Established 1999

SZTUKA MANIPULACJI

5 lipiec 2011

Kalkulacje grzecznych manipulatorów

Krótko mówiąc, potoczną mądrość, że grzeczność i w ogóle dobre wychowanie opłaca się, trzeba uzupełnić-skonkretyzować: opłaca się również chamom i cwaniakom – pisze profesor Mirosław Karwat.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski



Na co liczy ktoś, kto prowadzi nieszczerą grę nawet w rutynowych sytuacjach, w których ma znaczenie zwykła grzeczność, uprzejmość, względnie wyszukana etykieta, protokół dyplomatyczny lub dworski? Wszak ceremonialny charakter oprawy oficjalnych spotkań, kurtuazyjnych form rozmowy o niczym, powitań i pożegnań, gratulacji nie powinien nikogo zwieść? A zresztą, towarzyszące uroczystościom czy negocjacjom akty grzecznościowe w ogóle nie rzucają się w oczy i nie utrwalają w pamięci. I przy tym następują niemal mechanicznie – jak u kierowcy, który zmienia bieg odruchowo, nie myśląc sobie „A teraz zredukuję do trójki”. Już prędzej uczestnicy i świadkowie takich grzeczności, kurtuazji zwrócą uwagę na jakiś niespodziewany zgrzyt, gafę, nietakt czy incydent zakłócający miłą atmosferę, na jakiś akt obrazy lub autokompromitacji.


Jednak kurtuazyjne zabiegi nieszczerego i podstępnego gracza bynajmniej nie są bezproduktywne i nadaremne. Wbrew pozorom, instrumentalne, lecz przy tym zręczne i sugestywne posłużenie się regułami grzeczności, nawet tej elementarnej i standardowej, zapewnia powiększenie „kapitału zaufania”.


Przede wszystkim – nagradzany przynajmniej względnym uznaniem społecznym (przez porównanie z wariantem niekorzystnie postrzeganym) jest taki wybór taktyki i stylu gry politycznej, że opór lub atak mieści się w regułach poprawności. Wprawdzie publiczność wie lub czuje, że grzeczność nie przerywa ani nie zastępuje planowej szarży, że zawiera ona w sobie ładunek manipulacji. Można się domyślać, że okazywane względy i dusery są przepojone ironią, że za ukłonem, pochwałą czy przysługą kryje się jakiś „haczyk”.


Jednak uczestnik wojny biznesowej czy gry politycznej wie, co robi, gdy eksponuje konstruktywne, a nie destrukcyjne formy rywalizacji, sprzyjające „przerzucaniu mostów” i porozumieniu, zaś nawet w działaniach na szkodę rywali i adwersarzy (takich jak krytyka, polemiki, zarzuty, utrudnianie, przeszkadzanie) zachowuje formę nacechowaną poszanowaniem reguł gry, dobrych obyczajów, kryteriów elegancji tudzież poszanowaniem godności, a nawet dorobku rywali, przeciwników. Opinia publiczna, media, potencjalni sojusznicy i koalicjanci, ba, nawet sami przeciwnicy zwalczani w kulturalnych formach i w granicach przyzwoitości nagradzają uznaniem takie formy walki.


Przeciwnik atakowany z wdziękiem mimo woli rozumuje tak: Wprawdzie on mi przeszkadza i szkodzi, ale czyni to w formie eleganckiej. Walczy ze mną po rycersku. Pozostając mym przeciwnikiem nie przestaje być człowiekiem kulturalnym. Może nawet, dostrzegając ten ładny styl, pełen umiaru i wyczucia, nabieram dlań podziwu; może nawet żałuję, że nie należy do nas. W każdym razie mnie samego zmusza to do kulturalnej formy sporu, krytyki, polemiki. Skłania do wyważenia proporcji między rzeczowością, stanowczością i zwykłą uprzejmością czy okazywaniem szacunku w sytuacji, gdy stawiam mu zarzuty i żądam jakiejś kary. 


Kalkulacje „kulturalnego” manipulatora mają charakter wielostopniowy. 


Po pierwsze, realistycznie liczy na wywołanie dobrego, korzystnego wrażenia. Łatwo może to osiągnąć dzięki zachowaniom i gestom zgodnym z konwenansami, etykietą, wzorcami dobrych obyczajów czy stereotypami elegancji postępowania obowiązującymi w danym kręgu. Taką premię zapewniają już incydentalne popisy dobrego wychowania, taktu, chwalebnej powściągliwości, poruszające przejawy empatii w sytuacjach konfliktu. Wszak cenimy ludzi, którzy występując przeciwko innym potrafią jednak zrozumieć ich racje, trafnie odczytać ich obawy, potrzeby, cele bez przypisywania im pobudek i intencji na podstawie własnych uprzedzeń i myślenia życzeniowego. Manipulator zręcznie podsuwa tu świadkom „poślizg kategorialny”: realizm, rzeczowość i trafność w przedstawianiu stanowiska przeciwników bywa utożsamiana z wyrozumiałością, dobrą wolą, gotowością do kompromisu, samoograniczenia i zmiany we własnym stanowisku.


Po drugie, dobre wrażenie z danego kontaktu czy zachowania okolicznościowego podlega uogólnieniu i stwarza szansę na trwale pozytywny wizerunek danej osoby. Efekt taki jest tym bardziej prawdopodobny, jeśli częstotliwość takich chlubnych epizodów (także z premedytacją zainscenizowanych) jest duża, a moment spiętrzenia zachowań sympatycznych sprytnie wybrany. Wtedy skumulowana seria popisów grzeczności, uprzejmości, szarmancji przesłania świadkom, publiczności pamięć o sytuacjach i postępkach czy wypowiedziach mniej godnych uznania, wywołujących wcześniej zakłopotanie, niesmak albo zdecydowaną dezaprobatę. Taka sterowana amnezja zbiorowa staje się jeszcze bardziej prawdopodobna, gdy w swojej autoprezentacji pretendent do uznania społecznego umiejętnie przemilcza i zaciera wcześniejsze rozmaite gafy, nietakty, protokolarne potknięcia, niezręczności i uchybienia wobec takich czy innych norm poprawności. Zaś obsłużona przez speców od politycznego makijażu sprawna reklama polityczna potrafi z jednego, wyjątkowego zdarzenia czy wyreżyserowanego spektakularnego gestu uczynić… dominantę wizerunku.


Najlepiej do tego celu nadaje się zachowanie, które jaskrawo zaprzecza temu, co jest w postępowaniu pretendenta regułą, np. jego chronicznej złośliwości, arogancji, brutalności, zaciekłości.  Choć na co dzień dany polityk jest uosobieniem agresywności, braku kultury czy w każdym razie obraźliwej nonszalancji w stosunku do innych, a w jego dorobku kumulują się awantury, rozróby, niesprawiedliwe i nieobyczajne napaści, to jednak może być zapamiętany z jednego ładnego, rycerskiego czy salonowego zagrania. I ten jednorazowy listek figowy wystarcza na długo za cały szykowny strój.  Z dnia na dzień oszołamia nas sylwetka człowieka wielkodusznego, otwartego, atrakcyjnego w obcowaniu. Już-już zaczynamy wierzyć, że on w ogóle jest znany z wykwintnych manier, wytrawnego gustu i wyszukanego stylu. A jeśli nawet jeszcze pamiętamy jakieś kompromitujące epizody, to teraz odwracamy proporcje w obrazie człowieka: tamto było wypadkiem przy pracy albo przejawem trudnego dojrzewania, to zaś  ma być u niego normą, świadectwem jego prawdziwej natury.


Wprawdzie może na to nie nabrać się ta czy inna ofiara wcześniejszej impertynencji czy chamstwa. Np. dama zelżona dosadnym zwrotem „Ty suko” nie rozklei się z wdzięczności, gdy potem impertynent przywiezie jej wagon róż. Ale na publiczności takie nawrócenia i Canossy zwykle robią kolosalne wrażenie.


Po trzecie, w odbiorze społecznym nie tylko przypisuje się grzecznym czy uprzejmym zachowaniom grzeczną intencję, to zaś uogólnia się na ocenę czyjejś natury (jako człowieka grzecznego czy wręcz dobrego, życzliwego i pomocnego ludziom, wyrozumiałego dla swoich oponentów, a nawet prześladowców). Często jest tak, że ponadto grzecznemu spryciarzowi przypisuje się zasługę wzorcotwórczą: w ten sposób daje światły przykład innym, propaguje dobre obyczaje godne naśladowania. Pokazuje własnym przykładem, jak miła dla oczu i kojąca dla serca, jak owocna społecznie jest kultura postępowania, obycie, wyczucie różnych subtelności, elegancja formy, nie mówiąc o nienagannym opanowaniu nienaruszalnych reguł poprawności, etykiety. To sytuacja bynajmniej nierzadka, nie tylko w spektaklu politycznym, kiedy spryciarz, cwaniak, hipokryta uchodzi za nauczyciela dobrych manier, ba, za wychowawcę. Niektórzy potrafią nawet z dnia na dzień wyrosnąć na autorytet moralny. Wystarczy w tym celu w pewnych sytuacjach uwikłanych w konwenanse lub w czynnościach rytualnych wykreować siebie na mistrza ceremonii, arbitra elegancji, aby zyskać kredyt zaufania (naiwności) pozwalający na przemycenie takich czy innych interesów partykularnych i ładnie opakowanych działań w złej wierze.   


Po czwarte, oprócz korzyści bezwzględnej (jaką jest wywołane dobre wrażenie samo w sobie lub tym bardziej trwały pochlebny wizerunek człowieka kulturalnego) lub zamiast niej (jeśli publiczność nie daje się nabrać i zachowuje sceptyczny dystans) pretendent-manipulator zapewnia sobie również korzyść względną. Polega ona na korzystnym porównaniu z innymi – z sojusznikami-rywalami i z przeciwnikami. Ceremonialna zręczność okazuje się znakomitym – o tyle wygodnym, że pozamerytorycznym, nieprogramowym – sposobem przelicytowania konkurentów i antagonistów, a nawet ich pośredniej dyskredytacji rywali. Przebijam ich skutecznie, jeśli potrafię swoimi „wersalami” wywołać wrażenie, że oni nie są tak subtelni i tak kulturalni jak ja.


Krótko mówiąc, potoczną mądrość, że grzeczność i w ogóle dobre wychowanie opłaca się, trzeba uzupełnić-skonkretyzować: opłaca się również chamom i cwaniakom.


Mirosław Karwat

W wydaniu 116, lipiec 2011 również

  1. LOBBING NALEŻNY KULTURZE

    Przemiana NIE w TAK
  2. AKADEMIA FINANSÓW W WARSZAWIE

    Nowatorska specjalizacja
  3. LOBBING KULTURALNY

    Artyści z pracodawcami
  4. FARMACJA I PIŁKA NOŻNA KOBIET

    Dbałość o markę
  5. CHIŃSKI PLAN PIĘCIOLETNI

    Szansa dla polskich przedsiębiorstw
  6. TRZECIA EDYCJA KONKURSU

    Zysk z dojrzałości. Praktyki przyjazne osobom 50+
  7. IMR ADVERTISING BY PR

    Nowe standardy walki z bólem
  8. SPONSORING KULTURY

    Kto komu pomaga?
  9. SZTUKA MANIPULACJI

    Kalkulacje grzecznych manipulatorów
  10. WPŁYW SPOŁECZNOŚCI NA LOBBING

    Ryzykowna droga do decyzji
  11. PKPP LEWIATAN

    Pracownicy domowi będą chronieni
  12. POLSKA PREZYDENCJA

    Priorytety według Lewiatana
  13. NASZE SZEŚĆ MIESIĘCY

    Plany rządu
  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    29 lipca - Łgawice