Z POLSKI I CAŁEGO ŚWIATA
Zostań korespondentem - 9.08
Decydenci! Piszcie do DECYDENTA. Zapraszamy wszystkich, którzy mają cokolwiek do powiedzenia, skomentowania, opisania, pochwalenia się! Zostancie korespondentami DECYDENTA! więcej...
Fotowiersze, wiersze, fotografie oraz felietony Andrzeja Popielskiego.
Jestem dziennikarzem, ale próbowałem od czasu do czasu smakować fotografii i od kilku lat poezji. Trochę tak, jak mistrz Ryszard Kapuściński, po którym mnie i chyba red. Damianowi Zaczkowi został na pamiątkę jego wpis egzaminacyjny w indeksach z dziennikarki. Dostałem piątkę, ale bardziej za aktorstwo niż wiedzę.
Ze stacji mój pociąg do sztuki wyjechał już we wczesnej młodości. Już na początku bałem się ostatecznego zejścia ze sceny. Nie chodziło mi o proch, w który się obrócę, bardziej o to, że go wcześniej nie wymyślę. Czemu nie w sztuce? Ale minęły lata zanim powstał mój pierwszy Fotowiersz, połączenie literatury z fotografią. Forma przekazu jeśli nie nowa, to niespotykana.
Życie zasiało mnie sztuką nie szkolnie, nie muzealnie, nawet nie hobbystycznie. Nie wyniosłem jej z domu rodzinnego, choć w mamie była iskra zdolnej plastycznie chałupniczki, ojciec napisał zeszyt liryków w stylu Staffa, a dziadek podobno sam nauczył się grać na skrzypcach i akordeonie. We mnie sztuka kiełkowała powoli. Byłem totalnym leniem i dwójarzem porzucającym kolejne szkoły, ale pożerałem książki w liczbach bibliotecznych, byłem żarłocznym termitem liter na celulozie. Nie umiałem rozwiązać prostego równania, ale dyskutowałem np. o świecie jako globalnej wiosce.
Wiatr warszawski zasiewał mnie sztuką. Np. gdy na Krakowskim Przedmieściu zaczepiali mnie Himilsbach z Maklakiewiczem, żebym się dołożył do kupna flaszki. Zawołanie: „Młody daj piątkę…” – zostało mi w pamięci. Już wtedy zostałem przyjęty do kółka artystów. Artyści byli honorowi i kilka razy dopuścili mnie do degustacji. Teorii artystycznej nie zapamiętałem, ale może wpisała się w podświadomość.
Skąd u mnie zdolność rymowania, ujawniona wcześnie, a wykorzystana późno? Mało jest poetów debiutujących po pięćdziesiątce. Jeszcze jako nastolatek byłem uczniem w dziale fotografii reprodukcyjnej w drukarni „Życia Warszawy”. Kiedyś przyszedł do nas Jan Gerhard, postać wówczas znana i dla wielu kontrowersyjna – pisarz, dziennikarz, płk LWP (autor „Łun w Bieszczadach”), redaktor naczelny tygodnika „Forum”, opowiadacz ciekawych historii z historii. Opowiedział wtedy m.in. o zwyczajach księcia Konstantego. (Jan Gerhard został zamordowany, o co został oskarżony i za co powieszony narzeczony jego córki). Przyniósł wtedy ze sobą do fotografowania brulion rękopisu „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima. Była to sobota i z jakiegoś technicznego powodu zadania nie zrobiono, a zeszyt został do poniedziałku przechowany w stanie zabezpieczonym. Tak się wszystkim wydawało… bo miałem go przez dwie noce pod swoją poduszką. Więc może była jakiaś siła zasiewająca rymy w mojej głowie.
Piętro nad moim pokojem w rodzinnym mieszkaniu na warszawskim Rynku Nowego Miasta mieszkał Włodzimierz Boruński. Przeraźliwie chudy z garbatym nosem w szarym popelinowym płaszczu, starym jakby należał do Żyda wiecznego tułacza. Takiej szarej mdlącej szarości nigdy potem nie widziałem. Mijaliśmy się, czasem poprosił o jakąś drobną pomoc. Dopiero później, a umarł w 1988 r., dowiedziałem jaką znakomitość miałem nad głową. Sąsiad był „służbowym” Żydem polskiego filmu – „Ziemia obiecana”, „Polskie drogi” i wiele innych ról charakterystycznych. Także autorem satyr i wierszy. Podobno dawaliśmy mu jako wrzeszczące dziko bez powodu dzieciaki, powód do obrony satyrą. A ja byłem z piekła rodem. Włodzimierz Boruński to brat stryjeczny… Juliana Tuwima.
Byłem niecały rok uczniem Marka Holzmana, artysty fotografika, jednego z większych fotografów polskich lat 60-70. Krótko, bo byłem rozbrykany nie do opanowania i bez pomysłu na siebie. Zostawiłem za sobą rozczarowanie. Pan Marek, dokumentalista i portrecista prestiżowego miesięcznika „Polska” zabierał mnie na swoje fotoreportaże. Przy okazji noszenia toreb ze sprzętem miałem się uczyć. Przed otwarciem wystawy matejkowskiej w Muzeum Narodowym, gdzie robił reportaż dla Polski – Zachód, omal nie rozdeptałem „Stańczyka” cofając się z lampami. Obrazy przed powieszeniem leżały wzdłuż ścian na podłodze, odwrócone do niej twarzami malowideł. Zdążyłem cofnąć but z ugiętej już powierzchni.
Sztuka puszczała do mnie perskie oko. Kiedyś w tejże roli pomocnika fotografa siedziałem w wygodnym fotelu u znanych rzeźbiarzy. Chyba był to ulubiony mebel reżysera Andrzeja Munka. W Teatrze Narodowym z moim nauczycielem piłem kawę u dyrektora Adama Hanuszkiewicza, w jego gabinecie. Itd. Dla dwudziestolatka to były przeżycia.
Zasianych sztuką ziaren padło nieco w glebę. Nic z nich nie wyrosło. Buntowniczo zmieniłem kierunek zainteresowań, nie raz potem brałem ostro zakręty. Ale może to i lepiej dla bagażu doświadczeń. Życie też musiało mnie przez wiele lat solidnie wymłócić w różnych rolach, zanim zrozumiałem, że chcę do sztuki i mogę pokazać coś naprawdę własnego. Więc trochę się śpieszę, bo wszystko mija. Nie każdy ma szczęście trafić na muzealną półkę tylko dlatego, że istniał – jak mamuty.
Link do mojej strony internetowej
„Klub poezji z obiektywem”
Andrzeju, wpis Mistrza Kapuścińskiego mam nie tylko w indeksie, ale także w „Cesarzu”. A nie jestem kolekcjonerem autografów.
A co do Himilsbacha, to pożyczyłem mu stówę, wiedząc, że to darowizna na jeden, wiadomy cel: flaszkę. To spora suma, ale w trakcie wykonywania tego gestu sam już byłem pod niezłym „wpływem”.
I, jeśli pozwolisz, to dodam jeszcze jeden film z Boruńskim – „Zazdrość i medycynę”. Grali w nim również Ewa Krzyżewska, Andrzej Łapicki i Mariusz Dmochowski.
Idzie nowe
więc mamuty
i inne smoki
muszą odejść
Ile takie bydlęta
żrą powietrza i paszy
Poza tym, nie są nasze
W świecie nowym
będzie wiodący
format kieszonkowy
To zresztą mamucia pycha
mamuta z dziejów
myszą wypycha
To obrazek
doświadczalnie cenny
gdy gryzonie
wygryzają górę ze sceny
Oczywiście zawsze znajdą się
zieloni frustraci
co, choć nic to nie da,
będą bronić gadziny
do ostatnich gaci
Każda historia ma skróty
na nich myszy puchną…
w mamuty
A potem przychodzą czasy nowe
i mamuty muszą odejść
W ramach polityki humanitarnej
na półkę historii naturalnej
Copyright by Andrzej St. Popielski – dziennikarz, fotograf, poeta
GALERIA SCHODY
Dorota Porębska. Fotografie
Nigdy nie uwiodły jej aparaty cyfrowe, jest wierna fotografii analogowej, która pozwala uwiecznić duszę, a nie tylko powłokę cielesną. Dorota chętnie fotografuje młode kobiety, ceni ich naturalność, a nawet małe niedoskonałości. więcej...