Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

01/08/2012

Piątek, 31.08 – Beauty Camp

Po pierwszych zdaniach reportażu o wyniosłym tytule „Kolonie na obcasach” we wczorajszym Dużym Formacie nie mogłem powstrzymać odruchów wymiotnych.

Gdybyś ktoś z Czytelników był łaskaw
skomentować poniższe wywody,
proszę to robić tędy: 


decydent@decydent.pl


Jednak w miarę czytania apetyt nie tyle powracał, co narastała tolerancja, a nawet zrozumienie. Okazuje się, że kolonie letnie niektórym dzieciom i ich rodzicom już nie wystarczają. Teraz tłumy dziewczynek w wieku kilku i kilkunastu lat zjeżdżają na zgrupowania piękności. Co je do tego skłania? Oczywiście, TV, a przede wszystkim program Top Model. Biedne dziewczynki – pomyślałem – rodzice chcą z nich uczynić celebrytki, a przy okazji zaspokoić swoje niezrealizowane ambicje i – w przyszłości – czerpać zyski z córkowego procederu modelingowego. Jednakowoż pod koniec wyczytywania okazało się, iż pęd do celebryctwa rozkłada się po połowie. I matki, i córeczki pragną tego samego. Jeśli tak, to wilk jest syty i owca cała. Tylko co starsi czytelnicy w zadumie mogą pokiwać głowami nad rozwojem cywilizacji i westchnąć: O tempora! O mores!


 


Czwartek, 30.08 – Za długo c.d.


 


Muszę jeszcze uczynić dopisek. Zakupiłem w Plusie pakiet z laptopem. Przyniosłem sprzęt do domu, rozpakowałem i wpadłem we wściekłość. Nie było instrukcji obsługi! Następnego dnia, po wielu próbach, udało mi się dotelefonować do sprzedawcy. Ten wyraził zdziwienie, że oczekuję instrukcji obsługi cepa, pardon – laptopa. Jednakowoż zobowiązał się natychmiast zatelefonować do kolegi z pytaniem, gdzie jest manual. Po kilku minutach poinformował mnie, że instrukcja nie jest dodawana. A jeśli nie wiem, jak się posługiwać nabytkiem, to mogę sobie zobaczyć instrukcję w Internecie. Istotnie, jest tam. Po angielsku, ale to nie problem. Problem w tym, że tak ważnego narzędzia sterującego nie dodaje się do sprzętu typu laptop marki Acer. Napiszę do źródła z pytaniem, dlaczego?


 


Środa, 29.08 – Za długo?


 


Czy warto być lojalnym? Żonie, rodzinie, Ojczyźnie? A może produktowi, marce, usługodawcy? Jedni powiedzą – tak, drudzy – nie. Mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego. Coś w tym stwierdzeniu drzemie. Bezpiecznie jest przyzwyczaić się do dobrego. Tak postępują ludzie „starej” daty. Młodym przywiązanie do czegokolwiek jest obojętne. Skaczą, degustują, parzą się i skaczą dalej. A przywiązanie do marki? Co to kogo obchodzi. Dzisiaj obojętne jest czy używa się Nokii czy Samsunga, jeździ mercedesem czy kią, mierzy czas Schaffhausenem czy Swatchem. Dość przygnębiające. Kończyła mi się umowa z siecią Plus GSM. Poszedłem do stosownego punktu. Sympatyczny, miły (oczywiście – młody) człowiek zaproponował przedłużenie i przedstawił warunki. Gorsze. Zapytałem więc, czy nie ma jakiejś specjalnej oferty dla klienta (czyli dla mnie), który jest z tą siecią nieprzerwanie od 15 lat? Sprzedawca zasępił się, ale szybko odzyskał rezon. Napisał maila do naczalstwa ze stosownym pytaniem. Po pięciu dniach przyszła odpowiedź: nie ma żadnych promocji dla takich delikwentów. No cóż, nie lubię zmian, zwłaszcza, gdy jestem zadowolony z dotychczasowych usług. Przedłużyłem umowę. Na koniec zostawiam zwątpienie, którym uraczył mnie ów uroczy młodzian: czy warto tak długo tkwić w jednym miejscu, z jednym partnerem? I to jest dobre, proste, jakże współczesne pytanie.


Wtorek, 28.08 – Plagiaty


Plaga plagiatów kwitnie. I to mimo łowców podróbek spod znaku VroniPlagWiki. Bowiem, jak tu nie zrzynać, skorto już wszystko wymyślono i napisano?! A głód wykształcenia ssie. Oczywiście, mam na myśli tzw. prawdy ogólne, zrozumiałe dla umysłu przeciętnego inteligenta. Nie wymyślono wszystkiego jeszcze tylko w dziedzinach fizyki, matematyki i – powiedzmy ogólnie – nauki o organizmie człowieka. Weźmy jako przykład licencjata z dyplomem w kierunku public relations i marketingu. Co w pracy licencjackiej, a nawet magisterskiej, można tu wymyślić nowego, innowacyjnego, zapładniającego? Nic. Wszystko chwyty już opisano. Nic dziwnego, że taki delikwent musi piratować. A ponieważ ograniczoność umysłowa nie pozwala mu na samodzielne myślenie, wieć przekleja in extenso. Może się zdarzyć, że promotor fałszerstwa nie zauważy, bo sam ma luki w przedmiocie. Ale później, przypadkowo, może się wydać. Z góry przepraszam za porównanie, ale przypomina mi się książeczka (raptem 148 stron) profesora Tadeusza Gadacza „O ulotności życia”. Z jednej strony czyta się ją przyjemnie, w zamyśleniu i zastanowieniu, a z drugiej – trudno. Bowiem jest tu mnóstwo cytatów z wszelkich możliwych filozofów i odnośników do ich dzieł. Jednak nie ma tu mowy o plagiacie. Co prawda profesor Gadacz właściwie niczego nowego nie wnosi, cytuje złote myśli innych, ale umiejętnie je łącząc i komentując. Kompilacja idei filozofów nie jest pracą naukową. I do takiej nie pretenduje. „O ulotności życia” jest książką nie dla kolegów po fachu profesora, tylko dla zwykłych wyczytywaczy o nieco wyższym ilorazie inteligencji od polskiej przeciętnej. I za to ważne dzieło możemy profesorowi Gadaczowi podziękować.


Poniedziałek, 27.08 – Lewy pomysł


Wraca koncepcja, aby w Polsce można było rejestrować samochody z kierownicą z  prawej strony. Co za karygodna bezmyślność. Wystarczy zapytać kogoś, kto jeździł w Wielkiej Brytanii „polskim” samochodem i kogoś, kto jeździł w Polsce „angielskim”. Co taki praktyk odpowie? Taka jazda jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie przy wyprzedzaniu. Jeśli takie prawo weszłoby w życie (ponoć od połowy przyszłego roku), to będziemy mieli więcej wypadków drogowych niż obecnie. Trupami anglikami zaczna zjeżdżać nasi biedni gastarbeiterzy siejąc postrach, kalectwo i śmierć. Jest jeszcze czas, aby ktoś rozsądny powiedział tenu lewemu pomysłowi z prawostronną kierownicą: NIE!


Piątek, 24.08 – Chochliki


Zastanawiając się o czym mądrym lub głupim dzisiaj potraktować, natknąłem się w Gazecie Wyborczej na ogłoszenie płatne podpisane przez kierownictwo sklepu H&M. Dwie butelki na wodę dla dzieci mają poważne wady i należy je wymienić. Nic w tym dziwnego, zdarza się. Ale w ogłoszeniu jest kompromitujący błąd – dwa razy powtarza się ten sam akapit! Zapewne grafikowi tekst skopiował się „niechcący” i biedak tego nie zauważył. Nie zareagowała też korekta. W ten sposób H&M ma podwójny problem: wadliwe butelki i bezsensowny tekst w intencji naprawienia. Ciekawe, jakie i wobec kogo zostaną wyciągnięte konsekwencje? To w sumie drobny błąd. Gdzie te czasy, kiedy metrampaże czy zecerzy popełniali literówki zamieniając Wersal z Wesralem? A w historii prasy był też taki błąd: „Na peronie wszyscy srali w przepisowych pozycjach”. Kiedy przed wieloma laty pracowałem w „Rzeczpospolitej”, a nie było jeszcze komputerów, w podtytule daliśmy nazwisko napisane jako „Jaruelski”. Błąd zauważono dopiero podczas druku, ale w początkowej fazie, i udało się zatrzymać maszyny w Domu Słowa Polskiego przy ulicy Miedzianej w Warszawie. A jaki wniosek z wpadki Gazety Wyborczej? Nie dający sobie rady z otaczającym światem ludzie wykonują prace mechanicznie, bezmyślnie. To znaczy myślą, ale o sobie tylko wiadomych migdałach.


Czwartek, 23.08 – Już dziękujemy


Zainspirowany szokami redaktora Marka J. Zalewskiego postawię kropkę nad „i”. Nieuchronnie nadszedł bowiem czas pożegnań. „Ministrze” Musze, ministrowi Gowinowi i prokuratorowi Seremetowi niewdzięczne, ale mądre, społeczeństwo mówi: państwu już dziękujemy. Dobitnie dowiedliście, iż nie panujecie intelektualnie i organizacyjnie nad powierzonymi obowiązkami wagi państwowej. Miejcie odwagę, a może nawet honor, i złóżcie rezygnacje z zajmowanych omyłkowo stanowisk. My, obywatele, nie mamy pretensji, że przyjęliście zaproszenie premiera do Rady Ministrów, ale już wiecie, że to zajęcie nie dla was. Podziękujcie, przeproście i pożegnajcie się. Za jakiś czas lud pracujący miast i wsi zapomni o was. Nikt was nie będzie pociągał do odpowiedzialności, zajmiecie się biznesami, wykładami, czymkolwiek. Byle z dala od nawy państwowej. Po raz ostatni obywatele apelują do was: Ratujcie Polskę! Odejdźcie! Z Bogiem. Albo do diabła.


Środa, 22.08 – Trubadur


Z politowaniem ogłądałem w Faktach TVN materiał o ulicznym grajku w Poznaniu. Emerytowany trubadur dorabiał do emerytury, na lekarstwa, artyzmem na rynku i na ulicach. Straż miejska wlepiła mu dwustuzłotowy mandat za zakłócanie spokoju. Strażów spokoju nasłali restauratorzy, którzy mieli serdecznie dość muzycznego dudnienia. Reporterzy Faktów wzięli w nieudolną obronę nieszczęsnego trubadura. Ale czy słusznie? Przecież nikt o zdrowym umyśle nie będzie ścigał ulicznego grajka tworzącego lokalny koloryt i przypominającego złote polskie przeboje! Jednak, o czym w ogóle nie wspomniano w reportażyku, a było to widać na zdjęciach, ów artysta grał i śpiewał przy użyciu wzmacniacza i dużej kolumny głośnikowej. No, tego już za wiele. W takiej sytuacji każdy zdrowy na umysle obywatel-konsument w restauracji, aby nie dostać wścieklizny i niestrawności, musi zareagować choćby jednym słowem: precz! I przed takimi hałasowiczami powinniśmy wszyscy się bronić. Dobrze więc postąpili restauratorzy, dobrze straż miejska. Marnie natomiast wypadli autorzy owej tefauenowej obrony. Reasumując: na ulicach i w kawiarnianych ogródkach chcemy (możemy) słuchać tylko instrumentów klasycznych: gitar, skrzypiec, akordeonów, bałałajek, mandolin. Ale w przypadku trąbki, musiałby w nia dąć Tomasz Stańko lub Chris Botti. Inni trębacze wykluczeni.


Wtorek, 21.08 – Mistrz złodziei


Mówią różni mędrcy o konieczności posiadania kilku zawodów, żeby w kryzysie móc się przebranżowić. Wiśta wio, łatwo powiedzieć! (to bodaj cytat z serialu z czasów PRL-u „Daleko od szosy”). Będąc dziennikarzem, redaktorem, publicystą i wydawcą można przyuczyć się do zawodu, dajmy na to, szamana, wróża, przepowiadacza przyszłości (mir społeczny znaczny, zapotrzebowanie na usługi duże, a odpowiedzialność żadna, jak w przypadku pogodynkowych celebrytów). Ale jak zabić w sobie nawyki czytania prasy, słuchania radia czy oglądania wybranych fragmentów w telewizjach? Ciężko. Ale chyba będzie taka konieczność. Albowiem, jaką trzeba mieć odporność intelektualną, żeby czytać skrajne, krytyczne debilizmy np. po wizycie Cyryla I? Albo słuchać takiego Gowina, który kompromituje wymiar sprawiedliwości? Albo takiego Hofmana Adama, który uznał za zaszczyt mianowanie (przez prezia Kaczyńskiego) na szefa pisiaków w Kutnie? No, jaką? A tu jeszcze czytam, że mistrz z Londynu, Tomasz Majewski, kradnie muzykę z Internetu. I szczyci się tym w gazecie ogólnopolskiej. Lekko przyciśnięty oburzeniem wytwórni płytowych dodaje na luzie, że „przeprasza tych, których mógł urazić”. Panie Majewski, nie uraził pan tylko podobnych sobie cwaniaczków. Jest więc pan mistrzem złodziei.


Poniedziałek, 20.08 – Cwana bestia


Jak zaistnieć w polityce nie wydając bełkotu wylewanego w mediach z gardeł dziesiątek posłów? Oto jest pytanie na które udatnie odpowiedział Marek Poznański. Ten 28-letni archeolog, posłujący do Sejmu z namaszczenia Ruchu Palikota, wpadł na oryginalny pomysł. Wyszperał, że w XVI wieku król Hiszpanii Filip II pożyczył od królowej Bony 430 tysięcy złotych dukatów. Dzisiaj byłoby to 235 milionów PLN. I tenże Poznański zasugerował, żeby król Juan Carlos albo Mariano Rajoy dług zwrócili. Prawnicy oświadczyli, że to nierealne. Powody są dośc oczywiste. Jednak nie w zwrocie pies jest pogrzebany, a w pomyśle łebskiego posła. Bowiem mówi o nim nie tylko cała Polska, ale również pół Europy, gdyż najpoważniejsze gazety pisały o jego wyczynie intelektualno-finansowym. 459 kolegów Marka Poznańskiego może się nie wiem jak natężać i zapluć w bełkocie, a nie osiągną tak spektakularnego wyniku piarowego. Cwana bestia, że posłużę się cytatem z Ryszarda Pietruskiego, dyrektora w serialu „Czterdziestolatek”. Rzekł tak z uznaniem o pewnym Japończyku, który wizytował budowę Dworca Centralnego.


Piątek, 17.08 – Nie zginie


Kartkuję „Dzieje głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego szukając inspiracji do dobrego wstępu dnia dzisiejszego. Bocheński pisze o głupocie politycznej od wieku XVIII do XX. Koncepcje, dyskusje, decyzje wywleczone na karty książki to już historia. Historia, która uczy, że jeszcze nikogo niczego nie nauczyła. Zresztą, któżby dzisiaj czytał Bocheńskiego oprócz zatwardziałych naukowców?! Dzisiejsi politycy nie znają nie tylko historii polityki, ale nawet współczesnych makiawelizmów. Musieliby bowiem przechodzić katusze usiłując czytać ze zrozumieniem, później wyciągać wnioski, a to zbyt ciężka praca dla spolityczniałego umysłu. Odkładam dzieło Bocheńskiego i wracam na współczesny grunt.


W Katowicach policja zdemaskowała, zdekonspirowała Centralne Biuro Śledcze. Dzielni stróże prawa wypatrzyli dwa samochody bez przepisowych naklejek na szybach potwierdzających numery rejestracyjne. Okazało się, że to auta operacyjne CBŚ do śledzenia gangsterów, więc zakamuflowane. Policjanci szybko dowiedzieli się o tym fakcie. I co? Zamiast sprawę umorzyć skierowali ją do sądu. Są ten ukarał oficerów CBŚ, dekonspirując ich i pojazdy. Czego przejawem było postępowanie policyjnych gorliwców? Głupoty, nieuctwa, braku elementarnej inteligencji, policyjnego nosa? A może chęci awansu? Naprawdę, trudno zgadnąć. Jedno jest pewne: kompromitacja na całą Polskę, Europę i świat. Po wydaniu reżimowi białoruskiemu informacji o kontach bankowych opozycjonisty Alesia Bialackiego, w wyniku czego siedzi on w więzieniu, to kolejna kompromitacja polskich decydentów.


Czekamy na następne i zachodzimy w głowę, jakiego będą kalibru?


Polska głupota nie zginie, póki my żyjemy!


Czwartek, 16.08 – Sos głupoty


Wiele było nowatorskich pomysłów na udziwnianie produktów lub wręcz bezsensownych kompozycji nowych wynalazków spożywczych. Beznadzieja tych wytworów umysłowych była tak kosmiczna, że nazwiska twórców powinnym być zapisane w annałach marketingu, żeby studenci uczyli się na cudzych debilizmach.


W najnowszym dodatku kulinarnym „Palce lizać” zobaczyłem reklamę sosu o smaku gumy do żucia. Producent: Dr. Oetker. Nie wiem do kogo bardziej skierowany jest ten wymiotny przekaz: do dzieci czy do dorosłych? Która grupa konsumentów żuje więcej? Jakoś nie widać na ulicach żujących milusińskich. Żują więc dorosli. Ale z jakiego powodu? Na pewno nie smakowego lecz zdroworozsądkowego, bowiem dowiedzieli się z mediów, że gumożujstwo oczyszcza zęby, jamę i przywraca równowagę Ph. Każdy z nas próbował różnych gum do żucia z tego właśnie powodu.


Jaki, który z nazwiska, kretyn u Doktora Oetkera wpadł na pomysł, żeby taką maziają zabić walor potrawy tak paskudnym smakiem? Autor! Autor! Autor! Doktorze Oetker, niech się pan pochwali.


Środa, 15.08 – Cudów świętowanie


Dziś święto religijne i wojskowe, a więc także państwowe. Przerwa Dec. Snob. w gryzipiórkowaniu. Ale redaktor Henryk Suchar, jak zwykle, na posterunku.


Wtorek, 14.08 – Degrengolada


Źle się dzieje w państwie polskim. Instytucje i urzędy państwowe nie radzą sobie z obowiązkami. Nieudolność, ograniczoność umysłowa, bojaźń, służalczość, lenistwo urzędników osiągnęły już punkt krytyczny. Jedyną możliwością uzdrowienia struktur państwa służących obywatelom jest powrót do pracy u podstaw, tak w wychowaniu, jak i w kształceniu. Rozsypkę procedur i wartości widać na każdym kroku od budowy autostrad przed Euro poczynając, poprzez Amber Gold aż po kompromitację w olimpijskim Londynie. Autostrady, to przetargi. Przestraszone sługusy wybierały najtańsze oferty nawet nie zdając sobie sprawy (o zgrozo!) z niemożności ich realizacji. Ale w ten sposób nie narazili się na naganę zwierzchników. Facet z Amber Gold z ośmioma wyrokami robi co i jak chce, a organa państwowe przyglądają się i sprawdzają. Po Olimpiadzie można ogłosić, że polskiego sportu nie ma. Nieszczęsna ministra Mucha zapowiada na dziś analizy i zastanawianie się, jak poprawić. Ale co? Kolejna kompromitacja ministry już nawet nie złości, ani nie śmieszy. A początek rozwiązań jest taki prosty, organiczny: wziąć za łeb nauczycieli wychowania fizycznego w podstawówkach, dyrektorów tychże i rodziców dzieci, które traktują wf jako lekcję, której nie ma. Same orliki nie wystarczą. Na taką, postępującą w wielu dziedzinach, degrengoladę obywatele patrzą. Z wolna tracą cierpliwość. Ziarna buntu zostały zasiane. Wzrastają. Wybuch nastąpi. Jeszcze nie wiadomo kiedy. Rząd Tuska może zostać zmieciony. I tak byłoby dobrze. Ale kto go zastąpi? Nie daj Panie Boże, żeby to był PiS. Wtedy byłaby pora umierać. Albo aplikować na zamaiatcza ulic w jednym z krajów afrykańskich.


Poniedziałek, 13.08 – Wypluta flegma


Mój ulubiony lud pracujący miast i wsi potrzebuje igrzysk. Jak chleba. Igrzyska były, są i będą. Choćby w myśl staropolskiej zasady „zastaw się, a postaw się”. Z zstrzeżeniem, że Olimpiada w Polsce nie odbedzie się w perspektywie najbliższych 50 lat, jeśli w ogóle. Kanclerz skarbu Wielkiej Brytanii, George Gideon Oliver Osborne, lat 41, już główkuje, jak i kiedy uda się odpracować zainwestowane miliardy funtów. Mówi się, że od pieniędzy ważniejszy jest prestiż i wizerunek. Ale po co to Londynowi? To miasto już wszystko ma. Może Zjednoczone Królestwo chciało pokazać, że nadal uczestniczy w światowej biznesowej grze? Brazylię stać na organizację następnej Olimpiady. Ale czy takie wydarzenie poprawi stereotypowe wobrażenie o Rio de Janeiro, jako o mieście kontrastów, narkotyków, wysokiej przestępczości? Należy wątpić. Poza tym, Rio jest znane jak świat długi i szeroki z dorocznych festiwali samby. Tak więc, olimpiady dobrze byłoby organizować w miastach nieznanych, jak Warszawa. Ale to tylko mrzonki. Bieda nie pozwala. Warszawa musi się mozolnie dobijać do świata organizując Euro, mistrzostwa różnycyh piłek, czy lekkoatletyczne. Na to nas stać i już mamy infrastrukturę. Ale może najpierw pani ministra Mucha, a może ktoś inny, bardziej ogarnięty w sporcie i nie tylko, zajmie się reaktywacją lekcji WF w szkołach? A co do Londynu. Pomysły na otwarcie i zamknięcie imprezy to były pokazy radosnej zabawy wynikającej z zakorzenionej demokracji, która niczego się nie boi i nie cenzuruje. Tak bawić się i uczyć, poprzez przypominanie i chawlenie się, potrafią tylko flegmatyczni (?) Anglicy. I może to było najważniejsze osiągnięcie londyńskich igrzysk: Anglicy raz na zawsze wypluli flegmę.


Piątek, 10.08 – O gaciach


A co to jest męskość? W Słowniku Języka Polskiego PWN napisano: „ogół cech właściwych mężczyźnie, charakterystycznych dla mężczyzn; potencja płciowa mężczyzny”. I tylko tyle. Drugi człon definicji tym razem pomińmy. A jakiż to może być ogół cech? Na przykład: wygląd zewnętrzny. Otóż, to! Na nim się zatrzymajmy. Jak powinien wyglądać mężczyzna w lecie, w mieście, w odróżnieniu od chłopca? Czy może paradować z gołym torsem? W krótkich spodniach? Na dodatek, nie daj Boże, w sandałach? Na pewno nie sposób ukryć obrzydzenia na widok facecika bez koszuli i jeszcze gdzieniegdzie wytatuowanego. Od razu widać i czuć: idzie prostactwo. A gdy ma koszulkę i krótkie spodnie? To już nieco lepiej. Na ulicy (a poprawniej: na trotuarze) ujdzie. Ale zdarzają się, nie tylko młodzieńcy, którzy nie wyrośli z krótkości nawet w wieku przedemerytalnym i zachodzą w krótkich gaciach do pracy. I tu wywołują mieszane uczucia. Goniec w pracy tak odziany? OK, może być, zaraz pogoni gdzie indziej. Ale stateczny pracownik?! Zwolennicy krótkich spodenek tłumaczą się upałem. A przecież można bez problemu nabyć spodnie długie z ultra przewiewnych materiałów, które wyśmienicie zatrzymują upał. Ale, żeby tak się nosić, to właśnie trzeba być mężczyzną. Bo znakiem rozpoznawczym faceta są spodnie. Między innymi, of course. A jedyne usprawiedliwienie noszenia krótkich spodenek byłoby, gdyby tak odziany podtatusiały chłopczyk w jednej łapce dzierżył łopatkę, a w drugiej wiaderko. I zmierzał w pląsach do piaskownicy.


Czwartek, 9.08 – Inwalidzi


W jakiej dyscyplinie sportu zawodnika można nazwać głupim? Wiele lat temu nie miałem najlepszego zdania o bokserach. Zastanawiałem się, ile jeszcze rozumu, czy inteligencji kołacze się w ich poobijanych mózgach. Ale potrafię zrozumieć satysfakcję faceta, który lubi drugiemu obić mordę. Bezkarnie i jeszcze zarobić. Natomiast odważę się powiedzieć, że głupim jest facet (a także głupią kobieta), który podnosi ciężary. Raz, że w tym sporcie nie ma nic ciekawego do oglądania, dwa – każdy ciężarowiec to wielokrotny, nieuleczalny kaleka. Z przerażeniem czytałem artykuł Radosława Leniarskiego we wczorajszej „Wyborczej” o schorzeniach owych siłaczy. Cierpią oni na wszelkie schorzenia mięśni, ścięgien, kości, kręgosłupa i stawów. Tonami pożerają środki przeciwbólowe. Lekarze aplikują im dziesiątki zastrzyków blokujących bóle w naderwanych i zdezelowanych ciałach. Leniarski pisze o leczeniu bólu w kolanach, w których zbiera się płyn. Trzeba go wypompować, nakłuwając kolano w kilku miejscach i igłą wysysać wydzielinę. Zabieg piekielnie bolesny. Pytam więc: dlaczego zdecydowali się na tak rujnujący zdrowie sport? Nie znam rozsądnej odpowiedzi. A dlaczego prawnie nie zabronić tej dyscypliny? Obawiam się, że żaden z decydentów o tym nie pomyślał.


Środa, 8.08 – Za krótki Forsyth


W czasach, kiedy wydawnictwa miały przydziały papieru i drukowały znikome nakłady książek, urządziłem istne polowanie, aby kupić „Szakala” Fredericka Forsytha. Dzisiaj nowe wydanie „Szakala” leży w księgarniach, ale „Psów wojny” nie zauważyłem. Zachęcony nazwiskiem i przystępną ceną nabyłem pięć opowiadań mistrza thrillera. Przeczytałem trzy i odczułem niedosyt. Są zbyt krótkie. Nie da się ukryć, że Brytyjczyk potrafi intrygancko myśleć i przyciągająco pisać. Toteż „Szakala” czytało się od ręki. Podobnie o najemnikach. A tu krótkie formy. Bardzo skondensowane intrygi. Taki „Weteran”, na przykład, trochę stylizowany na Arthura Conan Doyle`a. Jednak w opowiadaniach autor Sherlocka Holmesa wypada znacznie lepiej. Jeśli ktoś lubi Forsytha, to niech kupi i czyta. Najlepiej w pociągu. Kiedyś o takich paperbackach mówiło się „literatura wagonowa”. Najlepiej się ją wyczytuje, gdy pociąg zmierza na wakacje.


Wtorek, 7.08 – Macki


Czy mamy wolna wolę? Czy sami kształtujemy swoją świadomość? Czy jesteśmy manipulowani? Pod jakim (czyim) wpływem podejmujemy decyzje? Mamy do dyspozycji różne źródła informacji: prasę, radio, TV, Internet. Prasa jest w zaniku, radia słuchamy jako dodatku do innych czynności, czyli bez zrozumienia. Telewizja coraz więcej pola oddaje Internetowi. Czy wszystkie przekazy przeniosą się do sieci? Zapewne tak. Ale kiedy? Czytam w miesięczniku PRESS, że telewizje najchętniej ogladają ludzie najsłabiej wykształceni i o najniższych dochodach. Również dzieci i młodzież odstępują od szklanego ekranu. Widać już oznaki paniki wśród nadawców. Paniki spowodowanej zmniejszającymi się wpływami z reklam. Tort finansowy coraz mniejszy, a degustatorów coraz więcej. I to zmieniających smaki, nielojalnych. Teraz są w TVN, a za sekundę w Pudelku. Różnorodność jest świetna, ale dla odbiorców. Właściciele mediów mają coraz intensywniejsze głów bolenie. A my podążamy za treściami, króre nam przygotowują. Ale czy to my ich wybieramy czy oni nas?


Poniedziałek, 6.08 – Veturilo


Bonan matenon, Bonan tagon, Bonan vesperon, Saluton – dzień dobry (rano i przez resztę dnia), dobry wieczór i cześć. To powitania w języku esperanto. A proste skojarzenie wiedzie do wypożyczalni rowerów rozmieszczonych w kilkudziesięciu punktach Warszawy. Pomysłodawca nazwał projekt Veturilo, co po esperancku znaczy pojazd. Przyznaję, iż tym pomysłem zostałem mile zaskoczony. Jak organizator wpadł na taką nazwę? Czy zna esperanto? Pomysł przedni. Przy tej okazji pozwolę sobie przypomnieć, że ten sztuczny język w 1887 roku stworzył Ludwik Zamenhof, warszawski lekarz okulista, urodzony w Białymstoku. Autor ukrył się pod pseudonimem Dr Esperanto. Jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku Polska była potęgą esperancką, a Warszawa gościła światowe kongresy. Dzisiaj rola naszego kraju w ruchu esperanckim jest marginalna. Lobby języka angielskiego wygrało i cały świat spika Szekspirem. A mógłby esperantem, językiem nhiezwykle prostym, ale w którym można swobodnie wyrazić każdą myśl. Literatura w języku esperanto nie jest ogromna, ale za to ranga tytułów przełożonych jest znacząca. Ot, choćby „Pan Tadeusz” (Sinjoro Tadeo) zaczyna się tak: „Litvo! Patruja mia! Simila al sano; Vian grandan valoron ekkonas litvano…” I tak dalej równie pięknie. Wiem, bo mam esperanckie wydanie. I nie tylko to. Przyznaję, przed laty uczyłem się esperanta, ale edukację skończyłem na pierwszy etapie (ze zdanym egzaminem). A do perfekcji pozostały jeszcze dwa etapy. Gis revido (do widzenia).


Piątek, 3.08 – Precz z Kasperskim!


Wszyscy operatorzy telefoniczni (a może któryś się wyłamał?) oferują klientom netbooki Samsunga lub Acera, a może też HP. Do każdego urządzenia dodany jest modem wewnętrzny do mobilnego Internetu. Dobry to pomysl, choć szybkość maksymalna 7,2 Mb/s (tak duża jest właściwie nieosiągalna) to przeżycie czasowe dla wytrwałych. Ale nie o tym. Do mojego Acera dodano dwuletni bezpłatny program antywirusowy Kaspersky Lab. Program dobry, ale nie do takiego maleństwa, jakim jest netbook. Kaspersky jest tak ciężkim doświadczeniem dla małych pojemności netbooka, że cały system ledwo dyszy. Tak ociążałego komputera jeszcze nie miałem. Zagadnąłem więc fachowców, jak przyspieszyć? Jednogłośnie orzekli, żeby odinstalować Kasperskiego i ściągnąć lżejszy program. A tych jest wybór. Tak więc, jeśli decydujecie się na netbooka, to przegnajcie Jewgienija Kasperskiego, byłego pułkownika KGB, dziś milionera, precz.


Czwartek, 2.08 – Jak żyć z MDNA?


Naprawdę trudno żyć w polactwie. Wczoraj, w dzień rocznicy Powstania Warszawskiego, było tak. Madonna na Stadionie Narodowym. O godzinie 22 w programie TVP1 koncert „Morowe panny”. Dodatek do „Wyborczej” zatytułowany „Mój śpiewnik powstańczy”. Ksiądz Stanisaw Małkowski intonował różaniec pod pomnikiem prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ad rem. Madonna – bluźnierstwo, ruja, porubstwo, hańba, profanacja pamięci etc. Koncert „Morowe panny” poświęcony Powstaniu. No, niewiarygodne! Same młode wykonawczynie i żadnej znanej piosenki z walczącej stolicy. A w śpiewniku dla odmiany „Sanitariuszka Małgorzatka”, „Pałacyk Michla” i „Deszcz jesienny”. Jakby było mało roztrojenia, to jeszcze ksiądz o „szatańskich występach antymandonny, która współpracuje z antychrystem”. Co ciekawe, księdza słuchały nie tylko moherowe berety, ale także członkowie Krucjaty Młodych. I jak tu żyć z Madonną (MDNA)? Można zacząć od modlitwy i odśpiewać znane zwrotki ze śpiewnika. I osiągnąć spokój duszy. A tu – bum. Misyjna telewizja państwowa na młodzieżową, nieznana nutę. A przecież wiadomo, że lubimy te piosenki, które znamy z historii. Koszmar. Aż serce się wyrywa. Ale nie wie, w którą stronę. Która będzie słuszna?


Środa, 1.08 – Niedojebki umysłowe


Kiedy Janusz Palikot uruchomił w Sejmie komisję „Przyjazne państwo”, to zbierał i publikował największe absurdy polskiego prawa. Ich lektura była pasjonująca. Włos się jeżył na głowie, dopadało zdumienie i niedowierzanie: azaliż to prawda? Co za niedojebek umysłowy to wymyślił!!! Niewiele z tych debilizmów udało się Palikotowi zmienić, ale komisja odniosła skutek: uświadomiła nam, obywatelom, w jakim matriksie żyjemy. A los ów zgotowali nam nasi wybrańcy: posłowie i senatorowie. Dzisiaj jesteśmy o krok od parlamentarnego przymusu wymiany opon samochodowych na zimowe. Ich używanie byłoby ustawowo nakazane od 1 listopada do 31 marca. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że pomysł łebski, bo zwiększy bezpieczeństwo na drogach. Jednak po zastanowieniu okazuje się, iż nie jest to takie oczywiste. Pomijając słuszne argumenty, że śniegi u nas wcale nie spadają na zawołanie określonego dnia, a temperatury w listopadzie i marcu są właściwie plusowe – a opony zimowe sprawdzaja się wyłącznie na śniegu i w ujemnych gradusach – to wyobraźmy sobie, co będzie się działo w zmotoryzowanej Polsce 1 listopada i 31 marca, kiedy to JEDNOCZEŚNIE wszyscy użytkownicy samochodów będą zobligowani do wymiany opon! Jeśli ktoś zrobi to wcześniej – mandat 500 zł, jeśli o dzień później – mandat 500 zł. Czy bezmózgowcy oponiarscy w Sejmie pomyśleli choćby o tym?


Reakcja Czytelnika:


Sporo tych niedojebków. Byli, jest’ i budut, jak mawiają ci, którym niedawno masowo lizano tu dupsko. A wśród liżacych zresztą były nie tylko niedojebki z krainy aferałów, kumotrów, niechlujów i wazeliniarzy.
Kraina Ubu, pisało szczenię znad Sekwany. I nawet gnojek francuski szybko się domyślił, co to za pokręcone plemię. A żadne Gombrowicze, Mrożki, Załuskie, Bocheńskie, itd. nie były w stanie zresetować tych zapleśniałych, samolubnych, złodziejskich mózgów.
H



Powyższy niby blog pisze


Nieustający Promotor Pozytywnego Snobizmu 


 

W wydaniu nr 129, sierpień 2012 również

  1. LETNIA GORĄCZKA ZŁOTA

    A popyt w odwrocie? - 24.08
  2. BY IAN PARSONS FROM LONDON

    An Olimpic Diary - 15.08
  3. GALERIA SCHODY

    Dorota Porębska. Fotografie
  4. NOWE MOŻLIWOŚCI INWESTOWANIA W WINO

    Podwójna korzyść: smak i zysk - 14.08
  5. W POSZUKIWANIU TALENTÓW

    Jak wyprzedzić konkurencję? - 10.08
  6. GIEŁDA PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH

    Debiut 12. spółki ukraińskiej - 9.08
  7. Z POLSKI I CAŁEGO ŚWIATA

    Zostań korespondentem - 9.08
  8. EKONOMIA OLIMPIADY

    Kto zarabia, kto traci? - 8.08
  9. ANGLIK IN POLAND

    Richard Branson - 8.08
  10. PODLASKIE KLIMATY

    Plener w Michałowie - 1.08
  11. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 31.08 – Beauty Camp
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Unik - 1.08
  13. SIŁA POLITYKI

    Płaczą, ale płacą - 31.08
  14. I CO TERAZ?

    Szok! Po prostu szok... - 22.08
  15. STREFA EURO

    Będzie tylko gorzej? - 1.08
  16. MĄDRY WYGLĄD DECYDENTA

    Dlaczego włos głowy się nie trzyma? - 1.08
  17. DLA KOBIET DECYDENTEK

    Nutrikosmetyki czyli odżywianie od wewnątrz - 1.08
  18. NIEZŁA SZTUKA (1)

    Przepustka do sztuki - 1.08
  19. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    "Zakamarki marki" - 1.08