14/08/2009
W Nowym Roku
Jesteśmy dopiero na progu wejścia do Unii, a już pokazaliśmy, czym dla nas, Polaków, jest solidarność, równoprawność i prawdziwe partnerstwo – pisze Andrzej Will.
ANDRZEJ WILL
Grudzień minął w miarę spokojnie, nie licząc protestów, strajków, przełomów w procesach, kilku informacji o korupcji osób zaufania publicznego, wreszcie o katastrofie śmigłowca, którym leciał premier. Bruksela minęła tak jak się spodziewałem. Dziwne, że nie chcemy uczyć się na przykładach z historii, a jest ich wystarczająco dużo, aby pozbyć się złudzeń.
O polską rację stanu trzeba walczyć, i tak też się stało. Bruksela wymaga jednak kilku słów ponad zdawkowe sformułowania. Jesteśmy dopiero na progu wejścia do Unii, a już pokazaliśmy, czym dla nas, Polaków, jest solidarność, równoprawność i prawdziwe partnerstwo.
Zdecydowanie sprzeciwiamy się kształtowaniu grupy państw hegemonów. Źle nam się kojarzą takie sytuacje, takie konfiguracje, w których szczytne idee idą w kąt, ustępując miejsca dominacji jednych państw nad drugimi. Podejście, jakie zaprezentowały Niemcy i Francja, jest zaprzeczeniem myśli przewodniej budowania Stanów Zjednoczonej Europy.
Przypuszczam, że takie stwierdzenie wywoła uśmiech pobłażania o jakich stanach on mówi, jakiej Europy. Przecież liczy się siła sejfów, ich zawartość, logistyka. Uprzedzając ewentualne zarzuty mogę jedynie dodać, że ideą nadrzędną była myśl budowania takiej właśnie Europy, zjednoczonej, suwerennej suwerennością państw członkowskich. I choćby nie wiadomo kto „zastosował stójkę na dwunastnicy”, jak mówi szef sejmowej komisji śledczej, to nie zmieni idei, nie wymaże historycznych przesłanek, nie cofnie raz rozpoczętego procesu. Bardzo mi się spodobało swoiście anegdotyczne stwierdzenie „czy Francja i Niemcy też liczyłyby głosy według liczby ludności, gdyby Chiny zostały zaproszone do Unii?”.
Wielkie słowa uznania dla polskiej delegacji i oczywiście dla premiera. Ale to jeszcze nie koniec. Najsilniejsi nie popuszczą, wszystko przed nami. Na razie mamy chwilę oddechu. Czas na zebranie argumentów, pozyskanie partnerów, umocnienie pozycji i rozwinięcie działań wyrównujących szanse.
A w kraju największa partia koalicyjna zakończyła weryfikację. Znawcy oceniają, iż deklaracji nie złożyło ponad 30 procent stanu członkowskiego. Pytanie czy odeszli ci, którzy nie powinni być w tej partii, pozostaje otwarte. Odpowiedzieć na nie może dać jedynie czas i praktyka. Jak do tej pory właśnie z praktyką jest różnie. I ona właśnie, nie tylko w tej partii, winna stać się przesłanką do dokonania bardzo rzetelnej analizy dotychczasowej działalności i na tej podstawie określenia długofalowej strategii. Praktyka „od wyborów do wyborów”, jak widać, nie sprzyja kształtowaniu kadr, nie umacnia struktur, prowadzi do powstawania różnego rodzaju zależności i powiązań, a to już prosta droga do, delikatnie określając, przesileń.
Perspektywa wejścia do Unii jest znakomitą okazją dokonania przeglądu możliwości dostosowania się partii do nowych warunków. Najtrudniej będzie wyjść z naszego małego, ale przytulnego grajdołka, w którym robi się i obiecuje wszystko tylko w jednym celu, a po jego osiągnięciu, jak za pociągnięciem różdżki czarodziejskiej, obietnice to tylko przejęzyczenia, deklaracje to jedynie gra wyborcza, zaangażowanie ludzi należną daniną. Rekompensata „wypłacana” jest na innym poziomie i innemu gronu i to wcale nieprzypadkowemu. Po widocznych gołym okiem „przesileniach” czas już dokonać w partiach gruntownej przebudowy form ich funkcjonowania. A może by tak zacząć od podstaw, od pomocy członkom i lokalnym społecznościom znalezienia swojego miejsca w tej, przecież niełatwej, rzeczywistości? A może by tak zdecydowanie określać swoje priorytety, czynić czytelne zamierzenia, wyraźnie je adresować? Taktyka partii typu „jestem za, a nawet przeciw” nie przysparza ani poparcia członków, ani społecznego przyzwolenia. Obserwujemy tego przykłady.
Na koniec kilka niewątpliwie kontrowersyjnych uwag. Polsce w tej dobie potrzebne są partie o różnych orientacjach, różnych ideach, różnych działaniach, ale wszystkie winny mieć prospołeczny i nie tylko werbalny charakter. Dlaczego partie? Bo tylko one mogą, dzięki rozumnemu zespoleniu ideowości, praktycznego działania i osadzeniu w realiach lokalnych, stać się moderatorem aktywności społecznej. I dobrze by było, gdyby to partie były moderatorem, a nie…
Dużo roboty czeka nas wszystkich w Nowym Roku.
Andrzej Will
PUNKTY WIDZENIA
Prawo o prawie
Zgłosiłam pomysł, aby uchwalić ustawę o tworzeniu prawa, która ujęłaby w stabilne ramy procedurę tworzenia prawa. Wcześniej takie pomysły były negowane przez różne środowiska - mówi Teresa Liszcz. więcej...