Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

1 sierpień 2011

31 sierpnia - 15 plus, 50 plus

Niezgoda na bylejakość. Obnażanie debilizmów. Tropienie prostactwa. Antidotum na hołotę. Pochwała intelektu. Odświeżanie wartości. Indywidualizm versus pęd owczy. Odwaga snobizmu. O tym tu codziennie czytajcie.

 Komentarze proszę pisać tu: decydent@decydent.pl


Środa, 31 sierpnia – 15 plus i 50 plus


50 plus to program „Zysk z dojrzałości” o czynnej zawodowo grupie obywateli, których inwazja młodości usiłuje zepchnąć na margines życia. Ale nie jest tak źle. Ludzie po pięćdziesiątce wracają do łask pracodawców i reklamodawców. Dzieje się tak dzięki nagłaśnianiu skali zjawiska przez organizacje rządowe, pozarządowe i media. Z drugiej strony mamy najświeższy raport „Młodzi 2011”. Zbadano potrzeby i zachcianki ludzi od 15 do 34 roku życia. Okazuje się, że najważniejsze dla nich są tradycyjne wartości, jak szczęście osobiste i więzi międzyludzkie. Oczywiście, młodzi chcieliby awansować, mieć ciekawą i satysfakcjonującą pracę i perspektywy na dobre, długie życie. Obywatele 50 plus praktycznie życzyliby sobie tego samego czyli stabilizacji w szaleńczo technologicznie rozwijającym się świecie. To jest właśnie największy stres dla generacji 50+. Nie chodzi tu o umiejętność posługiwania się komputerem, bo ta jest nawet dość spora, lecz o zanikanie tradycyjnych narzędzi do obsługi życia dnia codziennego. A jak będą się czuli dziadkowie, gdy niedługo będą odprowadzali wnuczki do szkół bez taskania tornistrów, a jedynie z pendrajwami w małych łapkach?


Wtorek, 30 sierpnia – Decyzje


Różne są teorie na temat szybkości podejmowania decyzji. Dylematów jest sporo. Polska jako pierwszy kraj Unii Europejskiej przeniosła ambasadę z Trypolisu do wyzwolonego Bengazi. Ta odważna decyzja została przez Libijczyków zauważona i doceniona. W 1991 roku, podczas zamachu stanu Janajewa w ZSRR, prezydent Lech Wałęsa przygotowywał list gratulacyjny do puczystów. Jednak doradcy wahali się i grali na zwłokę. Listu nie wysłali. W tym wypadku opóźnianie decyzji było słuszne – uniknęliśmy kompromitacji. Dzisiaj w Libii trwa lobbowanie na rzecz kontraktów gospodarczych. Prym wiodą Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Włosi. Oni dzielą między siebie kontrakty: od ropy naftowej poczynając po odbudowę infrastruktury. My natomiast oferujemy Libijczykom know how jak odbudować struktury państwa, samorządy i służby cywilne. W podzięce Libijczycy może pozwolą nam zbudować drogę osiedlową. Kolejna w polskiej historii niewykorzystana szansa.


Poniedziałek, 29 sierpnia – Patrioci czy idioci?


Od razu przepraszam za drugi człon tytułu. Użyłem go dlatego, ponieważ się rymuje, przyciąga uwagę i drastycznie zwraca uwagę na problemy. Mam na myśli (nie w tym drugim, wielce negatywnym znaczeniu) profesora Jana Szopę-Skórkowskiego i Zbigniewa Bońka.
Zacznę od biznesmena-piłkarza. Boniek, o czym nie wiedziałem, inwestuje w Polsce w elektrownie wiatrowe. Jego droga do uruchomienia biznesu trwa kilka lat i końca nie widać. To nie tylko walka Bońka z wiatrakami, to gehenna. Stery zezwoleń, zgód samorządów, gmin, poszczególnych rolników, nad których ziemiami będą obracały się śmigła elektrowni wiatrowych tworzą niewyobrażalne przeszkody i rozkładają się na lata. Boniek jest biznesmenem, może też patriotą, a na pewno nie idiotą. Dlaczego więc porwał się z wiatrakiem na słońce? Wie tylko on.
Profesor Szopa-Skórkowski również nie jest idiotą, wręcz przeciwnie. Na pewno jest patriotą. Ale w tradycyjnym pojęciu, które dziś można nazwać naiwnością. Profesor wymyślił superlek na rany, cudowne plastry z lnu gojące przewlekłe schorzenia, wobec których dotychczasowa medycyna jest bezradna. Wszelkie badania potwierdziły znakomite rezultaty lecznicze. Profesor uzyskał patent. Okazuje się jednak, że na przeszkodzie uruchomienia produkcji stoją przepisy, głównie niemożność zarejestrowania lnianych opatrunków. Profesora frustruje droga przez mękę i niepewność czy w ogóle uda się dać chorym jego wynalazek. Profesora nachodzą Francuzi i Amerykanie oferujący zakup patentu. Profesorowi, jak mówi „ręce opadają”, ale trwa przy polskości. Panie Profesorze, piękny jest Pański patriotyzm, ale proszę jak najszybciej dobrze sprzedać wynalazek tam, gdzie Pana docenią, dadzą chorym możliwość wyleczenia, wszyscy zarobią, a Pan nie będzie skracał sobie cennego życia frustracjami w krajowym grajdole.


Piątek, 26 sierpnia – Bąk europejski


Dziecięciem będąc każdy miał i kręcił bąka. Zabawka całkiem fajna, bo kolorowa i dźwiękowa. Jedyną jej wadą było to, że zabawa nią ekstremalnie szybko się nudziła. Zakręcenie dwa, trzy razy wystarczyło, aby bąk powędrował w kąt. Jednakowoż podniesienie statusu bąka do symbolu naszej prezydencji europejskiej uważam za genialny w swej prostocie i wymowie pomysł. Autorzy to dwoje młodych ludzi – Monika Wilczyńska i Krzysztof Smaga. 12.400 drewnianych, ręcznie malowanych bąków nasi lobbyści rozdają jak Unia długa i szeroka. Wszyscy obdarowywani nie kryją zaskoczonego zachwytu – tak ten pomysł jest kolorowo trafiony. Można powiedzieć, że cała decydencka Europa będzie puszczała polskie bąki. Nakręcenie bąka to świetne antidotum na stres i frustrację. To po prostu relaksująca terapia. Ale nie w Polsce. Pomysł skrytykowali jacyś, pożal się Boże, zawistnicy i nieudacznicy. W gronie oburzonych „ekspertów” znalazła się też Marta Kaczyńska. A kto to jest ta persona?


Czwartek, 25 sierpnia – Kreda i liczydła


Mój ojciec, inżynier, miał suwak logarytmiczny i potrafił się nim posługiwać. Jego syn, pierwszoklasista, został zobowiązany do zakupienia, wśród innych przyborów szkolnych, liczydeł. Koraliki miały dwa kolory, ale nie pamiętam ile sztuk ich było (zapewne 10 w jednym rzędzie, a rzędów? Też 10?) W każdym bądź razie dzieci na lekcji matematyki grzechotały nimi jak szalone. Nigdy nie nauczyłem się na nich liczyć. Dzisiaj polscy podstawówkowicze mają otrzymać tablety z zainstalowanym kompletem cyfrowych podręczników. Tablice szkolne zastąpią urządzenia interaktywne z wyświetlaczem, współdziałające z komputerem. Tak ma się stać w całkiem bliskiej przyszłości. A ja już tak sobie myślę: a co się stanie, gdy na lekcji polskiego tablica cyfrowa „zawiesi się”? A jak zareaguje pani od historii, gdy jednemu czy nawet czwartemu barankowi tablet odmówi posłuszeństwa? Kto naprawi urządzenia? A gdy, nie daj Panie Boże, wirus sparaliżuje całą klasę? Czy w każdej szkole będzie etat dla informatyka tak, jak kiedyś był etat dla dentystki, pielęgniarki, a nawet lekarza? W moich, smutnych technicznie czasach, gdy złamała się kreda, to każda pani nauczycielka potrafiła pisać nawet ogryzkiem. A chętnych do wyjścia z klasy, aby namoczyć gąbkę do wycierania tablicy, nigdy nie brakowało.


Środa, 24 sierpnia – Chleba naszego…


Codziennie modlimy się o chleb nasz powszedni. A może już nie? Dlaczego moglibyśmy przestać? Pieczywa wszelkiego mamy naddostatek. Małe piekarnie padają jak zwalczane komary. Pozostają wielkie zakłady wytwarzające miliony bochenków takiego samego chleba o smaku trudnym do ustalenia. Nie mówiąc już, iż na drugi dzień taki wytwór chlebopodobny zamienia się w wióry. Skąd ten kryzys piekarnictwa? Ponoć z powodu emigracji klasy robotniczej, która pałaszuje mnóstwo chleba, ponadto demografii – starzejemy się i jemy mniej pieczywa oraz dieta. Sprawiedliwość należy też oddać cenie, która rośnie z roku na rok, a to z powodu drożejących surowców. Żywieniowcy wmówili ludowi pracującemu miast, że chleb tuczy, jest niezdrowy, a jego jedzenie to zaściankowy obciach. To genialne kłamstwo świetnie zakorzeniło się w wielu mikrołebkach. Natomiast badacze są przekonani, że winna jest nieprzemijająca moda na fast foody. To hamburger z frytkami powoduje spustoszenie zdrowotne, a nie pożywny chleb. Tak samo było kilkadziesiąt lat temu w zachodniej Europie, gdy ekspansje gastronomiczną rozpoczęli McDonald`s i KFC. Może dojść do tego, że chleb powszedni będziemy kupowali w sklepie, a na niedziele sami będziemy wypiekali świąteczny, taki, jaki lubimy.


Wtorek, 23 sierpnia – Jedzie pociąg


Bodaj we wczorajszych Wiadomościach usłyszałem, że pociągi z Poznania do Berlina stanęły na amen. Zawiodła elektronika sterująca ruchem. Ponoć naprawić mogą tylko niemieccy fachowcy. Klapa na całej linii. Nie od dzisiaj powtarzam, że czeka nas nieznana jeszcze wirtualna katastrofa. Nadmiar zaawansowania technologicznego na pewno będzie sprawiał problemy z utrzymaniem wszelkiej materii w ruchu. W minioną sobotę odprowadzałem gościa na Dworzec Centralny. Nie jeżdżę pociągami, więc z zainteresowaniem oddawałem się zaskoczeniom. Największe: brak elementarnych rozwiązań ułatwiających podróżnym orientację. Po pewnym oczekiwaniu nadjechał ekspress do Gdyni. Niegdyś na każdym wagonie (a nawet na obu jego końcach) były przyczepione tablice z informacjami o nazwie składu i trasie. Wagony miały fabrycznie przystosowane do tego celu miejsca. Przy drzwiach, również czytelnie, napisywano numery miejsc. Dzisiaj na całym składzie była tylko jedna tabliczka z nazwą pociągu, na szczęście na jego początku, co szybkowzrocznym podróżnym umożliwiło jej odczytanie. Jednakowoż do Gdyni jadą dwa pociągi ekspresowe: pierwszy o 10.50, a drugi o 11.00. Pierwszy to „Szanty”, a drugi to „Fregata”. Oba wjeżdżają na ten sam peron. „Szanty” miały opóźnienie 15 minut, a „Fregata” nadjechała punktualnie. Ponieważ, jak napisałem, na pociągu była tylko jedna tabliczka informująca co zacz, więc niemal nikt z oczekujących nie zorientował się, który pociąg wjeżdża. Zaczęła się nerwowa bieganina po peronie w celu złapania konduktora i zasięgnięcia języka. Szczególny horror przeżywali ludzie starsi miotający się w tę i we wtę. I tak w prosty sposób Polak Polakowi może uczynić piekło. Ciekawe, jak wielkich potrzeba nakładów intelektualnych i finansowych, aby przywrócić tak prostą wygodę, jaką jest właściwe oznakowanie?


Poniedziałek, 22 sierpnia – Fakty out!


Od wielu lat, gdy mam czas, skupiam uwagę najpierw na Faktach TVN, a później – dla porównania – na Wiadomościach. Dopóki państwowe informacje starają się o obiektywizm, dopóty można patrzeć i słuchać bez wstrząsów. Od nachalnej polityki najdalsze były i są Fakty. Dwa dni temu, zupełnie przypadkowo, włączyłem telewizor o 18.50. I odkryłem Wydarzenia. Pamiętam jak dziś, gdy 10 lat temu (a może więcej?) Mariusz Walter ogłaszał urbi et orbi, że powstająca TVN będzie telewizją dla myślącej inteligentnie klasy średniej. Nie wdając się w szczegóły powiem, że wymagania codziennej publiczności ekstremalnie zweryfikowały zamierzenia ojców założycieli niezależnej telewizji. A taki importer butów z RFN – Zygmunt Solorz-Żak – swoją telewizję in statu nascendi oparł na bardziej prymitywnym założeniu. Miała sprzyjać gustom najniższym. Tak więc, zapowiadało się na ciekawy podział rynku wizualnego: państwowa misja, tefaenowski przekaz dla klasy średniej oraz polsatowski obraz dla plebsu. Możliwe, że ten generalny podział obowiązuje do dziś. Jednakowoż, Wydarzenia Polsatu w profesjonalizmie, doborze tematów, jakości komentarzy, szacunku dla widza znacznie wyprzedziły Fakty TVN. Jest to dla mnie odkrycie wysokiej rangi. Od wczoraj przestaję oglądać Fakty i przełączam się na Wydarzenia, co zalecam wszystkim Decydentom. Ale dobrze będzie pozostać również przy Wiadomościach.


Piątek, 19 sierpnia – Niedźwiedzie i widły


Z wyobrażeń cudzoziemców o Polsce udało nam się wyprzeć grasujące u nas po ulicach białe niedźwiedzie. Ale wideł już nie. Bezbrzeżna krótkowzroczność, myślenie wyłącznie polityką wyborczą, a także – na pierwszym miejscu – brak intelektualnych zdolności rozpoznawczych nie tylko wobec ogarniającej rzeczywistości, ale także przyszłości. Tak marną mamy klasę polityczną. Wizerunku Polski i Polaków nie buduje i nie kształtuje się dniem dzisiejszym, odbiorem skierowanym do wąskiego grona odbiorców. Trzeba pamiętać o organicznej pracy u podstaw, o nauczaniu od lat najmłodszych. Z przerażeniem czytałem bezlitośnie wypunktowane pretensje prof. Adama Suchońskiego, który krok po krok druzgocąco obnażył bezmyślność naszej polityki edukacyjnej skierowanej do Europejczyków. Podręczniki do historii europejską młodzież uczą o Polsce biednej, wewnętrznie słabej i skłonnej do anarchii. Jako ilustracje służą chłopi z widłami. Możliwości wpłynięcia na zmiany w podręcznikach mamy ogromne, ale ich nie wykorzystujemy, gdyż …nie ma pieniędzy. Nasi eksperci nie jeżdżą na europejskie sympozja, nie spotykają się, nie biorą udziału w dyskusjach. Jakim ograniczonym matołem trzeba być, żeby nie widzieć zależności pomiędzy wiedzą i wizerunkiem a perspektywicznymi korzyściami we wszystkich dziedzinach życia społecznego i gospodarczego? Profesor Suchoński przygotował raport dla MSZ, ale główna odpowiedzialność spoczywa na MEN. Wywiad z profesorem w Gazecie Wyborczej z 18 bm. należy przeczytać co najmniej dwa razy. I co z tego?


KOMENTARZ Czytelnika


 


Przy okazji rozpoczynania polskiej prezydencji pomyślałem sobie, że specjalistów od wizerunku Polski mamy doprawdy pierwszorzędnych. Dobił mnie rysunek, który wybrano na ilustrację dla wyszukiwarki Google. 1 lipca wyświetlano tam rysunek przedstawiający górala w stroju ludowym (i o ile dobrze pamiętam z owcami) z okazji rozpoczęcia naszego przewodnictwa. Zastanawiające, że nie możemy się kojarzyć chociażby z Kopernikiem, Centrum Nauki jego imienia, czy przynajmniej poudawać, że jesteśmy mocni w jakiejś innowacyjnej dziedzinie. Niestety w jury, które wybrało obrazek byli raczej specjaliści od show niż od promocji regionów, np. Szymon Majewski.


Cóż pozostaje to tylko komentować z niesmakiem. Zadaję sobie też pytanie kiedy ostatni raz widziałem owcę :)


Pozdrawiam


Hubert Świtalski


 


Czwartek, 18 sierpnia – Buńczuczny zaścianek



Z wielką pompą i zadufaniem zapowiadaliśmy półroczne cuda podczas naszej prezydencji krajom unijnym. Na powitanie okazało się, że nie mamy euro i nasz minister Rostowski został wyproszony z gremium posiadającego tę walutę. Dzisiaj Angela i Nicolas tworzą opatrznościową parę ratującą Europejczyków. Oczywiście nie wszystkich. Tylko tych ze strefy finansowej. My w drugiej lidze cieszymy się, że nie należymy do klubu potencjalnych bankrutów. Jednak jest to schadenfreude. Ciężko i beznadziejnie długo wraca się po półwieczu do problemów wolnej wspólnoty europejskiej. Fajerwerków w naszej prezydencji nie ma, raczej jakaś zawiedziona cisza zawiewa z brukselskiego podwórka. Szkoda, że biednemu po raz kolejny wiatr nawiał nierównoprawnością w oczy. Miało być co najmniej pięknie. A może Niemcy i Francuzi uporają się z europejskimi problemami przed końcem roku? Wtedy Polska mogłaby odkurzyć swoje buńczuczne zamierzenia na światłe unijne przywództwo.


Środa, 17 sierpnia – Generalnie


Profesor Janusz Czapiński zbadał, że Polacy są zadowoleni z życia. Generalnie można się z tym wnioskiem zgodzić. A w szczegółach? Tu rozbieżności są olbrzymie. Socjologowie muszą badać nas na wyselekcjonowanych próbach i uśredniać. Daje to nasz społeczny, przeciętny obraz. Ale czy prawdziwy? Niemożliwe jest stworzenie obiektywnego wzorca jednego (jedynego?) Polaka. Czas jest tak dynamiczny, iż nie można już nadużywać wyznaczników „średnio”, „przeciętnie” czy użytego przez mnie „generalnie”. Statystyczny Jan Kowalski już się skończył (ale nie umarł). Polacy to niemal 38 milionów indywidualistycznych Kowalskich. Można jednak na pewno powiedzieć, że – generalnie – Polska jest absolutnie innym krajem niż była w 1989 roku i żyje nam się bez porównania inaczej, a więc – lepiej. Wszystkim. Nawet zwolennikom Prawa i Sprawiedliwości.


Wtorek, 16 sierpnia – Niewiedza niesuwerennych


W książce o Ryszardzie Kuklińskim można wyczytać, jak pułkownik ukrywał wiadomości dla CIA pod kamieniem w parku. Takie wtedy były metody konspiracyjne. Dzisiaj elektroniczne możliwości szpiegowskie są wszechstronne, więc zabawa kamieniami może sugerować czasy powieści średniowiecznej. Władze PRL nie wiedziały, co i jak wyprawiają Rosjanie w Polsce, a szczególnie Armia Czerwona w Legnicy. Nie dlatego, że za komuny nie było możliwości śledzenia, ale dlatego, że towarzyszom ufa się bezgranicznie i nie podgląda. Teraz czytam w Newsweeku o zamachu na terrorystę Abu Dauda w warszawskim hotelu Victoria w 1980 roku. U Czesława Kiszczaka, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, pojawili się oficerowie CIA doskonale poinformowani o innych terrorystach bywających w Polsce. Kiszczak nie ukrywał zaskoczenia, że Amerykanie byli tak znakomicie rozeznani na polskim podwórku. Peerelowska Polska stała otworem i dla towarzyszy wschodnich, i dla „wrogów” zachodnich. Ciekawe, jak sytuacja wygląda dzisiaj. Część informacji wypłynie przypadkiem lub nieco więcej dowiemy się z upływem czasu.


Niedziela, 14 sierpnia – Zasrany kraj


Mimo niedzieli, w niegdysiejszej przedinternetowej erze, będącej dniem odpoczynku, muszę od razu wesprzeć Marka Raczkowskiego w jego walce z zakupieniem trawników i chodników w miastach. Wkładanie miniaturek polskich flag w atrapy psich kup (chociaż, jak Raczkowski sam przyznaje, zrobił happening również w naturze), aby wybuchowo zwrócić uwagę na ten problem, zasługuje na szacunek za pomysł i odwagę. Jak bowiem można uczyć prostactwo elementarza kultury osobistej i dbałości o estetyczne dobro wspólne? Zwrotami w stylu: bardzo prosimy o sprzątanie odchodów po swoich pupilkach? Tak się też dzieje – z bliskim zeru skutkiem. Raczkowski przyładował z największe kalibru i odniósł skutek, choć pełnych efektów czystościowych jeszcze nie widać. I sąd, jeśli już musiał wydać wyrok (po trzech latach od „incydentu”), to miał możliwość wyboru minimalnej kary. Dzisiaj łagodna perswazja trafia tylko do tzw. ludzi kulturalnych. A tych jest dramatyczna mniejszość. Prostactwo zrozumie tylko walenie po łbach. I tak nieraz trzeba, dla wspólnego, społecznego dobra.


Piątek, 12 sierpnia – Pamięć o komunie


Klimat Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej świadomie pamiętam od lat siedemdziesiątych. Z propagandy, jaką była oficjalnie wykładana historia, wiem o czasach wcześniejszych. Nie powinno mi więc zależeć na upamiętnianiu „demokracji socjalistycznej”. A jednak. W Warszawie nie powstanie Muzeum Komunizmu. To niedobrze. Bawiąc kilka lat temu u Zamoyskich w Kozłówce zaszedłem do Galerii Sztuki Socjalizmu, jedynej w Polsce ekspozycji obrazów, rzeźb, plakatów zebranych od lat 50. Kapitalne wrażenie, świetna lekcja i konstatacja: nigdy więcej. Tak więc dzisiaj optuję za upamiętnieniem w jednym miejscu, najlepiej w stolicy, 45 lat peerelu. Takie muzeum będzie miało trudny do przecenienia walor dydaktyczny dla młodzieży. Tak, jak pamiętamy o II wojnie światowej, Powstaniu Warszawskim i innych narodowych klęskach, tak powinniśmy zadbać o pamięć historyczną potomnych. Nie musi to być nowy, kosztowny gmach, ale jedno z miejsc już istniejących. Pałac Kultury i Nauki wydaje się idealną lokalizacją. Komu będzie mało wrażeń po obejrzeniu takiej wystawy, będzie mógł się dowartościować w oberży „Pod Czerwonym Wieprzem” przy ul. Żelaznej.


Czwartek, 11 sierpnia – Nieprzeczytane


Zrobić spis nigdy nieprzeczytanych książek, a później utworzyć ich ranking. Słowo „nigdy” ma znaczenie. Każdy z nas ma bowiem świadomość, że niektórych pozycji właśnie nigdy już nie przerobi, choćby ekstremalnie się nadął. Żal, złość na zmarnowany czas życiowy. Czytam od zawsze, ale mnóstwa uznanych na świecie za najwartościowsze książek nie zdołam już nawet przekartkować. Mam fatalny zwyczaj, że książki czytam od początku do końca, nawet te, przez które brnę z trudem. Po fakcie zadaję sobie pytanie retoryczne: po co to było? Do niedawna czytałem jedną książkę po drugiej. Od jakiegoś czasu wpadłem na pomysł czytania równoległego. Dzisiaj przy łóżku mam: „O ulotności życia” Tadeusza Gadacza, „Ewangelię według Jezusa Chrystusa” Josego Saramagi, „Za darmo” Chrisa Andersona, „Sherlock Holmes. Dzienniki i przygody” w wersjach polskiej i angielskiej oraz „Przejrzeć Anglików” Kate Fox. Może się wydawać, że to nadmiar. Jednak takie skakanie po różnorodności jest dla mnie fenomenalną przygodą i rozrywką intelektualną. Oczywiście, każdego wieczoru czytam tylko jedną książkę z wyżej wymienionych. Tę, na którą odczuwam zapotrzebowanie. Doradzam każdemu zrobienie takiego eksperymentu. Ma się wrażenie, że czyta się szybciej. I lista nieprzeczytanych książek nieco się kurczy.


Środa, 10 sierpnia – Psychoterapia


Jaką psychoterapię zastosować, żeby nie popaść w całkowitą apatię spowodowaną bębniącymi informacjami? Każdy sobie powinien być psychologiem i psychiatrą. Ci z dyplomami, to wysysacze pieniędzy. Przecież sami wiemy, co nam dolega w rozumie i w duszy chrobocze. Dobrym zapomnieniem jest degustowanie alkoholi do stopnia wskazującego na przejście do wyższych stanów świadomości. Na Saskiej Kępie w Pizzerii na Winklu półlitrowe piwo Żywiec kupimy po siedem złotych. Od razu można policzyć, ile będzie kosztowało zapomnienie. Komary gratis, choć właściciele usiłują walczyć z zarazą płomieniami i dymem świec. Miły gest wobec konsumentów, ale średnio skuteczny. Szczęście, że w miarę napijania następuje znieczulenie na ukąszenia. Gdy z tego kąta spojrzymy na dwa rodzaje osiąganej satysfakcji, czyli właściwości napoju i znieczulenia, to cena 2 w 1 okaże się całkiem przystępna. A dnia następnego na przypomnienie zapominania mamy tylko niewielkie bąble i lekkiego kacyka. I abarot trzeba pomyśleć o kolejnym lekarstwie na rzeczywistość. Życzę nieokiełznanej wyobraźni.


Wtorek, 9 sierpnia – Niepamięć


Spadki notowań na wszystkich światowych giełdach papierów wartościowych, kryzys może zagrozić również Polsce, samobójstwo Andrzeja Leppera, obniżenie wiarygodności finansowej Stanów Zjednoczonych, babcia zastrzeliła dwoje wnuków i popełniła samobójstwo, dramatyczne zamieszki w Londynie, ulewne deszcze i podtopienia, jesteśmy potomkami faraona. Powyższy zalew informacji dopadł mnie wczoraj wieczorem tylko w czasie jednego telewizyjnego serwisu informacyjnego. Dramatyzm wiadomości i ich skondensowanie spowodowało, że nie miałem siły psychicznej, aby nad którymś się zastanowić, współczuć któremuś z bohaterów. Codzienna liczba podobnych newsów prowadzi do zobojętnienia, a to krok do znieczulicy w życiu codziennym wobec bliźnich. Trudno wszystkie te kataklizmy spamiętać: który, gdzie, kogo, ile? O czym to ja napisałem na początku?


 


Poniedziałek, 8 sierpnia – E-śmieci


 


W moim faksie marki Sharp na papier zwykły pojawiła się drobna usterka. Naprawa, bez względu na uszkodzenie, będzie kosztowała 200 zł. Nowe urządzenie warte jest niewiele więcej. Nie ma więc sensu naprawiać, trzeba kupić nowy. Jednak nie kupię, gdyż faks jest już przeżytkiem, niepotrzebnym gratem biurowym. Faksy można odbierać i wysyłać z komputera. Galopująca nowoczesność w domach i zagrodach stwarza problemy ekologiczne. Nie tylko nie opłaca się naprawiać, ale też nie można otaczać się sprzętami archaicznymi lub posiadających mało funkcji. Dzisiaj nie ma już telefonów komórkowych, które spełniałyby tylko swą podstawową funkcję. Każdy musi mieć tyle dodatków, że 99 procent użytkowników z nich nie korzysta, albo nawet nie potrafi obsłużyć. Obawiam się, że większość gadżeciarzy nie rozumie opasłych instrukcji obsługi. Nie jest tajemnicą, iż producenci sprzętów elektronicznych wyposażają je w nieprzydatne funkcje, na aktualizacje których usiłują później naciągać klientów. Ponadto, dodając do telefonu kolejne nietelefoniczne aplikacje, konstruktorzy rozmyślnie osłabiają parametry każdej z nich, od baterii poczynając, która musi sprostać dodatkowym, a niepotrzebnym obciążeniom. I klient nie ma tutaj nic do gadania.



Piątek, 5 sierpnia – Urodziny


Wiem, gdzie leży Polska, a gdzie Ameryka. Jednak trochę ogarnia mnie zazdrość z powodu tej olbrzymiej odległości. Nie mam na myśli kilometrów lecz mentalność obyczajową. Niewiele uczestniczyłem w pięćdziesiątych urodzinach Baracka Obamy, ale wystarczająco, by Amerykanom trochę pozazdrościć. Nie, nie prezydenta (nasz gajowy jest OK), a obyczaju. Jubilat zrelaksowany, uśmiechnięty, bez marynarki, z podwiniętymi rękawami białej koszuli, ale w krawacie, udatnie spontanicznie udawał zaskoczonego niespodziankami zgotowanymi mu przez przyjaciół. Po czym telewizje pokazały jedno;-dwuzdaniowe urywki różnych trafnych wypowiedzi jubilata. Było krótko, fajnie, okolicznościowo, beztrosko. Znaczy to, że na ten czas goście urodzinowi zapomnieli o wielkich kryzysach trawiących Amerykę. Nam brakuje takiego codziennego luzu – trochę na pokaz, a trochę naprawdę. No cóż, co kraj to obyczaj.


Czwartek, 4 sierpnia – Kurki przydrożne


Nie jestem smakoszem grzybów, ani – tym bardziej – zbieraczem. Po lesie chodzę patrząc nie tylko pod nogi i pod krzaki. Jednakowoż z łatwością zauważyłem, że wkroczyliśmy w sezon kurkowy. Odbierając córkę z obozu jeździeckiego w ośrodku Qń w Borach Tucholskich zatrzymałem się przy jednym z kilkudziesięciu przydrożnych „stoisk” oferujących rzeczone żółte grzybki. Ceny solidarne – każdy sprzedający ma takie same. 15 złotych za mały pojemnik około 50-60 dekagramowy. Wagi nikt nie ma, więc należy wierzyć na słowo. Sam towar różnej jakości i wielkości, mniej więcej wyglądający na dzisiaj zebrany, chociaż… Zważywszy na znikome zainteresowanie podróżnych, niektóre kurki zdradzały niejaką przywiędłość. Wiem od lat, że nie warto kupować owoców przydrożnych, ale tym razem – dla zweryfikowania i uaktualnienia wiedzy – zrobiłem eksperyment. Konkluzja: ceny wyższe niż w Warszawie, jakość i świeżość gorsza, a jeszcze trzeba zakup dowieźć do domowego garnka. Nie potępiam i nie dziwię się: sezonowe zbieractwo to często jedyne źródło wspomożenia skromnych dochodów tambylców. Musi być drogo.


Środa, 3 sierpnia – Pieskie życie


Jacy ludzie kupują psy? Samotni, biedni emocjonalnie, społecznie i towarzysko wykluczeni. Pies jest przyjacielem, bo pan nie ma innych. Pan nie jest panem samego siebie, jest samotny w przysłowiowym tłumie. Ale na pewno jest też grupa snobów, którzy posiadają rasowe zwierzę dla prestiżu, zaspokojenia próżności. Doceniam, że o psa się dba, nie tylko podsuwając pełną smakołyków miskę, ale też wozi się do psiego spa, kupuje ubranka na zimę. Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego z tych biednych zwierząt robi się pajace poprzebierane na siłę w wymyślne szaty, kokardy, korony etc.? Natomiast karygodnym barbarzyństwem jest znęcanie się nad zwierzęciem aplikując mu operacje plastyczne pyska, wstrzykiwanie kolagenu w uszy i co tam jeszcze wymyślił debilny człowiek. Jednakże bardzo popieram chodzenie z psem do psychoterapeuty. Jak rozumiem, to pies prowadzi tam swojego pana.


Wtorek, 2 sierpnia – Smród


O smrodzie mówi się wstydliwie. Pisze jeszcze mniej. Bo jak mistrzowsko opisać smród? Przecież nie jest to pachnidło. Ani nawet zapach. Smród to smród. Trudny do wytrzymania. Powodujący odruchy wymiotne. Wstręt. Skurczony grymas twarzy. Kapuściński świetnie opisał ciszę. Jako stan groźny. Jako niewiadomą – co się dzieje w ciszy? Spokój czy śmierć. Gdyby żył może opisałby smród rewolucji? Drugi dzień Powstania. Ludność cywilna już nie euforyczna. Z każdym dniem będzie tragiczniej. To wiemy. Wiemy też o brakach żywności i wody. Ale co wiemy o powstańczym smrodzie? Ja nie wiem nic. A przecież bez wody człowiek śmierdzi. Śmierdzi spalenizna zwłok, wypalonych domów. Śmierdzi krew zabitych. Pot. Smród przepraw kanałowych. Nie uświadamiamy sobie smrodu towarzyszącego człowiekowi znajdującemu się w przymusowych sytuacjach ekstremalnych. Myśląc o Powstaniu myślę też o smrodzie.


Poniedziałek, 1 sierpnia – Księga Idiotów


Trochę wahałem się przed powyższym tytułem, gdyż nie jest on w stu procentach adekwatny do tego, o czym dzisiaj. Otóż, Facebook. Przyznaję, mam konto, ale nie zaglądałem na nie od kilku miesięcy. Natomiast zdarzało mi się kilka razy – w wyniku specjalnego mailowego zaproszenia – zajrzeć do myśli innych użytkowników tego portalu. Rację miał ktoś, kto napisał: jeśli nie masz nic do powiedzenia – pisz na Facebooku. Rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że to portal dla idiotów, albo – co najmniej – ludzi niedowartościowanych, narcyzów z kompleksami. Debilność niektórych wpisów wprawia w przygnębienie. I stawia pytanie: w jakim celu ten fejsebukowicz pojawił się w sieci? Okazuje się, że samotność w tłumie wyzwala takie potrzeby. Facebook stał się antidotum na brak osobistych kontaktów, rozmów, fizycznej bliskości. Samotność w sieci – to Janusz L. Wiśniewski. Dodałbym: oraz miałkość i beznadziejna potrzeba powiedzenia niczego.



W wydaniu 117, sierpień 2011 również

  1. SZALEŃSTWO KUCHNI POLSKIEJ

    Czosnek niedźwiedzi
  2. EUROPEAN BUSINESS AWARDS

    Sześć polskcih firm w finale
  3. DECYDENT POETYCKI

    Czarna Hańcza
  4. SŁABOWITOŚĆ GOSPODARCZA

    25 recept Lewiatana
  5. POLSKI PARADOKS

    Cydr? Ki diabeł?!
  6. WIELKA BRYTANIA PŁONIE

    Rewolucja wykluczonych
  7. RECYKLING REJS

    Odzyskuj tworzywa sztuczne
  8. LEKTURY DECYDENTA

    "O ulotności życia"
  9. SZTUKA MANIPULACJI

    Paradoks konwenansów
  10. SPAMOWANIE URNY

    Cyfrowe śmieci kampanii wyborczych
  11. SNOBIZM NA BLISKIM WSCHODZIE

    Snob Magazine z Bejrutu
  12. DECYDENT SNOBUJĄCY

    31 sierpnia - 15 plus, 50 plus
  13. DECYDENCI SNOBUJĄCY

    Moskiewski "Snob"