Established 1999

RELACJE PUBLICZNE

05/06/2008

Mistyfikacje

Niezwykle wyrazistym dowodem, że polscy politycy zaczęli doceniać znaczenie PR-u, są działania PiS związane z wyborami prezydenckimi i formowaniem rządu – uważa Monika Iskandar.


MONIKA ISKANDAR



dyrektor zarządzająca IMR advertising by PR



Od czasu, kiedy przed laty telewizyjną debatę Kennedy-Nixon stanowczo wygrał ten pierwszy, ponieważ lepiej wyglądał i był staranniej ogolony, wiadomo, że tak naprawdę mniej istotne jest to, co polityk mówi, ważne jest jak, gdzie i w jakiej scenografii się pojawia. Polscy politycy także to wiedzą. Wystarczy porównać zdjęcia z początków kariery politycznej Andrzeja Leppera i obecne, żeby zauważyć, że lider Samoobrony wie, ile znaczy odpowiedni wizerunek. Parę lat temu mieliśmy chłopka w kufajce, z rumieńcami a la “Pyza na polskich dróżkach” na twarzy. Dziś z fotografii i ekranów spogląda “bywalec salonów” w nienagannie skrojonym garniturze, z misternie ułożoną fryzurą, a kompromitujące rumieńce pokrywa gustowna opalenizna. Kogoś z takim wyglądem nie można już traktować jako chłopskiego watażkę – to prawdziwy polityk (przynajmniej w opinii samego Andrzeja Leppera i braci Kaczyńskich). I oto za sprawą dobrego specjalisty od wizerunku prymityw ucywilizował się tak bardzo, że z furmanki przesiadł się do rządowej limuzyny, która zawiozła go prosto do Pałacu Rady Ministrów na fotel wicepremiera.


Niezwykle wyrazistym dowodem, że polscy politycy zaczęli doceniać znaczenie PR-u, są działania PiS związane z wyborami prezydenckimi i formowaniem rządu. Wszystkie media powtarzały do znudzenia, że chcąc ułatwić bratu wygraną w wyborach prezydenckich, Jarosław Kaczyński zniknął zupełnie ze sceny, rezygnując z funkcji premiera i nie pokazując się publicznie. Wytłumaczenie było zwykle jedno – Polacy nie byliby w stanie zaakceptować dwóch braci na najważniejszych w państwie stanowiskach. Ale to tłumaczyłoby jedynie rezygnację z funkcji premiera, nie zaś całkowite zniknięcie z życia publicznego. Powód był znacznie głębszy. Zdaniem psychologów, w ludziach tkwi nieuświadomiony lęk przed bliźniakami. Jak wszystkie atawistyczne emocje nie ma racjonalnego uzasadnienia, ale tym trudniej z nim walczyć. Przynależy do świata dawnej magii, która pozornie znikła z naszego świata, a tak naprawdę zmieniła tylko swoją postać albo ukryła się głęboko w ludzkiej podświadomości, wpływając na podejmowane decyzje. Pokonać tego demona nie można, ale kiedy jest uśpiony, staje się niegroźny. I właśnie, by nie budzić tego atawistycznego lęku, Jarosław Kaczyński znikł, ustępując na pewien czas miejsca bratu. I nadal, poza nielicznymi sytuacjami, jak chociażby wizyta Benedykta XVI w Pałacu Namiestnikowskim, publicznie pokazuje się tylko jeden z braci.


Mniej subtelne były zabiegi mające na celu wykreowanie wizerunku premiera Marcinkiewicza. Weźmy taki przykład: konferencja prasowa dotycząca rozmów koalicyjnych z PO, która odbywała się nie w budynku Rady Ministrów lecz w Łazienkach. Piękny słoneczny dzień, złota polska jesień, pomnik Chopina w tle. Tak na dobrą sprawę to, co mówi premier nie ma większego znaczenia. Główną rolę w tym spektaklu odgrywa scenografia i do niej dostosowuje się szef rządu, najwięcej czasu poświęcając miłości do muzyki Chopina (łącznie z prezentacją poloneza As-dur jako sygnału w telefonie komórkowym). Znaczenie tego widowiska jest oczywiste – oto mamy wreszcie premiera, który jest nasz, polski, a przy tym taki naturalny, nie chce odgradzać się od społeczeństwa, reprezentowanego w tym wypadku przez dziennikarzy, barierą stołu konferencyjnego.


Takie wrażenie ma pogłębić wyemitowany kilka dni później w TV materiał ukazujący premiera prywatnie w służbowym mieszkaniu. Puste pokoje, brak śladów “oswojenia” mieszkania przez rzeczy osobiste mają sugerować, że lokator nie przebywa w nim zbyt często. Dlaczego? Powody są dwa, wyraźnie zasugerowane w materiale – premier całe dnie poświęca pracy, a do służbowego mieszkania niechętnie wraca, bo brak w nim domowego ciepła i rodziny. Jak wielka różnica w stosunku do poprzednich rządów, które troszczyły się jedynie o interes partyjny, a ponad dobro ogółu stawiały nepotyzm. Poza tym premier taki jest rozczulająco nieporadny – a to łapką oczko przeciera, skarżąc się, że według żony potrafi spalić każdy dowcip, a to zaplątuje się w metaforę o przyciąganiu ziemskim na ziemi, a księżycowym na księżycu. I mówi tak, że każdy go zrozumie – tu przeciwników politycznych nazwie cieniasami, tam radośnie wykrzyknie “Yes! Yes! Yes!”.


Od razu robi się bardziej swojsko i rząd ustawia się frontem do narodu.


Monika Iskandar

W wydaniu 67, czerwiec 2006 również

  1. RADY FRANCUSKIEGO LOBBYSTY

    Choroba czy sztuka?
  2. FARMACJA

    Śródziemnomorska równowaga
  3. LOBBING W PRAKTYCE

    Eksperci jako lobbyści
  4. POLITYKA EMIGRACYJNA

    Niemoc państwa
  5. POLSCY EMIGRANCI

    Nad Sekwaną i Tamizą
  6. POLSKA PRASA W LONDYNIE

    Drugie narodziny
  7. LIST W OBRONIE LONDYŃSKIEGO "TYGODNIA"

    Widok z Warszawy
  8. OD REDAKTORA

    Niemal cały świat
  9. RELACJE PUBLICZNE

    Mistyfikacje
  10. DECYZJE I ETYKA

    Wiara, nadzieja, miłość, codzienność
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Koty i myszy
  12. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Praca nad marką
  13. POLITYKA KULTURALNA

    Mecenat pełnowymiarowy