Established 1999

ARCHIWUM KORESPONDENTA

13 listopad 2009

Lobbyści w Waszyngtonie

Lobbing w Stanach Zjednoczonych jest nierozerwalną częścią nie tylko ich struktury polityczno-ekonomicznej, ale wprost ich tkanki biologicznej. – pisze Zygmunt Broniarek.


 


ZYGMUNT BRONIAREK


 


     O ile wiem, nie mam w żadnych polskich aktach odcisków swoich palców, natomiast w amerykańskich – jak najbardziej – i to zdejmowane dwukrotnie, choć w tym samym celu. Celem było wydanie mi –  w 1960 r. i 1986 r. a więc wówczas, kiedy zaczynałem swoje „kadencje” w Stanach Zjednoczonych – Karty Prasowej Białego Domu, upoważniającej mnie do wolnego wstępu do części zarezerwowanej dla prasy w tymże Białym Domu. Było to pożyteczne i przyjemne, ale….


     W czasie pierwszego mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych dochodził do tego jeszcze jeden obowiązek: składania corocznego sprawozdania z mojej działalności prasowej do Departamentu (ministerstwa) Sprawiedliwości, spełniającego w Stanach Zjednoczonych rolę europejskich ministerstw spraw wewnętrznych. Między innymi, musiałem podawać pseudonimy, pod jakimi pisałem do innych pism, niż moja macierzysta „Trybuna Ludu” (np. Marian Trojański do „Expressu Wieczornego”) i wysokość zarobków. Działo się to na podstawie ustawy pod nazwą Foreign Agents Registration Act – Ustawa o Rejestracji Agentów Zagranicznych, która obejmowała także dziennikarzy zachodnich. Założenie było takie, że my wszyscy jesteśmy co najmniej lobbystami naszych krajów, a może i czymś więcej.


    W czasie drugiego mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych obowiązku tego już nie było w stosunku do dziennikarzy, natomiast pozostał on w stosunku do Amerykanów działających na rzecz obcych rządów. Na przykład brat prezydenta Jimmy Cartera, Billy, musiał zarejestrować się jako „agent zagraniczny”, ponieważ na zaproszenie przywódcy libijskiego, Muammara Kadafiego, pojechał do Libii na czele grupy biznesmenów  ze swego rodzinnego stanu, Georgii, a później był gospodarzem handlowej delegacji libijskiej w Stanach Zjednoczonych.


    Samo miasto Waszyngton jest znane powszechnie jako „miasto lobbingu”. Kiedy w 1990 r. wyjeżdżałem na stałe ze Stanów Zjednoczonych otrzymałem wydawnictwo pt. The Capital Source – Źródło Informacji o Stolicy – w którym znajdują się nazwy i adresy organizacji, instytucji i firm zajmujących się lobbingiem. Jest ich ogółem ok. 3.300 (liczba ta raczej rośnie, niż się zmniejsza). Nazwy te zgromadzone są w dwóch działach: Corporate i Professional.


    Corporate – to, w szerokiej skali, biznes, ale zaraz zobaczymy, że sens tego słowa jest naprawdę szeroki. W dziale tym bowiem znajdują się następujące sektory: korporacje, instytucje finansowe, firmy handlu nieruchomościami, związki zawodowe, grupy o szczególnych zainteresowaniach (interest groups) i „zbiorniki myśli”, które są lepiej w Polsce znane pod ich angielską nazwą, niż pod jakimkolwiek tłumaczeniem polskim – „think tanks”.


Takim „think tankiem” jest np. Instytut Studiów Strategicznych i Międzynarodowych Zbigniewa Brzezińskiego.


    Nam może wydawać się dziwne, że związki zawodowe zaliczone zostały do działu „corporate”, ale w amerykańskiej rzeczywistości jest to zrozumiałe. Prowadzą one bowiem także działalność handlową, zwłaszcza ubezpieczeniową (od strajków też), a ich fundusze emerytalne są inwestowane w różne przedsiębiorstwa prywatne, co zaczyna się dziać i u nas (np. w przypadku Powszechnego Funduszu Emerytalnego Zurich-Solidarni).


    Wszystkie powyższe instytucje (że nazwiemy je tak generalnie) prowadzą działalność lobbingową, choć w różnym natężeniu. Natężenie to jest może najmniejsze w odniesieniu do „think tank”, bo ich działalność ma charakter wybitnie intelektualny, ale i one prowadzą lobbing dla zdobywania funduszy na swe funkcjonowanie.


    W żadnej nazwie nie ma słowa lobbing – z wyjątkiem jednej. Otóż w sektorze „interest groups” znajduje się Amerykańska Liga Lobbystów (Amaricna League of Lobbyists).


Jest to godne podkreślenia, ponieważ sektor „interest groups” ma najbardziej „społeczny”, chciałoby się nawet powiedzieć ”idealistyczny” charakter.


    Działają tam bowiem takie organizacje jak Obywatele Przeciwko Dymowi Papierosowemu, Kontrola Broni Ręcznej, Amerykańska Rada Niewidomych, Fundusz Ochrony Prawnej Amerykanów Pochodzenia Meksykańskiego czy Obywatele Przeciwko Marnowanie Przez Rząd Publicznych Pieniędzy. Tymczasem są to organizacje o wielkiej dynamice, ponieważ, choć gromadzą wielu działaczy społecznych, zarządzane są jak firmy, a więc mają płatnych dyrektorów, którzy w swym działaniu stosują najnowsze metody zarządzania.


    Drugi dział związany z lobbingiem to Professional, wolnym tłumaczeniu „wolne zawody”. Nie jest to jednak całkiem ścisłe, jak zaraz zobaczymy. Professional obejmuje bowiem sektory następujące: stowarzyszenia handlowe i ludzi wolnych zawodów, kancelarie adwokackie, firmy konsultantów politycznych, firmy reklamowe i public relations, i kluby prywatne. To ostatnie też wydaje się dziwne, ale gdy w latach 60 zapytałem o to Waltera Lippmana, który zaprosił mnie do swojego szacownego Metropolitan Club (co było dla mnie ogromnym zaszczytem), odpowiedział: „Tu może odbywa się najbardziej intensywny lobbing, ale za to najcichszy”.


    Lobbing w Stanach Zjednoczonych jest nierozerwalną częścią nie tylko ich struktury polityczno-ekonomicznej, ale wprost ich tkanki biologicznej. To jedna z najważniejszych sprężyn rozwoju i postępu tego kraju. A także jego barwy, bo przecież w lobbingu odzwierciedlają się sprzeczności i konflikty różnych interesów. A to na nudę nie pozwala.


Zygmunt Broniarek


 

W wydaniu 5, styczeń 2000 również

  1. SUMIENIE A ETYKA

    Niepotrzebny dylemat?
  2. PUBLIC AFFAIRS

    Inne spojrzenie
  3. DECYZJE I ETYKA

    Dobrzy ludzie i trudne decyzje
  4. SZTUKA MANIPULACJI

    W ręce Waści perswaduję
  5. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Lobbyści w Waszyngtonie
  6. PUNKT WIDZENIA

    Lojalny sierżant
  7. CZAS PRZEMIAN

    Nowe grupy nacisku
  8. LOBBING W BRUKSELI

    Lublin jak Laponia
  9. HANNA SUCHOCKA DO RADY EUROPY

    Przegrana kampania
  10. REPRYWATYZACJA

    W obronie prawa
  11. ROK WYBORCZY

    Mam wizję, mogę kandydować