Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

2 maj 2012

Czwartek, 31.05 – Co ty wiesz o...?

Nie, nie o zabijaniu. O historii. Słuszna wrzawa wokół kompromitacji Baracka Obamy i jego wypowiedzi o „polskich obozach śmierci”, skłoniła mnie do zastanowienia, co wiem o sąsiadach blizszych i dalszych.

Komentarze proszę pisać tędy:


decydent@decydent.pl 


Zacznę od Niemiec. Wiem co kryje się pod hasłami – Merkel, Bundestag, Bundesrat, CDU, SPD, Berlin, Bonn, Hamburg, Monachium, Hitler, Reichstag… – okazuje się, że długo mógłbym jeszcze wymieniać, więc nie jest źle. Hasło Rosja: Putin, Miedwiediew, Chodorkowski, Sołżenicyn, Szałamow, Sankt Petersburg, Kołyma, GUŁag, carowie, Gazprom… tu znowu dobrze. Czechy: Praga, budweiser, Hradczany, Havel, Karel Gott, skoda, hm, i co dalej? Mało. Słowacja: Bratysława, euro, mają chyba nowego premiera? Fico? – tu już koniec. Ukraina i Litwa: kilkanaście haseł rozszyfruję, Białoruś: nieśmiertelny Baćka, a dalej? A co się dzieje w Panamie, Algierii etc, etc, etc – nie wiem. Nie dziwota, że wiedza o Innych jest wśród Innych mizerna. A jeśli wielu młodych Polaków nie bardzo kojarzy Piłsudskiego i inne, bardziej odległe, acz niezmiernie dla Polski zasłużone postacie? To czy można mieć wielkie pretensje do Obamy, że ledwie jarzy, gdzie Polska leży, a co dopiero o naszej historii, nawet tej bardzo oczywistej? Nie ma co się obrażać na Obamę, ale uraził nas do żywego. I szybko powinien odszczekać. A kto będzie następnym historycznym abnegatem? Entliczek, pentliczek, co zrobi Piechniczek, tego nie wie nikt – jak śpiewał Łazuka przed którymiś tam mistrzostwami świata w piłce kopanej.


 


Środa, 30.05 – Kamuflaż


 


W Faktach TVN i Wiadomościach wczoraj omówiono dokument telewizji BBC, w którym Anglicy ostrzegają swoich, żeby nie jechali do Polski na Euro, bo mogą wrócić w trumnach. Bowiem nad Wisłą szerzy się rasizm i antysemityzm. Ponoć jeden czy dwóch piłkarzy Anglii z tego powodu zrezygnowało z udziału w mistrzostwach. No to opowiem, co na własne oczyw widziałem i słyszałem na peronie metra linii Piccadilly w Londynie. Biały Anglik z wściekłą pianą na ustach wrzeszczał do czarnoskórego: „I am British! I am British”. Inny Anglik, gdy się napił polskiej wódki, wybełkotał mi w zaufaniu: „Gdy spotkasz Hindusa i węża, to najpierw zabij Hindusa”. Nad poprawnością polityczną w Wielkiej Brytanii czuwają sądy. W ogłoszeniu o pracy Anglik nigdy nie napisze, że czarni są wykluczeni, choć wie, że gdy się tacy zgłoszą, to nie zostaną zatrudnieni. Afroamerykanom, jak to się teraz mówi, publicznie niemal zawsze ustąpi. Te poprawnościowe frustracje wyładowuje w domu lub w pubie. Generalnie rzecz biorąc, klasowość i kastowość w społeczeństwie tworzącym Zjednoczone Królestwo skrywana jest dobrze. Ale to tylko wytresowany kamuflaż. Natomiast BBC schodzi na psy.


 


Wtorek, 29.05 – Styl Magdy G.


 


Jakie niekorzyści płyną z nieoglądania telewizji? Nie tylko nie jestem blisko z celebrytami, ale także narażam się na przyjmowanie obiegowych opinii wygłaszanych przez różnychy ekspertów na ich temat. Zdań niekoniecznie prawdziwych. Ale zawsze subiektywnych. Wiem, że Magda Gessler ma program w telewizji (nie wiem nawet, w której). Owa kucharka odwiedza restauracje w całej Polsce i przy pomocy obelg okraszonych przekleństwami (ponoć także potrafi pochwalić) naprowadza właścicieli na właściwe tory. Wczoraj przeczytałem duży wywiad z Magdą Gessler. Przyznaję, restauratorka ma całkowitą rację popartą doświadczenienm (ma 26 sześć knajp), celnymi obserwacjami, odpowiednim słownictwem. Bowiem tylu przypadkowych ludzi zakłada biznesy, o których nie mają bladego pojęcia, że łagodny inteligencki język nigdy by do nich nie dotarł (zresztą, świetny fragment wywiadu o inteligenckości). Do nich trzeba wrzasnąć, żeby zrozumieli. Łopatologicznie i po chamsku. Tak więc, obejrzę „Kuchenne rewolucje”, gdyż już wiem, jaki tytuł ma program. To będzie pierwsze danie. Na drugie: stawiam tezę, iż Magda Gessler to świetna baba. Z imponującym „tumanizmem”.


PS. Wyjaśnienie „tumanizmu” w Gazecie Wyborczej z 26-27 bm.


 


Poniedziałek, 28.05 – Piknik eko


 


W sobotę byłem na pikniku ekologicznym na terenach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Nie liczyłem, ale tak na jedno oko stoiska miało ze 40 producentów, na prawie 300 ogółem w Polsce. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, mamy 20 tysięcy gospodarstw rolnych, zajmujacych obszar ponad 518 tysiecy hektarów, objętych kontrolą jednostek certyfikujących. Tyle statystyki. Na piknik przyszło mnóstwo ludzi. Degustowali ekologiczną żywność, za wszystko płacąc. Nikt niczego nie rozdawał za darmo, nie licząc promocyjnych baloników. Przykładowo: kromka chleba ze smalcem i kawałkiem ogórka kiszonego kosztowała 3 zł, a sześć pierogów ze skwarkami pięć złociszy. Gdyby sądzić po piknikowej frekwencji, można by odnieść wrażenie, że liczba ekologicznych konsumentów jest wielka. Tak jednak nie jest. Certyfikowana żywność ekologiczna jest o 30-50% droższa od konwencjonalnej. Coraz więcej ludzi ma świadomość stylu i jakości życia, ale kryzys ogranicza ich możliwosci nabywcze. Jednak warto promować produkty ekologiczne i inwestować w rozwój gospodarstw i producentów. Tu jest przyszłość.


 


Piątek, 25.05 – Gaśnie Ognisko


 


Ognisko Polskie przy 55 Exhibition Road na londyńskim Kensingtonie na sprzedaż za 20 milionów funtów. Brytyjskiej Polonii nie stać na utrzymanie prestiżowego budynku. Albo prezesujący Ognisku od ponad 20 lat sędziwy Andrzej Morawicz nie ma pomysłu, ani siły, na sprostanie wyzwaniom współczesności. Szkoda Ogniska otwartego z wielką pompą arystokratyczno-polityczną w 1940 roku. Mam swoje wspomnienia związane z tym miejscem. Po pierwsze, zabawy taneczne organizowane przez księdza Tadeusza Kuklę. Po drugie, występy polskich artystów (m.in. Wiesława Michnikowskiego czy Wojciecha Młynarskiego). Po trzecie, imprezy promocyjne. Szczególnie pamiętam jedną. Powrót wódki Wyborowa na angielski rynek. Ponieważ Polacy znani są z gościnności i wystawności, to ścisk tego wieczoru w Ognisku panował niemiłosierny. Szczególnie przy barze serwującym darmową Wyborową. Tłum był wszelakiego autoramentu: od garniturowców po dżinsowców. Do końca degustacji baru nie udało się zdobyć, gorzała nieprzerwanie lała się strumieniami, ale kulturalnie – każdy degustator do kieliszka wódki otrzymywał listek mięty. Jednakowoż po pewnym czasie mięty zabrakło. Ten drobiazg nie zniechęcił biesiadników. Później zabrakło wódki schłodzonej. Najwytrwalsi i na to nie narzekali. Trwali przy barze… I ja tam byłem, w come-backu Wyborowej uczestniczyłem i nie pamiętam o której opuściłem Ognisko Polskie.


 


Czwartek, 24.05 – Obłęd!


 


Jak odtruć się od codziennego oglądania „Faktów” i „Wiadomości”? Chyba dopiero, kiedy podupadnę na zdrowiu nerwowym. Bowiem nie można już dłużej słuchać o kolejnych debilizmach. Tym razem wobec Rosjan. Chcieli mieć swój „Russkij Dom” dla kibiców. Zaproponowano im różne lokalizacje. Władze Warszawy niektóre odrzucały i proponowały inne. Stanęło na Torwarze. Dopiero dzisiaj okazało się, że ta arena kojarzy się z pamięcią ofiar katastrofy smoleńskiej, gdyż tam przewieziono trumny zabitych w tragicznym wypadku. Ale nikt o tym „uświęconym” miejscu Rosjanom nie powiedział. Kolejna propozycja – na odległym Okęciu. I jeszcze większy bezmózg. Rosyjscy piłkarze dobre pół roku temu zarezerwowali pół hotelu Bristol, czyli kilka metrów od obchodów „miesięcznicy” katastrofy smoleńskiej przez obrońców krzyża, prawdy, polskości etc. O tym też Moskalom nikt nie powiedział. A z drugiej strony, co robi ich wywiad w Polsce? I w sprawie zakwaterowania wczoraj w „Faktach” pojawia się ministra i słabym głosem mówi, że wspominała o tym „dwa, trzy miesiące temu”. Ministra nawet dokładnie nie pamięta daty. A skoro pamięć krótkotrwała ministrę zawodzi, to ta przypadłość może oznaczać, że równie dobrze mogła ocknąć się dwa tygodnie temu. I jakiś matoł idzie w sukurs ministrze, stwierdzając, że „Rosjanie powinni wiedzieć”. Nie, nie powinni, matole. To my, bezmyślni, widzący tylko koniec swojego zasmarkanego nosa, Polacy, powinniśmy to wszystko przewidzieć. Dramat życia w tym nieszczęsnym kraju!


 


Środa, 23.05 – Nachapany


 


Kolega, zaślepiony pisiak, przysłał mi dzisiaj mailem info z „Pulsu Biznesu” o majatku posłów. Czytam: Jacek Rostowski ma 60 milionów, Radek Sikorski 7 mln, a żebrakiem jest Janusz Palikot – tylko 6,5 miliona złotych. Przekaz pisiaków jest jasny: w jaki sposób Rostowski doszedł do tak dużego majątku? Mało kto wie, że Jan-Vincent urodził się w 1951 roku w Wielkiej Brytanii, tam mieszkał, studiował i pracował, zanim przyjechał do Warszawy. Polak jednak wie swoje. Niechętnie, ale pofatygowałem się do źródła. Informację podał „Dziennik Polski”, przesłał dalej wspomniany „PB”. Zajrzałem do oświadczeń majątkowych posłów. W zeznaniu ministra Rostowskiego wszystkie składniki majątku, głównie w Wielkiej Brytanii i sporo we współwłasności z żoną, są wyszczególnione, również kredyty hipoteczne na domy. Spłaty pożyczek nastąpią w 2018 i 2019 roku. Są też darowizny rodzinne, citroen za 4000 GBP. Ponadto, fundusz inwestycyjny na 272 311 GBP. Po zsumowaniu może pojawić się owe 60 milionów złotych, ale – na oko – wydaje się, że to za duża kwota, nawet po przeliczeniu funtów na złotówki. Jednak, który czytelnik „Dziennika Polskiego” chciałby się trudzić i sprawdzać oświadczenia majątkowe? Poszlo więc w analfabetyczny lud: nachapał się na posadzie rządowej. Prasa (oraz Internet) to potęga.


 


Wtorek, 22.05 – Maju, nie giń!


 


Intensywnie się zastanawiam i nie jestem pewien, czy odróżniłbym pszczołę od osy. No, chyba, żeby mi je ktoś posadził obok siebie. Ale nie na nosie. Wiadomo nie od dziś, iż na całym świecie dramatycznie zanika pszczela populacja. Pszczoły giną z różnych powodów, a jest ich co najmniej kilka, m.in. powszechna w przyrodzie chemia, zmiany upraw, choroby – najgroźniejsza warroza. Dobra wiadomość jest taka, że Komisja Europejska przyznała 3,3 mln euro na badanie przyczyn śmiertelności pszczół miodnych. Badania obejmą 17 państw, w tym Polskę i potrwają do 30 czerwca 2013 roku. Polscy naukowcy otrzymają nieco ponad 254 tys.euro. Nasi pszczelarze doceniają problem i organizują uświadamiające marsze oraz demonstracje w obronie pszczół. Warto sobie uzmysłowić, że gdyby pszczoły całkowicie zniknęły z powierzchni Ziemi, to uprawy roślin zaczęłyby zanikać w zastraszającym tempie, a ludzkości groziłaby degeneracja. Dobrze, że kilka pokoleń dzieci wie, jak pszczoły są pożyteczne i sympatyczne. Postuluję powtórkę znanego serialu „Pszczółka Maja”.


 


Poniedziałek, 21.05 – Dobre Święto


 


Już siódmy raz w sobotę Saska Kępa obchodziła swoje święto. Od Ronda Waszyngtona, przez skrzyżowanie ze Zwycięzców, Paryską aż do nowe ośrodka kultury przy rozwidleniu Wersalskiej i Brukselskiej. Poprzednio świętowanie kończylo się przy Zwycięzców. Przedłużenie deptaka okazało się dobrym pomysłem – zmieściło się więcej twórców i wystawców produktów i usług adekwatnych do okoliczności. Przeszedłem cały szlak we wczesnych godzinach popołudniowych. Wrażenie połączenia jarmarku, festynu, odpustu. Ale w dobrym guście. Taką samą oprawę widziałem w londyńskiej dzielnicy Notting Hill. Przy Rondzie Waszyngtona przygotowano dużą scenę, a w kliku innych miejscach mniejsze. Kilka niespełnionych działaczek saskokępowych lamentowało, że chciało zorganizować dla mieszkańców prawdzaiwe święto z klimatem, ale władze dzielnicy Praga Południe im nie pozwoliły i zostało po staremu. I bardzo dobrze. Lud pracujący potrzebuje właśnie takiej rozrywki – prostej (ale nie prostackiej), ludowej, jarmarcznej, gdzie może pospacerować, popatrzeć na rękodzieło i je kupić, posłuchać artystów, przyjrzeć się starym samochodom, zjeść coś grilowanego, popić piwem lub innymi regionalnymi napojami, na co dzień nie spotykanymi w lokalnych sklepach. A panie działaczki chciałyby szerzyć świątecznie wyższą kulturę, jak warsztaty rzeźbiarskie, spacery śladem rzeźb czy pokazy slajdów na ścianie budynku. A ja pytam: kogo to interesuje? Garstkę ludzi. To było fajne Święto Saskiej Kępy.


 


Piątek, 18.05 – Ratunku!!!


 


Przeczytałem o „jedynej wiarygodnej hipotezie, jaka istnieje” przyczyny katastrofy smoleńskiej. Przygotował ją kolejny ekspert powołany przez Antoniego Macierewicza. Australijski Polak, badacz wybuchów, wie, że na pokładzie prezydenckiego samolotu eksplodowały dwa ładunki dynamitu. Komisją śledczą PiS-u kieruje poseł Macierewicz. Nie wiem, na czym polega badanie pacjentów przez lekarzy określonej specjalności. Mam wrażenie, że jednym z kryteriów oceny zachowań nie jest wygląd zewnętrzny, np. wyraz twarzy. Gdyby jednak okazało się, iż jest to jeden z czynników branych pod uwagę przy stawianiu diagnozy, to proszę o fachowe opisanie, co wyraża twarz Antoniego Macierewicza. Co możemy z niej (w niej) wyczytać? Dziękuję. Dla ułatwienia zamieszczam jedno ze zdjęć potencjalnego pacjenta, których mnóstwo w Internecie.


 


Czwartek, 17.05 – V, V, V.


 


Patrzyłem i słuchałem Urszuli Nelken, rzeczniki drogowców budujących A2, i przypomniałem sobie moje rzecznikowanie WaParkowi (temu od parkomatów). Jakimż to zawodem jest rzecznictwo prasowe? Pani Nelken (redaktor czy nie-redaktor?) tłumaczy, dlaczego nie skończywszy autostrady sześciu dyrektorów otrzymuje nagrody. Pięknie tłumaczy. Ma dar. I telewidzowie jej wierzą. A ja myślę nie o dyrektorach, tylko o stanie ducha pani Nelken. Teraz odpowiadam na zadane wyżej pytanie, uogólniając: to jeden z najbardziej wątpliwych etycznie zawodów. I to nie tylko dlatego, że często trzeba kłamać dla dobra reprezentowanej przez siebie firmy. Najczęściej jest tak, że należy tłumaczyć bezmyślne posunięcia i decyzje przygłupich szefów. A przecież na ich decyzje rzecznicy nie mają nawet minimalnego wpływu. Są od wyjaśniania debilizmów i nadstawiania niewinnych głów. To awers medalu. A rewers to zdziecinniali, niedouczeni, zdemoralizowani redaktorzy działów miejskich gazet (lub innych) mediów. Moje rzecznikowanie przypadało na sześć miesięcy przed uruchomieniem pierwszego parkomatu w Warszawie. Pożal się Boże młoda brać dziennikarska proponowała mi m.in. oblanie parkomatu wodą i sprawdzenie czy działa, walenie w obudowę młotem w celu dowiedzenia, że oprze się wandalom. Mało tego. Najgorsi są redaktorzy telewizyjni, co widać i słychać codziennie z ekranu. Taki redaktor przy włączonej kamerze zadaje rzecznikowi pytania i ten mądrze odpowiada. Redaktor wraca do redakcji, pisze komentarz na podstawie wypowiedzi rzecznika, a przy montażu filmu daje rzecznikowi 3, 5 sekund na wygłoszenie najgłupszego fragmentu wywiadu, komentarza. Oczywiście, wyrwanego z kontekstu. Redaktor jawi się jako mędrzec, rzecznik jako głupiec. Podobnie postępuje się z politykami. A co do zawodowego rzecznikowania, to stwierdzam raz jeszcze – nie ma gorszego zawodu. Nigdy więcej. Veni, Vidi, Vici.


 


Środa, 16.05 – Niepoprawne tłuściochy


 


Jeden facet w Wielkiej Brytanii ważył 444 kg („a jego imię 44 i 4”). Nazywa się Paul Mason i jeszcze żyje. Dziś waży 190 kg. Ale nie o pladze tłuściochów w królestwie Elzbiety II chciałem napisać, a o doprowadzonej do absurdu poprawności politycznej. Celują w niej Anglicy i Amerykanie. Ci pierwsi zabronili mówić lekarzom, że pacjenci są otyli. Mają odzywać się w te słowa: „Ma pani/pan zdrową wagę”. I teraz od intonacji zależy, czy delikwent weźmie tę uwagę za dobrą monetę, czy zrozumie aluzję. Ludzie, którzy wymyślają takie idiotyzmy powinni występować w cyrku lub w programach masowej oglądalności przez matołów. Dziś nie można powiedzieć „Murzyn” jeno Afroamerykanin. Homoseksualistów zastąpili geje, albo odwrotnie. A w takiej Ameryce, o ile mnie pamięć nie myli, zabroniono zwracać się do Mikołaja per święty. A to dlatego, żeby nie urazić uczuć innowierców. A u nas poniewiera się Niesiołowskim za sympatyczne, jednoznaczne słówko „won”.


 


Wtorek, 15.05 – Jeż i Druh


 


Znajoma restauratorka powiedziała mi, że gotuje gar rosołu. Będzie gościła komunistów. Tym samym uświadomiła mi, iż ruszył doroczny spektakl zatytułowany „Komunia św.”. Dzieci, niewiele rozumiejące z doniosłości ceremonii, czekają tylko na jedno: na prezenty. W roku bieżącym najmodniejszym podarkiem jest jeż pigmejski. Najlepiej w komplecie z domkiem, szamponem i szczoteczką do kolców. Wtedy gadzina będzie się czuła bezpiecznie i szybko zadomowi. Domyślam się, iż tak wyrafinowane prezenty będą popularne głównie w rodzinach lumpenproletariackich lub bezrobotnych. Człowiek z krztyną inteligencji i katalogiem zasad na pewno pomyśli o innym uhonorowaniu młodego kumunisty, np. staromodnym laptopem czy Kindlem. Jak odległe technologicznie i mentalnie były to czasy, kiedy z okazji komunii otrzymałem polski rower, zegarek Mir (zagadka: czyjej produkcji?) i aparat fotograficzny Druh na film 6×9. Bodaj można było zrobić 12 lub 16 zdjęć. Był to prototyp dzisiejszych idiotenkamer, gdyż miał tylko dwie funkcje ekspozycji: na słoneczko i na chmury. I chyba miał dwa czasy naświetlania, ale głowy nie dam. Nie pamietam również, czy dorośli pili tego radosnego (dla mnie?) dnia alkohol, czego Kościół zabraniał. W niektórych domach praktykowano przelewanie gorzałki do butelki po wodzie mineralnej Mazowszanka. Wilki były syte, a owieczki nieświadome.


 


Poniedziałek, 14.05 – Kutz i „Miś”


 


Warto słuchać i czytać Kazimierza Kutza. Śląski reżyser wyraża myśli i analizy, które nie dość, że dobrze brzmią dla ucha (lub są miłe dla wzroku), to zawsze wnoszą nowe spojrzenie do otaczających wydarzeń. Umarł Andrzej Czeczot, przyjaciel filmowca. To był pretekst do udzielenia wywiadu „Gazecie Wyborczej”. A w nim Kutz wyjaśnia, dlaczego za PRL-u mieliśmy wybitną sztuke filmową. Jak niektórzy pamiętają, nasz barak w obozie socjalistycznym był najweselszy. Moskwa zostawiła nam trochę swobody, a jej długie reprezentacyjne ramię, czyli PZPR, patrzyła – mimo cenzury – przez palce na poczynania artystów (oczywiście do nieprzekraczalnych granic). Kutz twierdzi, że partia „bała się artystów”. Dlaczego potężny aparat uginał się przed twórcami? Mówi Kutz: „Bo władze komunistyczne to byli w większości chłopi, a artyści byli dla nich trochę jak dawniej pany. Rzecz polegała na tym, że my zrozumieliśmy, że sposobem na walkę z cenzurą jest zrobić obraz doskonały. Poziom języka artystycznego był za trudny dla tych, którzy mieli go rozwikłać, i z tego myśmy korzystali”. Tyle Kutz. Przypomina mi się kultowy „Miś” Stanisława Barei. Cenzura przepuściła mnóstwo epizodów obśmiewających debilizmy ustroju. Ponoć cenzorzy argumentowali, że było to przejaskrawienie rzeczywistości, a więc naprawdę aż tak beznadziejnie nie było. A jednak było. „Miś” to film dokumentalny.


 


Piątek, 11.05 – Na chama


 


Różnych stanów najwyższej świadmości można zaznać oglądając Wiadomości. Ze skrajnej wściekłości do skrajnego rozbawienia. Wczoraj doznałem drugiego przypadku – rozbawienia. Ujrzałem bowiem i usłyszałem info, że na Euro w Gdańsku pojawią się na peronach kolejowych dopychacze. Wzorem Japonii, gdzie służby w białych rękawiczkach bezceremonialnie, acz z wyczuciem, upychają ludzi w wagonach metra. Jak taką nieagresywną kulturę przenieść nad Wisłę? Albo nad Tamizę? Trudno wyobrażalne. Kto pamięta taką odzywkę w tramwaju lub autobusie. – „Panie, nie pchaj się pan na chama!”, – „O, przepraszam. Nie wiedziałem”. A teraz wyobraźmy sobie komentarze i okrzyki upychanych Polaków. Radzę zapisać te soczystości. Skonfrontujemy z rzeczywistością. W trakcie dopychania eurokibiców.


 


Czwartek, 10.05 – Rytualne chlanie


 


Chwalić Boga, tydzień długiego wyleniania dopełzł do końca i do objaśnień obyczajów ruszyli naukowcy. Jeden z nich mówi o rytuałach. Nie historyczno-religijnych, ale współczesnych. Albowiem rytuałem jest powtarzalne wykonywanie czynności w większym gronie, np. rodziny lub koleżków. Tak więc Wigilia zalicza się do bogobojnych rytuałów. Ale, okazuje się, iż grillowanie, jeśli wykonywane cyklicznie, też jest rytuałem. Rytuałem będzie też chlanie, byle regularne – codzienne, cotygodniowe i – obowiązkowo – z podobnymi degustatorami. Zachlewanie się nie jest (jest?) społecznie akceptowalne. Ale jeśli wyjaśnimy wszem i wobec, że kilka piw do kiełbaski z grilla, to usankcjonowany rytuał, to zostanie nam odpuszczone. A tak przy okazji: nie ma już kiełbasek z rożna, nie ma przypiekania tychże na patyku nad ogniskiem. Nie ma też zapachu ognisk. Ponad domami roznosi się smród podpalek grillowych nadużywanych przez nieudolnych mieszczuchów, którzy nie potrafią rozpalić ognia. A za moich czasów była to podstawowa umiejętność mężczyzny. Pozostała do dziś. Jak umiejętność jazdy na rowerze.


 


Środa, 9.05 – Euroczekanie


 


Na Euro oczekuję nie jako na widowisko piłkarskie, ale na widowiska towarzyszące. Ciekaw jestem, czy dojdzie do siłowych rozwiązań waśni narodowych między kibicami polskimi i rosyjskimi? Tu byłby powód, choć absurdalnie bezsensowny. Ale po napitych naszych kibolach można się wszystkiego spodziewać. Może też dojść do bijatyk międzynarodowych z powodów wyłącznie rozrywkowych. A może nie będzie żadnych starć? Inne aspekty. Kilka grup zawodowych zapowiedziało antyrządowe protesty i demonstracje podczas turnieju. Czy spełnią groźby? Taksówkarze, na przykład, mają chrapkę na blokadę Warszawy, żeby zrobić wbrew deregulatorowi Gowinowi. Gdyby tak postąpili, to wykazaliby się całkowitym brakiem zmysłu biznesowego. Ale – Polak potrafi. Ruszyć z szabelką na Kreml. A także – być mądrym po szkodzie.


Wtorek, 8.05 – Bezzębne media


Obok publikujemy bezprecedensowy protest przeciw skandalicznemu pomysłowi garstki senatorów zamiarujących zakneblować media. Bezprecedensowy, gdyż tekst wydrukowało na czołówkach kilkadziesiąt polskich gazet. Nazwiska owych senatorów musi poznać każdy Polak (nie tylko czytelnik gazet), a odpowiednie czynniki powinny zesłać ich do Berezy Kartuskiej (aż prosi się reaktywacja). Jestem przekonany, iż matolscy autorzy tej poprawki do ustawy zostaną przegłosowani przez mądrzejszą większość. Jeśli jednak tak by się nie stało, to raz na zawsze pogrzebany zostanie czwórpodział władzy. Zniknęłaby czwarta władza, jak nazywane są media. I jakaż byłaby kompromitacja! Bezzębność koalicji mediów? Nie do pomyślenia.


Poniedziałek, 7.05 – Eurokury


Przypadkowo nie zdążyłem wcześniej wyłączyć telewizora, więc usłyszałem i zobaczyłem werdykt publiczności-kibiców. Ich hymnem na Euro 2012 będzie „Koko Euro Spoko”. Ten epokowy przebój wykonują gospodynie wiejskie zebrane w zespół Jarzębinki (Jarzębina? – zaskoczone media nie są w stanie ustalić poprawnej nazwy). To zastanawiający wybór. Czy świadczy o poczuciu humoru w narodzie? Czy może o prymitywnych gustach? Tego nie wie nikt – jak we fragmencie niegdyś piłkarsko śpiewał Bohdan Łazuka. Niegdyś piosenka Shakiry „Waka, waka” z mistrzostw świata w RPA obiegła cały świat. Dziś jednak nikt tego przeboju nie pamięta. Nasze eurokury na pewno nie wydziobią się na europejskie anteny, więc może nie powinniśmy wstydzić się obciachu!? Zostanie w naszym grajdole. Od lat walczymy z siermiężnym polskim stereotypem: białymi niedźwiedziami i chłopem za pługiem ciągniętym przez konia. Pokazujemy Europie i światu za niebagatelne pieniądze (np. w BBC, CNN) naszą nowoczesność w domu i zagrodzie. A tu masz babo placek! Sześć babin w podlaskich strojach ludowych obaliło cały wieloletni mozół piarowo-promocyjny. I znowu jesteśmy w punkcie wyjścia (wejścia) do Europy unijnej.


Piątek, 4.05 – Saska hołota


Czas świętowania trzeciomajowego przypomniał mi niedzielny aktorsko-celebrycki mecz polsko-ukraiński n

W wydaniu nr 126, maj 2012 również

  1. GRECKI SZANTAŻ

    Kto zyska na tańszej ropie?
  2. POLSKA Z INDONEZJĄ

    Guru z Archipelagu - 24.05
  3. GIEŁDA PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH

    400. debiut na NewConnect - 23.05
  4. PUBLIC RELATIONS

    IX PR Forum w Wiśle
  5. SOPOT 26-28.09.2012

    Europejskie Forum Nowych Idei
  6. KONFERENCJA W WARSZAWIE

    Rosja w dziurze - 21.05
  7. ZDROWIE DECYDENTA

    Zmagania z ośnieżonym kołnierzem - 21.05
  8. ŚNIADANIE W IMR

    Dwie twarze kobiecości
  9. INWESTOWANIE W KRYZYSIE

    Co mówi ulica? - 17.05
  10. IMR ADVERTISING BY PR

    Nowe nutrikosmetyki Colfarmu
  11. LEKTURY DECYDENTA

    Spóźnione "Millennium" - 13.05
  12. HISTORIA POLSKIEGO LOBBINGU W UE

    Batalia truskawkowa- 12.05
  13. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Lobbing w UE - 12.05
  14. FACEBOOK NA GIEŁDZIE

    Skąd taka olbrzymia wartość? - 9.05
  15. SENAT RP ZABIJA PRASĘ

    Czy jesteśmy czwartą władzą? - 8.05
  16. FRANCUZI WYBIERALI PREZYDENTA

    Komu zaszkodzi zwycięstwo Hollande`a? - 6.05
  17. ŻEGNAJ SZKOŁO!

    Kaganiec oświaty
  18. SIŁA POLITYKI

    Jak Chruszczow - 31.05
  19. I CO TERAZ?

    Blamaż w Białym Domu - 30.05
  20. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Czwartek, 31.05 – Co ty wiesz o...?
  21. POLAK SIĘ LENI

    Fakty i mity - 2.05
  22. SZTUKA MANIPULACJI

    Katalog naciągaczy - 2.05