Sam proces rozmów przywódców obu krajów w Singapurze może uchodzić za nieco groteskowy: na dobrą sprawę prezydent Trump nie ujawnił dotąd szczegółów jego przebiegu. Opinia publiczna oraz eksperci mogli zobaczyć migawki fotograficzne ze spotkania oraz wysłuchać achów i ochów oraz licznych duserów amerykańskiego prezydenta pod adresem Kima.

A prawda jest taka: dopóki USA nie zagwarantują bezpieczeństwa KRLD, czytaj trwałości dynastii, do żadnej denuklearyzacji nie dojdzie. A trzeba przyznać, że młody władca Korei Północnej daje sobie radę i dość skutecznie, bez pośpiechu, odsuwa Koreę Południową od Stanów Zjednoczonych, utrzymując bliski i stały kontakt z prezydentem Korei Południowej, Moon Jae-inem i przekazując mu skutecznie własną wizję systemu bezpieczeństwa na Półwyspie Koreańskim.

Trump natomiast nie ma żadnej wizji, miota się od ściany do ściany i traktuje świat, w tym KRLD, jak konkurencyjną firmę handlu nieruchomościami. A może warto by zacząć od zawarcia pokoju z KRLD, gdyż oba kraje są od lat 50. ub. wieku w stanie wojny, a wojna koreańska 1950-53 zakończyła się jedynie rozejmem?

Ale czy na to pójdzie Donald zza oceanu? Pamiętać warto, że on nie słucha swoich doradców.

 JACEK POTOCKI