Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

01/07/2012

Wtorek, 31.07 - Czujny obywatel

Właściwie o tym absurdzie miałem nie pisać. Szczegółowo przypadek pokazały chyba wszystkie telewizje. A jak coś pojawiło się na ekranie, to wie o tym lud pracujący z wszystkich miast i wsi jak Polska długa i szeroka.

Komentarze,
jak na Twitterze,
ale nawet dłuższe niż 140 znaków, 
proszę pisać tędy: 


decydect@decydent.pl


A chodziło o prezydenta pewnego miasta, który w swoich służbowych włościach ugościł winem musującym, zwanym szampanem, zwycięska drużynę piłkarską. Czy ktoś mógł choć przez sekundę pomyśleć, że prezydent i kilkadziesiąt osób uczestniczących w libacji (po jednym kieliszku wina na głowę), popełnili przestepstwo? Tylko jeden obywatel wpadł na pomysł złożenia doniesienia (czyżby dla niego nie wystarczyło?). Obserwując całą sytuację i dyskusje wokół niej, trudno się zdecydować na reakcję: śmiać się, płakać, kląć, wściec, upić? Nie pierwszy to przypadek debilizmu prawnego. U nas wszystko musi być czarne lub białe. Ale jak zabronić tworzenia prawa daltonistom? Zostali wybrani i niełatwo ich odwołać. Postuluję, żeby w następnych wyborach parlamentarnych każdego kandydata do władzy badać testem na rozróżnianie kolorów. I zapisać tę mądrość badawczą w ustawie.


 


Poniedziałek, 30.07 – Francuska


 


W sobotę termometr w słońcu na Saskiej Kępie pokazywał 42 stopnie C. W niedzielę nieco mniej, ale powietrze było równie parne. Nie dziwota, że dopiero wieczorem ulica Francuska zapełniła się spacerowiczami. Tłumów jednak nie było. Główny dukt piechurów wiedzie od Ronda Waszyngtona do skrzyżowania Francuskiej ze Zwycięzców. Dalej, czyli ulicą Paryską w stronę nowego Centrum Kultury przy Brukselskiej, mało kto się zapuszcza. Po obu stronach Francuskiej zaprasza prawie 20 restauracji. Kilka istnieje od dłuższego czasu, ale przeważa liczba nowo otwartych. I co ciekawe, najwięcej gości przychodzi do trzech najnowych restauracji. Idąc od ronda, po lewej, jest to Repubblica Italiana z mnóstwem stolików na zewnątrz, a niemal wszystkie są zajęte. Drugi przybytek, to bar hiszpańskim z grajkiem na gitarze. A trzecia to Trattoria Rucola (wcześniej Skrzydełko czy Nóżka). W porównaniu z tymi trzema, inne restauracje cieszą się mniej niż średnim zainteresowaniem. Wymienione trzy do najtańszych nie należą, ale z jakiegoś powodu stały się najbardziej popularne. Przyjeżdżają do nich ludzie z innych dzielnic Warszawy. Wytworzył się dobry towarzyski snobizm na Francuską i jej przybytki żywieniowe.


 


Piątek, 27.07 – Spadkobiercy


 


Jak liczyć ciągłość państwa polskiego po 123 latach zaborów, II Rzeczypospolitej, II wojnie światowej, rządzie na emigracji, Giedroyciu w Maisons-Laffitte, 45 latach komunizmu? Historycy i politycy twierdzą, że państwo z orłem w koronie i bez, i znowu w koronie, istniało nieprzerwanie i trwa. Mamy więc problem. Ze spadkobiercami. Wybuchy petard po Euro ucichły, ale pojawiła się bomba. W postaci Arpada Chowańczuka. Spadkobiercy tego przedwojennego warszawskiego króla kuśnierzy domagają się zwrotu 10 hektarów gruntu, na których stoi dziś Stadion Narodowy. Brak ustawy reprywatyzacyjnej jest niewątpliwie pętlą na szyi skarbu państwa. Żądania wszystkich dawnych właścicieli wywłaszczonych dekretem Bieruta masowo domagają się w sądach sprawiedliwości, czyli zadośćuczynienia. Kwoty sięgają miliardów złotych.



W 2001 roku Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności przepchnęły przez Sejm ustawę reprywatyzacyjną, ale zawetował ją prezydent Kwaśniewski (SLD). Powstaje uprawnione pytanie: od kogo prawni spadkobiercy swoich dawnych dóbr powinni domagać się rekompensat? A może nie od rządu RP? A może od spadkobierców Bieruta? Są to żyjący jeszcze jego ideowi towarzysze: Jaruzelski, Kwaśniewski i Miller. Powiecie, że nie nie dysponują taką górą pieniędzy? Możliwe. Ale mogą pożyczyć. Choćby w Moskwie. Mają przecież doświadczenie zdobyte przy pozbywaniu się majątku Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Historia znowu chichocze: komuniści zwracają kapitalistom.


 


Komentarz


 


Tylko jeden sposób wydawał się rozsądny. Swego czasu proponowałem, aby tzw. spadkobiercy, którzy nie mają żadnych związków z Polską (nie mieszkają tu, nie mają polskiego obywatelstwa, są poza pierwszą grupą pokrewieństwa) dostali ucho od śledzia, czyli nic. Ci, co mają polskie obywatelstwo i należą do pierwszej grupy, ale nie mieszkają w Polsce, do 20 proc. wartości nieruchomości, ale absolutnie udokumentowanych tytułów własności, a owe 20 proc. w obligacjach lub akcjach spółek skarbu państwa. Reszta, czyli obywatele mieszkający w Polsce i należący do pierwszej grupy otrzymują 50 proc. wartości w obligacjach skarbu państwa lub byłej nieruchomości, ale też do wartości 50 proc. ( np. kamienica ma 400 m kw. i działkę 400 m kw., to „spadkobierca” lub dawny właściciel dostaje prawo do połowy, czyli po 200 m kw. i możliwość wykupienia reszty za pełną rynkową wartość). Ewentualnie np. w majątku zastępczym, np. tego, co jest w posiadaniu Agencji Mienia Wojskowego lub Agencji Rynku Rolnego, ale bez możliwości sprzedaży, a jeżeli, to z prawem pierwokupu dla skarbu państwa, itd., itd…


Józef K.


 


Czwartek, 26.07 – Mgr organista


 


Lud garnie się do nauki, aż serce rośnie. Pierwsze w Polsce studia dla organistów zostaną uruchomione w Radomiu. Dobra to wiadomość dla wiernych owieczek. Organiści, wyuczeni grania i śpiewania, nie będą fałszowali. Ponadto, jak powiedział Jerzy Waldorff – muzyka łagodzi obyczaje. Należy więc oczekiwać, że w parafiach poprawią się stosunki społeczne. Żyjący w niewiedzy ateiści przeoczyli informację, że organistów ubywa, a proboszczowie – z powodu biedy wiernych – obcinają im wynagrodzenia. Ratunek w podnoszeniu kwalifikacji czyli wykształcenia o specjalności muzyka kościelna. Bowiem skupione wokół kościołów społeczności, doznawszy słuchowych i duchowych wzruszeń na odpowiednim poziomie, będą mogły chętniej zamawiać oprawy muzyczne ślubów, chrztów i komunii. Za takie okazje proboszcz nie będzie musiał wynagradzać organisty – zapłacą mu zleceniodawcy. Jak widać, w tym przypadku studia odpowiadają zapotrzebowaniu społecznemu i rynkowi pracy – absolwenci znajdą zatrudnienie.


A magistrowie pedagogiki, marketingu, ekonomii będą szlifowali bruki. Niektórzy wezmą miotły do rąk, a wtedy może w Polsce zorganizujemy jakieś ogólnopolskie mistrzostwa zamiataczy, później europejskie, a następnie…. aż strach marzyć. Olimpiada śmieciarzy w Warszawie? Na Stadionie Narodowym.


 


Środa, 25.07 – Ale zabawa!


 


No, ubaw po pachy! Dziękujemy wam, klaunie Serafinie! Dawno się tak nie śmialiśmy, jak obserwując was, prezesie wiejskich kółek, a nawet telewizji dla chłopów. Owi chłopi za waszą (czyli telewizyjną) sprawą wnet staną się rolnikami, a nawet farmerami. Czyli Europejczykami. I serdecznie wam, prezesie, podziękują. Chlebem i solą, ale na pewno nie kopniakiem. Chłop honorowy jest i basta! Szanuje miastowych panów, szczególnie tych ze swoich kręgów się wywodzących. Różnych nagrywaczy telewizje już pokazywały, ale tak butnego pajaca, jak wy, prezesie, jeszcze oko telewidzkie nie widziało. Dworujecie ze wszystkiego i ze wszystkich w żywe oczy i zapewne czujecie się bezkarnie. I słusznie. Bo za co was karać? Że kamera nagrywała, a wy byliście nieuczesani? Nie martwcie się. Wasi zdolni technicy uładzą obraz i film będzie mógł pójść w waszej TVR w prajm tajmie. No to, wesołego Alleluja. I do przoddu, jak mawia ojciec z Torunia.


PS. Piszę tu per „was, wasz”, ale zapewniam, że prezes W.S. nie był, nie jest i nie będzie moim prezesem. Takiej użyłem ludowej, przaśnej konwencji. Na pewno zrozumiałej co najmniej dla Wojewódzkiego i Figurskiego.


 


Wtorek, 24.07 – Edukator domowy


 


W totalnym chaosie krzyżująych się kłamstw, w pięknie rozwijającej się aferze Serafina, cichutko przemknęła informacja o powrocie zawodu guwernantki – guwernera, w nowomowie zwanym jak w tytule. Tak, zawodu. Bowiem nie będzie już nieukowatych opiekunek i nianiek, co to potrafią tylko nakarmić i ubrać. Będą to wykształcone osoby zapewniające kilkuletnim milusińskim, których rodziców będzie na nie/nich stać, rozwój intelektualny, a nawet duchowy ułatwiający rozwit zainteresowań. Szkoła Wyższa Przymierza Rodzin uruchamia trzysemestrowe studia podyplomowe o kierunku edukator domowy. Jaki program nauki przewidziano dla przyszłych guwernerów? Oto on: współpraca z rodziną, pedagogika, literatura w wychowaniu dziecka, edukacja plastyczna, techniczna, muzyczna, nauczanie dzieci języka obcego, pedagogika, profilaktyka zaburzeń rozwojowych oraz kurs pierwszej pomocy. Czesne wynosi 1,3 tys., a absolwenci mogą liczyć na pensje od 2,5 do 4 tysięcy miesięcznie. Jak podaje najbardziej wszechstronna gazeta codzienna, w Polsce jest już 40 rodzin zatrudniających nowoczesnych edukatorów domowych. Na razie samouków bez dyplomów.


 


Poniedziałek, 23.07 – Ważność


 


Trudno wyobrazić sobie życie bez gazet papierowych, które przecież nie są za darmo, ale też trudno sobie wyobrazić, aby w Internecie ich treści były płatne. Konieczny jest podział. Zdobywanie i przekazywanie wiedzy, informacji kosztuje. Natomiast komentowanie rzeczywistości, dywagowanie, felietonowanie, facebookowanie czy tweetowanie to już sprawy indywidualne, związane z wyznawanym światopoglądem. Za taki bełkot nie można płacić. Słusznie więc, że kilku polskich wydawców zdecydowało się na wprowadzenie opłat za korzystanie z internetowych treści ich gazet drukowanych. Ten trend powinien znajdować naśladowców.


 


Podział ma być taki: informacje pozostają bezpłatne (bo te są wszędzie w sieci), natomiast teksty dłuższe, np. reportażowe czy naukowe lub historyczne, będą dostępne za niewielkimi opłatami. „Gazeta Wyborcza” wyceniła swoją pracę dziennikarską na 9,90 zł tygodniowo, 19,90 zł miesięcznie i 199 zł rocznie. Wydaje się, że to kwoty niewygórowane. Zapewne podobne wprowadzą inni wydawcy. Jeśli czyta się jedną gazetę, to OK, ale gdy kilka, to trochę trzeba będzie wydać. Ale ten sam dylemat mamy przy zakupie prasy drukowanej. Decyduje ważność zainteresowań. I rzecz najważniejsza: w całej Polsce musimy mieć powszechny i tani dostęp do mobilnego Internetu.


 


Piątek, 20.07 – Dwa powstania


 


Powstanie wolnych Syryjczyków dotarło do Damaszku. W zamachu bombowym uśmiercili najważniejszych pretorian reżimu Baszara al-Asada. Co prawda, Zachód i NATO średnio kwapią się do interwencji, ale mają dobry pretekst do usprawiedliwienia opieszałości. Rosja i Chiny blokują jakiekolwiek decyzje. My, Polacy, mamy paralele z osamotnionymi syryjskimi powstańcami. W 1944 roku Sowieci stali nad Wisłą czekając na upadek powstania w Warszawie. Dzisiaj Rosjanie czekają, aż Asad poradzi sobie z własnym narodem. U nas był Stalin, u Syryjczyków jest Putin, wierny obrońca spuścizny reżimu komunistycznego, nieutulony w żalu po rozpadzie CCCP. Masza Gessen, autorka książki „Putin. Człowiek bez twarzy”, mówi w wywiadzie dla „Polityki”: – „Putin uwielbia Związek Radziecki, miłością pierwszą kocha KGB, drugą ZSRR. Putin nigdy nie pogodził się ze zmianami, uważa, że historia skręciła w złym kierunku”.


 


Czwartek, 19.07 – Przeklęte miasto


 


A to jest Warszawa. Nawet w PZPN mają problem z woltą, jakiej dokonał Józef Wojciechowski (J.W. Construction) sprzedając klub piłkarski Polonia Warszawa. Trzeba to otwarcie powiedzieć: milioner-deweloper nie poradził sobie intelektualnie i organizacyjnie z piłkarskim wyzwaniem. Klub sprzedał na chybcika, nie troszcząc się o jego przyszłość. Nowym właścicielem jest GKS Katowice. Polonia będzie teraz miała dziwaczną nazwę KP Katowice i przeprowadzi się na Śląsk. Upadek Polonii jest dotkliwy. Może się okazać, że jej piłkarze zaczną grę od IV ligi z takimi tuzami, jakimi są powszechnie znane UKS Łady czy Wulkan Windoor Zakrzew. Przy tej okazji Michał Listkiewicz (były prezes PZPN) mówi, że Warszawa to przeklęte miasto, bowiem upadły takie znaczące kluby, jak Skra Warszawa, Warszawianka, Sarmata, AZS AWF, a Hutnik ledwo zipie. Tak to jest, gdy dysponuje się pieniądzmi i cierpi na wybujałą ambicję, a nie zna specyfiki biznesu, w który inwestuje się pieniądze wyłącznie dla podniesienia swojego prestiżu biznesowego i środowiskowego. O ile ładniej brzmi: właściciel klubu piłkarskiego niż budowlaniec.


 


Środa, 18.07 – Dyktatur żal


 


Ze zgrozą czytam, że mój ukochany przywódca Kim Dżong Un pozwala obywatelkom nosić krótkie spódniczki, a bohaterowie disnejowskich kreskówek już nie deklamują złotych myśli nieodżałowanej pamięci towarzysza Kim Ir Sena. Mało tego, mój drugi ukochany przywódca, Fidel C. wpuścił do Hawany amerykański statek z Miami z pomocą humanitarną od kubańskich emigrantów. Czyżby rzeczywiście te dwie piękne dyktatury z wolna chyliły się ku demokracji? Jaka szkoda. Niedługo  nie będzie czym i kim dzieci straszyć. Cała nadzieja w sąsiedzie baćce. On jeden buńczucznie pogrywa z demokratycznym Zachodem i nikogo się nie boi. No, może oprócz towarzysza z Kremla. Strasznie nudno będzie wyglądał świat, gdy wszystkie reżimy przedzierzgną się w coś a la demokracja. A w jakim zaułku znajdzie się wtedy owa tzw. demokracja? Tego nie wie nikt.


Wtorek, 17.07 – Nieufność


Kto nagrał ukrytą kamerą i mikrofonerm rozmowę Serafina z Łukasikiem? To dwaj niegdyś prominentni politycy PSL, którzy usiłują otrzepać się z kurzu zapomnienia. Serafin odżegnuje się od reżyserii, Łukasik płacze, że nie można nagrywać prywatnych rozmów. Być może prawdy nie dowiemy się nigdy. A szkoda, bo lud pracujący miast i wsi chciałby wiedzieć, co i jak robią ich milusińscy, z wolnej woli wybrani, politycy. Anyway. Polacy szczycą się najniższym w Europie stopniem zaufania współobywatelskiego. Tworzymy własne grajdoły i nie wystawiamy z nich zakazanych mord. Budujemy bunkry i otaczamy murami. Lubimy wkręcać, ale nie być wkręcanymi. Powszechnie szerzymy nieufność.


Mam więc propozycję. Uczyńmy niechęć do bliźnich naszą narodową cechą. Jeśli dziś ufa sobie nawzajem kilka lub kilkanaście procent Polaków, to naszym celem do 2015 roku powinno być zredukowanie tego zaufania do 0,1 procent. Izolujmy się, śledźmy sąsiadów, piszmy anonimy, donośmy do urzędów, potępiajmy w czambuł Tuska i Kaczyńskiego, nie przechodźmy przez jezdnię na zielonym, ani na czerwonym. Stójmy czujnie się rozglądając. Zbudujmy nowe państwo na fundamentach prawa do sprawiedliwej nieufności. Zmieńmy nazwę z RP na Rzeczpospolitą Egoistycznego Samolubnego Nieufnego Indywidualnego Polaka – RESNIP. A będzie nam się żyło długo i dostatnio.


Poniedziałek, 16.07 – Chrześcijanin


Kilka lat temu byłem na przyjęciu w Ambasadzie Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Mnóstwo gości. W rogu sali (żeby nie powiedzieć, w kącie) stał samotnie gen. Jaruzelski. Jakoś nikt do niego nie podchodził, a jeśli już, to na krótko. Łatwo było o kontakt. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym generałowi podać rękę i porozmawiać z nim. Wczoraj czytam w „Gazecie Wyborczej”, że Lech Wałęsa odwiedził Jaruzelskiego w jego domu. Wizyta miała charakter kurtuazyjny. Kiedy Lech odwiedzał w szpitalu syna Jarosława, dowiedział się, że jest tu leczony także Jaruzelski. Wałęsa odwiedził go przy łożu boleści. Wtedy generał zaprosił byłego wroga do domu. Za takie trudne gesty podziwiam Lecha Wałęsę i mam do niego szacunek. Jakiej mądrości życiowej trzeba, aby tak się zachować? To prawdziwie chrześcijańska postawa. Natomiast Macierewicz mógłby uznać, że – jak to bywa z mordercami wracającymi na miejsce zbrodni – „Bolek” odwiedził swojego dawnego pracodawcę. Amen.


Czwartek, 12.07 – Atak na twierdzę


Moja dzisiejsza myśl nie ma nic wspólnego ze świetnym filmem Antonioniego „Zawód: reporter” z Jackiem Nicholsonem (1975 r.). Dumam sobie o zawodowych menedżerach, zapłodniony intelektualnie upadkiem Sky Club. Za komuny ktoś, kto nie miał odpowiedniego wykształcenia nie mógł założyć biznesu, pardon – zostać prywaciarzem. Znaczyło to, że nie można było nabyć ziemi jeśli nie było się chłopem, nie można było zostać fryzjerem po szkole ogrodniczej etc. To były złe czasy. Blokujące przedsiębiorczość. W dobrym obecnie ustroju każdy może wszystko (niestety). Oby miał kasę. Stąd taka masa przypadkowych, niekompetentnych, niedouczonych ludzi tworzy biznesy, które później padają z powodu elementarnych błędów w zarządzaniu. Zatem, czy każdy przedsiębiorca powinien być absolwentem wydziału zarządzania, a nawet jego magistrem? Tak, ale wcześniej powinien zgłębić zasady i kruczki branży, którą później jako dyrektor lub prezes będzie kierował i rozwijał, a nie zdobywał ostrogi w marszu; marszu trwającym wiele miesięcy . Często bez efektu, bo pod przymusem, bez branżowej pasji. Niestety, nagminnie czyta i słyszy się o zawodowych dyrektorach – dziś w węglu jutro w farmacji. A przecież umiejętność czytania słupków to nic w porównwniu z wiedzą praktyczną o zagadnieniu, miłości do niego. Dyrektorzy, prezesi i ich kamaryle nie utoną. Zawsze uda im się zgromadzić gdzieś, poza władzą komorników, środki do przyszłego życia. A kozłami ofiarnymi zostają klienci, jak w przypadku turystów Sky Club czy wierzyciele Adama Gesslera.


Czwartek, 12.07 – Atak na twierdzę


Działki ogrodnicze w centrum miasta przez lata wzbudzały sympatię ogólu obywateli i nie budziły emocji. Aż do wczoraj. Zdumieni miastowi dowiedzieli się, że Polski Związek Działkowców to państwo w państwie przez nikogo nie kontrolowane i stojące nawet ponad konstytucją. A sam prezes jest bogiem trwającym na stolcu 30 lat. Jak nietrudno sobie wyobrazić, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjnym statusie PZD, wśród zainteresowanych zawrzało. Larum jeszcze nie grają. Dopiero nakręca się preludium dezinformacyjne wśród działkowców. Zaraz włączy się ojciec Rydzyk i jego wierni pretorianie z PiS. W sezonie ogórkowym będzie to kolejny świetny pretekst do ataku na rząd. Jakkolwiek sprawa jest społecznie drażliwa, to trudno sobie wyobrazić, żeby w środku miasta znajdowały się hektary gruntów, do których nikt nie ma prawa oprócz działkowców. Niewykluczone, że działkowicze z różami w zębach ruszą na Belweder tudzież biuro Tuska, aby siłą zasiedziałej godności osobistej odegnać złe pomysły. W myśl zasady: My home is my castle.


Środa, 11.07 – Też człowiek


Wczoraj TVP1 przypomniała film „Kochaj albo rzuć”. Pawlak (Wacław Kowalski), Kargul (Władysław Hańcza) i Ania (Anna Dymna) jadą do Ameryki na spotkanie z Jaśkiem, bratem Pawlaka. Już na transatlantyku „Batory” (tak, mieliśmy kiedyś taki statek) obywatele Krużewnik zstępuja do piekła (to cytat), a jest nim spotkanie z czarnoskórym księdzem. Po raz drugi Pawlak wątpi w sens istnienia, gdy rozmawia z księdzem polskiego kościoła narodowego i poznaje jego żonę. I trzeci szok. Jaśko ma córkę Shirley. Okazuje się, iż jest Afroamerykanką. Na ten fakt Kargul reaguje tymi słowy: „Dziki też człowiek”. Film powstał w 1976 roku. Nie pamiętam, czy wtedy termin „poprawność polityczna” był już u nas znany.


Dzisiaj taki tekst, słusznie, uchodziłby za szczyt rasizmu. A wtedy? Każdy spotkany w Polsce czarnoskóry był taką fatamorganą, że nie budził żadnych rasistowskich skojarzeń, ani komentarzy. Wyłącznie zaciekawienie i wgapianie się. Dzisiejsze epitety i zachowania, choćby kibiców piłkarskich, są zdecydowanie bardziej obraźliwe. I z tym walczymy. Bezskutecznie. 36 lat temu Kargulowi – z najgłębszego z możliwych zaścianków – Afroamerykanin mógł się jawić jako dziki i ten przymiotnik w jego umyśle nie miał żadnych zabarwień. Gdyby był użyty dzisiaj – miałby.


Wtorek, 10.07 – Ugrzecznione chamstwo


Taki oto obrazek ze współczesnego życia. Z poważnie bolącym kręgosłupem udałem się na wykonanie rezonansu magnetycznego do specjalistów w RexMedica w Centrum Medycyny Sportowej w Warszawie przy ul. Wawelskiej.


Miła pani w recepcji powiedziała, że zbadanie całego kręgosłupa trwa około godziny i kosztuje 1075 zł. Odczekałem chwilę i zapytałem, czy można je wykonać w ramach NFZ. Pani miło odpowiedziała, że można, ale należy mieć trzy skierowania na rezonans każdego z trzech odcinków kręgosłupa z osobna. Każde wykonywane innego dnia. Musiałbym przyjeżdżać trzy razy. Otępiały z bólu człowiek nie wie co robi i … płaci.


Miły pan przy pomocy specjalnego aparatu wykonał rezonans, wręczył mi płytę z obrazkami, a pani z recepcji już wcześniej zapowiedziała, iż opis dostanę mailem za trzy dni. Adres mailowy napisałem sam pismem tak wyraźnym, że mógłby go odczytać uczeń pierwszej klasy szkoły podstawowej (państwowej).


Dwunastego dnia oczekiwania zatelefonowałem z pytaniem, dlaczego jeszcze nie otrzymałem opisu. Pani sprawdzila i powiedziała, iż mojego maila ma w wysłanych. Ale nie doszedł. Pani sprawdza adres. Błąd w jednej literze nazwiska. Pani, już mniej uprzejmym tonem, mówi, że zaraz wysyła ponownie. Ja pierwszy mówię pani dziękuję i do widzenia. Pani odpowiada do widzenia. Ale zabrakło tu jednego jedynego słowa: przepraszam. Jeśli pani o tym zapomniała, to może oznaczać, iz uznała, że jestem wtórnym analfabetą który we własnym nazwisku robi błąd.


Oczywiście, nie obwiniam pani z okienka za brak elementarnej kultury obsługi klienta-pacjenta. To wina kierownictwa, które pani nie pouczylo i nie kontroluje na bieżąco zachowań. W drobnej sytuacji kryzysowej pani z okienka straci uprzejmosć, być może z trudem umysłowym wyuczoną. O takim zachowaniu mówiliśmy kiedyś: ugrzecznione chamstwo.


Poniedziałek, 9.07 – Hanysi


Tak jest poprawnie, ale potocznie, w takim nieco negatywnym znaczeniu, mówią o nich: hanysy. A było tak. Do Wisły jechałem przez Węgierską Górkę, Milówkę, Koniaków i Kubalonkę. Wracałem przez Ustroń i Skoczów. Do Katowic droga była OK. Dopiero w mieście zaczął się koszmar informacyjny. Nabudowano pierońsko dużo nowych węzłów komunikacyjnych, jest nawet trochę autostrad. Można pojechać do Wrocławia, Poznania, Łodzi i lokalnych destynacji. Nie ma jednak drogi do Warszawy. Nie informuje o tym żaden drogowskaz. Co prawda wiem, że przez Łódź też można dojechać do stolicy, ale nieco nadkładając drogi. Po okrążeniu jednego i drugiego ronda dostrzegłem drogowskaz na Łódź, ale pod spodem widniała Częstochowa. Co za ulga! Prowadź Czarna Madonno! Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że wszystkie drogi prowadzą do stolicy. I tak jest w całej Polsce. Ale nie na Górnym Śląsku. Ot, hanysy. Biorą na nas odwet drogowskazowy. Pocieszające jest to, że nie tylko nas, warszawiaków, nie lubią. Lista ich niechęci jest dłuższa.


Piątek, 6.07 – Czym się raczą w Beskidach?


Człowiek żyjący warszawocentrycznie jest ciemny jak tabaka w rogu w kwestii życia codziennego w regionie tym lub owym. Natenczas tym regionem jest Podbeskidzie. Będąc przejezdnym obserwatorem w Jeleśni nabyłem tygodnik „Kronika Beskidzka” (3 zł). Oto tytuły z pierwszej strony. Czy rozsypie się stary browar w Bielsku-Białej, w którym miał powstać kompleks mieszkalno-handlowo-usługowy. Nowy żywiecki szpital zagrożony, gdyż kanadyjski inwestor nie ma pieniędzy. Budowy więc nawet nie rozpoczął. VIP-y na wakacjach (rozwnięcie tematu z nazwiskami włącznie na stronie 50. Obok: Upalna gala czyli Wystawa Psów Rasowych w Ustroniu (tu jest zdjęcie pani, która schładza futrzaka specjalną dmuchawą). I tuż po lewej zdjęcie Tomasza Adamka z żoną i dwoma córkami. Informacja: bokser, od czterech lat mieszkający w Newark (USA), przyjechal do Gilowic, ale tylko na urlop. Na stronie trzeciej informacja o akcji protestacyjnej w browarze w Żywcu, co potwierdzam, gdyż widziałem oflagowanie, przejeżdżając obok. Zasadniczy powód protestu: zwolnienia pracownikow. Przez ostatnie dwa lata piwa żywieckiego nie brałem do ust – tak zeszło na psy. Jednak w Beskidzie Śląskim nie można uświadczyc żadnego innego piwa lanego (jak tu mówią) oprócz żywca. Nie mając wyboru, w Starej Karczmie w Jeleśni raczyliśmy się owym browarem (jak mówią w Warszawie). Muszę przyznać, iż smak znacznie się poprawił i piwo nadaje się do picia. Czyli: come back.


Środa, 4.07 – Początek kanikuły


Właśnie przyjechaliśmy do Jeleśni, a z niej nad Jezioro Żywieckie przy zaporze w Tresnej, i co widzimy? Malusieńko turystów, w restauracjach niemal wszystkie miejsca wolne. W sennej Jeleśni ku naszemu zdumieniu zoczyliśmy grupę dzieci-kolonistów. Może znad morza? Niegdyś, każda grupa kolonijna była zaopatrzona w rozpoznawalniki w postaci czapeczek z napisami informujacymi, skąd przyjechali. Dzisiaj dwudziestu kolonistów jest ubranych na dwadzieścia rożnych sposobów. Żeby ustalić, skąd zacz, trzeba pytać. Co prawda pamiętam, że w podstawówce nikt nie lubił nosić na ramieniu niebieskie tarczy, a w szkole średniej czerwonej. A dlaczego studenci nie lubią nosić świetnych czapek-studentówek? Euro 2012 pokazało, że przy okazji potrafimy się przebrać i demonstrować. Ale na co dzień? Szarzyzna. Tyle na razie, pozdrawiamy z misiem. Co się stało „temu misiu”, że tak zastygł?


Wtorek, 3.07 – Zabijanie geniusza


Z narastającym przygnębieniem czytałem w najnowszej „Ale Historii” o perypetiach zawodowych i osobistych inżyniera Jacka Karpińskiego. Ten geniusz konstrukcyjny na przełomie lat 1960. i 1970. zaprojektował i rozpoczął chałupniczą produkcję minikomputera K-202, szybszego od najszybszej Odry mającej wielkość szafy. W 1971 r. inż. Karpiński zaprezentował swój mikrokomputer na Targach Poznańskich. Dwa lata później po epokowym wynalazku nie było już śladu. W Moskwie zdecydowano, że dla wszystkich demoludów powstanie jeden typ komputera – RIAD, model przestarzały nawet w stosunku do IBM, na którym był wzorowany, nie mówiąc o rewelacji Karpińskiego. Inżynier nie poddaje się, ale musi ulec machinie partyjnej. W wydzierżawionym gospodarstwie hoduje świnie. Komunistyczne władze pozwalają mu na wykłady na politechnice. Wyjeżdża do Szwajcarii (pracuje dla Stefana Kudelaskiego, tego od magnetofonu Nagra). Wraca, projektuje nowe konstrukcje elektroniczne wyprzedzające czas. Ale w Polsce jest na indeksie. Zakłada kolejny biznes. Bank pożycza mu pieniądze. Okazuje się, że wystarczą tylko na rozpoczęcie przedsięwzięcia. Bank zabiera mu dom. Karpiński traci księgozbiór, pamiątki, komputery. Znowu wyjeżdża do Szwajcarii. Wraca. Ostatnie lata życia spędza we Wrocławiu w wynajętej kawalerce w bloku. Umarł w zapomnieniu 21 lutego 2010 roku. Być może mogliśmy stać się polską Dolina Krzemową. Taki sam los, uwarunkowany politycznie, spotkał genialnych konstruktorów samochodów Syrena w latach 1950 i 1960. Moskwa skazała: nielzia i dała nam rzęcha pod nazwą Warszawa M20.


Poniedziałek, 2.07 – Adasiowe biznesy


Weźmy na tapetę takie nazwisko: Gessler. To niemal powszechnie znani kucharzący celebryci. Mają programy w telewizjach, posiadają oblegane restauracje, garną się do nich niedowartościowani artyści i politycy w rangach ministrów. Przykładowo – Joanna Mucha i Marek Sawicki. Nic, tylko śmietanka towarzyska. Adam Gessler, bo tylko o nim będzie tu mowa, znany jest z programów w telewizji państwowej pt. „Wściekłe gary” oraz „Euro wedłu Gesslera”. Ostatnio pojawilo się mnóstwo informacji o zakupie przez niego Hotelu Francuskiego w Krakowie. Wcześniej Gessler miał dziewięć restauracji w Warszawie, m.in. słynnego Krokodyla na Starym Mieście. Innymi słowy: Adam Gessler to firma. A jak restauratora wspominają stołeczni urzędnicy? Na dźwięk tego nazwiska dostają drgawek. Adam Gessler jest winien Warszawie 22,5 miliona złotych za niepłacone czynsze za swoje restauracje. Komornicy nie są w stanie odzyskać tych pieniędzy, gdyż Adam Gessler… nigdzie nie jest zatrudniony, nie ma dochodów i nie posiada żadnego majątku (oprócz połowy domu, który udało się komornikom zająć). Wszystkie biznesy zarejestrowane są na spółki,m.in. na Cyprze. Jak to jest możliwe, że w państwie prawa dłużnikowi udaje się bezkarnie umykać sprawiedliwości gospodarczej? Czy Gesslera można zaliczyć do grona geniuszy biznesu czy oszustów? I jak to możliwe, że do powszechnie ściganego dłużnika tak lgną ludzie z pierwszych stron gazet? I tertio: dlaczego telewizja publiczna tak hołubi swojego kucharza? Czytajcie we wczorajszej „Gazecie Wyborczej”, ale na te pytania odpowiedzi tam nie znajdziecie.

W wydaniu nr 128, lipiec 2012 również

  1. DLA DUŻYCH INWESTORÓW

    Po platynę już tylko w kosmos
  2. WHISKY - SZKOCKI SKARB

    Wysokie procenty nie tylko w butelce - 12.07
  3. GIEŁDA NEWCONNECT

    Już 400 spółek - 11.07
  4. PIĘKNE ZDROWIE DECYDENTEK I DECYDENTÓW

    Nutrikosmetyki czyli odżywianie od wewnątrz - 10.07
  5. RYNEK ROPY NAFTOWEJ

    Nieco lepiej dla kierowców - 9.07
  6. ANGLIK IN POLAND

    Lordowski cider - 23.07
  7. SEZON OGÓRKOWY

    Czy można zarobić na wakacjach? - 2.07
  8. INWESTYCJE W WINO

    Na zdrowie! - 6.07
  9. NA FALI EURO 2012

    Chwilo! Trwaj! - 2.07
  10. ŚNIADANIE W IMR ADVERTISING BY PR

    Włoska definicja kobiecego piękna
  11. SAMOCHODY ZABYTKOWE

    Hobby, a może już inwestycja? - 2.07
  12. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Wtorek, 31.07 - Czujny obywatel
  13. PIECZĘĆ EURO 2012

    Wreszcie w Europie - 1.07
  14. KLUB DECYDENTÓW 50 PLUS

    Kumoterstwo – 21.07
  15. SZTUKA MANIPULACJI

    Smak wykrętu - 6.07
  16. SIŁA POLITYKI

    Druzgocący oręż - 31.07
  17. I CO TERAZ?

    Wsystko w koszty ! ! ! - 6.07