Established 1999

TRUDNOŚĆ WYBORU c.d.

25 maj 2008

Obłędna naprawa błędów

Nawet stare, przeterminowane i napiętnowane błędy tęsknie wypatrują kolejnych reorganizacji, racjonalizacji, wielkiej reformy, gdyż to je odświeża, odmładza; bez kompleksów przystępują do nowego przetargu na takich samych prawach jak błędy debiutanckie. Błędy czekają i stroją się na odnowę jak stara kokietka na nowy bal. Błędy – oczywiście, te najwspanialsze, niepojete, niedoścignione – to najbardziej imponujący pomnik potęgi umysłu, ludzkiej wiedzy i twórczości – pisze Mirosław Karwat.


MIROSŁAW KARWAT


Błądzimy w zamiarach, planach, postanowieniach i decyzjach. Błądzimy w działaniach wykonujących decyzje. A w końcu błądzimy w krytyce błędów; a już naprawa błędów to nic innego jak ich pieczołowita konserwacja połączona z niezawodną dostawą nowych, świeżych.


Radości naprawy i odnowy


Wprawdzie odkrycie błędu, a jeszcze bardziej pasma błędów, jest bolesnym wstrząsem – ale już wskazanie sprawców, winnych, odpowiedzialnych przynosi nam ulgę (jeszcze większą kara lub zemsta), zaś ogłoszenie naprawy czy odnowy to wręcz wielkie święto nadziei i zapału. Czujemy się tak, jak gdybyśmy już uwolnili się od zmory; niestety jednak, błędy – jak sfora pcheł strzepnięta czy wystraszona aerozolem – wytrwale powracają. One wręcz najlepiej czują się wtedy, gdy przedsięwzięcie zaczyna się od początku, gdyż tym większe mają pole do popisu. Nawet stare, przeterminowane i napiętnowane błędy tęsknie wypatrują kolejnych reorganizacji, racjonalizacji, wielkiej reformy, gdyż to je odświeża, odmładza; bez kompleksów przystępują do nowego przetargu na takich samych prawach jak błędy debiutanckie. Błędy czekają i stroją się na odnowę jak stara kokietka na nowy bal.


Ciągłość w działalności


Postęp, jak wiadomo, polega na dialektycznym powiązaniu ciągłości i zmienności. Postęp to kumulacja pozytywnych i konstruktywnych przewartościowań. Odcedzamy to, co przeżyte, zbędne lub szkodliwe, w to miejsce tworzymy nowe, lepsze, a przy tym hołubimy i doskonalimy to dziedzictwo, które nadal dobrze służy i trzyma się nieźle. Stare, które się nie zestarzało i nowe, świeże harmonijnie łączymy ze sobą, w miarę możliwości dbając o to, aby zmiana dokonywała się płynnie, a nie przez wstrząsy, w ostatniej chwili i w atmosferze niepewności.


Taki jest optymistyczny stereotyp postępu jako kumulacji wszystkiego, co najlepsze, jako budującej ciągłości uzgodnionej z przemianą. Ciągłe zmiany mają dokonywać się w sposób ciągły, a nie skokowy, cykliczno-konwulsyjny. Nawet niezadowolenie, jeśli już są ku niemu powody, ma narastać, jako twórczy niedosyt, a nie wybuchać, jako zawód, niespełnienie, frustracja. W rezultacie ma to być apetyt sytego smakosza, a nie wściekłość głodomora.


Ale to pobożne życzenia. W realistycznym obrazie działalności ludzkiej trzeba skorygować tę sielankę.


Najpierw trzeźwo spójrzmy na istotę ciągłości w działalności takiego czy innego zespołu, organu, instytucji:
Ciągłość w działaniu nie polega, jakby ktoś pomyślał, na tym, że jeden kończy to, co drugi zaczął, ale właśnie odwrotnie: powtarza od początku to, co inny spartaczył.


Choć tamten działając w ten sposób źle skończył, jego następcy wskakującemu w te same koleiny wydaje się, że to całkiem dobry początek. A w każdym razie sądzi, że odtwarzając przebytą już drogę krok po kroku osiągnie sukces podobny jak ekipa remontowa czy śledcza – dojdzie do feralnego miejsca, zlokalizuje usterkę, awarię, błąd. To w jakiejś mierze się udaje: następca-tropiciel na pewno wdepnie w ten błąd, i jeszcze dalej się na nim pośliźnie.


Ciągłość działania polega na tym, że każdy następny w każdym następnym działaniu zabiera się do tego samego, niezmiennego problemu, czyli na tym, że ciągle działamy, i to coraz lepiej, a problem ciągle ten sam.
Jakie jest źródło tego cyklu powtórek?



Złudzeniem własnej wyjątkowości



Jednym z czynników sprzyjających zamknięciu w kołowrocie niemożności jest złudzenie typowe dla tych, którzy chcą coś zrobić inaczej i lepiej – złudzenie kwarantanny czy też cudownej immunizacji.


Oto istota tej iluzji:
Każdy krytykujący swoich poprzedników lub współczesnych konkurentów, a także składający samokrytykę, szczerze wierzy, że wystarczy się odciąć od błędów krytykowanych (własnych lub cudzych), aby już ich nie powtórzyć, albo zgoła w ogóle być wolnym od jakichkolwiek błędów.


To myślenie typowo rytualistyczne, garść pobożnych życzeń. Wszak od samego powtarzania słowa ‘cukier’ herbata nie staje się słodsza. I podobnie – od zaklęć ‘precz z błędami’ nie znika ani okazja, ani pokusa popełniania błędów.


Optymizm ludzi, którzy uważają, że ich pomysły są alternatywą dla czyjejś nieudolności, może być posunięty jeszcze dalej, aż do przekonania, że pewne rodzaje błędów ich w ogóle nie dotyczą, sami są z nich wyłączeni. Na jakiej podstawie tak sądzą? Na podstawie szczepionki, którą przyjęli (tzn. wyboru ideologii, która tym razem ma być słuszna)? Na podstawie swojej legitymacji partyjnej? Ten fenomen psychologiczny nazwijmy Złudzeniem Amuletu. W skrajnych przypadkach tak dobra samoocena dyktuje Poczucie Nieomylności, które działa jak melatonina (śpi się słodko, tylko pobudka jest koszmarna).


Megalomania “mądrzejszych następców” może mieć tylko opłakane skutki: :
Im więcej błędów poprzednika, tym więcej racji zdaje się mieć jego następca, zmiennik. Tak mu się zdaje na początku, dopóki sam nie pokaże, co potrafi, a zwłaszcza, czego nie umie.


Zbiorowe sprzątanie po ciemku


Złudzenie tego, który podjął się zadania naprawy błędów i szkód, może podzielać publiczność, zawiedziona i rozczarowana poprzednikiem, tęsknie wypatrująca alternatywy i okazująca zaufanie na kredyt. Sądzi ona, iż skoro dotychczas było tak źle, że jakoby gorzej już być nie może (może, może – ale o tym przekonuje się dopiero wtedy, gdy obudzi się z ręką w nocniku), to cokolwiek uczyni następca (choćby nawet też działał na oślep, metodą prób i błędów), będzie już mniejszą stratą czasu i energii niż to partactwo, które jej obrzydło. I tym samym wierzy, że niewiele ryzykuje powierzając poważne sprawy w poważnym stanie “komukolwiek innemu”, w błogim przeświadczeniu, że bardziej niż dotychczas już nie można zaszkodzić. Właśnie tak zachowują się wkurzeni wyborcy, głosując na przekór swym wcześniejszym zawodnym wybrańcom, przenosząc za karę swój głos nawet na ich przeciwników. Zakładają, że korekty dokonywane zygzakiem bilansują się przynajmniej na zero, a w rezultacie kumulacji odwołań, unieważnień i uchyleń dorobek społeczny w sumie rośnie. Przypomina to szarże kobiet lub mężczyzn po przejściach, którzy – odkuwając się za swych żałosnych partnerów – szukają pociechy lub dowartościowania w przygodach byle gdzie i z byle kim.


Ale jeszcze bardziej po omacku porusza się ten, kto jest postrzegany jako nadzieja, alternatywa. I nadal tkwi w błędnym kole:
Wyprowadzanie z błędu = wprowadzanie w błąd
, np. ze starego w nowy.


Ten, kto wyprowadza innych z błędu, sam przy tym wprowadza w błąd siebie, a następnie śmiało woła, jak to przewodnik “Proszę za mną, pokażę drogę!” .



Przenikliwość z klapkami na oczach



Im więcej racji ma następca (oczywiście, więcej niż poprzednik), a zwłaszcza im silniejsze jest jego przekonanie o własnej przewadze, wyższości, doskonałości itp., tym większe prawdopodobieństwo, że tym więcej zrobi błędów.


Analizując czyjeś głupstwa, niedorzeczności, chybione wysiłki, zmarnowane szanse itd. czujemy się mądrzejsi, lepsi. My byśmy tak nie zrobili, a w każdym razie już tak nie zrobimy choćby dlatego, że podpatrzyliśmy u innych, czego nie należy czynić. I już tu, w tym błogim poczuciu lepszej własnej sytuacji, tkwi pułapka: utrata czujności. Jesteśmy krytyczni wobec poprzedników lub rywali współczesnych… a nie wobec siebie; sobie przyznaliśmy z góry zwycięstwo w porównaniu.


W jeszcze większym stopniu dotyczy to samopoczucia i postrzegania “janczarów”: czyste konto debiutanta ma być – jak dziewictwo – atrybutem wyższości, a nie słabością (jeśli brak partactwa wynika z braku jakiegokolwiek dorobku, nie gwarantuje to, że pierwszym urobkiem i dorobkiem nie będą właśnie błędy).


Im większe jest poczucie słuszności i powinności zarazem, tym szerszy rozmach działania (np. szerszy front działania typu “inaczej”, “od nowa” itp.), zaś im szerszy rozmach działania, tym większe ryzyko kolejnych pomyłek, chybionych pomysłów i zmarnowanych wysiłków.


W dodatku rytulistyczna wiara w moc oczyszczenia przez egzorcyzmy przywołuje na powrót dawne błędy, których z samego założenia miało nie być. Wybawca i Odnowiciel wierzy, że błędy potępione odchodzą jak na komendę apage, satanas.


W rezultacie ambitną działalnością nastawioną na racjonalizację rządzi dziwny paradoks:
Im mądrzejszy jest kolejny podmiot decyzji i działania (potencjalnie mądrzejszy o błędy i doświadczenia poprzedników, a także o własne nauki w drodze do zmiany, w staraniach o zastąpienie szkodników i nieudaczników), tym trudniej mu być i pozostać mądrzejszym, to znaczy tym łatwiej o e
lementarne głupstwa.


Nie sztuka być mądrzejszym (przez chwilę i przed rozpoczęciem pracy), ale dopiero – pozostać nim w dziele zakończonym. Nie sztuka roznieść na strzępy w recenzji cudze dzieło. Sztuką jest samemu nie popełnić grafomanii.



Postęp w pracy, czyli rozwój poprzez błędy


Nikt nie ma wątpliwości, że postęp jest nieodłącznie związany z błędami. W prostodusznej interpretacji: z przezwyciężaniem błędów. W realistycznej: z rozszerzoną reprodukcją błędów. Krótko mówiąc:


Postęp w pracy to postęp w błędach. Co to znaczy w praktyce?


1. Skoro pracy nieodłącznie towarzyszą błędy, to im dalej zagłębiamy się w pracy, tym głębiej zanurzamy się w błędy.


Współzależność ta ma charakter nie tylko i nawet nie tyle ilościowy, ile jakościowy. Dotyczy ona przede wszystkim związku między jakością pracy a jakością błędów. Otóż


2. Im doskonalsza praca (działalność), tym doskonalsze (tym bardziej skomplikowane, tym trudniejsze) błędy.


Z tego powodu musimy zrewidować samo pojęcie postępu.


3. Postęp — to doskonalenie błędów.


Robimy stały postęp w błędach. Zastępujemy błędy najprostsze, zgoła prymitywne, elementarne, błędami oszałamiającymi, przytłaczającymi swoją perfekcją, ogromem, złożonością. Im więcej potrafimy, tym wspanialsze są nasze błędy. Błędy — oczywiście, te najwspanialsze, niewyobrażalne, niepojęte, niedoścignione — to najbardziej imponujący pomnik potęgi ludzkiego umysłu, ludzkiej wiedzy i twórczości.


4. Tym samym postęp w pracy (i w ogóle postęp) to osobliwe – zrównoważone i ciągłe – przezwyciężanie błędów, polegające na rekompensowaniu i równoważeniu błędów poprzednich błędami jeszcze lepszymi, coraz to wyższej jakości.


Z tego obrazu wyłania się szczególna wizja dziejów:



  1. Każdy postęp tworzy nowe, własne błędy,
  2. Czym z kolei wymusza dalszy postęp. Co więcej:

3. Błędy – zwłaszcza te nie do wytrzymania – są siłą napędową postępu.


Prawidłowość ta jest powodem do uzasadnionego umiarkowanego optymizmu: jeśli już nawet partaczymy robotę, wciąż robimy błędy, to i tak nasze błędy zmuszają nas do naprawy. Dlatego właśnie jest to teza optymistyczna, a nie pesymistyczna ani fatalistyczna. Wprawdzie to jest droga przez mękę, ale wolimy ją przedłużać niż skrócić i przerwać wraz ze swoim istnieniem.


Mirosław Karwat

W wydaniu 51, styczeń 2004 również

  1. LOBBING NA LITWIE

    Zgodnie z prawem
  2. PUNKTY WIDZENIA

    Prawo o prawie
  3. PUNKTY WIDZENIA

    Daję pomysł
  4. SZTUKA MANIPULACJI

    Banalność komplementu
  5. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Maria Curie i Albert Einstein
  6. JAKOŚĆ PRAWA

    Zalecenia marszałka Sejmu
  7. FAŁSZOWANIE HISTORII

    Jak to się robi nad Wisłą
  8. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    W Nowym Roku
  9. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Grizli i łososie
  10. DYPLOMACJA

    Wspólne interesy
  11. DYPLOMACJA

    Składnik tradycji
  12. LOBBING W UE

    Skuteczny nacisk
  13. PR A MEDIA

    Będzie lepiej
  14. APEL EMERYTÓW

    Fundacja "Kombatant"
  15. DECYZJE I ETYKA

    Etyka na szczycie
  16. TRUDNOŚĆ WYBORU c.d.

    Obłędna naprawa błędów
  17. COLLEGIUM CIVITAS

    Nauka lobbingu
  18. PRZEMYSŁ CHEMICZNY

    Dwie zasady