Established 1999

MUZYKA KLASYCZNA

7 marzec 2008

Idę swoją drogą

W Polsce moja muzyka nie jest rozumiana. Ponadto – typowa polska zawiść. Ja uprawiam gatunki muzyczne, które w Polsce nigdy nie miały swojej tradycji. Nie było wielkich kompozytorów piszących symfonie, wielką muzykę kameralną, oratoria. Oczywiście, poza wyjątkami, np. „Stabat Mater” Szymanowskiego czy dwie ostatnie symfonie Lutosławskiego. Ja w tym obszarze trafiłem na muzyczny mur. Zrozumiałem to dopiero, gdy wyjechałem z Polski. Z perspektywy lat spędzonych w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Ameryce zrozumiałem, że Polska nie jest postrzegana w świecie jako kraj z muzyczną kulturą. Nasza kultura muzyczna jest bardzo uboga – mówi Krzysztof Penderecki.


Z KRZYSZTOFEM PENDERECKIM
kompozytorem



rozmawia
Damian A. Zaczek


Panie Profesorze, czy Pana jedynym światem jest muzyka? Czy ma Pan jeszcze inne zainteresowania, namiętności?


Interesuje mnie wiele spraw i zjawisk. Jednak największym obszarem mojego zainteresowania, po muzyce, jest botanika. W 1976 r. w moim majątku w Lusławicach założyłem arboretum. Na powierzchni 30 hektarów mam tam olbrzymią kolekcję krzewów, kwiatów, ale przede wszystkim drzew. Rośnie u mnie ponad tysiąc gatunków drzew. Są to prawie wszystkie gatunki, które mają szanse przezimować w Polsce, ale są wśród nich też drzewa japońskie, chińskie, północnoamerykańskie i europejskie. Przyrodą interesuję się od dziecka, wiedzę o drzewach zdobywałem sam. Mój park miał najpierw 3 hektary, a dzisiaj dziesięć razy więcej.


Od dziecka miał Pan również muzyczny talent. Kiedy Pan odkrył w sobie zdolności kompozytorskie?


Pochodzę z rodziny inteligenckiej, w której dbano, żeby w wykształceniu dzieci dużą rolę odgrywała muzyka. Mój dziadek założył w Dębicy bank, mój ojciec był adwokatem. Mnie, czy tego chciałem czy nie, posłano na lekcje muzyki – najpierw gry na fortepianie, później na skrzypcach. Bardzo wcześnie zacząłem komponować. O ile pamiętam, już w czasie okupacji, gdy miałem 10 lat. Talent muzyczny objawia się u dzieci bardzo wcześnie, tak jak np. wyjątkowe uzdolnienia do matematyki, rysunku. Ojciec miał dużo nut, które przeglądałem. Szybko zacząłem pisać, na początek etiudy.


Jaki rodzaj umysłu musi mieć kompozytor?


Musi mieć wyobraźnię przestrzenną z umiejętnością przeniesienia je na muzykę. Podobną wyobraźnię mają architekci, pisarze. Kompozytor, pisząc mały odcinek muzyki, musi ogarnąć wyobraźnią i pamięcią cały utwór. Musi wiedzieć, w którym miejscu całości znajdzie się każdy fragment utworu. To rzadka umiejętność – myślenie całością.


Potocznie muzykę dzieli się na rozrywkową i klasyczną. Czy zachodzą między nimi jakieś zależności?


Myślę, że muzyka klasyczna, poważna była kiedyś bardzo daleka od tego, co dziś nazywamy rozrywką. Dzisiaj obserwuję, że kompozytorzy muzyki rozrywkowej zbliżają się coraz częściej do języka muzyki klasycznej. Wykorzystywanie wątków, motywów tej muzyki stało się powszechne. W ostatnich latach muzyka filmowa bardzo zbliżyła się do muzyki poważnej.


Czy zależy panu, aby Pańska twórczość była odbierana przez coraz większe kręgi słuchaczy?


Nie, ja adresuję moją muzykę do dobrego, wyrobionego słuchacza koncertowego. Jeśli ktoś potrafi zrozumieć symfonie Beethovena, Brucknera, Mahlera czy Sibeliusa, to absolutnie zrozumie również moją muzykę.


Pańska muzyka jest uniwersalna…


Poruszam tematy ważne, uniwersalne. Krytycy mają mi za złe, że moje kompozycje za bardzo osadzone są w teraźniejszości. Oczywiście, nawiązuję do reminiscencji np. z mojego dzieciństwa czy innych zdarzeń życiowych, historycznych. Będą bardzo młodym człowiekiem napisałem utwór w hołdzie ofiarom Hiroszimy, później ofiarom Oświęcimia, a w czasie rodzącej się “Solidarności” – “Polskie requiem”. Uważam, że artysta jest świadkiem epoki, w której żyje i otaczająca go rzeczywistość musi znajdować odzwierciedlenie w jego twórczości. Ja nie jestem kimś, kto stoi obok toczącego się na świecie życia.


Jest Pan bardziej ceniony za granicą niż w Polsce. Dlaczego?


W Polsce moja muzyka nie jest rozumiana. Ponadto – typowa polska zawiść. Ja uprawiam gatunki muzyczne, które w Polsce nigdy nie miały swojej tradycji. Nie było wielkich kompozytorów piszących symfonie, wielką muzykę kameralną, oratoria. Oczywiście, poza wyjątkami, np. „Stabat Mater” Szymanowskiego, czy dwie ostatnie symfonie Lutosławskiego. Ja piszę muzykę, która w tym obszarze nie była uprawiana. Trafiłem na muzyczny ugór. Zrozumiałem to dopiero, gdy wyjechałem z Polski. Z perspektywy lat spędzonych w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Ameryce zrozumiałem, że Polska nie jest postrzegana w świecie jako kraj z muzyczną kulturą. Poza Chopinem, Lutosławskim, Szymanowskim i Góreckim nie mamy innych ważnych kompozytorów. To znaczy, że Polska ma bardzo ubogą kulturę muzyczną. Jednak są również kraje, w których nie ma aż tylu znanych kompozytorów. W okresie, kiedy w Niemczech, Austrii, Rosji, Finlandii rozkwitał gatunek symfonii, w Polsce w ogóle nie powstawała tego typu muzyka.


Czy w muzyce poważnej można mówić o trendach?


Trendy są i ciągle się zmieniają, odchodzą jak np. awangarda lat 50. i 60. Mimo upływu tylu lat w jej miejscu nie pojawił się nowy trend. Dzisiejsza awangarda to epigoni tamtej awangardy sprzed pół wieku. W muzyce światowej nie ma nowego trendu, który byłby godny naśladowania. Myślę, że upłynie jeszcze trochę czasu, zanim pojawi się coś nowego.


Pisze Pan utwory na zamówienie, na różne okazje…


Beethoven i jemu współcześni pisali przeważnie na zamówienia. Pisanie na zamówienie jest czymś zupełnie naturalnym.


Łatwiej się pisze na zamówienie, czy z potrzeby serca?


Przynajmniej raz na tydzień otrzymuję propozycję napisania jednego utworu. Zdarza się, że w roku takich próśb mam od 60 do 100. Odmawiam. Piszę, średnio jeden utwór na rok i to taki, który mnie interesuje.


Zamówienia napływają zza granicy?


Na polskie zamówienia pisywałem w latach 60. Od tamtego czasu powstał tylko jeden utwór – z okazji 1000-lecia Gdańska. Tak naprawdę z polskim środowiskiem zerwałem w latach 60. Wyjechałem z kraju. Całe moje dorosłe życie spędziłem poza Polską. Przyznam się, że w związku z charakterem Polaków nie chcę mieć z tym środowiskiem nic wspólnego. Poza tym, ja piszę specyficzną, moją muzykę, nie w polskiej tradycji. Nikt takiej nie pisze. Ja idę swoją drogą.


W Polsce nie ma ciągłości kultury muzycznej.


Rzeczywiście. Zacząć trzeba od tego, że w szkołach nie ma lekcji muzyki. A np. w Japonii, na Węgrzech w szkołach podstawowych dzieci uczone są muzyki. Ja w szkole miałem muzykę i wspaniałego nauczyciela. W czasach szkolnych stworzyłem nawet mały zespół muzyczny. Oczywiście rozrywkowy, bo na inny nie było zezwolenia.


Jakiej muzyki Pan słucha?


Staram się raczej muzyki nie słuchać. Słuchanie muzyki przeszkadza mi w komponowaniu. To tak, jakby zapytał pan malarza czy rano chodzi do muzeów oglądać dzieła kolegów. Oczywiście, chodzę na jakieś ciekawe koncerty. Radia raczej nie słucham. Muzyki staram się szukać w sobie.


Na świecie obserwuje się wzrost zainteresowania operą…


Tak, można zaobserwować renesans opery. Zaczął się on pod koniec lat 60. Forma operowa jest gatunkiem trudnym – nie każdy kompozytor potrafi napisać operę. W Polsce nigdy nie powstawały wielkie opery, ten gatunek nie istnieje u nas od lat. W okresie, kiedy Wagner pisał swoje wspaniałe dzieła u nas tworzył Moniuszko. Niech pan porówna partytury tych dwóch twórców! To śmieszna, zabawne!


Wierzę na słowo. Który kraj przoduje dziś w komponowaniu oper?


Dużo oper powstaje np. w Niemczech, gdzie jest 200-letnia tradycja, działa ok. 150 teatrów operowych i istnieje zapotrzebowanie na nowe dzieła. Poza Niemcami nie widzę kraju, w którym byłoby tak duże zainteresowanie twórczością operową. Przyszłość opery widzę w Azji. Właśnie wróciłem z Kazachstanu. Tam w każdym mieście buduje się gmachy filharmonii, uczy młodzież muzyki europejskiej. Podobnie jest w Japonii, Chinach. Uważam, że w Europie postępuje zmierzch cywilizacji śródziemnomorskiej. Przyszłość intelektualna i gospodarcza jest w Azji. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że za 20 lat Chiny będą większą potęgą od dzisiejszych Stanów Zjednoczonych.


Mieszka Pan w Krakowie, a Festiwal im. Ludwiga van Beethovena przeniósł Pan do Warszawy. Dlaczego?


Twórczynią festiwalu jest moja żona Elżbieta, która jest też prezesem Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena. Mieszkamy w Krakowie, ale niczego tu nie organizujemy. Rozstaliśmy się z Krakowem rok temu i bardzo dobrze się stało. Festiwal Beethovena w Warszawie nabrał blasku, rozkwita. W Krakowie nie ma zrozumienia dla poważnej sztuki. Kraków stał się zagłębiem muzyki rozrywkowej. Nie ma tu już ani dobrej filharmonii, ani opery. W Krakowie, mieście kilkusettysięcznym, jest może dwa tysiące bywalców koncertów muzyki poważnej. Podobne miasta w mają ich pięćdziesiąt tysięcy.


Dziękuję za rozmowę.





W wydaniu 60, grudzień 2004 również

  1. LOBBING I NOWY ŚWIAT TEATRU

    Wyścig szczurów
  2. BARIERY EFEKTYWNOŚCI cz. 4

    Planowa dezorganizacja
  3. WYSŁUCHANIE PUBLICZNE

    Nowa jakość demokracji
  4. WOKÓŁ SPORTU

    Krew mnie zalewa
  5. WOKÓŁ SPORTU

    Żenada
  6. DECYZJE I ETYKA

    Na długie zimowe wieczory
  7. SZTUKA MANIPULACJI

    Podbój
  8. LOBBING

    5 lat Unilobu
  9. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Kampania głupoty
  10. BP POLSKA

    Lobbing w granicach prawa
  11. SPOJRZENIE MENEDŻERA

    Wybór drogi
  12. AL GORE W WARSZAWIE

    Szansa na sukces
  13. LOBBING

    Budowanie zaufania
  14. DEBATA W POZNANIU

    O lobbingu kameralnie
  15. MUZYKA KLASYCZNA

    Idę swoją drogą