Established 1999

SPAMOWANIE URNY

4 sierpień 2011

Cyfrowe śmieci kampanii wyborczych

Najbliższe miesiące to dla nas, obywateli, będzie jak zwykle trudny okres. Wstajemy rano, włączamy radio, w eterze polityka. Poranna gazeta i znów polityka. Dowolny program śniadaniowy można by zatytułować „Polityk na śniadanie”. W skrzynce pocztowej już czeka list od Platformy, Lewicy, PiS-u i kogo tam jeszcze. To po prostu kampania wyborcza…

HUBERT ŚWITALSKI


Od lat wybory kojarzą się z zasypywaniem wyborców materiałami propagandowymi. W dobie nowych mediów jesteśmy narażeni na jeszcze więcej, niestety również taniego i uciążliwego marketingu polityki. Cyfryzacja otworzyła wiele nowych kanałów komunikacji. W okresie kampanii wyborczej wszystkie chwyty i narzędzia są dozwolone. Sprawa wydaje się oczywista, przecież nie ma to jak szybki e-mail, sms czy też wpis na Twitterze. Szybko, tanio, komfortowo – jak w reklamie. Pozostaje tylko pytanie: co z internetowym savoir-vivrem, etykietą? Co z poszanowaniem naszej prywatności?


Duża część polskich polityków otwarcie, ale i nieświadomie, przyznaje się do zaśmiecania sieci, w tym Internetu, wyborczą propagandą. Niekiedy stanowi to dla nich powód do dumy. Jeden z polityków z Dolnego Śląska szczerze w wywiadzie przyznawał, że jego sztab zaśmiecał zdjęciami portale społecznościowe, spamował komunikatory, rozsyłał MMSy do nieznanych osób. W konsekwencji taka strategia na kampanię wyborczą okazała się skuteczna – został posłem. Jednak czy na dłuższą metę taki sztorm komunikatów opłaci się?


Prawdę mówiąc takim kampaniom wieszczę krótki żywot. Wystarczy spojrzeć na stosunek wyborców do tradycyjnych nośników propagandowych. Ulotki, plakaty czy billboardy powoli odchodzą do lamusa, a przynajmniej większość społeczeństwa by tego chciała. Wyjaśnienie jest bardzo proste – było tego za dużo. Dokąd byśmy nie poszli, natykaliśmy się na wyborcze plakaty i billboardy.


Z cyfrowymi kanałami komunikacji prawdopodobnie będzie podobnie. Oczywiście, moje zapatrywanie się na rozwój nowych technologii jest jak najbardziej pozytywne, jednak wszystko z umiarem. Dlaczego spam (czyli niechciane lub niepotrzebne wiadomości elektroniczne) jest tak bardzo nielubiany przez użytkowników? Cóż, chyba nikt nie lubi, jak podrzuca mu się śmieci. Największą bolączką spamu poza tym, że nie jest przez nas zamawiany, jest fakt niedostosowania komunikatu do kanału komunikacji. Wiadomość będąca spamem jest bezimienna, czasami pobiera nasze imię z bazy danych, a i tak nie jest spersonalizowana. Tymczasem zbiorowa wiadomość jest kierowana najczęściej indywidualnymi kanałami. Zwykle trafia do naszych skrzynek mailowych czy kont zarejestrowanych w komunikatorach lub portalach społecznościowych.


Spam uważany jest za najmniej groźną metodę „psucia” sieci, w tym głównie Internetu. Tymczasem jego dokuczliwość jest bardzo znacząca, a wykorzystywanie przez polityków może okazać się zgubne w momencie podejmowania decyzji przez wyborców. Każdy Internauta spotkał się ze spamem i prawdopodobnie żaden za nim nie przepada. Nic dziwnego, przecież spam nie jest niczym innym jak szumem utrudniającym nam normalne funkcjonowanie i komunikowanie się w świecie nowych mediów.


Na portalach społecznościowych często śledzimy lub lubimy profile polityków licząc na to, że dowiemy się czegoś wartościowego. Chcemy mieć informacje z pierwszej ręki. Niestety często natrafiamy na tematy, które nawet w brukowcach musiałyby konkurować z tytułami artykułów pokroju „Nie śpię, bo trzymam kredens”. Jaki jest skutek infantylnych czy też po prostu bezwartościowych wpisów? Powoli zaczynamy traktować polityków jak spamerów. Jest to efekt nieprzemyślanej strategii obecności w mediach społecznościowych lub jej braku. Oczywiście komunikaty nie mogą być monotonne, ale to nie znaczy, że informacja o zebraniu zarządu partii musi się znaleźć pomiędzy wiadomościami o pogodzie i dobrym humorze.


Bardzo ważnym aspektem jest niechęć użytkowników nie do samych komunikatów, ale do ich ogromnej ilości. Ostatnio jest głośno o spammingu jakiego dopuścił się prezydent USA Barack Obama. 29 lipca 2011 roku Obama spamował użytkowników, którzy śledzą go w serwisie społecznościowym Twitter. W ciągu kilku godzin zamieścił ponad 100 twittów (krótkich wiadomości do 140 znaków). Celem było zainteresowanie (głównie jego sympatyków) głosowaniem w Kongresie nad planem oszczędnościowym. W efekcie wielu kongresmenów otrzymało masę telefonów i maili. Dodatkowo ruch na ich witrynach internetowych był tak duży, że niektóre z nich przestały działać. Jednak, przy okazji, Obama stracił coś bardzo cennego. Po tej spamowej akcji przestało go śledzić ponad 33 tysiące użytkowników Twittera. Ktoś powie, że przy ponad 9 milionach śledzących to niewiele. Jednak tak naprawdę to ogromny cios, wręcz strzał w stopę sztabu Obamy. Do tej pory to właśnie prezydent USA był koronnym przykładem polityka genialnie wykorzystującego nowe technologie, w tym media społecznościowe. Działał zgodnie z zasadami i sztuką. Jednak po tym zachwianiu, ucierpiał jego internetowy wizerunek. Dla Baracka Obamy był to wielki bój o być albo nie być amerykańskiej gospodarki, ale przecież w USA zbliżają się wybory prezydenckie. Spamer to osoba niepożądana przez wszystkich Internautów, niezależnie od osobistych sympatii, dotychczasowych dokonań spamera czy jego pozycji społecznej.


Wspominałem wcześniej o tym, że spam utrudnia nam komunikowanie się. Co więcej, spam może doprowadzić do uznania wartościowego komunikatu za niepotrzebny śmieć. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, kiedy to dotychczasowy spamer ma coś ciekawego do powiedzenia. Jego komunikat jednak z góry jest skazany na niepowodzenie z uwagi na poprzednie działanie w sieci. Odnosząc tę uwagę do Baracka Obamy muszę przyznać, że sam śledząc jego poczynania na Twitterze zaczynam czytać jego twitty z lekkim przymrużeniem oka.


Na koniec drobna rada. Polityku (ale i nie tylko) zanim wyślesz komuś spam, zasypiesz nim fora, blogi i media społecznościowe zastanów się dobrze! Być może zamiast kolejnego głosu przyniesie to odwrotny skutek. Warto uczyć się na cudzych błędach. Jeśli chociaż 10% z tych 33 tysięcy wcześniej śledzących Obamę podejmie decyzję o głosowaniu na kontrkandydata, to mogłoby to zaważyć na losach jego prezydentury. Oczywiście, nie wiemy czy śledzenie Obamy wprost przełożyłoby się na przedziurkowanie pola przy jego nazwisku w najbliższych wyborach. Jednak warto mieć na uwadze taką ewentualność. Liczy się przecież każdy głos.


Hubert Świtalski

W wydaniu 117, sierpień 2011 również

  1. SZALEŃSTWO KUCHNI POLSKIEJ

    Czosnek niedźwiedzi
  2. EUROPEAN BUSINESS AWARDS

    Sześć polskcih firm w finale
  3. DECYDENT POETYCKI

    Czarna Hańcza
  4. SŁABOWITOŚĆ GOSPODARCZA

    25 recept Lewiatana
  5. POLSKI PARADOKS

    Cydr? Ki diabeł?!
  6. WIELKA BRYTANIA PŁONIE

    Rewolucja wykluczonych
  7. RECYKLING REJS

    Odzyskuj tworzywa sztuczne
  8. LEKTURY DECYDENTA

    "O ulotności życia"
  9. SZTUKA MANIPULACJI

    Paradoks konwenansów
  10. SPAMOWANIE URNY

    Cyfrowe śmieci kampanii wyborczych
  11. SNOBIZM NA BLISKIM WSCHODZIE

    Snob Magazine z Bejrutu
  12. DECYDENT SNOBUJĄCY

    31 sierpnia - 15 plus, 50 plus
  13. DECYDENCI SNOBUJĄCY

    Moskiewski "Snob"