SOPOT 26-28.09.2012
Europejskie Forum Nowych Idei
Zbigniew Brzeziński, Benjamin Barber, Michaił Gorbaczow, Günter Verheugen, Bernard-Henry Lévy gośćmi sopockiej konferencji „Lider czy statysta? Europa w wielobiegunowym świecie. więcej...
Czy w cywilizowanym (niby!) kraju niemal wszystkie rządowe decyzje muszą prowadzić do nieuchronnej agonii oświaty i edukacji? – pyta Barbara Gałczyńska.
Szeroko pojętemu zjawisku, którym jest polski system edukacji, przyglądam się od lat wielu i nie jako odbiorca złych i dobrych wieści (z akcentem na te pierwsze), ale jako doświadczony praktyk w trudnym zawodzie nauczyciela.
Na szczęście jednak ten etap zawodowy mam już za sobą, bo nie umiałabym się teraz odnaleźć w tej branży z powodu indolencji, arogancji i bezmyślności kolejnych szefów tego resortu.
W swojej uczciwej i pełnej poświęcenia pracy zawodowej przyszło mi – z wieloma oporami i buntem – realizować mniejsze lub większe bzdury programowe od czasów Tejchmy po czasy Giertycha.
„Przerobiłam” aż 20 ministrów, a od powojennej Polski do dzisiaj, mamy ich aż 32! Rekord ten został pobity tylko przez ministerstwo zdrowia – tam było 36 włodarzy. Te liczby to mały wykładnik tego, jak bardzo obie dziedziny życia społecznego mają kolejne rządy „w tyle”.
Nie bez kozery jest poniższe zestawienie, bowiem kraj, w którym na edukację przeznacza się zaledwie 0,88% PKB, jest krajem w zapaści. Dla porównania: Szwecja i Finlandia 3% PKB.
Niech do brutalnej weryfikacji naszego systemu z Unią Europejską dołączą inne dane (źródło: Money.pl) – roczne wydatki na ucznia poniesione przez dany kraj według mocy nabywczej waluty. Ogólnie w Unii 6 tys., Luksemburg ponad 14 tys., Dania 11 tys. Nigdy nie dogonimy tych państw, a może i nie o wyścig tu chodzi. Polska w tym rankingu zajmuje 4 miejsce, ale… od końca z 3 tys. na ucznia rocznie. Za nami są tylko Rumunia, Litwa i Bułgaria.
Polska jest jednak zamożnym krajem, który stać przecież na rozrzutność – byłaby długa lista przykładów marnotrawstwa, a przysłowiowa polska kołdra zawsze będzie za krótka, ponieważ koryta są coraz głębsze.
O powszechnej beztrosce kolejnych rządów i ministerstwa oświaty-edukacji pisano już wiele na łamach różnych czasopism i portali, i pewnie nic odkrywczego nie wniosę. Chciałabym jednak skomentować niektóre aspekty edukacyjnej zapaści w naszym kraju.
Pierwsza faza – jeszcze socjalistyczna – była „po linii i po dywaniku” w myśl jedynej słusznej idei nakreślonej przez partyjne politbiuro pod rozkazy sowieckich towarzyszy, ale wówczas przynajmniej był czas na wychowywanie młodzieży, w czym największy udział mieli rodzice.
Druga faza – kraj wchodzący na tory demokracji – jak na huśtawce – kolejnych ośmiu ministrów i dziewiąty Mirosław Handke – autor „słynnej” reformy oświaty z 1999 roku. Po nim lawinowo kolejni, na czele z Giertychem, jego amnestią maturalną i mundurkami, Legutko, Hall, po obecną Krystynę Szumilas.
Ta ostatnia z dniem 1 września tego roku wprowadza w życie zarządzenie w sprawie podtrzymywania poczucia tożsamości narodowej, etnicznej i językowej mniejszości narodowych i grup etnicznych na obszarze Polski. Już o tym było, ale jakoś „rozeszło się po kościach”. Oby nie było to jedyne rozporządzenie na plus tego ministra.
Nie chodzi tu jednak o to, aby przybliżyć historię MEN-owskich stołków, a jedynie rozważyć krótko „zjawiskowe eksperymenty” w polskiej szkole. I tak:
1. Likwidacja 8-klasowych szkół podstawowych, utworzenie gimnazjów i skrócenie cyklu liceów było nieodwracalnym błędem, ale któż pytał o zdanie tych, którzy wykonują orkę na co dzień? Otóż, nauczyciele (z całym szacunkiem do znakomitej większości) byli, są i będą królikami doświadczalnymi i bezwolnym narzędziem na poletku głupoty kolejnych włodarzy tego resortu.
2. Zniesienie starego typu szkół zawodowych, które każdego roku wypuszczały zastępy majstrów różnych specjalności, było horendalną bzdurą. Dobrze, że jest parcie na naukę, ale studia wyższe powinny być przywilejem zdolnych, a nie „zapchaj dziurą” dla przeciętności i miernoty. Mamy, co mamy – niedobitki fachowców są do znalezienia ze świecą albo też szukają swojej szansy poza granicami kraju. Tu wyraźna korelacja z innym resortem, któremu na imię gospodarka.
3. Dopuszczenie do użytku, a raczej nieużytku- diabli wiedzą po co – ogromnej ilości programów, podręczników, płynnych, bo ciągle modyfikowanych podstaw programowych, doprowadziło do chaosu w systemie koordynacji oświaty. Taka polska tymczasowość, że jakoś to będzie!
4. Bezlitosne cięcia w liczbie godzin zajęć edukacyjnych. Po jakie licho młody Polak ma znać np. historię kraju, swoje korzenie? Niech potrafi tylko wyklepać modlitwę i zrobić kilka fikołków. To wystarczy. Naród omotany przez różne ideologie, ciemny i chory, karmiony
na deser telewizyjną papką łatwiej jest utrzymać w ryzach. Po co obywatel ma myśleć? Za nas próbują to zrobić inni.
Dlaczego więc kolejni ministrowie oświaty przeprowadzają eksperymenty na bardzo delikatnej materii, jaką są dzieci od przedszkolaka po młodzież maturalną? Gdzie jest ich doświadczenie oddolne i mozolna harówka u podstaw, aby później przenieść to na zarządzanie tym zmaltretowanym resortem? Niestety, niewielu z nich posiadało to doświadczenie, a tomy publikacji i kolekcja tytułów naukowych nie mają nic wspólnego z oczekiwanymi predyspozycjami ministrów – z roztropnością i skutecznością.
Próżno by doszukiwać się właśnie takich w minionej i obecnej dobie. Tylko same wiraże, dziury i wyboje – jak polskie drogi.
Barbara Gałczyńska
PUBLIC RELATIONS
IX PR Forum w Wiśle
W dniach 17-19 września br. w Wiśle po raz dziewiąty odbędzie się ogólnopolskie spotkanie teoretyków i praktyków public relations. Organizaotrem jest Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach. Zapraszamy. więcej...