PROGRAMY EDUKACYJNE
Europejski Socrates
Głównym celem programu jest poprawienie jakości nauczania, wzmocnienie europejskiego wymiaru edukacji oraz promocja nauki języków obcych. więcej...
Bohaterem naszej opowieści jest Maksymilian Berezowski, mój przyjaciel, były korespondent „Trybuny Ludu” w Londynie i w Waszyngtonie – pisze Zygmunt Broniarek.
ZYGMUNT BRONIAREK
Działo się to wówczas, kiedy o lobbowaniu prawdopodobnie nikt w Polsce nie miał pojęcia, ale nawet gdyby miał, nie myślałby o tym, ponieważ głowy Polaków były zaprzątnięte dużo poważniejszymi sprawami. Był koniec wojny, Polska znajdowała się właśnie po wielkiej tragedii Powstania Warszawskiego, co do jej dalszych losów panowała niepewność, a raczej nie najweselsza pewność, ponieważ wyzwolenie kraju wiązało się z obawą co do dominacji radzieckiej, na którą zacho
dni alianci wyrazili zgodę. Bohater niniejszej opowieści miał w swoim dalszym życiu wielokrotnie spotykać się z pojęciem i z praktyką lobbingu w krajach, w których ta czynność powstała i rozwinęła się niepomiernie, bo w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych, ale do tego, co sam zrobił wówczas, tj. w 1947 roku, i o czym jest ta opowieść, też nie stosował określenia “lobbing”. A jednak był to lobbing i to jeszcze prowadzony w imię…miłości.Bohater, niestety, nie żyje – zmarł nagle na rozległy zawał serca w nocy z 29 na 30 lipca 2001 roku w domu ZAIKS’u w Sopocie, gdzie przebywał z żoną na wakacjach. Liczył sobie 78 lat, ale nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo bliskiej śmierci. Jeszcze kilka dni wcześniej miał na Wybrzeżu spotkanie promo
cyjne, poświęcone swojej najnowszej książce pt. “Krótka encyklopedia USA” (Elipsa, Warszawa, 2001).Bohaterem naszej opowieści jest Maksymilian Berezowski, mój przyjaciel, były korespondent “Trybuny Ludu” w Londynie (1959-65) i w Waszyngtonie (1967-72), a później, w latach 1983-86, po raz drugi korespondent w Waszyngtonie, tym razem z ramienia Telewizji i Polskiego Radia, w obu przypadkach – akredytowany przy Białym Domu. Ponieważ w 1967 roku był on moim następcą w USA, opowiedział mi poniższą historię,
ale wówczas nie można było nawet marzyć o tym, żeby ją wydrukować. Uczynił to dopiero po upadku komunizmu historyk wojskowości, Tadeusz Pióro, w swej książce pt. “Armia ze skazą”. A ja otrzymałem od Rodziny Maksa pozwolenie na opowiedzenie jej w przemówieniu na pogrzebie i w środkach przekazu.Maks urodził się w 1923 roku w Wilnie i w latach 1943-44 walczył w Ruchu Oporu na wileńszczyźnie. Pod koniec 1943 roku wstąpił do Wojska Polskiego i przeszedł z nim szlak bojowy aż pod Berlin. Za odwagę otrzymał wiele orderów i odznaczeń bojowych. Wkrótce miał wykazać odwagę innego rodzaju.
W 1946 roku, jako kapitan Wojska Polskiego, został wysłany na studia do słynnej radzieckiej Akademii Wojskowej im. Frunzego w ZSRR. W rok później poznał piękną Polkę, Kazimierę, pracującą w ambasadzie polskiej w Moskwie.
Dla obojga była to miłość od pierwszego wejrzenia. Kazimiera i Maksymilian chcieli się pobrać – niestety, w ZSRR okazało się to niemożliwe, ponieważ owa Polka, w wyniku skomplikowanych okoliczności, w które obfitują “polskie losy”, była obywatelką radziecką. Zaś prawo w ZSRR zakazywało małżeństw mieszanych. Mimo to oboje udali się do moskiewskiego Urzędu Stanu Cywilnego z prośbą o udzielenie im ślubu, ale urzędnicy nie chcieli z nimi na ten temat nawet rozma
wiać. Wówczas Berezowski napisał petycję do Rady Najwyższej ZSRR, czyli tamtejszej namiastki parlamentu, ale petycja ta została odrzucona.I w tym momencie Berezowski popełnia szaleństwo. Wbija się w mundur kapitana Wojska Polskiego, przypina ordery, idzie na Kreml i w Biurze Przepustek prosi o audiencję…u Stalina. Czyli u samego boga, jako że Boga w klasycznym sensie tego słowa w Związku Radzieckim nie ma. Co więcej, Berezowski uzupełnia jedno szaleństwo – drugim: twierdzi, iż zwycięzcy nad Hitlerem
ma do przekazania wiadomość najwyższej wagi państwowej. Urzędnicy są tak zdumieni jego śmiałością, że prowadzą go do oficera dyżurnego. Temu – Berezowski powtarza tę samą wersję. Do Stalina się oczywiście nie dostaje, ale dociera, jak pisze Pióro, “w pobliże jego sekretariatu”. I tam dopiero, jakiemuś wysokiemu urzędnikowi mówi prawdę i wręcza petycję.Niestety! Otrzymuje odpowiedź odmowną. “Że za ten wyczyn nie zesłano go do Workuty, zawdzięcza chyba opiece boskiej – podkreśla autor “Armii ze skazą”.
Nadchodzi rok 1949. Berezowski kończy studia na Akademii Frunzego – i musi wracać do Polski. Zostawia Kazimierę w szóstym miesiącu ciąży. A w Polsce oczywiście stara się o to, by mogła do Polski przyjechać. W MSZ natrafia na urzędniczy strach – nikt nie chce jego prośby nawet przekazać wyżej. Na szczęście – pracuje w Sztabie Generalnym. Tam dostaje się do szefa sztabu, generała Władysława Korczyca, tzw. “radzieckiego Polaka” czyli człowieka, oddelegowanego do Polski z Armii Czerwonej. Korczyc okazuje l
udzkie uczucia, przesyłając sprawę marszałkowi Konstantemu Rokossowskiemu, też oddelegowanemu do Polski przez Stalina, ale w charakterze ministra obrony narodowej, czyli “najwyższego kontrolera” całej polskiej armii. Rokossowski podchodzi do sprawy ze zrozumieniem i pisze list do ministra obrony ZSRR, marszałka Aleksandra Wasilewskiego, z prośbą o wsparcie. A więc sprawa małżeństwa obywatelki radzieckiej z Polakiem musi przejść aż przez takie szczeble. Tym razem jednak ze skutkiem pozytywnym. W 1952 roku, po pięcioletnich zmaganiach, pani Kazimiera, z trzyletnim synkiem, Jurkiem, przyjeżdża do Polski. Gdzie ślub odbywa się już bez przeszkód.Kazimiera Berezowska jest przy swym mężu w chwili jego śmierci.
ALTERNATYWY
Placebo...
Nie panujemy nad naszymi finansami. Ale jak można nad nimi zapanować w państwie, w którym 80 proc. sektora bankowego należy do obcego kapitału, w którym lokowany jest kapitał spekulacyjny? - dziwi się Marek J. Zalewski. więcej...