Established 1999

PR W WOJSKU

23 lipiec 2012

Przypadek Rayana

Jedno mistrzowskie posunięcie z pogranicza propagandy i PR może być inwestycją na całe dziesięciolecia. W najnowszej historii wojskowości było nim wycofanie z Normandii amerykańskiego spadochroniarza Fritza Nilanda. Któż to taki? Filmowy „Szeregowiec Ryan”. Do dnia dzisiejszego Departament Obrony USA jest beneficjentem decyzji oddania pani Niland ostatniego żyjącego syna, spośród czterech, jacy wyruszyli na wojnę. I do dnia dzisiejszego podkreśla się, iż tylko demokratyczny system zdolny jest do takich odruchów. Prawda, ale bynajmniej nie w imię humanitaryzmu – pisze Grzegorz Czwartosz.

Stany Zjednoczone. Rok 1944. Minął narodowy szok po ataku na Pearl Harbour; dogasają patriotyczne zrywy w postaci zbiórek metali kolorowych. Powoli społeczeństwo dostrzega rosnące straty w ludziach i przestępczość gospodarczą korpusu kwatermistrzostwa. Co gorsza, do ojczyzny powraca coraz więcej okaleczonych żołnierzy.


   Okazuje się, że starannie kultywowany przez wojskową machinę PR wizerunek „armii inteligentów” (pobór obejmował tylko absolwentów szkół średnich, a dopiero zaciąg ochotniczy – innych) ma też swoją ciemną stronę. Perfekcyjny system poboru/zaciągu do wojska – z gigantycznym w warunkach wojny 30-procentowym odsiewem kandydatów nie spełniających wymogów wykształcenia lub stanu zdrowia oraz całkowicie odsuanym elementem kryminalnym – jest dalej marnotrawiony przez nieudolną machnę szkolenia żołnierzy.


   Następuje rozdźwięk pomiędzy wizerunkiem wojska, a jego wybranymi przez media dowódcami. Dalej historię tę opowiada nagrodzony pięcioma Oskarami film Stevena Spielberga, a Polsce znany pod tytułem „Szeregowiec Ryan”. Departament Wojny dla podreperowania wizerunku sił zbrojnych postanawia uratować przed wielce prawdopodobną śmiercią zrzuconego w Normandii spadochroniarza elitarnej 101. Dywizji Powietrznodesantowej i oddać go matce, by nie straciła wszystkich czterech synów a „jedynie” trzech.


   Akt miłosierdzia wobec matki? Poszanowanie uczuć jednostki w systemie demokratycznym? Na pewno nie. Siły zbrojne USA, wyjątkowo pobłażliwe dla swoich zbrodniarzy wojennych i wojskowych twórców zachodnioeuropejskiego czarnego rynku lat 40., dla swoich żołnierzy frontowych były bezwzględne. Prawie żadna choroba i żaden symulacyjny fortel nie dawały upragnionego wycofania z pierwszej linii frontu.


   To propagandowe posunięcie w profesjonalnej oprawie public relations znakomicie pokazuje ulotność granicy właśnie między wojskową propagandą a PR. Przypadek szeregowego Nilanda już się nie powtórzył, bynajmniej nie dlatego, że zabrakło do ratowania żołnierzy-braci. Tylko raz dopuszczono do rozluźnienia pewnych zasad i ten jeden raz wystarczył do wykreowania wizerunku humanitarnej US Army.


 


„Telefon do przyjaciela, głupku!”


 


   Zwieńczenie w sierpniu 1999 r. historii szeregowego Nilanda vel „Ryana” jest nietuzinkowe. Dla wojskowych specjalistów PR powinno być wielkim ostrzeżeniem i przypadkiem poglądowym w wielu kwestiach. Także w tej, jak bardzo w PR ważna jest praca zespołowa rozumiana jako konsultowanie planowanych posunięć ze specjalistami różnych dziedzin lub nawet hobbystami.


   Tego rodzaju pokory i wyobraźni zabrakło w wielkim finale historii żyjącej przez ostatnie 55 lat własnym, mniej lub bardziej sterowanym, życiem. Sławne hasło wyborcze prezydenta Clintona „Najpierw gospodarka, głupku!” aż się prosi w tym miejscu o stosowaną parafrazę.


   Amerykańskie środowiska kombatanckie okrzyknęły film Spielberga pierwszym w historii obrazem prawdziwie ukazującym bezsens i okrucieństwo wojny oraz ludzki strach. Sam reżyser nie uważał jednak swego dzieła za film historyczny. Tymczasem Departament Obrony postanowił nagrodzić Spielberga za … No właśnie, za co?


   Nieoficjalnie wiadomo, że za błyskotliwe odświeżenie historii, którą US Army sama sobie wykreowała i przy pomocy publicystów oraz historyków starannie kultywowała. Oficjalnie zaś za „historyczny wkład w świadomość narodową” i  „przypomnienie powojennym generacjom Amerykanów historii udziału amerykańskich sił zbrojnych w II wojnie światowej”.  


   Ledwie Steven Spielberg stał się kawalerem najwyższego amerykańskiego odznaczenia wojskowego dla cywilów „Za wybitną służbę publiczną”, odezwały się amerykańskie środowiska historyczne. I nic dziwnego – gorszego uzasadnienia dla medalu Spielberga Departament Obrony wymyślić nie mógł.


   W głównym wątku szeregowego Nilanda Spielberg skompilował bowiem różne prawdziwe epizody, z różnych jednostek i z różnych odcinków desantu w Normandii, pozorując z nich jeden ciąg zdarzeń rzekomo towarzyszących grupie szukającej Nilanda/Ryana.  To, co mieści się w konwencji filmowej fabuły, z punktu widzenia historii jest niedopuszczalnym nadużyciem, stad niesmak wobec niekompetencji wojskowej kapituły (także sekcji PR) piszącej uzasadnienie dla medalu Spielberga.


   Przez swoją ignorancję Departament Obrony naruszył istne gniazdo szerszeni, które do tej pory wydawało tylko groźny pomruk. Na Spielbergu środowisko historyczne nie zostawiło suchej nitki i tym razem ono uruchomiło swoją machinę PR.


   Lista zarzutów wobec sławnego reżysera jest bogata: złe wykorzystanie wiedzy znakomitego konsultanta historycznego filmu; żonglowanie faktami historycznymi; ogołocenie rynku kolekcjonerskiego z amerykańskich militariów II wojny światowej i zniszczenie ich w filmie; utrata dziejowej szansy „finansowej” (mowa o wielkim budżecie filmu) na pierwsze, i być może ostatnie, rzetelne ukazanie jednej z najważniejszych bitew w historii ludzkości.


   Miała być nagroda – wyszło zażenowanie. Po „niedźwiedziej przysłudze” Departamentu Obrony zakłopotany reżyser obiecał, że zrehabilituje się w kolejnym filmie, w którym drobiazgowo odwzoruje prawdziwą żołnierską historią z lat II wojny. I słowa dotrzymał, choć wiadomo, że nie zwykł w swojej twórczości wracać do raz podjętych tematów.


   Wojskowi decydenci muszą pamiętać, że przenikalność woskowego PR i historii jest ogromna. Jest to istotna różnica między PR cywilnym a wojskowym. Najwybitniejszy specjalista PR z największej korporacji nie przejdzie do historii. Jak natomiast uczy doświadczenie, swoją linijkę tekstu na kartach historii powszechnej może mieć nawet sekretarka wojskowej sekcji PR. Większość armii świata utrzymuje instytuty historyczne i dla wojskowych specjalistów PR w wielu przypadkach powinno to być idealne miejsce na „telefon do przyjaciela”


 


Dziennikarska dola i niedola


                                    


   Ministerstwo obrony demokratycznego państwa powinno dawać dziennikarzom, choćby we własnym interesie „świętego spokoju”, bogate możliwości informowania o szeroko pojętych zagadnieniach obronności. I najczęściej, z kilkoma niechlubnymi wyjątkami, istotnie takie możliwości daje. Gdy zaś nie daje – staje do z góry przegranej walki z mediami i opozycją polityczną.


   Inna sprawa, jak dziennikarze wykorzystują swoją szansę, gdy już zostaną dopuszczeni do spraw wojska lub stref działań bojowych. Łatwo tu bowiem zarówno o złamanie kariery, jak i błyskotliwe wyrobienie sobie nazwiska. Tak oto podczas II wojny zgasła gwiazda Ernesta Hemingwaya okrytego złą sławą za wydumane pseudoreportaże  tworzone z zasłyszanych knajpianych opowieści, najpełniejszym blaskiem zaś wzeszła gwiazda Erniego Pyle’a piszącego na pierwszej linii frontu. Kompromitujące dziennikarzy (także polskich) doniesienia na temat rzekomego „syndromu bałkańskiego” pokazują, że problem jest ponadczasowy i nie tylko Hemingway nie nadwyrężył sobie głowy weryfikacją informacji.


   W publicystyce wojskowej/wojennej jest jeszcze kategoria trzecia – prezentu od losu, który można otrzymać nawet, gdy nie jest się dziennikarzem na co dzień podejmującym tematykę wojska i konfliktów zbrojnych. Taki właśnie prezent otrzymała w Bagdadzie w 1991 r. „wielka trójka CNN” – reporterzy Bernard Shaw, Peter Arnett i John Holliman. Dzięki ich relacjom na żywo z bombardowanego miasta, międzynarodową interwencję zbrojną w Kuwejcie i Iraku światowe media okrzyknęły „I telewizyjną wojną światową”.


   Kategoria „prezentu od losu” jest zarazem kolejnym ostrzeżeniem dla resortów obrony nawet najbardziej demokratycznych państw. W dobie wolności mediów i swobody podróżowania nie da się bowiem działać z naruszeniem prawa i w przeświadczeniu, iż rzecz się nie wyda. Tak oto nie gorzej od reporterów CNN swój prezent od losy wykorzystał – ku wściekłości rządu Margaret Thatcher  i brytyjskich służb specjalnych – Jon Snow z brytyjskiej telewizji ITN.


   W połowie maja 1982 r., gdy na dobre rozgorzała wojna o Falklandy, Snow wysiadł z samolotu w porcie lotniczym stolicy Chile i ujrzał ni mniej, ni więcej, tylko podręcznikowe wręcz złamanie Konwencji Genewskich. Stały tam bowiem brytyjskie samoloty rozpoznawcze Canberra z topornie zamalowanymi znakami rozpoznawczymi, w miejsce których prowizorycznie naniesiono znaki lotnictwa chilijskiego.


   Nie pomogło splądrowanie stacji ITN przez brytyjski kontrwywiad, ani inwigilacja dziennikarzy tego i innych mediów. Co zainicjował Snow – bezpardonowo dokończył lewicujący magazyn New Statesman, obnażający pokaźne i bezprawne zaangażowanie militarne rządu premier Thatcher  w Chile. Co więcej, do kompanii przeciwko nieczystym metodom działania rządu i ministerstwa obrony przyłączyli się nawet oficerowie brytyjskich sił zbrojnych.


   Co prawda nie te fakty z życia, nigdy nie radzącego sobie ze swoim PR rządu premier Thatcher gabinet ten obaliły, niemniej arogancki stosunek do mediów mścił się na Wielkiej Brytanii jeszcze długo po 1982 r., także na arenie międzynarodowej. Jest pewnym fenomenem fakt, iż państwo organizujące znakomite kursy public relations/public affairs dla urzędników innych państw, samo o przekazywanej przez siebie wiedzy zapomina.


   Specyficzne brytyjskie wojskowe  public relations po dziś dzień pozostaje w skali Europy najmniej godne naśladowania. Z jednym wszakże wyjątkiem w historii najnowszej, o którym opowiemy w następnej części artykułu.


 


c.d.n.


GRZEGORZ CZWARTOSZ,


senior account executive,


ACES Warsaw Public Relations

W wydaniu 21, maj 2001 również

  1. DECYZJE I ETYKA

    Urodzaj na jaskółki
  2. POLICJA CZUWA

    Raz oszust szedł przez wieś...
  3. PERSPEKTYWY ARMII

    Racje i potrzeby
  4. PR W WOJSKU

    Przypadek Rayana
  5. LOBBING A OBYWATEL

    Praca u podstaw
  6. TRUDNE POCZĄTKI

    O lobbingu i niecnych praktykach