Od Annasza do Kajfasza
  15. W OPARACH WIZERUNKU

    Problemy samookreślenia - 1.12
  16. ARCHITEKT WSZECHŚWIATA

    W krzywym zwierciadle historii - 1.12