Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

28/02/2013

Piątek, 29.03 – Inne Święta

Co prawda, w centrum handlowym Arkadia byłem wczoraj, ale nie sądze, żeby cokolwiek dzisiaj się zmieniło „w temacie” frekwencji i atmosfery.

O wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy co tydzień przed wielu laty w Trójce mówił nieodżałowanej pamięci Jan Tadeusz Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej (a jego paranaukowych wywodów wysłuchiwała stoicko i szczebiotliwie Krystyna Sienkiewicz). Satyryk miał rację. Przed Bożym Narodzeniem atmosfera zawsze była bardziej radosna, choinkowa, prezentowa, ale – chyba – mało religijna. Tamte święta rozgrywają się coraz bardziej w manierze festynu oddalającego się od wiary. Wielkanoc, jako Zmartwychwstanie, traktowane jest jakoś „z obowiązku”, a jest nim święcenie pokarmów. A co dalej? Pierwszy dzień świąteczny jakoś zleci, a drugi to śmigus dyngus. Ile wiary tkwi pogaństwie oblewania? Ale wracając do Arkadii. Zakupowiczów mało, jacyś szarzy, przemrożeni długą zimą. Kolejki do kas niewielkie, więcej koszyków niż wózków, a i te nie zawsze wypełnione po brzegi. Kilka osób w ogonku do Krakowskiego Kredensu. W Organic Farmie Zdrowia pustki. Stoisko-wyspa o nazwie Frutino omijane szerokim łukiem – owoce droższe dwa lub trzy razy niż takie same na bazarze. Sprzedawczyni z nudów ledwo trzymająca się na nogach. Spokojnie, ale nieradośnie. Kryzysowo. Życzę wolnych od codzienności Świąt.


Czwartek, 28.03 – Lament mięsiarzy


Zdradziecko biją naszych! I to gdzie! Na Słowacji i w Czechach! Oskarżają polskich mięsiarzy, że robią kiełbachy marnej jakości i zalewają nimi rynki południowych sąsiadów, których wyrafinowane podniebienia nie tolerują podłej padliny z Polski. Wojna żywnościowa z naszym umęczonym krajem wybucha na różnych granicach. Jesteśmy otoczeni! Mieliśmy już starcie z Rosjanami. Teraz Słowacy i Czesi, pepiki – za przeproszeniem. Czekamy na dalsze wrogie zakusy. Stan jest aż tak wyjątkowy, że nasz Tusk spotkał się z ich Tuskiem o nazwisku Fico (to ten z Bratysławy) i miał coś wskórać. Jeszcze nie wiem, co. Może nic. A afera jest piekielnie wysoko umocowana. Albowiem atakami na nasze potraviny dowodzą ichni ministrowie, a ponoć nawet sam Prime Minister. Nasi dzielni masarze zaprzeczają w żywe oczy produkcji barachła, ale przecież i tak do końca nikt im nie uwierzy. Przecież nie żyjemy na samotnej wyspie, media europejskie informują o naszych aferach z przekrętami w mięsie i innych produktach spożywczych. A, jak nie wszystkim wiadomo, łyżka dziegciu zepsuje nawet beczkę miodu. Weźcie się najpierw za nieuczciwych, fałszerzy we własnym gronie, a nie lamentujcie, że niszczą was sąsiedzi. Po drugie, nasza żywność jest niezwykle konkurencyjna cenowo, więc do ataku na nas każdy pretekst jest dobry. Sami się podkładamy. Ale my, Polacy, już tak mamy.


Środa, 27.03 – Dociekanie


Wczoraj lud pracujący miast i wsi (oczywiście, tylko ten zainteresowany, czyli zdecydowana mniejszość obywateli) miał co najmniej trzy tematy do dociekań. Czy rezygnacja Jolanty Kwaśniewskiej z uczestnictwa w Kongresie Kobiet ma związek z jej mężem zakładającym partię oldboyów? Czy Piotr Duda ze związkowca przedzierzgnie się w polityka? Czy Borys Bieriezowski popełnił samobójstwo czy został zamordowany? To niesłychanie ważne i nic do niczyjego życia niewnoszące zagadnienia. Kwaśniewska powiedziała, że kończy z kobietami, gdyż ma dużo pracy w swojej fundacji. (Przepraszam, ale przypomniał mi się dowcip z zeszytów szkolnych: Adam Mickiewicz, gdy zawiódł się na kobietach, zabrał się za Pana Tadeusza.) Kto jej wierzy? Kto nie, niech docieka. Duda zarzekł się, że był, jest i będzie wyłącznie związkowcem. Ktoś łyknął tę przysięgę? Bieriezowski. To temat dla Sherlocka Holmesa. Radziecko-rosyjski oligarcha postawił się ostro Putinowi i musiał zmykać z Rosji. W Londynie jego majątek szybko topniał. Ile mu zostało? Ile miał długów? Tego gawiedź nie wie i może nigdy się nie dowie. Ale pojawili się dociekliwi wyjaśniacze dowodząc, że BB jednak targnął się na życie, gdyż jego rosyjska dusza dramatycznie tęskniła do matuszki Rossiji, do gorzałki, harmoszki, gitary i żewnych piosenek. A wrócić nie mógł. W którą wersję uwierzyć? Dobra zabawa intelektualna (?), jeśli ktoś lubi na takich bezsensownych łamigłówkach ćwiczyć szarą komórkę.


Wtorek, 26.03 – Zależności


Sa sporty zwane zespołowymi – w nich w pojedynkę się nie wygrywa. Gorzej, gdy w teamie jest zbyt dużo indywidualności z tendencjami do brylowania popd publiczkę. Wtedy drużyna ma problem ze skutecznością. Są też sporty, w których wynik zależy tylko od indywidualności, że tak powiem. Na ten przykład tenisiści albo Justyna Kowalczyk. Bo już rajdowy Robert Kubica nie zależy tylko od siebie, ale też od pilota. Jak pilotowi skleiły się kartki, to kierowca-Kubica wypadł z trasy i spalił samochód. Sukces kierowcy zależy też od jakości pojazdu i pracy mechaników. Jerzy Janowicz, nasz młody tenisista, zbyt wcześnie okrzyknięty wielką nadzieją Polaków, jeszcze nie potrafi panować nad nerwami i emocjami. Podczas turnieju w Miami został przez publiczność wygwizdany, a to prawdziwa rzadkość na kortach. Nasz gracz wielokrotnie wykłócał się z sędzia, złościł się na chłopców podających piłki, lekceważył publiczność. I słusznie doczekał się natychmiastowej recenzji. Ale chamstwo i prostactwo popłaca. Sponsorom, między innymi Adidasowi, zachowanie Polaka nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Nakręca zainteresowanie. I tak świat wokół prostaczeje. Ku uciesze gawiedzi.


Poniedziałek, 25.03 – Mózg w aquaparku


Biednemu zawsze wiatr wieje w oczy. Biedny, żeby się dowartościować, musi poczuć choćby niewielką falę luksusu. Dobrze mu robi zanurzenie się w aquaparku. Bogaty już tak nie musi. Myśli o mózgu. Prezydent Barack Obama daje naukowcom 3 mld dolarów i 10 lat na badania nad ludzkim mózgiem. Mają rozszyfrować możliwości mózgu neuron po neuronie. Krok to będzie zaiste milowy, zważywszy, że mamy w łepetynie między 85 a 100 miliardów neuronów. Aż strach pomyśleć, jakie – za dekadę – wyniki ogłoszą Amerykanie. A nad Wisłą? Minister Elżbieta Bieńkowska zapowiada koniec z budową aquaparków i lokalnych dróg za unijne pieniądze. Budżet na lata 2014-20 ma być w większości przeznaczony na „inteligentny rozwój”, czyli współpracę naukowców z przedsiębiorcami. To program porównywalny z tym zaproponowanym przez Obamę. Oczywiście, jak na polskie możliwości. Jestem przekonany, że amerykańscy naukowcy właściwie i co do centa spożytkują owe trzy miliardy. Obawiam się naszej, nadwiślańskiej efektywności.


Piątek, 22.03 – Gorzałopodobne


Wiesław Gołas jeszcze za czasów komuny wieszczył, że gorzały nigdy nam nie zabraknie. Istotnie, tak było. Nie brakowało, nawet, gdy była na kartki. Niektórzy z nas mogą jeszcze pamiętać tak oryginalne smaki jak „Czystą” (z czerwonym kieliszkiem na etykiecie) czy „Bałtycką” zajeżdzająca karbidem. Owe trunki, osobliwie ciepłe, niemiłosiernie wykrzywiały fizjonomię przy ich przełykaniu. Ale nie słyszało się, żeby ktoś, wypiwszy, stracił wzrok czy się zatruł (nie mam tu na myśli kociokwiku na drugi dzień). Jak więc wyśpiewał prorok Gołas, za kapitalizmu nie tylko wódki nie zabrakło, ale narobiło się jej tyle gatunków i marek oraz „marek”, że nie sposób zliczyć. Jednakowoż dla wytrwałych smakoszy sklepowe pół litra kosztuje zbyt drogo, więc szukają ersatzów na bazarach lub u prywatnych producentów bimbru. Niedawna afera z czeską wódka, po wypiciu której degustatorzy tracili wzrok i umierali, już poszła w zapomnienie. Choć, czeskiej policji jeszcze nie udało się odnaleźć 5 tys. litrów skażonego trucizną alkoholu. Na pewno więc niedługo pojawi się na rynku. Nielegalny obrót gorzałą w Polsce ogromnieje z dnia na dzień. I tą z importu, i rodzimą. Co najgorsze, domowa wódka produkowana jest ze skażonego spirytusu. Za czasu Gołasowych zaklinań popularnym tanim napojem była woda brzozowa po goleniu lub „Przemysławka”, a co bardziej wyrafinowani smakosze filtrowali denaturat przez chleb celem wyeliminowania granatowego koloru. Dzisiaj, okazuje się, gorzałę produkuje się z płynu do spryskiwaczy szyb samochodowych oraz – uwaga – z podpałek do grilla. Zważywszy na niziutkie koszty produkcji, zysk jest olbrzymi, a odmóżdżonych chętnych do zakupu i wypicia nie brakuje. Pogłębiający się kryzys powoduje, że na rynku pojawia się coraz więcej tanich produktów o składzie trudnym do ustalenia. I pomyśleć, że kiedyś tak lamentowaliśmy nad „wyrobami czekoladopodobnymi”.


Czwartek, 21.03 – Prawdziwi Polacy


Piłka nożna interesuje mnie tylko tyle, jeśli gra nasza reprezentacja. Ligowe rozgrywki są poza moim zasięgiem. Dzisiaj, przed jutrzejszym meczem z Ukrainą na Narodowym (znowu będą problemy komunikacyjne na Saskiej Kępie), przeczytałem, że Zbigniew Boniek, prezes PZPN, nie chce mieć w kadrze narodowej fałszywych Polaków. Fałszywych, czyli takich, którzy nie mówią po polsku. Wymienia się tu Perquisa i Obraniaka. Rzeczywiście: i towarzysko, i na boisku brak zrozumiałej komunikacji jest problemem. Podczas gry może przecież dochodzić do fatalnych nieporozumień zakończonych utratą bramki. Z drugiej strony, jakie to świetne usprawiedliwienie przegranego meczu: grali fatalnie, bo nie potrafili się dogadać na boisku. Z drugiej strony, zastanawiam się, jak dobrze po niemiecku mówią Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek – najlepsi gracze Borussii Dortmund? Czy są tam Polakami, Niemcami czy może dortmundczykami? A może w niemieckiej lidze wszystkich graczy obowiązuje język esperanto?


Środa, 20.03 – Było radio


Od jakichś dwóch lat odziennie rano słuchałem Chilli Zet. Dobra, niemęcząca muzyka, poprawne słowo, ciekawostki z wyższych półek światowych. Duża różnica na korzyść w porównaniu z innymi rozgłośniami. Ale od kilku (kilkunastu?) dni w radiu zaszła dramatyczna zmiana. Jacyś nadkreatywni mędrcy wymyślili śniadanie do łóżka, które powierzono Weronice Wawrzkowicz. Zaprasza gości, których ja – jako słuchacz – chciałbym zaprosić. Tak mówi. Co za szkaradne nadużycie. Nigdy w życiu nie chciałbym zaczynać dnia od wysłuchiwania pojękiwań, eee, yyy, aaa jakichś modystów, skoczków spadochronowych czy nikomu nieznanych aktoreczek. I takie rozmowy ciągną się chyba co najmniej godzinę. Nie wiem dokładnie, bo nigdy nie dosłuchałem więcej niż trzy minuty. Wobec tak ogłupiającego dictum wpadłem we frustrację i zacząłem się rozglądać za inną stacją śniadaniową. I tak zmuszony zostałem do powrotu do Trójki. Ci też mają za duża gadania, ale chociaż do rzeczy. A co do Chilli Zet – wasz pomysł na nową ramówkę już powoduje, że przestajemy was słuchać. Zaczęliście robić poranne radio dla motłochu, ale motłochu nie przyciągniecie. On ma inne zainteresowania. Natomiast stracicie fajnych, dość wymagających nasłuchiwaczy.


Wtorek, 19.03 – Zmykajcie!


Obywatelki i obywatele! Nie wierzcie Tuskowi, Rostowskiemu, Piechocińskiemu, Millerowi, Kaczyńskiemu, Palikotowi i Markowi Kondratowi. Temu ostatniemu tym bardziej. Bo namawia do oszczędzania. Nie trzymajcie pieniędzy w bankach! Nie wierzcie bankierom! Nie inwestujcie na giełdzie! Pieniądze przechowujcie w skarpetach, bieliźniarkach, w książkach, w słoikach. Jeśli nie macie pieniędzy, to bierzcie pożyczki w bankach i wydawajcie na co macie ochotę; jedźcie, gdzie oczy poniosą. Skąd takie rady? Ano, prosto z Cypru. Rząd tej wysepki z dnia na dzień oznajmił, że wszyscy obywatele, którzy mają oszczędności w tamtejszych bankach zapłacą podatek od 6,75 do 9,9 proc. A jak ktoś się wymiga, to w tiurmu. Używam tu celowo rosyjskiego, albowiem cypryjski system bankowy stał się pralnią brudnych pieniędzy rosyjskiej mafii. Tak więc, Polaku, bądź mądry przed szkodą i wyciągaj wnioski. Zmykaj z pieniędzmi!


Poniedziałek, 18.03 – Anna obu narodów


Z niejakim zdziwieniem dowiedziałem się, że każdy z trzech na razie wyemitowanych odcinków serialu „Anna German” oglądało ponad sześć milionów widzów. Wśród nich byłem i ja. Moje motywy: jak Rosjanie zrobili film o naszej piosenkarce. Wcześniej nie wiedziałem, że urodziła się w ZSRR. Nazwisko Anny German pamietałem, chociaż nie znałem jej piosenek – różnica wieku, a także specyficzny, trafiający do określonej grupy słuchaczy, repertuar. Nie wiedzialem też, że German zmarła na raka w 1984 roku. Film, którego współreżyserem jest Waldemar Krzystek (ten od „Małej Moskwy”), jest po prostu nudny. Scenariusz spłodził Rosjanin, co to widać, słychać i czuć. Film ma radziecko-rosyjski styl, tempo, zdjęcia, ujęcia i aktorstwo. Mnóstwo tu dłużyzn i nieautentyczności. Oczywiście, nie wymagam od Rosjan, aby w rozrywkowym filmie trzymali się historycznych faktów, ale scena z weterenem Powstania Warszawskiego płaczącego i żebrzącego na gruzach o pieniądze niczego do akcji nie wnosi; jest niepotrzebna, irytująca. Albo należało ją rozbudować o wątek mówiący o udziale Stalina w upadku powstania. Tak, jak nie jest wyjaśnione, jakimi drogami do Kazachstanu dostał się oficer Wojska Polskiego, który pomógł rodzinie Anny w wyjeździe do Polski, a później zginął pod Lenino. Może się wydawać, że film ma same wady, ale ludzie go oglądają. Zapewne rolę magnesu odgrywa tu efekt psychologiczny, o którym wspomniałem: jak nas widzą inni.


Piątek, 15.03 – Nie znam człowieka


Jeszcze raz, krótko, o wyborze Francesca. Pierwszego? Na razie nie wiadomo. Chociaż ubogość nowego papieża może sugerować imię bez liczebnika. Jak dziwnie brzmi imię papieża bez numeru porządkowego, dynastycznego? Tak, jak nie przymierzając, zdrobnienia: Bill Clinton czy Tony Blair. Gdzie urząd, gdzie powaga? Ale to dygresja. Dużo fajnego zamieszania sprawił dziennikarzom sympatyczny kardynał Bergoglio. Wszystkie media urządziły istne polowania na ludzi, którzy kiedyś mogli spotkać Argentyńczyka lub cokolwiek o nim wiedzą. Żaden mądrala nie doznał łaski szczerości. Klepali coś naokoło, aby tylko nie przyznać się do braku znajomości. Aż przyszła kolej na biskupa Tadeusza Pieronka. Jego wypowiedź trwała dwie i pół sekundy. „Nie znam człowieka” – powiedział biskup. I ja mu za tę odwagę dziękuję.


Czwartek, 14.03 – Szpenie


Mamy nowego papieża. Franciszka. Z Argentyny. W związku z tym wydarzeniem wróciłem do publikowanych tu i ówdzie w ostatnich dniach tekstów spekulacyjnych, kogóż to wybierze kolegium kardynalskie. Nigdzie nie natknąłem się na kardynała Bergoglio. I w tym momencie cieszę się, iż nie traciłem wzroku i czasu na poznazwanie wzmożeń i wywodów specjalistów, którzy na pewno wiedzieli z jak wąskiego grona wyłoni się nowy papież. Jacyż malli są ci znawcy! Biedakom wydawało się, że wiedzą co się toczy za murami. Tak samo śmieszą mnie politolodzy i socjolodzy mądrze objaśniający maluczkim, co miał na myśli Tusk (Kaczyński, Palikot) mówiąc to i to. Przecież ci objaśniacze nie mają zielonego pojęcia, co się dzieje w gabinetach, w ścislym gronie. O tym mogliby poinformować gawiedź jedynie uczestnicy tych tajnych narad. Tak zwani obserwatorzy mogą się tylko domyślać i spekulować, najczęściej błędnie. Do informacji dostęp mają tylko wybrani zainteresowani, ci, którzy te zdarzenia kreują. Obywatelom niepotrzebni są socjologowie, politolodzy – to gremia darmozjadów otumaniających obywateli. I jeszcze przypomniało mi się, jak to (za komuny) Czesław Miłosz otrzymał literackiego Nobla. W PRL-u jego dzieła były zakazane, więc reżimowi propagandyści i usłużni gryzipiórkowie na gwałt usiłowali dowiedzieć się, cóż takiego napisał ów laureat? A kto pamięta wybór kardynała Wojtyły? Korespondentem w Rzymie był wtedy Jerzy Ambroziewicz. Pamiętam tego nieszczęsnika, który wił się jak piskorz, aby tylko nie wyrazić emocji związanych z wyborem. A ponadto sprawiał wrażenie, jakby słabo kumał po włosku. Za to miał chłopina silnie rozwinięty zmysł autocenzury. A skąd szpenie? Ano właśnie od specjalistów.


Środa, 13.03 – Pułapka w chmurze


Bezsilnie czuje się obywatel, który nie może dowieść swojej racji. I wcale nie musi to być najcięższy kaliber czyli przekonywanie o niewinności. Nie. Uruchomiony chłopski pomyślunek wystarczy. W nieodżałowanej, bo zmierzającej się ku zniknięciu, „Gazecie Wyborczej”, przeczytałem ogromniasty zachwyt nad składowaniem danych w tzw. chmurze (cloud computing). Naprawdę, zadziwiają mnie te bezkrytycznie zakochane w technologiach dzieci we mgle. Dyski twarde komputerów, CD Romy, pendrivy, kopie zapasowe – to już przeżytek. Teraz nadszedł czas bujania w obłokach. Spece wymyślili, że wszelkie dane, ze ściśle tajnymi również, można bezpiecznie przetrzymywać gdzieś w przestrzeni. Już powstały firmy, które – za opłatą – przechowują dane. Jakaż to szalona wygoda i oszczędność – zachwalają. Mało tego – bezpieczeństwo. I to jest ten szczyt naiwności: wmawianie matołkom, że chmury wypęczniałe danymi są bezpieczne. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. Chmura może tak samo zniknąć w przestworzach, jak paść dysk komputera. Z dysku można jednak próbować odzyskać dane, chmury nikt nie dogoni. A ci od chmur posuwają się jeszcze dalej w bezczelności i naciągactwie. Mówią, że biorą odpowiedzialność za bezpieczeństwo przechowywania. O naiwności! A cóż dzisiaj znaczy słowo odpowiedzialność? Zero. Nic nieznaczące, niezrozumiałe słowo. Chmura zniknęła? O, jaka przykrość. Zrobilismy, co mogliśmy, daliśmy najlepsze zabezpiecznia. Nie udało się. Sorry.


Wtorek, 12.03 – Lamenciarze


Postanowiłem odpocząć od czytanej od lat „Polityki” i zakupiłem „Newsweek”. Jeszcze nie wiem, czy dokonałem dobrej zamiany. W każdym bądź razie, w pierwszym przeglądaniu pominąłem wywiad z Jackiem Masłowskim, obrońcom uciśnionych przez kobiety mężczyzn. Jednak wróciłem przyciągnięty jakąś nieracjolaną siłą. Nie czuję się ciemiężony przez kobiety, słyszałem o stereotypie przemocy wobec kobiet. Okazuje się jednak, że sprawy nie mają się tak prosto. Znęcanie się fizyczne, to domena damskich bokserów. Poniżanie psychiczne, to już mistrzostwo pań. Mężczyźni pogubili się w rolach społecznych, nie mają ojcowskich wzorców do naśladowania, wychowywani są przez matki, ciotki, babki. Zbłąkani ojcowie salwują się ucieczką poza dom. Próżnia w męskiej głowie objawia się chęcią ucieczki, ale dokąd? W niedojrzałość, nieodpowiedzialność, frustrację. Jest o czym debatować dla wspólnego, męsko-damskiego dobra. Dlatego Masłowski założył fundację Masculinum, a na rok przyszły szykuje Kongres Mężczyzn. Idea dziś rewolucyjna, ale niedługo… Czyli jednak, współcześni mężczyźni to nie lamenciarze, a raczej zagubione misie.


Poniedziałek, 11.03 – W oparach


Nie lubię czytać opowiadań – są zbyt krótkie. Zdecydowanie preferuję powieści. Stąd też, wahałem się czy kupić opowiadania Raymonda Chandlera. Sentyment do znakomitego autora zwyciężył. Nawet nie wiedziałem, że mistrz kryminału takie popełnił. Ciekawe, że Chandler sam uważał się za autora powieści, a pięć krótkich form z Philipem Marlowem w roli głównej napisał za namową. Skoro kupiłem, to przeczytałem. „Kłopoty to moja specjalność”, „Świadek oskarżenia”, „Złote rybki”. „Gorący wiatr” i „Ołówek”. Mimo, iż Marlowe mieszka i nadstawia karku w Los Angeles lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, to dzisiaj czyta się o jego perypetiach znakomicie. Język Chandlera, sarkazm, dowcip oraz opisy ponurych, brudnych miejsc, z biurem prywatnego detektywa włącznie, oddaje autentyzm Ameryki tamtych lat. Jeszcze jedno jest uderzające we wszystkich opowiadaniach: Marlowe, tak jak wszyscy inni bohaterowie, nieustannie pije whisky i pali jak nie cygara, to papierosy. Nie ma tam abstynentów. Marlowe żyje na nieustannym rauszu, a do samochodu też nigdy nie wsiada trzeźwy. Cóż, duch Dzikiego Zachodu.


Piątek, 8.03 – Donaldo „Che” Tuskara


Kolega podrzucił mi na biurko tygodnik „W sieci” z zdjęciem na okładce, na którym Tusk upodobniony jest do Ernesto „Che” Guevary. Pierwszy odruch: dobra robota grafika. Ale podpis pod tym montażem: Wódz lewicy. Co za bzdura, ale szukam wewnątrz numeru, do czego nawiązuje strona tytułowa. Dwukrotnie przejrzałem cały tygodnik (98 stron) i nie znalazłem żadnego związku. Okładka okazała się bytem samoistnym. A szkoda, bo sporo czytelników chciałoby poznać autora, który w komuniście „Che” Guevarze, walczącym zbrojnie o ten ustrój, widzi jakiekolwiek podobieństwo do Tuska, który nigdy komunistą nie był i – tym bardziej – nie szerzy idei rewolucyjnych. Taka manipulacja to skrajne nadużycie. Ale bracia Karnowscy już dawno pokazali, jak łatwo biednym ludziom robi się wodę z mózgu. I eksploatują ten pomysł niemiłosiernie. A wierzący lud niebezpiecznie traci rozum.


Czwartek, 7.03 – Do przedszkola, głupia!


Dwa razy czatałem, przecierałem oczy, sprawdzałem czy to nie Prima Aprillis. Właściciele klubów, restauracji i hosteli bedą podpisywali klauzule antydyskryminacyjne. Ni mniej, ni więcej chodzi o to, że wszyscy chętni do odwiedzenia owych przybytków – bez względu na kolor skóry – będą w nich traktowani jednakowo, czyli na równi. Niesamowite! Biały Polak będzie równy czarnemu Afrykaninowi i odwrotnie. No, to epokowa decyzja, na miarę pokojowego Nobla! Prezydent Gronkiewicz-Waltz jednym genialnie prostym pomysłem, jedną klauzulą, jednym podpisem zlikwiduje problem rasizmu w Warszawie. A rzecz na papierze i z pieczątką to zapis święty, jak Biblia. A przykazania Polak-katolik szanuje i ich przestrzega. Czekam na dalsze dekrety pani prezydent. Choćby taki postulat: zanim młody człowiek wsiądzie do tranwaju na przystanku podpisze klauzulę uprzejmości, która zobowiąże go do ustąpienia miejsca osobie starszej. W ten sposób zlikwidujemy chamstwo. Drugi pomysł: kierowca wsiadający za kierownicę samochodu podpisze klauzulę o nieprzekraczaniu dozwolonych prędkości. Wtedy znienawidzone fotoradary okażą się zbędne. Ale dość tego brnięcia w bezsensy. Pani HG-W, klauzulami-dekretami (zza grobów kłaniają się towarzysze Stalin i Bierut) nawet minimalnie nie zlikwiduej pani rasizmu. Tu potrzebna jest praca od podstaw, od przedszkola i szkoły podstawowej. To pracujący tam pedagodzy muszą zacząć uczyć dzieci tolerancji, życia w wielonarodowej wspólnocie. Taka praca organiczna przyniesie pewien efekt dopiero po latach. A najlepiej – niech każdy rodzic podpisze swoją klauzulę, że nie będzie wychowywał dzieci w pogardzie dla Innych.


Środa, 6.03 – Strachy na Lachy


Lubimy być chawleni, wywyższani, podziwiani, świecić przykładem. Oczywiście my, Polacy. Natomiast każdy krytykant to wróg. Natomiast my możemy oczerniać, pokpiwać, nienawidzieć. Każdy naród chce wiedzieć, jak jest postrzegany przez sąsiadów i świat. Badania powtarzane są regularnie. My, Polacy, mamy urazy na zachodzie i na wschodzie. Rosjan traktujemy jako najbardziej wrogiego z sasiadów. Do przyczyn historycznych dołączyła rana smoleńska. Te dwa powody wystarczą do wiecznej nienawiści. A dlaczego inaczej jest z Niemcami? Uważam, że głównym powodem są pieniądze. Nasi gastarbeiterzy od kilkudziesięciu lat jeżdżą na roboty do Niemiec (tym razem dobrowolnie). Bogactwo zachodniego sąsiada i skromne dzielenie się nim z nami, są wystarczającym powodem do zaników historycznej pamięci. A gdyby Niemcy były równie biedne, jak niegdyś ZSRR i dzisiaj Rosja? Strach pomyśleć. Znowu bylibyśmy między wrogimi młotami i kowadłami.


Wtorek, 5.03 – Rocznica, ale jaka


Żeby wypić, każda okazja jest dobra. A nawet brak powodu. Jednak kulturalniejsze towarzystwo woli uczestniczyć w jakimś wydarzeniu. I oto dzisiaj mamy 60. rocznicę śmierci towarzysza Dżugaszwilego, zwanego pięknie Stalin. Proszę zwrócić uwagę, że ksywka Lenin też jest sexy. A Hitler? Trzy wyrazy, trzy imiona, a ile krwawej historii w pigułce. Ale względem wypicia. Rocznica śmierci towarzysza, co „usta czerwieńsze ma od malin” stwarza możliwości uczczenia tego wydarzenia przez przeciwników mordercy, jak i zwolenników zwycięskiego wodza narodu. Sowieckij ciełowiek już tak ma, że pamięta tylko zasługi. Bo może miliony wymordowanych, to byli realni wrogowie rewolucji komunistycznej? Impregnacja na fakty ma się dobrze. Nie tylko w Rosji. U nas też i nie o dokonania Dżugaszwilego mi chodzi. Co prawda i na szczęście, nie było mnie na świecie w tamtym pamiętnym dniu, ale co nieco wiem z niezależnej (kiedyś), a dzisiaj oficjalnej historii. Otóż, nasz pies łańcuchowy Stalina, towarzysz Bolesław Bierut, dla upamiętnienia odejścia swojego Boga nakazał przemianowanie Katowic na Stalinogród. To zaszczytne miano miasto nosiło do 1957 roku. Nieco dłużej, bo do początku lat 90., w Warszawie utrzymała się ulica Stalingradzka, przy której mieściła się Fabryka Samochodów Osobowych. Dziś nie ma FSO, nie ma Stalingradzkiej. Jest ulica Jagiellońska. Też ładnie i historycznie.


Poniedziałek, 4.03 – Choroba


Chorowanie to paskudna przypadłość. Najbardziej denerwujące, gdy atakuje znienacka. Ni z tego, ni z owego pojawia się przeziębienie. Objawy sugerują nawet grypę. Dzisiaj każdy jest internetowym lekarzem swojego zdrowia. Oczywiście, do pewnego zakresu. I słusznie. Po co iść do lekarza ze zwykłym przeziębieniem, nawet grypopodobnym? Wiadomo bowiem, jaką kurację zaordynuje medyk. Leżeć, dużo pić, unikać stresów. Można się wspomóc dostępnymi bez recepty medykamentami. Kiedyś do pozostania w domu nawet przez trzy dni potrzebne było zwolnienie lekarskie. Nie wiem, czy teraz też jest wymagane. A nie powinno być. Człowiek-pacjent powinien mieć możliwość samooceny możliwości nazdrowienia, bez proszenia pracodawcy o łaskę kilku dni na uzdrowienie. Ale u nas to nierealne. Otworzyłoby się kolejne pole do nadużyć, oszustw. Szkoda, bo przeciążona służba zdrowia mogłaby samoleczeniem zostać nieco odciążona.


Piątek, 1.03 – Piekło


Oglądanie telewizji, rozumienie tego, co się widzi i wyciąganie wniosków z obrazów może mieć poważne konsekwencje społeczne tudzież polityczne. Do zapalenia lontu rewolucji może dziś nawoływać każdy, kto ma dostęp do mediów. Katastrofa smoleńska powoli się wypala, dobrze by było znaleźć nową mieszankę wybuchową, podziałową społecznie. I tu z pomocą podpowiadacza przychodzi mój felietonowy idol Krzysztof Varga. Po obejrzeniu serialu „Rodzina Borgiów” (o przekupstwach, groźbach i morderstwach firmowanych przez papieża Aleksandra VI) nasz Węgier postuluje, aby w Polsce nakręcono serial (niepodobny, przeicież) o naszym Kościele katolickim. Sugeruje nawet kilka tytułów, jednen z nich: „Rodzina Rydzyków”. Pozwolę sobie zacytować kilka podpowiadanych wątków: wojna kościoła łagiewnickiego z toruńskim, spory, spiski i walki frakcyjne, koneksje biskupów z partiami politycznymi, walka o kasę państwową i dotacje z Unii, zakulisowe lobbingi, skandale obyczajowe. To utopijny scenariusz. Nie ma bowiem nad Wisłą odważnych scenarzysty i reżysera, którzy podjęliby się tego piekielnego zadania. A nawet, gdyby taki serial powstał? Dopiero rozpętałoby się piekło. Protestom, wyzwiskom od antychrystów, groźbom nie byłoby końca. Rząd musiałby podać się do dymisji. Oburzony lud wybrałby nowych przedstawicieli, tym razem spośród prawdziwych Polaków. Stosunki dyplomatyczne z Węgrami zostałyby zerwane… Aż strach dalej dywagować. Przysłowie: „Polak – Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki” zostałoby usunięte ze skarbnicy przysłów. Ale piekło!


Decydent Snobujący

W wydaniu nr 136, marzec 2013 również

  1. RYNEK SZTUKI

    Starzy mistrzowie nie zawodzą - 27.03
  2. SUBMARKA NA KRYZYS

    Jak rozszerzać portfolio ofertowe? - 25.03
  3. KONFERENCJA PRASOWA W IMR

    Golden Rose na wiosnę i na lato - 20.03
  4. MIEJSKIE AGLOMERACJE

    Madryt nad Wisłą - 25.03
  5. OTWARTE FUNDUSZE EMERYTALNE

    Istotne pytania i odpowiedzi - 22.03
  6. PARLAMENT CYPRU PRZECIWNY PODATKOWI

    Czy to dobra decyzja? - 20.03
  7. ŹLE SIĘ DZIEJE W STREFIE EURO

    Bankowa grabież na Cyprze - 19.03
  8. GRYPA SPRZEDAJE SIĘ NAJLEPIEJ

    Dostępne bez recepty * - 18.03
  9. REKOMENDACJA: KUPOWAĆ!

    Dom w cenie mieszkania - 15.03
  10. IMR ADVERTISING BY PR

    Kolejny rok z Alter Mediką - 12.03
  11. STYL ŻYCIA I WZORCE KONSUMPCYJNE

    Rozprzestrzeniania się miast - 8.03
  12. POLAK IN LONDON

    Jest taki drugi kraj? - 9.03
  13. MARKETING MIEJSC

    Miasto jako marka - 6.03
  14. KREZUSI FINANSOWI

    Finansiści mają się coraz lepiej - 6.03
  15. 40 MILIONÓW ZA NICNIEROBIENIE

    Na prezesie nie warto oszczędzać - 6.03
  16. DYPLOMACI W WARSZAWIE

    Impas w Karabachu - 7.03
  17. LEKTURY DECYDENTA

    Miasto magiczne Lwów - 12.03
  18. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    "Sługa nowego swiata" - 22.03
  19. WŁOSKIE WYBORY

    Kataklizm czy początek odnowy - 1.03
  20. I CO TERAZ?

    BDO czyli tercet medialny - 5.03
  21. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Tradycja Smoczego Tronu wiecznie żywa - 17.03
  22. OBRONA BIBLIOTEK

    Nie będzie niczego - 1.03
  23. NIEZŁA SZTUKA (8)

    Fotowiersz "Uśmiech" - 1.03
  24. ALKOHOL SŁUŻY...

    Cały świat pije whisky - 1.03
  25. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 29.03 – Inne Święta
  26. SZTUKA MANIPULACJI

    O pryncypialnych strusiach - 1.03
  27. SIŁA POLITYKI

    Wyspa co olśniewa - 29.03