Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

01/04/2013

Wtorek, 30.04 – Onanizm

Przepraszam za ten dość prostacki, acz przyciągający wzrok tytuł. Wahałem się, czy go użyć, wszak znany jest w medycynie. Mam na myśli samogwałt polityczny.

Od dobrych kilku dni mędrcy wszelkich maści, w każdym bez wyjątku medium, analizowali warianty Gowinowe. Tusk go odwoła – nie odwoła? Dlaczego tak, dlaczego nie. Co straci PO, czym strata grozi, etc, itd, itp. Wygrali ci, którzy stawiali na wyautowanie Jarka G. Minęło ledwie kilka godzin, a tu bęc! Rysio Kalisz zakłada stowarzyszenie czegoś. Kaptuje na członków. I znowu rusza karuzela analiz. Jeśli komuś mało niepotrzebnej politycznej wiedzy, może zapytać: A co u Januszka Palikota? Musi się pojawić, bo jego gwiazdeczka zgaśnie. U drugiego Januszka, Piechocińskiego, przyczajenie. Nie wychylają się po aferze z Gazpromem. Jest jeszcze Lesio Miller. Betonowo nieustępliwy. Twardo stoi na pozycji. Nie zmienił się od czasów sekretarzowania w PZPR. Cicho również u Jarka Kaczyńskiego. Może na święto klasy robotniczej oraz chłopskiej coś przeanalizuje? Oby. Jest jeszcze Tadzio Rydzyk. Ale on nie należy do klasty politycznej. Poza tym, ojca nie wypada posądzać o analizowanie. Tak się chłopcy bawią w bagienku.


 


Poniedziałek, 29.04 – Potrzeba esperanta


 


Czytanie, oglądanie, słuchanie, pisanie. Ale nuda. Facebookowanie, tweetowanie, granie. Ale fan, zarobienie. Przepaść pomiędzy osobnikami zajętymi nudnymi czynnościami, a tytanami zajętości. Dwa światy. Dobre rozróżnienie. To groźne – ludzi żyjących w świecie nudy ubywa. Rządzi szybkość, bezmyślność, wirtualna społeczność, w rzeczywistości – smutek aspołeczności. Rozlewająca się choroba XXI wieku – uzależnienie od elektroniki. Niegdyś komunikowanie zrewolucjonizował esemes. Dzisiaj jest to Facebook i Tweeter. Za esemesy płacę więcej, niż za rozmowy telefoniczne. Operatorzy prześcigają się w darmowych minutach. Wiedzą, że abonenci rozmawiają coraz mniej. Bo o czym i z kim mają rozmawiać? Każdy żyje w swoim osobnym świecie. Totalna izolacja. Społeczność nudna żyje w swoim kręgu. Sieciowi społecznościowcy w inym wymiarze. Między nimi nie ma możliwości komunikacji, rozmowy, gdyż nie ma wspólnego języka. Znikł. Potrzeba esperanta XXI wieku. Komu w takim świecie żyje się źle? Na razie nie słychać takich głosów. Czy kiedykolwiek nastąpi przełom? Człowiek znowu będzie potrzebował bliźniego? Czy wróci potrzeba myślenia i dzielenia się wnioskami? Za dużo pytań.


 


Piątek, 26.04 – Ku końcowi


 


Dożyję czy nie dożyję? Oto jest pytanie. Pytanie o skutki dzisiaj niewyobrażalnej rewolucji społecznej, kulturowej i seksualnej, do której właśnie dołączyła Francja. Ichniejszy parlament przyjął ustawę o „małżeństwie dla wszystkich”. Podobne ustawodawstwo istnieje w kilkunastu krajach UE. U nas opiera się Gowin, ale jego dni u Tuska wydają się policzone. Popieram związki partnerskie, ale nie wyobrażam sobie konsekwencji wychowywania dzieci przez osoby tej samej płci. Po pierwsze, w jaki sposób pary homoseksualne mogą „wejść w posiadanie” potomka (czy to właściwe słowo?)? Przez adopcję, in vitro lub kupienie zapłodnienia u osoby trzeciej, w tym wypadku kobiety. To dopiero pole do popisu dla bezprawia, handlarzy, mafijności, dramatów, odczłowieczenia. A jeśli zmiany świadomościowe doprowadzą do tego, że homoseksualistów będzie więcej niż hetero, to może zabraknąć „dawców” dzieci dla małżeństw jednopłciowych. Albo tak rozszaleje się in vitro, że ludzie nie będą mieli rodzin, nie bedą wiedzieli z kim są spokrewnieni. Będą żyli na Facebooku. A z historii wiadomo, jakimi deformacjami fizycznymi i psychicznymi kończyły się związki kazirodcze. Można by mniemać, iż czeka nas w przyszłości biblijna Sodoma i Gomora. A może swoim postępowaniem ludzie na to zasłużą?


 


Czwartek, 25.04 – Robert!!!


 


Do powszechnych zachwytów nad wyczynem Roberta Lewandowskiego dodam tylko swoje trzy grosze. Na wszelki wypadek przypomnę, iż Lewandowski strzelił cztery gole Realowi Madryt. Oto zapowiedziany bilon: Robert Lewandowski za darmo, można powiedzieć: w czynie społecznym, uczynił więcej dla promocji Polaków (Polski pośrednio), niż MSZ, ministerstwa, instytucje razem wzięte. Ktoś może sarkać, że jest to tylko promocja wśród kibiców piłki nożnej, ale tą dyscypliną interesują się też profesorowie, naukowcy, politycy, artyści, a więc również elity społeczne w Europie i świecie.


 


Środa, 24.04 – Jak ważyć?


Jaką miarą ważyć ludzkie życie? Jakim aparatem taki pomiar jest w ogóle możliwy? Spróbujmy. Nie mogłem przybyć do Business Centre Club na debatę „Państwo wrogiem przedsiębiorcy?” (ależ asekurancki pytajnik), ale przeczytałem kilka opinii. Właścicielka jednej z warszawskich firm otrzymała wezwanie do prokuratury (dobrze, że nie przyjechało po nią CBA, CBŚ, ABW), aby wyjaśnić dlaczego sprzedała tysiąc lamp biurkowych bez instrukcji obsługi. Brak był błędem dostawcy, a pani nie sprawdziła. Dedukując (za Sherlockiem Holmesem), doszedłem do wniosku, że tysiąc, a nawet więcej, niewinnych istot: matek, dziatek, ojców, babć, dyrektorów, prezesów etc. było narażonych na śmiertelne niebezpieczeństwo w niewiedzy, jak obchodzić się z lampą elektryczną. Chwalić Boga, ktoś doniósł do urzędu. Amen. A teraz przypomnę Wam historię z lekiem na receptę, którego ulotka w całości była napisana w języku słowackim (prawdopodobnie, bo jej tytuł brzmiał: „Pribalova Informace”), a na opakowaniu również ani słowa po polsku. Zagadnięta w tej sprawie Naczelnik Wydziału ds. Nadzoru nad Lekami w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym, na pytanie, jak to możliwe, odpowiedziała na piśmie ni z tego ni z owego: „W przypadku klęski żywiołowej bądź innego zagrożenia życia lub zdrowia ludzi, Minister Zdrowia dopuszcza do obrotu na czas określony produkty lecznicze nieposiadające pozwolenia” (…). Jednak dociekliwy pacent zajrzał w Google`a i włos zjeżył mu się na głowie, gdy (tym razem po polsku) przeczytał przeciwskazania i skutki uboczne stosowania tego leku – Colchicum Dispert. I nikt nie doniósł do prokuratury na ministra zdrowia. A teraz ponawiam pytanie: czyje zdrowie lub życie jest ważniejsze: obywatela, który nie lubi siedzieć w ciemnościach czy chorego, który boi się wyzdrowieć?


Więcej na ten temat w DECYDENCIE SNOBUJĄCYM w zakładce Archiwum nr 131, z 29 października 2012 r. Tytuł tekstu: „Pribalova Informace”.


 


 


Poniedziałek, 22.04 – Urodziny


Dzisiaj ograniczę się do skonstatowania faktu narodzin dwóch wybitnych osobników politycznych, choć w różnych kategoriach. Pierwszy to Włodzimierz Uljanow, znany powszechnie jako Lenin – 22 kwietnia 1870 roku. Drugi to Donald Tusk – 22 kwietnia 1957 roku. Dożywtoni pseudonim zawodowy drugiego polityka brzmi: premier. I to na dzisiaj byłoby na tyle.



Wtorek, 23.04 – Kupa śmieci


W tę rewolucję zaangażował się aparat państwa, a wspiera go brukselska biurokracja. Segregacja śmieci wstrząśnie Polakami od 1 lipca. Szalenie ciekawe, jak się potoczy. Bywało, że rewolucje zjadały własne dzieci. Czyżbyśmy mogli w ten sposób pozbyć się choć części nielubianej masy urzędniczej? Czy można sobie wyobrazić segregację śmieci w Polsce ludzi oszustnych? Kto będzie pilnował pojemników, żeby lud przepisowo śmiecił? Czy powstanie straż śmieciowa? Dzienna i nocna? A może lepszy byłby sąsiedzki system donosicielski? To przecież taka staropolska świecka tradycja. Pamiętacie akcję sprzątania psich kup? Marnie się realizuje. No, ale to była inicjatywa obywatelska, oddolna, ludyczna, więc mało skuteczna, oparta na apelach. W smie, jako się rzekło, w to wiekopomne arcydzieło zaangażował się aparat państwa. I będzie to sprawdzian wydolności tegoż. Jeśli kupa śmieci przerośnie organizację, to z radości zapiszczy PiS, że państwo jest niewydolne. Tusk musi odejść. Tak to będzie wyglądało.


Piątek, 19.04 – Marność


Kiedy Grzegorz Hajdarowicz kupował znaczące udziały w „Rzeczpospolitej”, przepowiadałem na tych łamach stopniowy upadek dobrego niegdyś dziennika. A mam do tej gazety podejście emocjonalne – redaktorowałem tu przez kilka lat w dziale zagranicznym. Dzisiaj Hajdarowicz ogłasza, że nie będzie finansowo bronił w sądzie zwolnionych z pracy dziennikarzy. Mnie to akurat nie dziwi, gdyż Hajdarowicz nie ma żadnego doświadczenia, wiedzy, solidarności zawodowej, emocjonalnej i umiejętności potrzebnych do wydawania dużej ogólnopolskiej gazety. Nawet nie pamiętam, jakimi biznesami zajmował się (i zajmuje się, oprócz wydawniczego) Hajdarowicz. W każdym bądź razie, nie słyszy się o jego osiągnieciach lub udziale w życiu społecznym, politycznym czy kulturalnym. Może sportowym? Mali biznesmeni, w stylu posiadaczy szwalni czy producentów wody mineralnej, gdy dorobili się jakichś pieniędzy myślą o podniesieniu swojego statusu społecznego, a więc towarzyskiego. Mają już dość bywania na rautach branżowych wśród badylarzy czy rzemieślników. Prestiż może zapewnić im nabycie jakiegoś medium. Najlepsza byłaby telewizja, jednak to przedsięwzięcie niezwykle kosztowne. Ale gazeta to też jest coś! I tak nieznany nikomu Hajdarowicz stał się wydawcą, zna go już spora grupa ludzi w całej Polsce. Cieszę się, że nie pracuję w takiej „Rzeczpospolitej”. A nawet nie kupuję tej gazety od kilku lat.


Czwartek, 18.04 – Nie za szybko


Nawet nie przypuszczałem, że będę musiał zgodzić się z Jarosławem Gowinem, którego uważam za fatalnego ministra sprawiedliwości. Jak może niektórzy pamiętają, Gowin i jego ludzie zablokowali prace nad ustawą o związkach partnerskich. Nie od razu opowiadałem się za legalizacją takowych, ale przekonały mnie argumenty „za”. Natomiast nie mogę sobie wyobrazić życia społecznego za, powiedzmy, 20 lat, gdy dorosłyby dzieci wychowywane w związkach jednopłciowych. Sodoma i Gomora. Tutaj więc mówię „nie”. Ogólnie rzecz biorąc, jestem wielkim zwolennikiem szybkich zmian na lepsze. Jednak nowy minister spraw wewnętrznych, Bartłomiej Sienkiewicz, uświadomił mi (wywiadem w poprzedniej „Polityce”), że zmian w Polsce nie należy dokonywać zbyt szybko. Część społeczeństwa intelektualnie nie daje rady, nie nadąża. Sienkiewicz mówi o małżeństwach gejowskich: „Robienie takiej zmiany (w prawie – DS) – z tym rządem, z tą opozycją, z tym społeczeństwem – może zaburzyć polską równowagę i otworzyć drogę do władzy ludziom, których rządy mogą Polskę rozchwiać w czasach, kiedy stabilność jest najcenniejszą walutą”. Chciałoby się powiedzieć: święte słowa, panie Sienkiewicz, widząc skołatane głowy ludu smoleńskiego.


Środa, 17.04 – Taplacze


Ależ ciekawie wrze w warszawskim, a może nawet polskim, cyrku politycznym. Małpy śmigają po gałęziach we wszystkich kierunkach niedościgle. Tak szybko, że trudno się zorientować, która do którego stada przynależy. Od biedy można spróbować sklafyfikować ideowo te z czerwonymi odbytami. Ale dlaczego je tak odrażająco eksponują? Jednak musimy je kochać, dyć nasze to małpy, nasza Europa. Do tego coś jest na plus. Jakby mało było 27. Czyżby 27+? Tym plusem, czyli wartością dodaną w prezencie Europie (dziękujemy ci, Polsko – to głos z Brukseli) jest Aleksander Kwaśniewski w kamaryli z Markiem Siwcem, Januszem Palikotem i – być może – wyautowanym z SLD Rychem Kaliszem. Komentarzy codziennie multum. Wybory do europarlamentu jeszcze hen, a tu taki kociokwik wśród partyjnych towarzyszy. Jeno w PiS tradycyjny spokój, trwanie w smoleńskiej jedności. Co im tam Europa! Prawo i sprawiedliwość trzeba wymierzać na wschodzie. A co się stanie, jeśli Europa Plus zdobędzie zbyt dużo głosów, które odejmie Platformie? PiS może się wzmocnić. Ale co prezes JK zrobi z takim prezentem? Zagadki, dylematy, bogactwo możliwości, politycznych mózgów natężanie. Panie i panowie politycy, a kogo to obchodzi, ilu obywateli? Odpowiedź: nikogo. Taplacie się we własnym bagnie.


Wtorek, 16.04 – Ile V?


Czy człowiek nadal jest zwierzęciem stadnym? Oto jest pytanie, zważywszy na panoszący się indywidualizm, odgradzanie się. Wolnoć w swoim domku. Jak liberum veto. Mocium panie. My, Polacy, wróciliśmy do unijnej części Europy. Mamy z tego powodu same korzyści. Ale tylko do 2021 roku, do końca następnego budżetu. Jesteśmy w drużynie oznaczonej znakiem drogowym „druga prędkość”. Pierwsza to ci z problemami, czyli europieniężni. I Niemcy, ale oni grają we własnej, jednopaństwowej lidze. My tych biedniejszych, ale z czołówki, widzimy i już kombinujemy, jak tu bezpiecznie oddzielić się od stada 27 baranów. A przed kryzysem chcieliśmy być jak najbliżej przywódcy stada. Czyli Unia trzeszczy. Anglicy stawiają własne warunki uczestnictwa i ściemniają, że jednak chcą pozostać w stadzie. Niemcy założyli Alternatywę dla Niemiec, forpocztę ruchów wyłączających ze stada. Holendrzy Geerta Wildersa sarkają na euro. Z kolei Partia Prawdziwych Finów odcina się od pomocy bankrutom z euro w chudych portfelach. Tak to z grubsza wygląda. Ciąg dalszy będzie następował. Jeśli dzisiaj rozmontowanie eurolandu, a nawet Unii Europejskiej, nie wydaje się bliskie, to w dalszej perspektywie – czemu nie? W każdym bądź razie, do krajów pierwszej i drugiej prędkości mogą próbować doszlusować maruderzy na trzecim biegu. A litera V to właśnie określenie prędkości, o czym powinniśmy pamiętać choćby z lekcji fizyki. W podstawówce.


Poniedziałek, 15.04 – Gdyby Sir Arthur…


Dopiero wczoraj obejrzałem totalnie współczesnego Sherlocka Holmesa w Ale Kino+. To już trzecia część serialu, ale każdy odcinek stanowi samodzielną całość. Dla kogoś, kto przed wieloma laty zaczytywał się przygodami detektywa, jego obraz tkwi mu w głowie w postaci tradycyjnej, czyli Londynu samego końca XIX wieku i początku następnego. Pierwsze filmy o lokatorze mieszkania przy Baker Street 221B były utrzymane w konwencji, że tak powiem, klasycznej, powolnej, na wskroś angielskiej. Nikt nie odważył się jej złamać, choć nie była pisana. Aż pojawił się film Guya Ritchie z Robertem Downeyem jr. w roli Holmesa. Film, co prawda, zachowany w scenerii z czasu Conan Doyle`a, ale zrealizowany przy pomocy najnowszej, skomputeryzowanej techniki filmowej. Taki wyraz artystyczny przedstawienia Sherlockowych przygód wywołał pewne kontrowersje wśród widzów, ale nie ekstremalne. I znowu do czasu, czyli owego wczorajszego serialu. Nie wiem, czy ktokolwiek wyobrażał sobie Holmesa jako rozczochranego blondynka Benedicta Cumberbatcha, który wcielił się w detektywa. Ale to jeszcze nic. Akcja dzieje się we współczesnym Londynie, a Sherlock wspomaga swoje umiejetności dedukcyjne komputerem i porozumiewa się przy pomocy telefonu komórkowego. Tyle w Europie, a przypomnę, iż w USA nakręcono serial „Elementary”, w którym Holmes jest alkoholikiem (Conan Doyle pozwalał mu tylko na morfinę), a doktorem Watsonem – kobieta. Koniec świata – jak mawiał dozorca Popiołek z pamiętnego polskiego serialu „Dom”. Ciekawe, czy i jak rozpoznałby nowego Sherlocka Sir Arthur Conan Doyle, gdyby nagle zmartwychwstał?


Piątek, 12.04 – Nadzieja białych


Do czego to doszło! Premier Tusk pojechał do Nigerii, aby „nadgonić zaległości”, jak się wyraził. Ciekawe, w czym? Zabrał ze soba prezesów poważnych spółek, wśród nich producentów i handlarzy broni – Bumar i Cenzin. Słusznie czyni nasz premier. Kontynet to niespokojny, pełen przyczajonych zamachów stanu, więc niech się pozabijają. Wiadomo, Polacy są antysemitami i rasistami. Bronimy więc cywilizacji białego człowieka. A może się mylę? Może przyjaźń polsko-nigeryjska pozwoli przełamać stereotypy niechętne ludziom o czarnym kolorze skóry? Dobrze, że Tusk się ocknął. Ale co biedak może wskórać w Afryce wykupionej już i gospodarczo opanowanej przez Chiny? Nic. Dla naszych zostały już tylko ochłapy. Cieszę się, że Tusk odwiedził Nigerię, w której jeszcze nie był. Tak, jak radowałem się, gdy zabawił w Peru. Stamtąd też nic nie przywiózł. Pardon, wrócił z peruwiańską wełnianą czapką. Zaprawdę, pięknie w niej wyglądał.


Absolutnie świadomie nie uczestniczyłem w żadnej postaci w trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Postać pierwsza to postawa czynna – udział w bieda-manifestacji na Krakowskim Przedmieściu. Postać druga to postawa bierna – przed telewizorem. I tutaj miałbym problem, który program wybrać: czy TVP1 czy Waltera czy kanał TV Trwam? Sam oszczędziłem sobie tych dylematów. Niestety, dzisiaj w najlepszej gazecie mainstreamowej w Polsce aż kilka stron poświęcono na relacje rocznicowe. Może przeczytam wybiórczo wieczorem. Mimo, iż mamy wiele innych istotnych tematów do społecznych rozważań, to jednak nie sposób nie zauważać, co dzieje się w bliższym lub dalszym otoczeniu. Jednak zbyt bliskie przyglądanie się ekstremom grozi nierównowagą psychiczną.


Czwartek, 11.04 – Nie-Polak


Absolutnie świadomie nie uczestniczyłem w żadnej postaci w trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Postać pierwsza to postawa czynna – udział w bieda-manifestacji na Krakowskim Przedmieściu. Postać druga to postawa bierna – przed telewizorem. I tutaj miałbym problem, który program wybrać: czy TVP1 czy Waltera czy kanał TV Trwam? Sam oszczędziłem sobie tych dylematów. Niestety, dzisiaj w najlepszej gazecie mainstreamowej w Polsce aż kilka stron poświęcono na relacje rocznicowe. Może przeczytam wybiórczo wieczorem. Mimo, iż mamy wiele innych istotnych tematów do społecznych rozważań, to jednak nie sposób nie zauważać, co dzieje się w bliższym lub dalszym otoczeniu. Jednak zbyt bliskie przyglądanie się ekstremom grozi nierównowagą psychiczną.


Środa, 10.04 – Lach i Rus syjamscy


Wiadomo, Polak i Węgier to bratanki. A Polak i Rosjanin to… kto? Chyba jeszcze bliżej, bo bracia. Syjamscy. W głupocie. Dwa dni temu w telewizji zobaczyłem, jak w Rosji z zakładów zbrojeniowych (lub z jednostki wojskowej) w poprzek autostrady w nieoczekiwanym miejscu śmigają przed zdezorientowanymi kierowcami samochodów… czołgi. Milicja, czy już policja, wespół z kierownictwem zakładu (jednostki) zachodzą w głowę, jak ukrócić ten debilny, ekstremalny proceder. Uważacie, zastanawiają się – jak? Jak podejść do człowieka, żeby był mądry lub choćby tylko rozsądny, żeby respektował elementarne przepisy? A teraz, co u nas. Wczoraj w „Wiadomościach” pokazali, jak Polacy jeżdżą autostradami pod prąd. Jak to się stało, że tak dramatycznie zmylili drogę? Brak właściwego oznakowania? Chyba nie. Więc, co? Kto odpowie na to pytanie. Policja, psychiatrzy, socjolodzy, szkoła, przedszkole, rodzina? A może Tusk? Albo Kaczyński? A może powołać komisję śledczą polsko-rosyjską? Sprawa jest paląca. Lachy i Rusy czekają na rozwiązanie tej zagadki umysłowej, bo drżą o bezpieczeństwo. Zaiste, to słowiańska Enigma XXI wieku.


Wtorek, 9.04 – UPC. Uważajcie!!!


Czy, oglądając telewizję za pośrednictwem UPC, wściekacie się czasami z powodu dwóch czarnych pasów u góry i u dołu zmniejszających ekran? Wiedzieliście o tym zamawiając usługę? Wcale nie tak dawno UPC przejęła (kupiła?) telewizję Aster. Miałem kiedyś Aster. Malutki dekoder rzucony gdzieś do kąta, niewidoczny. Serwis działał bez zakłóceń (pilota nakierowywało się na telewizor, nie na dekoder). Po jakimś czasie zrezygnowałem z oglądania TV. Niedawno pomyślałem, że warto wrócić do grona żywych czyli odbiorców okna na świat. Zamówiłem UPC. Monter zainstalował. Dekoder wielkości laptopa musi być umieszczony na widoku, aby pilot programów go widział. Oczywiście, mam teraz dwa piloty: jednym włączam odbiornik, drugim zmieniam programy. Duży, szpecący otoczenie, dekoder i dwa piloty można jeszcze strawić. Ale poważnej wady technicznej – nie. A jest nią pomniejszenie obrazu dwoma wspomnianymi czarnymi pasami. O tym defekcie UPC nigdzie wcześniej się nie chwali. Odbiorcy zostają zmuszani do ograniczenia wielkosci ekranów w swoich odbiornikach. Co prawda, pilotem telewizora można zlikwidować owe pasy, ale obraz traci proporcje, wydłużając twarze. Mam dwa wyjścia: przyzwyczaić się do pasów i mniejszego ekranu, wyszczuplić obraz lub zrezygnować z usługi (UPC daje na decyzję 10 dni). I jeszcze jedno. Nie można przeprogramować kolejności kanałów. A zaczynają się one od numeru 30. Po raz kolejny potwierdza się się przysłowie, że lepsze jest wrogiem dobrego. A Aster już nie wróci.


Poniedziałek, 8.04 – Spadek


Fala zachwytów nad trylogią „Millennium” już dawno minęła, ale w pamięci tych, którzy ją czytali jest wiecznie żywa. I nie dziwota, Stieg Larsson napisał bardzo dobry kryminał, thriller, dramat społeczno-obyczajowy ze Szwecją i Szwedami w roli głównej. Ponadto całkiem dobry film z Danielem Craigiem jako Blomkvistem podtrzymuje tę pamięć. Dopiero w tym roku kupiłem (w supermarkecie Leclerc) książkę wspomnieniową Evy Gabrielsson, wieloletniej partnerki Stiega. Nabyłem ją właściwie wyłącznie ze względu na cenę: 9,99 zł. Dodam, iż gdyby tyle (średnio) kosztowały książki, to z owych 60 procent nieczytających na pewno zrobiłoby się… 55, a może nawet 45 proc. Jednak ci, co nie czytają, nie będą czytać nawet, gdyby dostawali książki za darmo. Ot, taki nawyk współczesności telewizyjno-internetowej. Ad rem. Książka Gabrielsson nosi tytuł „Millennium, Stieg i ja” i właściwie koncentruje się na „ja”. Ja, czyli pokrzywdzona przez los i szwedzkie prawo towarzyszka życia Stiega. Przez los – Stieg umiera nagle na serce w wieku lat 50 nie doczekawszy nawet duku pierwszego tomu czyli „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. Przez prawo – konkubenci nie dziedziczą praw po zmarłym partnerze. A Stieg nie przygotował testamentu, zresztą jak wielu zdrowych pięćdziesięciolatków. Nie dziwię się, że Gabrielsson usiłuje walczyć z rodziną Larssona o prawa intelektualne (co podkreśla) do spuścizny po Stiegu. Książkę warto przeczytać, żeby dowiedzieć się o wyjątkowo skromnym życiu dziennikarza-pisarza i jego antyfaszystowskiej postawie, która przysparzała mu wrogów w szwedzkim społeczeństwie, a nawet stanowiła zagrożenie zdrowia i życia. Ta część książki z tego względu jest ciekawa, uzupełnia nieznany nam obraz Szwecji nakreślony przez Larssona w tomach powieści. Książka Gabrielsson przeszła u nas bez echa. Można ogólnie powiedzieć, że jest nudna. Gdyby nie jedno bulwersujące zdanie. Otóż, Stieg przed śmiercią napisał ok. 200 stron czwartego tomu przygód redaktora Blomkvista i hakerki Salander. Eva Gabrielsson twierdzi, że tylko ona – ze względu na wspólnie przeżyte lata, doświadczenia oraz talent (?) – mogłaby dopisać ciąg dalszy. Ale nie ma prawa. To szczyt megalomanii, zważywszy na słabość formy je wspopmnień oraz na pomoc w pisaniu, której udzieliła jej Marie-Francoise Colombani. Tym razem szwedzkie prawo o konkubinbacie uchroniło wielbicieli Stiega Larssona i Lisbeth Salander przed koniecznością czytania gniotu autorstwa Evy Gabrielsson.


Piątek, 5.05 – Górnik kopany


Nieco niżej, w rubryce „I co teraz?” kolega redaktor MJZ pozwala sobie na chwilę zastanowienia. To kluczowa kwestia na dziś dla ludzi myślących. Będąc komentatorem, można – w pewnym momencie – stracić wenę i zapaść na frustrację. Bo cóż tu komentować, gdy wokół same debilizmy? Toż DECYDENT nie jest kabaretem! Jednak od polityki nie ma ucieczki. Ona dopada nas wszędzie i nieoczekiwanie. Właśnie się dowiedziałem o wybitnym pisarzu, o którego istnieniu (mimo wielkiego zainteresowania literaturą i książkami w ogóle) nie miałem bladego pojęcia. Ów autor nazywa się Wiktor Janukowycz. Zbieżność nazwiska z prezydentem Ukrainy nie jest przypadkowa. Pierwszy obywatel naszego wschodniego sąsiada zainkasował 5,6 mln zł (w przeliczeniu z hrywien na nasze) honorariów za książki. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, ale owe wiekopomne dzieła w ogóle nie zostały wydrukowane! Może pensja prezydenta Ukrainy jest tak niska, że biedak nie ma na chleb i dobrzy poddani pozwalają mu dorobić? Ani chybi tak jest. I nikogo to (u nich) nie oburza. Przypominają mi się nasze lata 70. Nasi dzielni piłkarze, amatorzy wtedy, harowali na fikcyjnych etatach w kopalniach, hutach i w innych wielkich budowlach socjalizmu. I również (u nas) nikogo to nie bulwersowało. Socjalistyczna normalna fikcja. Ale my, chwalić Boga, uporaliśmy się z tą spuścizną. Towarzysze ukraińscy jeszcze nie.


Czwartek, 4.04 – Literackie gadanie


My tu, w Warszawie, gawędzimy sobie pięknym językiem z ministrem Arłukowiczem o brakujących miliardach i procedurach, a na Śląsku mają kłopoty porozumiewawcze. Tym razem nie obejdę się bez cytatu, podam więc źródło, a rzecz warta jest poddania pod ogólnopolskie konsultacje myślowe. We wczorajszej „Gazecie Wyborczej” przeczytałem o proteście Ślązaków przeciw likwidacji pogotowia ratunkowego w Lublińcu. Dyspozytornia ma być przeniesiona do Częstochowy. I co z tego? – może zapytać warszawiak. Ano to, że wielu (jak wielu, ilu?) Ślązaków nie mówi literacką polszczyną ino gwarą. Istnieje uzasadniona obawa, że w Częstochowie mogą nie zrozumieć wezwania. W nastoletniości co roku wakacjowałem od Żywca po Wisłę i spotykałem mnóstwo Ślązaków. Fakt, mówili z akcentem, od czasu do czasu rzucili coś po ichniemu, ale nigdy nie miałem problemu ze zrozumieniem. Dzisiaj widzę, że byłem oszczędzany, a moi interlokutorzy czynili wysiłki, aby mówić po ogólnopolsku. Jak różny jest język ślaski od polskiego niech posłuży cytat z owej „GW”: „Paniczko, pierońsko mie żgo we basie, a morzi mie! Możno skwóli tego, iże`ch`sie szlukła kiszki, a dyć bóła staro, aże zgerówano”. Jak wyjaśnił tłumacz, chodzi o możliwe zatrucie starym kefirem. I jest to ten rodzaj problemu, który można rozwiązać, pozostawiając dyspozytornię tam, gdzie jest obecnie.


Środa, 3.04 – Niedzielne scyzoryki


Dawno nie czytałem o zbrodni popełnionej przez zawodowego bandytę. W moich mediach mogę (jeśli mam ochotę na taką literaturę) poczytać o niezwykle spokojnych ludziach, w których nagle wstąpił zabójczy diabeł. Nikt, ale to nikt, nie posądziłby tego spokojnego, skromnego, uczynnego, kulturalnego sąsiada o zabicie muchy. Aż tu nagle! Gdzie i jak wyrastają owi niespodziewani mordercy? Jakimi kierują się motywami? Może ich skumulowane frustracje, oburzenie, niemoc wobec rzeczywistości właśnie w ten sposób znajdują ujście? Zamiast pójść pokopać piłkę. Dzisiaj usłyszałem w radiu o pomyśle (Izby Skarbowej czy bezpośrednio Ministerstwa Finansów?) opodatkowania napiwków otrzymywanych przez kelnerów, fryzjerów, taksówkarzy i innych zawodowców narażonych w pracy na taki gest przekupny (wdzięczności?). Na tak bezmyślny, aspołeczny, antygospodarczy pomysł mógł wpaść tylko mężczyzna. Kobiety aż tak bezmózgie nie są. Tak kreatywny urzędnik powinien być natychmiast poddany badaniu psychiatrycznemu i odizolowany od społeczeństwa. Bowiem, w jaki sposób można przeprowadzić stuprocentową egzekucję takiego opodatkowania? Ile pieniędzy zyska Skarb Państwa na takim haraczu? Obywatele słuchają owych i podobnych idei i otwierają się im w kieszeniach scyzoryki. Jednak nie rodzimy się mordercami. Stajemy się nimi w procesie wychowawczym. I gdy już dorośniemy w otoczeniu takich decyzji, to w konsekwencji rozwojowej chcielibyśmy kogoś ukatrupić. Nie zamachniemy się na ministra czy dyrektora departamentu, ale na staruszke, emeryta, uczennicę, noworodka, psa, kota. Jak się chronić przed karygodnymi decyzjami polityków? Jak się uchronić przed niedzielnymi mordercami?


Wtorek, 2.04 – PAW


Nie przy świątecznym stole, ale podczas sjesty przy gazetach, zastanowiałem się, co może znaczyć informacja, że 60 proc. Polaków nie czyta książek. Jeśli przyjmiemy, iż jest nas 38 milionów, a dorosłych 15 milionów (przepraszam, że nie sprawdzam w GUS-ie, ale nie lubię surfować po necie), to jest to poważna siła ekonomiczna i polityczna. A gdyby tak ową rzeszę skanalizować (sorry za słowo) politycznie? Ta elitarna siła mogłaby przybrać nazwę Partia Analfabetów Wtórnych (PAW). Będąc realistą, wiem, że nie można liczyć na wszystkich obywateli, ale z 10 milionów mogłoby podpisać deklarację PAW. Ludzie lubią otrzymywać cokolwiek za darmo, a w tym wypadku dostaliby legitymacje partyjne, dyplomy i obietnice na więcej, gdy partia wygra i rozpocznie rządy. Niesławnej pamięci wieczna nieboszczka PZPR liczyła ponoć dwa, a w porywach nawet trzy miliony członków. I ta liczba wystarczyła do reżimowego jedynowładztwa. A co dopiero 10 milionów! Powinno się udać, a za przykład niech służy (też nieboszczyk) Stowarzyszenie Polska Klasa Średnia, założone bodaj w 1995 lub 1996 roku (byłem jego rzecznikiem prasowym), do którego „za nic”, bez żadnych obietnic zapisało się 35 tysięcy ludzi. Jednak zabrakło przywództwa. Nikt nie podjął wysiłku skupienia grona ambitnych ludzi w siłę społeczną lub polityczną. Idea rozpełzła się gdzieś po Polsce. Z nową, dziesięciomilionową partią byłoby nam w kraju wesoło. Mielibyśmy przywódcę o wdzięcznym tytule: Pierwszy Paw Rzeczypospolitej.

W wydaniu nr 137, kwiecień 2013 również

  1. SZKODA ZDROWIA?

    Polacy piją więcej niż Rosjanie - 26.04
  2. WHISKY BIJE REKORDY

    Inwestowanie pod wpływem - 26.04
  3. AZEROWIE VERSUS GAZPROM

    Klucz do bezpieczeństwa energetycznego UE - 22.04
  4. GALERIA SCHODY

    Musisz zobaczyć tę kobietę - 18.04
  5. 10 LAT GOLDEN ROSE W POLSCE

    Markowe kosmetyki za dobrą cenę - 18.04
  6. BLADY BLASK ZŁOTA

    Co naprawdę się stało? - 18.04
  7. 22 LATA GIEŁDY PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH

    Na parkiecie 876 spółek - 16.04
  8. WRÓŻENIE Z ROPY NAFTOWEJ

    Amerykanie wyprzedzą Saudyjczyków - 11.04
  9. EFEKTY USTAWY REFUNDACYJNEJ

    Spadek sprzedaży, marży, redukcje zatrudnienia - 11.04
  10. ŻELAZNA DAMA 1925 - 2013

    "Ważne będą dopiero dni następne..." - 9.04
  11. DECYDENT RADZI KUPIĆ

    "Tygodnik Powszechny" nr 17-18
  12. TRWA HOSSA NA RYNKU SZTUKI

    Spektakularne inwestycje nie u nas - 10.04
  13. THATCHER, KALISZ I INNI

    Drzwi zamknięte, a nawet zatrzaśnięte - 8.04
  14. PROFESOR ZBIGNIEW PEŁCZYŃSKI

    W Oksfordzie i w Warszawie życie z pasją - 9.04
  15. EMERYTURY POD PALMAMI

    Kto, jak i ile wypłaci? - 8.04
  16. I CO TERAZ?

    Przemalować! - 19.04
  17. WYCZULONYM UCHEM

    Lapsusy-psikusy - 4.04
  18. ŚNIADANIE W IMR

    Wiosna z Duchem Bielucha - 3.04
  19. AMERYKAŃSKIE NIERUCHOMOŚCI

    Nowe nadzieje - 3.04
  20. LEKTURY DECYDENTA

    Rushdie recenzuje - 15.04
  21. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Rzymskie pasje Hanny Suchockiej - 22.04
  22. NAZWA POTOCZNA

    Jak chronić sukces marki? - 2.04
  23. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Wtorek, 30.04 – Onanizm
  24. SZTUKA MANIPULACJI

    Wymówki i wybiegi - 3.04
  25. SIŁA POLITYKI

    Jak Macedoński - 30.04
  26. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Niestabilność i niepewność - 21.04