DECYDENT SNOBUJĄCY
Kamyk do lawiny
Dlaczego PO musiała przegrać, to już wiemy. Z kamyków powstała lawina. więcej...
Był czwartek. Deszcz i jesiennie, choć już koniec drugiej dekady grudnia… Kupiłem „Rzeczpospolitą” , bo ten deszcz zagonił mnie do galerii Hermes w moim smętnym Skarżysku. Do galerii, w której ponad kwartał temu zlikwidowano… kawiarnię. Nie przynosiła spodziewanych zysków, choć ekspres był dobry, a kawa miała smak nektaru i była tania. Pewnie była zbyt tania? – pisze Andrzej Grabkowski.
W „Rzepie” w czwartki jest interesujący dodatek. Nosi tytuł „Moje pieniądze” i zawsze jest ciekawy. Pieniądze, a zwłaszcza MOJE PIENIĄDZE, zachęcają do lektury ze zrozumieniem. Takoż, wziąłem się za lekturę, stojąc między salonami CCC i H&M, kuszącymi świątecznymi ofertami ciuchów Made in Indonesia. Janusz Miliszkiewicz od trzydziestu lat opisuje rynek sztuki i niczym Don Kichot walczy z polską niemożnością pokochania piękna i szefuje we wspomnianym dodatku sekcji per pecunia ad arte. W numerze, który miałem w rękach oddał całe pół kolumny Kamie Zboralskiej, która podobnie jak i on próbuje zachęcać do inwestowania w sztukę in statu nascendi. Ta sztuka powstaje codziennie, tkwi w duszach młodych artystów odpornych na polską znieczulicę i brak zainteresowania czymkolwiek, co powinno w duszy grać, a nie gra, ponieważ my, Polacy wolimy grillować, budować domy w stylu postdworkowym, jeździć do Hurgady na podwodne fotografowanie korali i welonów, kupować gadżety w Media Markt i wiązać koniec z końcem…
Kama Zboralska prowadzi kampanię promowania młodych artystów poprzez permanentną analizę ich dokonań rynkowych, przedmiotowo przy tym traktując sztukę. Ocenia wyniki promocji galeryjnych, ustawia tabele notowań, przekonuje do inwestowania w piękno, ale mierzalne notowaniami transakcji. Jest to dobra metoda, ponieważ weryfikuje stopień zainteresowania twórczością danego artysty tzw. młodego, a może i najmłodszego pokolenia. Kama Zboralska dobrze wie, że w sztuce naszych czasów nie ma niczego, co jest absolutnie nowe, świeże i autonomiczne. Kama Zboralska odżegnuje się od oceny formalnej obiektów młodej twórczości. Ustawia ranking „modowy”, biorąc pod lupę skalę zainteresowania twórczością artysty mierzoną magicznym szelestem banknotów odliczanych przez kupujących. Mimo to mówi, że wszyscy nabywcy kupują z pasji, a kontekst inwestycyjny ma drugorzędne znaczenie. Może ma rację… Ale ja wiem, że większość nie kieruje się swoim gustem, ale kolorem ścian, do których obraz ma pasować, modą na łatwą w odbiorze sztukę i starą, amerykańską zasadę – practical & beautiful, prostą i jakże dosłowną definicją kiczu.
Mimo to działanie Kamy Zboralskiej i prowadzony przez nią Kompas Młodej Sztuki ma duże znaczenie dla kolekcjonerów, inwestorów i profanów, którzy nie wiedzą, że inwestowanie w sztukę ma więcej zalet niż wad.
Jest jednak pewien problem… Wyniki rankingu Kompasu Młodej Sztuki będą dla mnie porównywalne z czytaniem wyników rankingu FIFA, w którym piłkarze Belgii są na pierwszym miejscu w 2015 roku. Bo oto w ostatnim wydaniu KMS pierwsza dziesiątka rankingu prawie niezmieniona w porównaniu z ubiegłorocznym. Ewa Juszkiewicz, Bartosz Kokosiński, Wojciech Bąkowski, Radek Szlaga, Basia Bańda, Agnieszka Polska i Łukasz Jasrubczak obronili swoje pozycje. Artyści z kolejnych miejsc zanotowali minimalny spadek, ale ci z trzeciej i czwartej dziesiątki spadli w rankingu o kilkanaście – kilkadziesiąt miejsc. Jeśli wierzyć w statystyki, poddając się przy tym magii rankingów, należałoby nie kupować prac np. Malwiny Konopackiej, która z miejsca 23. spadła na miejsce 192! Kompas Młodej Sztuki powinien z założenia wytyczać drogę dla potencjalnych inwestorów, mecenasów i kolekcjonerów, a tymczasem gmatwa go dosyć skutecznie!
Co więc robić, by mieć ciastko i zjeść ciastko? Ja wiem, ale czy będę w stanie przekonać moich przyjaciół, znajomych, nieznajomych, potencjalnych przyszłych „wielkich” kolekcjonerów do inwestowania w sztukę? W każdym razie po raz kolejny powtórzę zasadę nr 1 i dlatego zasadę najważniejszą, o ile w ogóle nie jedyną… Stosujcie KOCHANI, tę zasadę, zasadę UNIWERSALNĄ: jeżeli podoba Ci się obraz, a jego cena nie narusza Twoich zasobów finansowych – KUPUJ! Ta zasada się sprawdzała, sprawdza i będzie sprawdzać, ponieważ Ars longa – vita brevis!
Piszę to, patrząc na obraz Kasi Nowak, artystki z New Jersey, która podarowała mi go w 2007 roku, po wernisażu w Trenton. Portret księcia poetów, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, namalowany w manierze młodopolskich prac Weissa, Axentowicza, Dębickiego… Obraz namalowany akrylami, z pozoru surowy i szkolny, ale osobisty, nastrojowy i szczery. Kto słyszał o Katarzynie Nowak? Nikt? A jej prace są sprzedawane w USA na pniu po 8 – 10 tysięcy dolarów! Dlaczego? Bo są doskonałe warsztatowo, piękne i polskie! Wydaje mi się, że kobiety – artystki mają dziś więcej do powiedzenia w sztuce. Może wynika to z kobiecej delikatności, wrażliwości, racjonalizmu, pracowitości (niepotrzebne skreślić).
Mam prawo pochwalić kobiecą nową sztukę. W najnowszym „Kompasie”, jak już wspomniałem, pierwsze miejsce zajęła Ewa Juszkiewicz, która maluje obrazy – pastisze z twórczości dawnych mistrzów. Widać, że wzięła sobie do serca apel i wróżbę Donalda Kuspita, że nadszedł czas na powrót do malowania tradycyjnego. Jej prace są inspirowane malarstwem baroku i klasycyzmu; wyróżniają się porządnym warsztatem i tradycyjną kompozycją. Są przy tym bardzo efektowne i dekoracyjne. Ewa Juszkiewicz została dostrzeżona nie tylko w Polsce (Grand Prix na Biennale Bielska Jesień 2013), ale i za granicą – została wybrana spośród 4300 malarzy nominowanych przez uczelnie artystyczne do albumu „100 Painters to Tomorrow” Kurta Beersa, którego promocja odbyła się w londyńskim Christie’s. Trudno wymarzyć sobie lepszą trampolinę do sławy! W pierwszej piątce rankingu Kamy Zboralskiej są trzy kobiety. Udział kobiet w pierwszej setce jest mniej więcej pół na pół. Ale dzisiejsze kobiety-malarki mają przewagę nad mężczyznami! Są perfekcyjne, dokładne, pracowite i wrażliwsze! Ale tak było zawsze w historii powszechnej malarstwa!
Bio-Portal Evy Chełmeckiej na wernisażu w Pragalerii na Stalowej i na aukcji w Sopockim Domu Aukcyjnym, gdzie został wylicytowany za 1500 zł z wywoławczej 500 zł (również foto poniżej)
W rankingu „Kompas Młodej Sztuki” nie ma Evy Chełmeckiej, którą poznałem niedawno i którą pochwaliłem za wymyślenie sztuki wpisującej się w kanon Nowych Dawnych Mistrzów. Jej prace malarskie, rzeźby i asamblaże wpisują się poziomem przekazu w wiek XXI, którego ikoną stała się nadpodaż informacji pozbawianej przez płaski ekran głębi, humanizmu i dialogu przy konsekwentnej dbałości o pokazanie profesjonalnego warsztatu. Eva Chełmecka maluje z lekkością i swadą, hiperrealne wyobrażenia flory, fauny i otaczającego nas świata humanoidów, które są przekonujące i piękne. Robi to niby od niechcenia, ale szczerze . Moim zdaniem nie tylko szczerze, ale bardzo dobrze i pięknie! Jestem przekonany, że już niedługo Jej sztuka stanie się poszukiwana i doceniona.
Kompas Młodej Sztuki pokazuje, że miarą sławy młodego artysty jest wolumen wartości sprzedaży ich prac. Skoro do pieniędzy ma się sprowadzać ocena talentu młodego artysty, to moim zdaniem Kompas powinien być uzupełniany wynikami z aukcji tej tzw. młodej sztuki. Te aukcje stały się hitem biznesowym dla wielu domów aukcyjnych. Ukazały niejako przy okazji jeszcze jedno – w relacji podaż-popyt przewaga jest po stronie „nadtwórczości” młodych artystów. Tylko w grudniu kończącego się, 2015 roku, odbyło się blisko tuzin aukcji, na których „pod młotek” trafiło TYSIĄC (z okładem) prac niemal tyluż artystów, bo tak jakoś się składa, że każdy organizator takiej aukcji ma swój „zbiór” artystów. Blisko 90 proc. oferowanych prac znalazło nabywców! To dobrze? I tak, i nie. Dobrze, bo oznacza, że jest popyt, że są odbiorcy, ale… Ale i NIEdobrze, gdy zastanowić się nad poziomem cen wywoławczych. Większość, a w zasadzie wszystkie aukcje, ceny wywoławcze „ustawiają” na niskim poziomie 500 zł, a średnia kwota wylicytowania to ciut więcej niż 1000 zł. Z tej kwoty do artysty-autora trafia najczęściej połowa, a reszta, powiększona o tzw. młotkowe (od 10 do 20 proc. wylicytowanej kwoty) jest przychodem organizatorów aukcji.
Artyści nie mają wyboru. Chcąc znaleźć odbiorcę dla swej twórczości godzą się na stawiane im warunki, zapewne licząc na to, że z czasem to oni będą warunki jeżeli nie dyktować, to przynajmniej negocjować. Dla nabywcy natomiast problem nie polega na braku wyboru, lecz na tym, jakie kryteria przyjąć, co należy wziąć pod uwagę przy zakupie dzieła. A to jest, niestety, wielki problem…
Andrzej Grabkowski
2015, grudzień
DECYDENT SNOBUJĄCY
Francuska już nie pachnie
Idzie nowe, znika stare. więcej...