23/04/2009
Gospodarkę kształtują praktycy
Zajmowałem się restrukturyzacją górnictwa. Dla jednych zadanie to oznaczało uzdrowienie tej gałęzi wytwórczości, dla innych powolną likwidację kopalń – mówi Jerzy Markowski.
Z JERZYM MARKOWSKIM
senatorem SLD, górnikiem,
b. wiceministrem gospodarki,
przewodniczącym senackiej
komisji gospodarki i finansów publicznych
rozmawia Jan Forowicz
Kierunki polityki gospodarczej powinni wytyczać praktycy. Zakładam, że respektują przy tym pełnię swobody przedsiębiorczości. Dla państwa rezerwują jednak prawo sprawowania kontroli nad kilkoma dziedzinami strategicznymi takimi jak energetyka czy transport – mówi senator Markowski.
Od lat był Pan związany z górnictwem. Czy nabyte w nim doświadczenia rzutują na sposób myślenia polityka gospodarczego?
Z górnictwem jestem związany od kilkudziesięciu lat. Przez 28 lat pracowałem pod ziemią, 14 lat byłem ratownikiem górniczym. Byłem też dyrektorem nowoczesnej kopalni węgla kamiennego “Inż. Budryk”. W górnictwie nauczyłem się dyscypliny. Praca ta, a później dwukrotne pełnienie funkcji ministerialnych (w latach od marca 1995 do grudnia 1996 byłem sekretarzem stanu w MpiH, a od stycznia 1997 – wiceministrem w MG) upewniły mnie co do uniwersalnego znaczenia dyscypliny ułatwiającej procesy rozwiązywania trudnych zadań. Podejmując decyzje trzeba się kierować racjonalizmem. Racjonalizm żąda między innymi miarkowania dolegliwości społecznej wprowadzanych zmian. Bowiem tylko w takich warunkach uzyskuje się postęp szybki, możliwie bezwstrząsowy i przynoszący same pozytywne owoce. Rozwój jest wówczas synergicznie wspierany przez zastępy współpracowników. Unika się wchodzenia centrów władzy w rolę wszystkowiedzącego sternika. Jeszcze kilkanaście lat temu nasze myślenie cechowała nadopiekuńczość społeczna. To musiało doprowadzić do przejściowego zainteresowania hasłami twardej polityki liberalnej. Bardzo szybko dostrzeżono jednak zwodniczość doktryny liberalnej. Otrzeźwiało niefortunne powiedzonko Tadeusza Syryjczyka “najlepszą polityką przemysłową jest brak polityki”. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem takiego podejścia. Wymagam jasnych celów, precyzyjnego podziału kompetencji i odpowiedzialności oraz sprawnego wykonywania powierzonych zadań. Państwo musi być zawsze gotowe do stawiania czoła pewnym sytuacjom, zwłaszcza ekstremalnym. Truizmem wyda się stwierdzenie, że niekiedy bardzo wiele zależy od umiejętności zorganizowania ludzi. Ale wyobraźmy sobie na przykład pełny liberalizm głoszony w obliczu niedawnych wydarzeń nowojorskich, gdyby każdy miał swobodę reagowania na kolejną sytuację nadzwyczajną. Musi być ktoś, kto podyktuje warunki. Ten ktoś musi mieć wiedzę i doświadczenie.
Odpowiadał Pan za restrukturyzację górnictwa. Dzisiaj kopalnie węgla kamiennego zaczynają łapać oddech.
Zajmowałem się restrukturyzacją górnictwa. Dla jednych zadanie to oznaczało uzdrowienie tej gałęzi wytwórczości, dla innych powolną likwidację kopalń. Ja wychodziłem z założenia, że trzeba powoli naprawiać, bo jest co naprawiać. Ponadto uważałem i uważam, że własne paliwa są Polsce potrzebne. Udało mi się zakorzenić w górnictwie przekonanie o potrzebie dokładniejszego liczenia pieniędzy. Tego tam od dawna nie było. Główną uwagę przywiązywałem do pieniędzy wykładanych na górnictwo. W 1989 r. w górnictwie węglowym pracowało 430 tys. osób. Dzisiaj pracuje 150 tysięcy. W 1989 r. wydobywano 200 mln ton, a dzisiaj 103 mln ton rocznie. Takiej redukcji w tak krótkim czasie nie przeszedł żaden sektor gospodarki europejskiej. W czasie pełnienia funkcji ministerialnej koncentrowałem się nie tyle na finansowym wspieraniu zmian, co na ich legislacyjnym ukierunkowywaniu. Udało mi się doprowadzić do końca uchwalenie ustawy o restrukturyzacji górnictwa. Wynikało z niej jednak, że nikt nikomu nie daruje ani złotówki. Przed górnictwem węgla kamiennego pojawiła się natomiast szansa złapania oddechu. Mogło uniknąć tego, co mu najbardziej przeszkadzało, to znaczy absurdalnego narastania odsetek od zadłużenia. Rząd b. premiera Buzka przeprowadził potem przez parlament inną ustawę. Przyniosła ona kopalniom potężny strumień pieniędzy na jednorazowe odprawy osób zwalnianych. Wydano prawie 5 miliardów złotych. Uzyskany został efekt dwojaki. Owszem, zatrudnienie przez cztery lata obniżyło się o kolejne 95 tys. ludzi. Ale bezrobocie na Śląsku wzrosło o ponad 110 proc. w stosunku do statystyk 1997 r. I taki jest skutek społeczny tamtej polityki. Niewiele zrobiono, aby powstał jakiś substytut dla zatrudnienia w górnictwie. Liberałowie takimi sprawami głowy sobie nie zawracają.
Jaki zatem powinien być program i za jakimi przedsięwzięciami należałoby teraz lobbować?
Skoro trzymamy się górnictwa, to stwierdźmy, iż nadal trzeba je uzdrawiać. Na udzielanie przez państwo wsparcia finansowego po prostu pieniędzy nie ma. Zresztą, na wspomniany cel one już nie są na Śląsku potrzebne. Zaczyna bowiem brakować najwyżej kwalifikowanych kadr potrafiących wydobywać węgiel.
Na marginesie, wie Pan jaki kierunek specjalizacji uruchomiono na Wydziale Górnictwa Politechniki Śląskiej? Mówię serio: powołana została specjalizacja przewodnika po zamkniętych kopalniach…
Uzdrawianie polegałoby na ustabilizowaniu pewnych warunków. Chodzi o określenie, ile węgla w najbliższych dwudziestu latach trzeba kopać. Po drugie, ustawowo trzeba uregulować rzecz zasadniczą: powstrzymać wspomniane już narastanie odsetek od powstałego dawniej zadłużenia. Po trzecie, trzeba unowocześniać polskie górnictwo lepiej wykorzystując dorobek polskiego zaplecza badawczo projektowego. Lobbing w tych sprawach powinni uprawiać inżynierowie i ekonomiści, samorządy lokalne Śląska a także działacze nieco chyba zbyt głęboko uśpionych korporacji inżynierskich.
Dziękuję za rozmowę.
SPOSÓB NA PRZYSZŁOŚĆ
Autokreacja
Program "Autokreacja" nie stawia sobie za cel udzielanie bezpośredniej pomocy uczestnikom, ale wyposażenie ich w takie umiejętności, dzięki którym sami będą mogli sobie pomóc, skutecznie działając na rynku pracy. więcej...