Established 1999

SZTUKA MANIPULACJI

27/08/2009

Niezręczność komplementów

Nielada sztuką jest takie wyważenie określeń słownych czy innych odpowiedników hołdu, aby pochwała nie zaprzeczyła samej sobie, np. nie wydała się odbiorcy kpiną albo krytyką, choćby nawet niezamierzoną – pisze Mirosław Karwat.

 


MIROSŁAW KARWAT


 


Pochwała to broń obosieczna. Jest ona jak nóż, którego wprawdzie używamy tylko do smarowania chlebka, jednak przy smarowaniu łatwo można się skaleczyć.


Pochwała niemal zawsze balansuje… na granicy nietaktu. Nic dziwnego. Przecież z natury swojej opiera się na przesadzie w przedstawianiu uznawanych zalet i przesadzie w zastosowanych środkach ekspresji. Żywiołem pochwały są superlatywy.   Zwykłe zadowolenie zdaje się wręcz szczęściem. Przyjemne zaskoczenie, że ktoś zrobił coś lepiej, szybciej lub taniej niż się spodziewaliśmy, objawia się jak obcowanie z cudem i cudotwórcą. Uznanie brzmi jak podziw, a podziw mieszczący się w granicach normy podziwu prezentowany jest jak zachwyt. 


Słowem, pochwała zakłada „smarowanie miodem”. Lecz tym samym obarczona jest ogromnym ryzykiem poślizgnięcia się na własnym smarze. Nielada sztuką jest takie wyważenie określeń słownych czy innych odpowiedników hołdu, aby pochwała nie zaprzeczyła samej sobie, np. nie wydała się odbiorcy kpiną albo krytyką, choćby nawet niezamierzoną. Poglądową lekcją takiego samopogrążenia są powtarzalne wpadki Piszczyka, gdy raz po raz chce być w rytmie i w kursie, a za każdym razem wychodzi mu jakaś fałszywa nuta.


To niebezpieczeństwo autoparodii i autodemaskacji szczególnie dotyczy komplementów – jako pochwał okazjonalnych, kurtuazyjnych, nierzadko wygłaszanych niejako automatycznie i bezmyślnie, na zasadzie odruchu warunkowego.


Powiedzmy, że rozpoczynamy rozmowę z kobietą o uderzającej urodzie. Jest to czynnik uboczny w stosunku do okoliczności i płaszczyzny rozmowy (np. kontaktu służbowego, negocjacji z oficjalnym przedstawicielem firmy-partnera), ale w naszych wrażeniach (a zapewne i kalkulacjach) wysuwa się na plan pierwszy, i od razu nas kusi, żeby zagrać na tej strunie. Zanim jeszcze zastanowimy się, już nam się wyrywa jakaś tuzinkowa szarmancja, w rodzaju „To istna przyjemność negocjować z partnerem nie tylko poważnym, ale i tak urodziwym”. Nie zastanawiamy się wtedy, ile alternatywnych skojarzeń uruchamiamy w jednej chwili – np. takich, że usiłujemy zmiękczyć przeciwnika, załatwić sobie taryfę ulgową, albo takich, że głupią miną i gadką usiłujemy pokryć własne zakłopotanie i brak pomysłu w kwestiach istotnych. 


Podobnie rycerski wydaje się sobie kierowca karany mandatem tym razem przez policjantkę, kiedy wdzięczy się albo usiłuje targować się żartem: „Z pani rączek przyjmę wszystko, nawet truciznę”.


Równie mechanicznie reagujemy na miłe wrażenia, jakich dostarczają nam osoby znajome, których zalety już znamy, ale które potrafią odświeżyć te miłe bodźce. Komplement, jaki nam się wtedy wyrywa, oscyluje między spontanicznością a wyrachowaniem – bo naprawdę jesteśmy pod wrażeniem świeżego objawu zalety spowszedniałej, a jednocześnie instynkt przystosowawczy nam podpowiada, że drobna adoracja tego, co zresztą naprawdę nam się podoba, może być opłacalna. Dlatego tak łatwo atakujemy w stylu „Bardzo przenikliwa uwaga, Mistrzu” albo „Pięknie dziś Pani wygląda, Pani Zosiu”.


Jeśli formułka-wytrych „pięknie dziś pani wygląda” skierowana jest do pięknej kobiety, która jest piękna z natury, codziennie i bez specjalnego wysiłku, to brzmi „tanio”, bo takie uznanie z naszej strony też nie wymaga żadnego wysiłku, wręcz przeciwnie, jest przejawem lenistwa. To stwierdzenie nie jest ani odkrywcze, ani mobilizujące dla osoby chwalonej, pachnie raczej wymuszaniem wdzięczności za miłe słowa. Bo też ma ona być wdzięczna za coś, co nie jest ani odkryciem, ani zasługą chwalcy. A z wdzięczności za dobre słowo ma być przychylnie nastawiona do… jeszcze nie wiadomo do czego, tzn. do jakiej propozycji, oferty, prośby – wszystko jedno, erotycznej, urzędowej, służbowej, biznesowej.


Z kolei ta sama formułka pod adresem osoby, która na codzień nie zwraca niczyjej uwagi są urodą czy elegancją, jest mimowolnie przewrotna, bo może np. niechcący sugerować, że w inne dni ta sama osóbka wygląda jeśli nie szpetnie, to bezbarwnie.


Każdy taki komunikat o atrakcyjności rozmówcy zbyt wyraźnie trąci ingracjacją, tzn. interesownym staraniem o zapewnienie sobie czyjejś przychylności w zamian za kurtuazję, która chwalącego nic nie kosztuje.


W rezultacie podobnej nadgorliwości powstaje niezamierzona konsternacja. Ma ona trojakie przyczyny:


(1) rozdźwięk między pochwałą a ubijaniem interesu, co może wzbudzać podejrzenie, że pochwała interesowna ma charakter instrumentalny, a nawet, że nie jest szczera;


(2) dysonans między naturalnym skrępowaniem osoby pochwalonej a natręctwem chwalcy (natręctwem w samej pochwale, i tym bardziej w próbie jej zdyskontowania dla własnej korzyści); 


(3) kontrast między statusem osoby chwalonej, której pochwała ma pokrycie (bo rzeczywiście chodzi o osobę np. urodziwą, elegancką czy też wyjątkowo inteligentną albo nadzwyczaj biegłą w swoich czynnościach) a statusem osoby chwalącej, która komplementem usiłuje sobie zapewnić kredyt zaufania i życzliwości, a tym samym wciąga rozmówcę w pułapkę, bo skłania ją do przychylności na kredyt.


Niewiele lepsza jest formuła pozornie zręczniejsza „pięknie pani wygląda, jak zwykle zresztą” czy też próba ratowania sytuacji zakłopotania wywodem „Pani zawsze efektownie wygląda, ale dziś szczególnie” Taki ornament słowny razi albo banałem i zbędnością, albo zbyt widocznym zabieganiem o względy. To samo stwierdzenie skierowane do damy, której uroda jest problematyczna (po prostu – rzecz gustu), lub która ma niepotrzebne wątpliwości w tej sprawie (np. jakieś kompleksy), działa jak… jątrzenie rany.


I w jednym, i w drugim przypadku taka formułka brzmi obosiecznie. Podwójnie obosiecznie. Po pierwsze, może zabrzmieć tak: widocznie są też inne dnie, w których owa pani nie wygląda już tak pięknie. Po drugie, może zabrzmieć jak poprawka mówcy, który się przejęzyczył. Przecież dodatek „jak zwykle” mimowolnie uwypukla niezręczność formuły i podkreśla niezdecydowanie, czy chodzi o zdarzenie wyjątkowe, czy też o regułę. Ale jeśli miałaby to być reguła, to podkreślanie jej przygodnego przejawu zakrawa na natręctwo.


Jeszcze bardziej śliskie są próby przebicia własnej karty, znane z niezręcznych wyrażeń typu „Pan  jest zawsze świetny w tym, co robi, ale dziś to już przeszedł Pan samego siebie”. Niechcący zdradziliśmy, co uważaliśmy za szczyt jego możliwości.


Słowem, komplement to potencjalna pułapka zastawiona na samego siebie. Komplementem łatwiej jest się pogrążyć niż „wkupić”.


Mirosław Karwat


 


 


 

W wydaniu 54, kwiecień 2004 również

  1. BANK I ŚRODOWISKO

    Lider biznesu
  2. KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY

    Blisko klienta
  3. POLSKA UNIA OFIAR NAZIZMU

    Opieka i pomoc
  4. PRASA

    Głos Warszawy
  5. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Od Piusa X do "Pasji" Gibsona
  6. PUNKTY WIDZENIA

    Milczki niekompetentne
  7. PSYCHOLOGIA

    Ekonomia, głupku
  8. PROJEKT USTAWY LOBBINGOWEJ

    Opinia socjologa
  9. PUNKTY WIDZENIA

    O nas bez nas
  10. DYPLOMACJA

    Magnes różnorodności
  11. LECH WAŁĘSA

    Nowe czasy, stare rozwiązania
  12. LOBBING W WIELKIEJ BRYTANII

    Małe i wielkie sprawy
  13. SZTUKA MANIPULACJI

    Niezręczność komplementów
  14. DECYZJE I ETYKA

    Cytaty i pisaty
  15. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Trzecia żona
  16. PARLAMENT EUROPEJSKI

    Grupy nacisku (c.d.)
  17. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    Lewica, prawica, rozterki
  18. DYPLOMACJA

    Wymowa czynów
  19. TERMINALE PALIWOWE

    Sieć logistyczna / Logistic leader