Established 1999

SIŁA POLITYKI

1 październik 2012

Tadżyckie braterstwo - 31.10

Latif Pidrom, znany poeta i polityk afgański, z pochodzenia Tadżyk został honorowym obywatelem miasta Kulab na południu Tadżykistanu – pisze Henryk Suchar.



Odpowiednie zaświadczenie dostał z rąk tamtejszego mera. Przysiągł, że będzie teraz ze zdwojoną siłą służyć „wielkiemu narodowi tadżyckiemu”, gdzie by ten naród nie żył.  Pidrom, poza tym, że pisze wiersze, jest także deputowanym parlamentu w Kabulu i jednocześnie szefem partii Kongres Ludów Afganistanu.


Wspominam o nim, bo warto wiedzieć, że w kraju przez który w ostatnich dekadach przetaczały się same wojny, twórczość poetycka jak najbardziej kwitnie. I ciekawe, że rozrzuceni po świecie Tadżycy (w Afganistanie są drugą pod względem liczebności – po Pusztunach – grupą narodowościową) tak się wspierają.


Dodam jeszcze tylko, że Kulab jest jednym z głównych ośrodków wsparcia prezydenta Emomalego Rachmona, który sam wywodzi się z południa kraju. Poza tym w mieście, skąd blisko do granicy z Afganistanem, stacjonuje m.in. 859. Częstochowski Batalion Zmotoryzowany. Wchodzi w skład rosyjskiej 201. bazy wojskowej, kluczowego przyczółka Kremla w Azji Środkowej.


Nasza nadzieja – 30.10


Zaproponuję być może mocno chromą tezę: Dorota Masłowska ma coś z Brunona Schulza. Poza tym stale jest dla mnie nadzieją na odrodzenie pozostającej w letargu polskiej prozy. Ze sceny, w czasowych ramach mojego pokolenia, zeszli arcymistrzowie: Ryszard Kapuściński, Jarosław Iwaszkiewicz czy Maria Dąbrowska. Masłowskiej opublikowała teraz nową książkę oficyna Noir sur Blanc, która – trzeba przyznać – jest już od dłuższego czasu na topie krajowych wydawnictw. Powieść niespełna 30-letniej pisarki „Kochanie, zabiłam nasze koty” jest pełna powabu, lśni świeżą polszczyzną, może wciągnąć grą słów i rozkoszami fantazji, tak jak mamił jej „Paw królowej” galopujący w rytmie rapu. To prawda. Masłowska nadal ma walory i potencjał, by rzucić na kolana i przejść do historii literatury jako swoisty fenomen. Na razie to na pewno idzie do przodu, „się rozwija” – jak kiedyś mawiano. Przy okazji zdobywa rozmaite laury i jest tłumaczona.

Widać, że młodej mistrzyni słowa nie grozi uwiąd, pogrążenie w zapomnieniu, co w dużym stopniu spotkało jej równie obiecującego poprzednika Marka Pąkcińskiego. W 1975 roku ten wówczas 15-latek powalił „Owadzią planetą” i rychło okrzyknięty został odnowicielem polskiego piśmiennictwa, obdarzonym niemalże darami nadprzyrodzonymi. Dziś jest „tylko” naukowcem w Instytucie Badań Literackich.


No, ale Masłowska debiutowała mając lat 19, czyli jej start – żartobliwie mówiąc – mógł być dojrzalszy i teraz może dłużej wytrzyma na bieżni. Oby się tylko nie zmanierowała i w sobie nie zadufała, bo może to być prosta droga prowadząca na cmentarzysko zagubionych talentów. I jeszcze: Dorota była już chwalona w „Decydencie” na dodatek przez samego szefa portalu. Cóż, najwyraźniej ma tu przody i to też o czymś świadczy.

Siostra magnata – 29.10


Irina Prochorowa była w Warszawie. To tak jak miliarder Michaił instytucja w Rosji, tyle że w odróżnieniu od brata-biznesmena siostra działa w sferze ducha. Założyła najpierw czasopismo, a później wydawnictwo pod nazwą Nowoje Litieraturnoje Obozrienie. Ustanowiła nagrodę literacką NOS i wraz z bogatym bratem – Fundację Michaiła Prochorowa. Irina była w Polsce gościem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia i m.in. wystąpiła z ciekawym referatem na salonach Zamku Królewskiego. Mówiła, że jej ojczyzna po upadku dawnego ustroju cały czas poszukuje nowej tożsamości. Chce też przezwyciężyć tragiczną przeszłość, która przyniosła śmiertelne żniwo w postaci zagłady milionów osób.


Prochorowa scharakteryzowała też paru współczesnych pisarzy, odgrywających istotną rolę w kulturalnym życiu Rosji. Oceniła, że zmarły Dmitrij Prigow był lokalną odmianą Dantego, a znany również w Polsce Zachar Prilepin to rzecznik agresywnej prozy społecznej i tzw. czernuchy niestroniącej od scen przemocy, tryskającej wyrazami uchodzącymi za niecenzuralne. Wskazała na rosnącą popularność krótkich form, co w sumie nie powinno dziwić, gdyż korespondują one z kulturą Internetu, gdzie przeważa lakoniczny, jędrny przekaz.


Prochorowa starała się też zadać kłam opiniom o zgonie czytelnictwa, zwracając uwagę, że zwiększają się nakłady książek oraz liczba i korzystanie z lektur w sieci. Jeszcze dodam, że rosyjska filolog i działaczka przyznaje się do zauroczenia Polską, którą po raz pierwszy odwiedziła w 1978 roku i która, jak twierdzi, wpłynęła na bieg i rodzaj jej kariery.

Jak strach ze strachem – 26.10


Ormianie przyjaźnią się z Persami, nie patrząc się na to, że Zachód ma Iran za pariasa. A może Erewań się z tym pariasem brata, bo się nie boi, za politycznego protektora mając potężny Kreml? Uściślijmy: stosunki ormiańsko-rosyjskie są bardzo dobre, i to pod każdym względem: kwitnie „braterska” zażyłość i biznes, zwłaszcza prosperują moskiewskie inwestycje na Zakaukaziu, głównie właśnie w Armenii. Ale równie przytulnie jest na linii Erewań-Teheran, może tylko na nieco mniejszą skalę. Oba kraje urzeczywistniły i planują realizować kolejne duże projekty. Chodzi m.in. o budowę III linii przesyłu energii elektrycznej, zasilającej Armenię w prąd z Iranu, który ma go w nadmiarze, hydroelektrowni na rzece Araks, magistrali naftowej Iran-Armenia czy łączącej te państwa trasy kolejowej. O tych przedsięwzięciach mówiono w Erewaniu na spotkaniu szefa resortu energetyki i zasobów naturalnych Armena Mowsisjana z jego perskim kolegą, ministrem energetyki Madżidem Namdżu.


Jak podaje rosyjska agencja prasowa IRAN news, partnerzy zamierzają jeszcze wydatniej handlować, chcąc w najbliższym czasie zwiększyć obroty trzykrotnie. Przymierzają się też do współdziałania w dziele ochrony przyrody i zdrowia, rozwoju łączności i rolnictwa. I będą współpracować w regulowaniu kwestii regionalnych. A my tu sobie rytualnie pokrzykujemy i moralizujemy, że Armenia to ruski pachołek, i że Iran to istny diabeł wcielony, tymczasem te „strachy na wróble” niewiele sobie z tego robią. I w najlepsze ubijają interesy.


Krokus jak złoto – 25.10


Były jabłka, pszenica, i wreszcie przyszła kolej na szafran. Tak, teraz tę właśnie cenną roślinę promują władze Afganistanu. A dlaczego? A bo oczywiście chcą ograniczyć produkcję narkotyków; skupienie się na krokusie uprawnym (crocus sativus) odwieść ma dekhan (chłopów) od harówki przy maku. Po przeróbce – jak wiadomo – ten staje się opium czy heroiną.


Okazuje się, że z tej samej powierzchni pola obsianego szafranem hodowca wyciągnąć może dochód większy niż by uzyskał z obszarowo identycznej plantacji maku. I tak, z dwóch tysięcy metrów kw. rolnik zbierze do czterech kilogramów kwiatów surowca. Musi tylko być cierpliwy – taką ilość uzyska dopiero w czwartym roku (najpierw – 300 gramów i później coraz więcej). W sumie za 4 kg krokusa na rękę dostanie 6 tys. dolarów. Tymczasem sprzedaż maku z podobnej rozmiarami działki przyniesie mu 2,5-4 tysiące USD.


Rząd w Kabulu od dłuższego czasu namawia wieśniaków, żeby się przestawiali na szafran (tzw. królewską przyprawę występującą jako żółty proszek). By swą inicjatywę jak najszerzej propagować, prezydent Hamid Karzaj w świetle reflektorów wręczył niedawno medal honorowy Hadżiemu Akbarowi, noszącemu nieformalny tytuł afgańskiego „Ojca szafranu”. Akbar już 15 lat temu porzucił mak i obsadził prywatne hektary krokusem uprawnym. Nawiasem mówiąc, technologii nauczył się w sąsiednim Iranie. I teraz żyje jak król.



Nigdy więcej Mao – 24.10


Niedawny kultowy bohater, poniekąd sprawca dzisiejszej glorii, ale też i wielu tragedii Chin zacznie odchodzić do lamusa. Mao Zedong nie będzie już więcej rutynowo cytowany przez chińskich prominentów. Tym samym wybiła ostatnia godzina wielkiego sternika, jak latami mawiano o przywódcy, który, owszem, przywrócił Chińczykom godność po ponad 100 latach upokorzeń, ale i był winowajcą niewiarygodnych nieszczęść narodu owocujących milionami ofiar. O tym, że imię wodza nie będzie już wymieniane bez ładu i składu, rytualnie i ceremonialnie w dokumentach, zdecydowało gremium rządzące KPCh.


To ciekawa deklaracja, świadcząca o dążeniu tamtejszego establishmentu do zmian politycznych, a nawet do zerwania z dziedzictwem Mao. Okazją do transformacji może być XVIII zjazd partii komunistycznej, planowany na 8 listopada w Pekinie. Ma nie tylko odnowi skład organów kierowniczych, ale i wybrać następców obecnego prezydenta i premiera. Do głosu dojdzie tzw. V generacja liderów. Politbiuro KPCh zapowiedziało jeszcze, że naprostuje statut partii, czyli pewnie właśnie wytrzebi jego treści z przeróżnych, czasami dość dziwnych jak na dzisiejsze czasy odniesień do zmarłego w 1976 roku autokraty.

O tempora, o mores. A w gruncie rzeczy to już przed laty słyszałem w Chinach, że mauzoleum wielkiego sternika na placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie to już tylko pusta symbolika. I że tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Wygląda, że teraz zostanie to potwierdzone na najwyższych szczeblach hierarchii ChRL.

Chińska pochylnia – 23.10


Isabelle Attane jest gwiazdą na firmamencie europejskiego chinoznawstwa. Teraz zajaśniała także w Polsce, a to dzięki książce „Tam gdzie dzieci są luksusem”, która właśnie wyszła. Francuzka przez dwa lata pochylała się nad zagadnieniami demograficznymi Państwa Środka i doszła do wniosków zatrważających dla jego władz i obywateli. Emanujące dziś energią i pewnością siebie, coraz śmielej poruszające się, a nawet rozpychające po świecie, Chiny mogą zwiędnąć zanim w pełni rozkwitną. A to za sprawą – uwaga! – deficytu zasobów ludzkich i to przy liczbie ludności wynoszącej obecnie 1,3 mld dusz. Bo trzeba wiedzieć, że od końca lat 70. forsowana przez rząd polityka jednego dziecka zapowiada opłakane skutki. Przez nią za mniej więcej trzy dziesięciolecia siła robocza za Wielkim Murem drastycznie się skurczy: nawet o 160 mln osób. I tym samym pracownik będzie na wagę złota. A zarazem rynek się zaroi od ludzi starych, klepiących biedę: dziś słabo ubezpieczonych, a w przyszłości pozbawionych społecznego zaplecza, które by zapewniało płynną wypłatę emerytur.


Francuska badaczka zręcznie i plastycznie opisała stan, w jakim znalazły się Chiny opętane ideą permanentnego biegu do przodu i przy tym niezważające na koszta rozwoju, które są pod każdym względem astronomiczne. To nie tylko zaniedbania ekologiczne, potworne zanieczyszczenie powietrza i wody, AIDS i inne wycieńczające naród epidemie, ale i porażające ubóstwo, którego oczywiście za bardzo nie widać w metropoliach typu Szanghaj, Kanton czy Pekin. Piszcząca nędza to wiejska prowincja. A na dodatek wyrugowana z praw obywatelskich, co sprawia, że skrzywdzeni i poniżeni z chińskiego interioru coraz częściej się buntują – to jest też zagrożenie dla rozwoju.


Uważam, że Isabelle Attane odmalowała sytuację zręcznie, ale – co tu dużo gadać – płynna narracja jest również zasługą przekładu. Dokonał go Andrzej Bilik, były wieloletni korespondent i dyplomata w krajach francuskojęzycznych. Książka, opublikowana przez Wydawnictwo Studio Emka, powinna trafić nie tylko do tych, którzy się pasjonują i na bieżąco śledzą zdarzenia zachodzące w ChRL. Jej lektura może być także jak porcja soli trzeźwiących dla „pacjentów” widzących w chińskim postępie jedynie zalety, bezkrytycznie pytlujących o sprawionym przez Hanów cudzie, który przynieść ma błogostan całej ludzkości.


Bawół miast wołu – 22.10


I masz babo placek. A raczej – indyjskie bawole mięso, które serwowano w koszarach Armenii. Teraz nad żołnierską dietą Ormian unosi się mdły zapach skandalu. Generalnie obrońcy granic kaukaskiego państwa mieli dostawać wołowinę i tak im mówiono: jecie wołowe. Ale ostatnio do więzienia trafił podejrzany o nadużycia dyrektor jednego z zakładów mięsnych i zapowiedział – pewnie by się wyłgać z surowszej kary – że wywali całą prawdę o bawolim przekręcie.


Zawoniało aferą polityczną, gdyż panu Albertowi Ogandżanianowi może się teraz zanadto rozwiązać język. I, nie daj Bóg, zdradzi nazwiska prominentów – top guns, jak to mówią – zamieszanych w fałszowanie jadłospisu. I jak granat rozpryskowy wybuchnie wtedy niewąskie zamieszanie. Konsekwencje zagrozić mogą pozycji prezydenta Serża Sargsjana, byłego ministra obrony, zabiegającego o reelekcję w wyborach zaplanowanych na przyszły rok.


Podawanie bawolego mięsa (tak naprawdę zdrowego, bo zawierającego mało tłuszczu i cholesterolu) w kantynach wojskowych nie jest jedynym problemem trawiącym siły zbrojne Armenii. Jest wręcz marginalnym. A jaki rak realnie toczy tę armię, która się niedawno odgrażała, że zaatakuje platformy wiertnicze wrażego Azerbejdżanu rozmieszczone na Morzu Kaspijskim?


Jak podaje portal Tamada Tales, jest to zabójcza fala i arbitralne wymierzanie kar w jednostkach oraz duża liczba śmiertelnych ofiar wśród wojaków ginących bynajmniej nie w warunkach bojowych.



Gdzie jest Omar? – 19.10


Lider talibów przepadł. Albo się umiejętnie dekuje albo… nie żyje. A może siedzi gdzieś w więzieniu lub ze względu na stan umysłu odsunięto go od procesu decyzyjnego. Nic nie wiadomo. Kiedy wojska amerykańskie wspomagane przez lokalny Sojusz Północny nacierały na matecznik talibów, przepiękny Kandahar, mułła Omar został z miasta motocyklem wywieziony w góry. Wywieźć go miał krewniak, mułła Abdul Ghani Baradar.


Od 11 lat nikt nie widział charyzmatycznego przywódcy. Ale gdy niedawno w mediach amerykańskich gruchnęły spekulacje, że boss islamskich fundamentalistów mógł zginąć, wyżsi rangą talibowie je zdementowali. I wymigiwali się dyplomatycznymi wypowiedziami, że teraz w ogóle nie jest ważne zdrowie czy miejsce pobytu poszukiwanego polityka i religijnego męża. – Trzeba się skupić na walce i oporze – oświadczył jeden z nich. Ale pytanie i tak pozostaje: co z Mohammedem Omarem, gdzie się zawieruszył człowiek, który wśród muzułmanów cieszy się autorytetem, a przed inwazją buńczucznie się stawiał Amerykanom?


Prywatnie prominentni talibowie wyznają, że boją się najgorszego. No bo przecież, gdyby przywódca żył, to by się wypowiadał na bieżące tematy, potępiał naloty amerykańskich bezzałogowców czy dziękował pośmiertnie tysiącom współtowarzyszy, którzy oddali życie przeciwstawiając się interwentom. Tymczasem raz czy dwa razy do roku w imieniu mułły są tylko odczytywane i rozsyłane życzenia świąteczne.


Afganistan od zawsze stanowi wielką zagadkę. Ale warto wiedzieć, że rąbka spowijającej to państwo tajemnicy z powodzeniem uchylali Polacy. A byli to  mistrzowie gier wywiadowczych uczestniczący w Wielkiej Grze, jaką od dwóch stuleci prowadzą o ten kraj mocarstwa. Wcześniej zasłużyli się Jan Prosper Witkiewicz i Bronisław Grąbczewski, a w ostatnich dekadach – Aleksander Makowski, jeden z bardziej skutecznych i rozpoznawalnych oficerów naszego wywiadu.


Afgański stół – 18.10


Dogadują się z talibami. Dobrze, jeśli to prawda. A że rzekomo prawda, zapewnia Masum Stanekzai, czołowy negocjator oficjalnego Kabulu. Stanekzai kieruje też Najwyższą Radą Pokoju, dbającą o to, by zmordowany ciągłymi wojenkami i wojnami Afganistan mógł wreszcie odetchnąć. A drogą do tego ma być uładzenie kontaktów z talibami, tyle że wiadomo, iż jeśli już to normalizacja możliwa jest tylko z umiarkowanym odłamem. Bo fanatycy nie chcą nawet słyszeć o jakichkolwiek porozumieniach: do ewentualnych rokowań mogą przystąpić tylko wtedy, gdy z ziemi afgańskiej wyniosą się wszyscy niewierni, czy też waląc wprost – obcy interwenci.


O postępie w rozmowach rządu z ekipą islamskich fundamentalistów informuje Andriej Korolow, korespondent kazachskiego portalu liter.kz. Dodaje, że i ONZ zapowiada, iż podobno już w końcu roku doprowadzi do spotkania przedstawicieli wszystkich sił politycznych, funkcjonujących w kraju hardych wojowników i buzkaszi. Możliwe, że są to jedynie czcze przechwałki znanego dyplomaty Jana Kubisza, stojącego na czele przedstawicielstwa ONZ w Kabulu. Organizacja Narodów Zjednoczonych już na początku roku miała chrapkę na takie jamboree Afgańczyków. Ale inicjatywa padła. Czemu? Bo Taliban nie chciał jej firmować swoim autorytetem. Czy właśnie zmienili zdanie – piszemy tu, oczywiście, o tych umiarkowanych – pokaże czas.


A tak na marginesie: dialog z talibami trwa od dawna, lecz wcześniej nie miał urzędowego charakteru.


Pisarz Valery – 17.10


Napoleon był nie tylko zdobywcą, ale i chorążym idei cywilizacyjnej. Zupełnie jak w starożytności Aleksander Wielki. Tak myśli Valery Giscard d’Estaing, były prezydent Republiki Francuskiej, stronnik silnej, zwartej Europy, znawca i miłośnik Polski.


86-letni Giscard – jak go się popularnie, w skrócie nazywa – napisał powieść „Zwycięstwo armii Napoleona” w kategorii literatury alternatywnej. Książka świeżo wyszła nakładem Wydawnictwa Sonia Draga (nazwanego tak na cześć założycielki i szefowej oficyny). Publikacja tytułu sprawiła, że wybitny polityk odwiedził Polskę. Można go było na żywo posłuchać w warszawskim hotelu Sofitel Victoria, gdzie przeprowadził krótką konferencję prasową. Eks-gospodarz Pałacu Elizejskiego fantazjuje, że gdyby cesarz Francuzów wyprowadził w pole i pobił Rosjan, to by wtedy zaprowadził własne porządki na kontynencie. A był żarliwym zwolennikiem Federacji Europejskiej, której by ewentualnie przewodził jako kanclerz. Ale uwaga! – wielkim beneficjentem nowego ładu mogłoby być Królestwo Polsko-Litewskie; tu szansę na tron dostałby prawdopodobnie Józef Poniatowski, bratanek ostatniego króla Rzeczpospolitej, marszałek Francji, bez wątpienia jeden z czołowych protagonistów wojny z carem.


W ogóle Giscard uświadomił uczestnikom spotkania, że nasi żołnierze stanowili – po francuskim – drugi pod względem liczebności kontyngent La Grande Armee, która ruszyła na Moskwę w 1812 roku. Były szef państwa francuskiego (w 1981 roku przegrał reelekcję z Francois Mitterrandem) przypomniał też, oczywiście, o słynnym romansie Napoleona z Marią Walewską. Syn z tego konkubinatu, to Aleksander Florian Józef, od którego wywodzi się i do dziś trwa bezpośrednia linia potomków francuskiego władcy. A to dlatego, że syn Napoleona z legalnego związku (z Austriaczką Marią Ludwiką), Napoleon II zmarł bezpotomnie w wieku 21 lat.


I tyle ciekawostek. I konkluzja: w miarę możliwości warto chodzić na spotkania z rasowym, inteligentnym i wytwornym dżentelmenem rodem z Francji. Bo to sama przyjemność i balsam na skołataną krajowym rejwachem duszę.



Nikotynowa próba sił – 16.10


Prawie 40 proc. Rosjan to zagorzali palacze. Prezydent Władimir Putin chce maksymalnie ograniczyć spożycie nikotyny, ale opór ze strony producentów tytoniu jest ogromny. Poparł ich m.in. wpływowy szef Rosyjskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców, były wicepremier Aleksandr Szochin. Powiedział on, że władze powinny się wycofać z propozycji zakazu palenia w miejscach publicznych i sponsorowania imprez przez firmy tytoniowe. Nie powinny też zabraniać sprzedaży papierosów w kioskach. Bo takie właśnie rozwiązania mają się znaleźć w projekcie ustawy, który rząd przekaże Dumie do 1 listopada.


Portal The Age przypomina, że Federacja Rosyjska jest drugim po Chinach rynkiem konsumpcji tytoniu. Palenie zabija w tym kraju 23 proc. mężczyzn. Mimo szkodzącej społeczeństwu pladze nikotynizmu koncerny nasilają działania mające przeciwdziałać planom rządowym. Dla ich kontrowania czy wręcz storpedowania wynajęły nawet podobno renomowane, zarazem bardzo drogie firmy lobbingowe i public relations.


W tej sytuacji przedstawiciele ruchów walczących ze śmiercionośną zarazą zaczęli się bać, że mocarne lobby tytoniowe może wygrać. I coraz bardziej liczą na konsekwencję i skuteczność Putina.



Turek Kazach dwa bratanki – 15.10


Sprzęt noktowizyjny i termowizyjny Turcy i Kazachowie razem wyprodukują w Astanie. Fabryka przyrządów elektroniczno-optycznych powstanie wspólnym wysiłkiem już w połowie przyszłego roku. Wcześniej, w radzieckiej epoce, miasto to długo zwano Celinograd (celina – ugór) na cześć wielkiej operacji agrotechnicznej, zmierzającej do zagospodarowania na potrzeby rolnictwa wielkich stepowych przestrzeni. Celinograd był zapyziałym, monotonnym architektonicznie ośrodkiem, ale po przeniesieniu do niego stolicy państwa (z Ałma Aty – grudzień 1998) przeistoczył się w tętniącą życiem metropolię. Teraz jeszcze będzie jednym z centrów modernizacji armii Kazachstanu. Bo jak zaznacza portal Tengrinews.kz dzięki nowoczesnym zakładom będzie ona mogła – w razie czego – prowadzić działania bojowe w ciemności.


Inwestorzy przewidują, że w ciągu 10 lat wartość sprzedaży sięgnie miliarda dolarów: 300 mln wyda wojsko kazachskie, 200 mln – tureckie. Za pozostałe pół mld USD można się spodziewać zakupów ze strony krajów WNP (Wspólnoty Niepodległych Państw). Turcy na dużą skalę inwestują w Azji Środkowej, cały czas rozszerzając swoje wpływy w regionie, jeszcze 20 lat temu zaryglowanym na cztery spusty przez Moskwę, która zazdrośnie strzegła integralności i „nietykalności” ZSRR. A szef dwustronnego, turecko-kazachskiego towarzystwa biznesowego KATIAD Omer Jalczynkaja stwierdził, że Turcy wkładają w Kazachstan nie tylko ze względu na oczekiwane zyski, ale i dlatego, że ten kraj kochają. I tak właśnie powinna wygląda ładnie opakowana ekspansja.



Dwa paszporty – 12.10


Kirgizi sięgają po nowe obywatelstwo. Zrobiła to już co druga z 800 tysięcy osób, które w minionych 21 latach wyjechały za granicę na saksy. A od ogłoszenia niepodległości w 1991 roku ponad 40 tys. kirgiskich gastarbeiterów w ogóle zrzekło się krajowego obywatelstwa. Warto tu dodać, że ludność środkowoazjatyckiej republiki liczy raptem 5,5 mln.


Zgodnie z zatwierdzoną przed dwoma laty konstytucją, nabywający obywatelstwo m.in. o wiele zamożniejszych Rosji czy Kazachstanu, Kirgizi mogą zachować więź prawną z ojczyzną. Ale – jak informuje agencja KirTAG – muszą pamiętać, że legitymując się więcej niż jednym paszportem nie mogą w macierzy piastować godności państwowych oraz być sędziami.


Teraz Żogorku Kenesza (parlament) pracuje nad ewentualnymi modyfikacjami ustawy zasadniczej, by złagodzić sztywne restrykcje. Bo, zdaniem deputowanych, warto by wciągnąć do dzieła modernizacji kraju rodaków posiadających także zagraniczne dowody tożsamości. Wybrańcy narodu konsultują ten problem z przedstawicielami kirgiskiej diaspory na stałe mieszkającymi w sąsiednich Rosji i Kazachstanie.


Muszę przyznać, że w takiej chociażby Moskwie Kirgizów jest na pęczki. Wykonują ciężkie zajęcia – są dozorcami, śmieciarzami, budowlańcami czy sprzedawcami. Na dodatek dobrze robią co do nich należy, bez fochów i grymasów. A jeszcze są uśmiechnięci, co najczęściej trudno powiedzieć o Rosjanach, ich dawnych protektorach i władcach.



Widmo denaturatu – 11.10


Kazachowie liczą przyszłe straty. Oszacowali, że w 2020 roku za flaszkę najtańszej okowity będą musieli wybulić ok. 1500 tenge, czyli ponad 30 złotych. Dzisiaj za tej samej jakości wodę ognistą płacą góra 10 zł: właściwie nawet 6 zł, bo już za tyle można dostać butelkę wódki.


W mediach krajowych wybuchła dyskusja z procentami w tle, spowodowana żądaniami Moskwy, by pozostałe – na razie tylko jeszcze dwa: Białoruś i Kazachstan – państwa członkowskie Unii Celnej stosowały identyczne taryfy na mocny alkohol (w Rosji już są dużo wyższe). Rosjanie postulują, by się te opłaty wyrównały na przestrzeni 8 lat.


 Twierdzę, że przez takie żądania to aż nie wiadomo, czy się ta cała unia nie rozpadnie. Bo Kazachowie, normalni ludzie, nawykli do niewygód, wyrzeczeń i problemów, po prostu lubią, a nawet muszą wypić. Ale żeby przepłacać, gdy przez całe życie siwucha była na wyciągnięcie ręki, nie rujnując budżetu domowego, zarazem przynosząc ukojenie.


 Korespondent portalu „Ekspress K” pisze z Astany, sugerując, by na wszelki wypadek już teraz przezorni obywatele zaczęli robić zapasy spirytualiów. Uważam, że to raczej nie przejdzie, bo nagromadzona w domach większa ilość „granatów” może jedynie stanowić pokusę do ich szybszego opróżniania. Sugestie Kremla szarpią nerwy nie tylko konsumentom, ale i producentom, bojącym się zjazdu sprzedaży krzepkich wyrobów alkoholowych, będącego skutkiem drożyzny. Przewidują, że widzący odstręczające ceny, amatorzy napojów wyskokowych, czyli wyzwolicielskiego rauszu, łatwo będą mogli zmienić nawyki i się przerzucić na o wiele tańsze płyny techniczne czy denaturat. W tej sytuacji zgryz mają również władze kazachskie, bo z jednej strony na pewno nie chcą zadzierać z narodem, ale z drugiej – Unia Celna zobowiązuje. Oj, może być gorąco.


Zapach Gulnary – 10.10


Czy flakony Mysterieuse i Victorious pojawią się na półkach polskich perfumerii? Bo jeśli tak, to trzeba wiedzieć, że ich matką chrzestną jest córka prezydenta Uzbekistanu. Gulnara Karimowa, uznana piękność i w ogóle kobieta-multi talent stara się robić konkurencję sławnym producentom włoskim, francuskim, brytyjskim. Wcześniej wypuściła na rynek serię kosmetycznych wyrobów pielęgnacyjnych, teraz przyszła pora na perfumy.


Jak podał portal OLAM.uz prezentacja zapachów odbyła się w nowym lokalu Ichan-Qala w centrum Taszkentu. Mysterieuse (Tajemnicza) jest dla kobiet i wchłonąć miała aromaty wszystkich kwiatów, które występują w Oriencie – tak z pewną taką emfazą zachwala ciekłe pachnidło twórca tej kompozycji. A o Victorious mówi, że to harmonia kontrastów przeznaczona dla władczych mężczyzn. Taka rekomendacja może sprawić, że ów zapachowy bukiet mieć będzie oszołamiające powodzenie, bo któryż – jak to mówią – facet nie chciałby właśnie władczym być, czyż nie?


A co na to wszystko sama Gulnara? Co rzekła ta niewiasta w związku z wejściem do elitarnego grona wytwórców ekskluzywnych dóbr? Przyznała, że jej ludzie ślęczeli dwa lata nad zestawieniem tych wszystkich woni, by w efekcie uzyskać wyroby idealne i trwałe. Poza tym czuje się świetnie i będzie kontynuować prace na różnych polach.


 Przypomnę, że najstarsza córka Islama Karimowa jest również projektantką mody i piosenkarką. No i wyżywa się w polityce, ostatnio w Genewie, gdzie pełni rolę radcy w tamtejszym przedstawicielstwie Uzbekistanu przy ONZ.  


Eden zamiast zimy – 9.10


Raj jednak będzie. Nie już, lecz w przyszłym roku – owszem. Jeśli wierzyć na słowo Arstanowi Ałajowi Abdyłdajewowi, eks-kandydatowi na prezydenta Kirgistanu. Niedoszły lider pięknego środkowoazjatyckiego kraju, jednocześnie przewodniczący tzw. Ludowej Akademii Kirgizji, ujawnił swą prognozę w Biszkeku na konferencji prasowej w agencji AKIpress. – Ludzkość zaczęła nurkować w raj – oświadczył. I doprecyzował, że o zanurzaniu się mieszkańców globu w głębiny raju świadczyć ma m.in. brak w tym roku szarańczy.


Abdyłdajew przewiduje też, że po 2013 roku ludzkość sprawiać będzie liczne cuda, a ludzkie ciało funkcjonować w różnych formach i systemach. Mało tego: ożyje przyroda, nie będzie pustyń bez wody, ale nie będzie również terytorium bez gór. Jeszcze wygląda na to, że w tym roku nie będzie zimy. A niektóre horoskopy Abdyłdajewa mogą przyprawić wręcz o dreszcze, a już na pewno przepowiednia, że z rozżarzonego jądra Ziemi buchać będzie dym.


Ten potencjalny szef państwa wiedzę o wszechświecie zaczerpnąć miał z kosmosu. Ale nie uważa siebie za proroka, ale za kogoś w rodzaju posłańca sfer nieosiągalnych dla zwykłego śmiertelnika. Nie da się ukryć, że tezy pana Arstana Ałaja nieco przypominają opinie i oceny stanu rzeczy, jakie swego czasu przedstawiał pretendent do prezydentury RP, wieszcz z Białegostoku Krzysztof Kononowicz. Wniosek: oryginalność i odwaga formułowania myśli nie znają geograficznych granic, są niejako ponadpaństwowe.


Bond na bolszewika – 8.10


Na weekend pojechałem do Białegostoku. I w pięknych okolicznościach przyrody obejrzałem dwa bondy emitowane przez publiczną TV. Jakoś się nie złożyło – brak wcześniejszego rozpoznania repertuarowego – żeby się wieczorami móc rozkoszować rozrywką czy to we wspaniałej, dopiero co oddanej Operze i Filharmonii Podlaskiej, czy to w renomowanym Teatrze Lalek. No to zasiadałem przez ekranem i z niekłamanym zaufaniem łykałem, nie pierwszy przecież raz, odcinki: ostatni z Brosnanem i pierwszy z Craigiem. A w nocy sięgnąłem po swoją ulubioną „Angorę”, która przypomniała, że pierwowzorem postaci agenta 007 jest niejaki Yeo-Thomas, mający jeszcze imiona i ksywę: Forest Frederic Edward „Tommy”. Otóż „Tommy”, który natchnąć miał Iana Fleminga do machnięcia serii książek o wyczynach brytyjskiego żołnierza milczącego frontu, w realu przeżył wiele przygód, które na filmie mogłyby się – jak się okazuje niesłusznie – wydawać literacką fikcją.


Yeo-Thomas na przykład był naprawdę torturowany (przez gestapo) tak jak James Bond w „Casino Royale”. Brrr! I – uwaga – tenże sam szpieg JKMości, też w rzeczywistości, pomagał nam odeprzeć bolszewicką nawałę w 1920 roku. Bił się z czerwonymi jako ochotnik, który się zaciągnął w szeregi armii polskiej, i tak się w tej walce zapamiętał, że nawet wpadł w ręce wroga. Ale nie byłby sobą, gdyby nie uszedł cało: „Tommy” spisał się chwacko, przy ucieczce zabijając oprawców gołymi rękami.


A tak w ogóle to Białystok jest wart grzechu: nie dość, że wypiękniał to jeszcze cały czas wre od roboty inwestycyjnej. Zmienia się dramatycznie – to niestety oznacza również, że się pozbywa starej zabudowy, znamienitych drewnianych domów pamiętających jeszcze cara. Ale za to ludzie tam jacyś bardziej życzliwi, a także można kupić (na wynos, pardon, wywóz) wyśmienite wędliny litewskie i spotkać na ulicy urodziwego biszona czy cavaliera. A teraz zgadnijcie, ki diabeł?


REDAKTORZE, nie wiem, co to biszon? Nasuwa się skojarzenie z lwowskim baciarem, ale może błędnie. Cavaliera można się domyślić. Ale proszę o wyjaśnienie obu określeń.
DAZ

Afera z Koreańczykami – 5.10



Osetia Południowa, marionetkowe państewko, które oderwało się od Gruzji, zaczęło ściągać obcych inwestorów. Ostatnio w Cchinwali bawili przedsiębiorcy z południa półwyspu Koreańskiego. Przedstawiciele Hyeob Jeon Electric podpisali z reprezentantami tamtejszych samozwańczych władz deklarację intencji, przewidującą dwustronną współpracę. Samozwańczych, ponieważ jak dotąd, zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego i regułami gry, owa republika stanowić powinna nieodłączną część terytorium gruzińskiego. Jednak uskrzydleni poparciem i stosunkami dyplomatycznymi m.in., czy też zwłaszcza z Rosją, Osetyjczycy „szaleją”. Ciekawe tylko, dlaczego do zabawy włączyli się Koreańczycy, sojusznicy Zachodu. Ale może ich umizgi i obietnice wobec Cchinwali to jedynie przykrywka dla innego rodzaju działalności.


Na razie goście jeździli odwiedzając zakłady w stolicy oraz miasteczko Kwajsa, ośrodek wydobycia rud ołowiu i cynku. Ostatnio złoża te są jedynie „muskane” przez firmy wydobywcze, a rozruszać produkcję już wcześniej przyrzekli Rosjanie. Czyżby się mieli teraz ścigać z Koreańczykami? Raczej nie, bo jak twierdzi Guram Miełkojew, którego „rzucono” na odcinek kooperacji z Azjatami, Hyeob Jeon Electric w Osetii Płd. ma jedynie realizować wspólne projekty z Rosjanami. Ci, jak wiadomo, ujawnili swego czasu program,  zmierzający podobno do wsparcia rozwoju gospodarki spornego obszaru. O całej sprawie informuje z niesmakiem portal GruzjaOnline.


Asad, a potem Izrael – 4.10


Dla islamistów przejęcie władzy w Syrii będzie tylko wstępem do wojny z Izraelem. I: w szeregach opozycjonistów zwalczających reżim Baszara al-Asada są podobno członkowie al-Kaidy. Tak straszył w wywiadzie dla kremlowskiego, anglojęzycznego kanału Russsia Today (RT) indyjski dziennikarz Kapil Komireddi. Reporter jest teraz w Londynie, wcześniej bezpośrednio relacjonował krwawe wydarzenia zachodzące w Syrii. W wypowiedzi dla RT Komireddi uczulił też na postać generała Manafy Tlasa, który by miał ewentualnie podmienić Asada na posterunku szefa państwa. Ten wojskowy, wcześniej będący zausznikiem prezydenta, co prawda zrejterował za granicę, lecz jest synem Mustafy, zaprzysięgłego antysemity, który napisał „Macę Syjonu” (w książce podtrzymuje mit, że Żydzi faszerują macę ludzką krwią).


Tezy wyartykułowane przez Hindusa wywołały naturalne zainteresowanie mediów izraelskich. Te wybiły oświadczenia interlokutorów Komireddiego, że ich głównym zadaniem jest walka z Izraelczykami, a strącenie z piedestału Asada – tylko środkiem wiodącym do osiągnięcia celu. Na razie jednak – przyznaje Komireddi – „nie wiadomo czy poglądy te podzielają wszyscy buntownicy przeciwstawiający się rządom Asada”. Gość Russia Today wezwał jeszcze do pertraktacji z udziałem wszystkich stron zainteresowanych rozwojem sytuacji w Syrii. – W przeciwnym razie, jeśli Baszar al-Asad upadnie i go zastąpią obecni przeciwnicy przywódcy, to wtedy Zachód może popaść w niezłe tarapaty. – I będzie się musiał zderzyć z dzisiejszym sprzymierzeńcem – za chwilę niebezpiecznym wrogiem – który nie na żarty zagrozi Izraelowi.


Obawy wyrażone przez indyjskiego dziennikarza prawdopodobnie żywi również wielu Izraelczyków. Tylko czy aby szerzone przez RT lęki nie są głównie po to, by przerazić i odwieść oficjalny Tel-Awiw, idący tu ręka w rękę z Waszyngtonem, od zamiaru obalenia Asada, sojusznika Moskwy?



Belgowie i Rachmon – 3.10


O Emomalim Rachmonie powstała kolejna książka. Zatytułowano ją skromnie „Zbawca narodu” i dziś zaprezentowano w Duszanbe. Jak podał portal rus.ozodi.org dzieło opiewa wielostronną działalność 60-letniego polityka na stanowisku prezydenta Tadżykistanu. Ma też prezentować „nieustanną pracę tego historycznego męża stanu w imię osiągnięcia pokoju, zgody narodowej, powrotu uchodźców i przymusowych przesiedleńców oraz uchwalenia konstytucji”.


Po zapoznaniu się z taką zajawką można sobie wyobrazić, jak porywająca musi być lektura tej pozycji. I być może nawet by wypadało zamówić sobie w Amazonie egzemplarz – jeśli już oczywiście mają „Zbawcę narodu”. Ale mogą mieć, ponieważ książkę wydała belgijska firma z Limburgii (!) Big Media Group. A Belgowie – dla spotęgowania efektu – wiekopomne dzieło opublikowali od razu i po angielsku, i po francusku. Dzięki temu mają teraz super chody u tadżyckiego lidera. Zresztą Rachmon tak się rozczulił podwójną akcją Belgów, że wziął i przyjął szefa Big Media Group, Thieu Cuypersa.


Gość, jak to mówią, wręczył wdzięcznemu przywódcy parę sztuk tego – można zakładać, że bestsellera. Bo na pewno książka zostanie zamówiona przez biblioteki, uczelnie i – nade wszystko – przez ministerstwa po to, by miały czym się „legitymować” przy okazji odwiedzin różnych interesantów, także tych z zagranicy.


I jeszcze trzeba pogratulować Belgom z Big Media Group pomyślunku, bo aranżując wydanie „Zbawcy narodu” przy okazji bardzo pomogli władzom w Brukseli.


Memento dla nacjonalistów – 2.10


Otwarcie obwodnicy im. Ofiar Wołynia w Przemyślu było wydarzeniem. A nawet symbolicznym zwycięstwem tamtejszych Polaków nad neobanderowcami – uważa ukraiński politolog i analityk Władysław Gulewicz. Twierdzi też, że przemyscy Ukraińcy w całości opowiadają się za ideologią, jaką wyznawał niesławny wódz OUN-UPA Stepan Bandera. Nadmienię, że dowodzona przez niego organizacja odpowiada za masową rzeź naszych rodaków głównie na Wołyniu: miało wtedy zginąć w straszliwych męczarniach ok. 100 tys. osób.


Gulewicz podkreśla w wypowiedzi dla agencji REGNUM, że Ukraińców to może nie ma zbyt wielu w Przemyślu, ale za to nikłą liczebność przykrywają radykalizmem. Przypomina, że tamtejszy oddział Związku Ukraińców by nawet chciał uczynić z Przemyśla ośrodek ukraińskości na ziemi polskiej. Ekspert utrzymuje, że ten związek cieszy się przychylnością oficjalnej Warszawy, widzącej w krzewieniu ukraińskiego nacjonalizmu skuteczne antidotum na wpływy rosyjskie. Dlatego też lokalnym członkom zezwala się na spokojne przemarsze ulicami Przemyśla pod sztandarami OUN, przeprowadzanie uroczystych apeli, gdzie młodzież wysłuchuje opowieści o „wyczynach” Bandery i innego herszta UPA Romana Szuchewycza.


Jeszcze Gulewicz dodaje, że polscy patrioci długo lecz bez rezultatu się na to oburzali. – Dopiero teraz, i naprawdę w samą porę, banderowcy otrzymali cios w postaci nadania obwodnicy miana Ofiar Wołynia.


Cóż, na pewno stosunki polsko-ukraińskie nie są łatwe, a rzeczy kontrowersyjne, niekiedy makabryczne, jakie je obciążają trzeba uczciwie wyjaśniać. I wygląda, że po pozorach pojednania, które wyreżyserowano w ostatnich dekadach, kiedyś przyjdzie pora na konkrety i zabiegi na rzecz autentycznej koncyliacji między dwoma narodami. A wówczas opinie, takie jak ta wyrażona przez Władysława Gulewicza, mogą być ważnym głosem w dyskusji.


Gorąca wyspa „D” – 1.10


Hindusi i Kazachowie wzięli się za łby. W bójce kilkadziesiąt osób zostało zdrowo poturbowanych, a jedna jest nawet w stanie ciężkim. I gdzie to tak się leją? Ano na morzu, na sztucznej wyspie „D”, skąd prowadzone są prace na rzecz zagospodarowania złoża ropy Kaszagan na Morzu Kaspijskim.


Usytuowane na południowy wschód od miasta Atyrau, zasobne pokłady brunatnego surowca należą do Kazachstanu: ich eksploatacja ruszyć ma całkiem niedługo. A jak już ruszy to – dzięki potężnym zastrzykom gotówki – powstanie nadzieja na dalszy skok cywilizacyjny tego środkowoazjatyckiego państwa. Ale na razie robotnicy i inżynierowie, mający przygotować pole do wydobycia, czasem wykazują za dużo emocji wynikających być może z napiętych terminów inwestycyjnych. Operatorem projektu jest North Caspian Operating Company (NCOC), która obiecała zbadać tło i przebieg incydentu zatruwającego atmosferę na budowie. Tyle że wyjaśnienie i sporządzenie wyważonego raportu potrwać może nawet miesiąc.


Tymczasem rozwiązanie problemu jest kwestią naglącą, ponieważ Hindusi chwilowo nie chcą chodzić do pracy, obawiając się kolejnych aktów przemocy. Dobrze, że chociaż politycznie między Kazachstanem a wyrastającymi na nową potęgę Indiami panuje zgoda. Bo to może wróżyć, że teraz jeszcze przykre zdarzenie z wyspy „D” uda się jakoś zatuszować.

Henryk Suchar

W wydaniu nr 131, październik 2012 również

  1. PRZEDSIĘBIORCZE KOBIETY

    Lepiej zarządzają i bezpieczniej inwestują - 25.10
  2. WHISKY Z KRAJU KWITNĄCEJ WIŚNI

    Butelka za 62,5 tysiąca złotych - 24.10
  3. PROMOCJA KSIĄŻKI

    Praktyczna Ukraina - 22.10
  4. NIEPOKÓJ EKSPERTA

    Pięć mitów Inwestycji Polskich - 21.10
  5. DATA, KTÓRA UMKNĘŁA UWADZE

    Koniec kryzysu w strefie euro? - 12.10
  6. NOWA ZELANDIA ZMIENIA STOLICĘ

    Wellington - Środek Śródziemia - 9.10
  7. REBRANDING PO AMERYKAŃSKU

    Reanimacja marki AIG - 9.10
  8. ILE JEST METALI NA ZIEMI?

    Polityczne wojny surowcowe - 8.10
  9. LEKTURY DECYDENTA

    Nasz lobbing w UE - 21.10
  10. NOWY JORK, LONDYN, WARSZAWA

    Jesienna ofensywa polskich artystów - 5.10
  11. MIESZKANIE DO WYNAJĘCIA

    Najlepsza lokalizacja w Białołęce
  12. WYBÓR DECYDUJĄCY O SUKCESIE

    Jaka powinna być nazwa firmy? - 2.10
  13. WIDZIANE Z AUGUSTOWA

    Już zaczynają straszyć ludzi - 2.10
  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 31.10 – Bereza to za mało
  15. SZTUKA MANIPULACJI

    Unikowo-wykrętna ekwilibrystyka - 1.10
  16. SIŁA POLITYKI

    Tadżyckie braterstwo - 31.10
  17. GAZ ŁUPKOWY W POLSCE

    Wiele znaków zapytania - 1.10
  18. STRATEGIA LUFTHANSY

    Kiedy opłaca się zabić markę? - 1.10
  19. I CO TERAZ?

    Chocholi taniec w oparach absurdu - 5.10
  20. NIEZŁA SZTUKA (3)

    Od faraona do lady Gagi - 1.10
  21. SUROWCE NATURALNE

    Spekulacja czy inwestycja? - 1.10
  22. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Bond o Bondach - 13.10
  23. NIEZBĘDNOŚĆ MĄDREGO PLANOWANIA

    Jak przebrnąć przez projekt internetowy (2) - 1.10