Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

1 październik 2012

Środa, 31.10 – Bereza to za mało

To, co wczoraj wyprawiał PiS wokół katastrofy smoleńskiej przeszło wszelkie wyobrażenia. Nie sposób tego nie komentować. Zrobiły to już wszystkie media.

Komentarze i uwagi proszę pisać tędy:


decydent@decydent.pl 


Oszczędzę więc Czytelnikom powtórzeń. Mogę tylko dodać, iż podziwiam żelazne nerwy, lodowatą krwe tych polityków, którzy usiłują rozsądnie kontrargumentować. Naprawdę, trudno zachować nie tylko stoicki spokój, ale także parlamentarny język na określenie dewiacji psychicznych szalejących w PiSie. Bereza Kartuska dla Kaczyńskiego to za mało. Jako najbardziej niebezpiecznego dla narodu polityka należy wysłać go na Syberię. Kibitką.


Wtorek, 30.10 – 60 lat minęło


Najwięcej czasu i wzroku na oglądanie telewizji straciłem w PRL-u. Jak mówiono, było to okno na świat. Ale, jaki świat?! Było, minęło. Jednakowoż, sporo sytuacji, powiedzonek wryło się w pamięć. Wczoraj wieczorem w programie pierwszym z okazji jubileuszu urządzono sprawdzian wiedzy o historii telewizji. Zaproszono coś około 80 znanych gości. Naprawdę znanych, z dorobkiem, nie celebrytów. I to był ewidentny plus tego pokazu. Zadawano pytania, pokazywano fragmenciki filmów i programów. Po 20 minutach wyłączyłem tę nijakość. I tak sobie pomyślałem, że jubileusz można było potraktować w formie filmu dokumentalnego montując setki kilkudziesięciosekundowych fragmentów z najciekawszych programów. Byłby to fascynujący film. Po kiego zorganizowano quiz? I dla kogo? Dla telewidzów? Nie sądzę. Dla tych podstarzałych aktorów i dziennikarzy, żeby jeszcze raz mogli ogrzać się w ciepełku sławy (czy może reflektorów?). Było nudno, przynajmniej do mojej dwudziestej minuty. A za 10 lat co zostanie zapamiętane z najnowszej historii telewizji, tej od 1990 roku?


PS. Owym oknem na świat telewizja była w radiowym skeczu dla Dziuni i Mordeczki. Mordeczkę odtwarzał Bronisław Pawlik. A która aktorka grała Dziunię? Kto pamięta? 


Poniedziałek, 29.10 – Pribalova Informace


Opowiem Wam pradziwą historię pacjenta, który poszedł do lekarza, otrzymał receptę, zakupił lekarstwo. I bał się je zażyć. Mężczyzna (nazwisko znane redakcji) otrzymał od lekarza (nazwisko znane redakcji) receptę na lek. W aptece bez problemu kupił opakowanie. W domu zapragnął rozpocząć leczenie, ale najpierw – pouczany ze wszech stron – miał zamiar przeczytać ulotkę. Na opakowaniu nie było ani słowa po polsku, ale to mężczyzny nie zraziło. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że ulotka jest napisana w obcym języku, prawdopodobnie słowackim lub czeskim. Tytuł ulotki: „Pribalova Informace – Informace Pro Użivatele”. Niedowierzanie mężczyzny było wielkie. Godzina późna, apteka zamknięta, a choroba boli. Od czego jest Internet. Mężczyzna wpisał nazwę leku Colchicum Dispert w Google`a i pojawił się opis po polsku. Litania przeciwskazań i ewentualnych skutków ubocznych była tak długa, że mężczyzna sporą chwilę wahał się, czy lek przyjąć. Zwyciężyła wiara w lekarza. Mężczyzna wszak postanowił zapytać u źródła, dlaczego lek na receptę o tak silnym i skomplikowanym działaniu jest sprzedawany bez ulotki po polsku. Wysłał list do Głównego Inspektora Farmaceutycznego. W odpowiedzi Naczelnik Wydziału ds. Nadzoru nad Lekami (nazwisko znane redakcji) odpisała, że taka sytuacja jest możliwa. (…)„W przypadku klęski żywiołowej bądź innego zagrożenia życia lub zdrowia ludzi, Minister Zdrowia dopuszcza do obrotu na czas określony produkty lecznicze nieposiadające pozwolenia” (…). Mężczyzna wrócił do tego samego lekarza z pytaniem, od kiedy ów lek jest na rynku? Doktor odrzekł, że nie pamięta, ale „od dawna”. Mężczyzna-pacjent zapytał, czy są dostępne inne leki o podobnym działaniu? Lekarz odpowiedział „tak”. Mężczyzna upewnił się u polityków, czy w niedalekiej przeszłości nie planowali wypowiedzenia wojny obcemu krajowi. Okazało się, że nie. Od lekarza dowiedział się też, że jego choroba nie zagraża życiu. Pomyślał więc, że zwróci się do importera Colchicum Dispert, firmy PharmaSelect, której dyrektorem zarządzającym jest (nazwisko znane redakcji). Ale oddalił ten pomysł. Dyrektor na pewno powołałby się na przywołanego wyżej ministra zdrowia (nazwisko znane redakcji). Pozostaje pytanie: jak długo tłumacz specjalista przekładałby na polszczyznę około 1600 znaków, bo tyle liczy ulotka? I jak długo GIF zatwierdzałby taki tekst? Przypomnijmy, w czasie, kiedy nie groziła nam wojna.


Piątek, 26.10 – Wychynięcie


Otwarcie na świat jest przyczyną nie groźnych chorób, a oświeconego rozwoju. Tym truizmem wkraczam w szacowne bramy University of Oxford. W najlepszej polskiej gazecie codziennej przeczytałem krótką notatkę o uruchomieniu od września 2013 roku studiów o Polsce w owym sławnym brytyjskim uniwersytecie. Pomysł rzucił prof. Norman Davies, a pierwsze pieniądze (6 mln złotych) wyłoży Noble Bank Leszka Czarneckiego. Studia o Polsce w St. Anthony`s College są przewidziane dla 20 osób, a ich celem będzie tworzenie kadry ambasadorów Polski za granicą. Nauka będzie płatna, ale zaplanowano trzy trzyletnie stypendia. Wykładają tu m.in. Timothy Garton Ash i prof. Jan Zielonka. Patronem programu został premier Tadeusz Mazowiecki. Przypomnę, że przez kilkadziesiąt lat ściąganiem polskich studentów do Oxfordu (na różne kierunki nauki) zajmował się prof. Zbigniew Pełczyński, wieloletni wykładowca tej uczelni, założyciel Szkoły Liderów w Polsce. To świetna inicjatywa i wielkie dzięki dla profesora Daviesa. Decydent Snobujący nieustannie lobbuje na rzecz wychodzenia (nie ma liczby mnogiej od rzeczownika wychynięcie) z polskiego zaścianka. Kolejna mała furtka została otworzona.


Czwartek, 25.10 – Tchórzostwo


Czym może być powodowane tchórzostwo? Strachem, polityką, kolesiostwem? Który czynnik zagrał w przypadku ministry Muchy? Odpowiedź zna tylko premier. Deszczowy bezmecz był świetną okazją na pozbycie się z gabinetu Joanny Muchy, jako głównej odpowiedzialnej za wszystkie sprawy sportowe w Bolandzie (przypomnę: termin wymyślony przez red. Marka J. Zalewskiego, a lansowany przez Decydenta Snobującego). Czym ryzykowałby premier odwołując podwładną? Niczym? Z powodu braku sportowego ministra ani rząd by nie upadł, ani społeczeństwy by nie ucierpiało. Mało, lud pracujący miast i wsi z zadowoleniem przyjąłby odejście Muchy w niepamięć. Zadziwiające, jak często Tusk i PO strzelają do własnej bramki! Cóż za sadomasochizm! Niewiarygodne, żeby pierwszy piłkarz RP nie wykorzystał takiej gratki, jak ów deszczomecz, żeby najsłabszej zawodniczce nie pokazać czerwonej kartki.


Środa, 24.10 – Internet zapładnia telewizję


Przenoszenie telewizji do internetu, a radia do telewizji internetowej, to już zjawiska powszechne i postępujące. Ale odwrotnie? Tak było w TVN. Przedwczoraj w Faktach ze zgorszonym zdumieniem obserwowałem kilkuminutowy materiał, którego inspiracją stał się filmik z internetu. Jacyś niedopieszczeni młodzi ludzie wjechali samochodem marki Tico przez drzwi wejściowe do supermarketu i slalomowali między regałami. Wyczyn filmowali z wnętrza pojazdu, a ich koleś ze sklepu. Ochrona nie reagowała. Nic niekomu się nie stało. Film jest hitem w sieci. I takie hity tropią poważni redaktorzy z TVN, telewizji, która była powoływana z myślą o inteligentnej klasie średniej. Ostatnimi czasy Fakty TVN tak się zeszmaciły, że lawinowo tracą widzów. I słusznie. Stały się oknem na świat dla motłochu. Ale gawiedź nie wie, że powinna je oglądać. Postuluję więc: tefałenowcy, rozpocznijcie kampanię promocyjną Faktów (i zmieńcie tytuł na Fakciki) w Super Expressie i Fakcie, tym niby czytanym. Na pewno nie będą to wyrzucone pieniądze. Zdobędziecie oglądaczy. Wszak warunek jest jeden: więcej debilizmów. A You Tube zasoby ma niewyczerpane.


Wtorek, 23.10 – Dla kogo?


Takie pytanie często zadają ograniczeni dziennikarze, chcą się dowiedzieć o kim autor myślał pisząc. Jedni mówią, że o czytelnikach, a inni, że dla siebie. Chyba nikt nie pisze dla nikogo?! W moich czasach studenckich czytało się Kapuścińskiego, żeby nauczyć się jak pisać? Analizowaliśmy z zachwytem budowę każdego zdania, szczególnie „Cesarza”. A było co nicować. Tematy jawiły się sprawami drugorzędnymi – Polska czy zagranica. Pamiętajmy bowiem, że Kapuściński rewelacyjnie opisał również busz komunistycznej Polski. Teraz czytam (dopiero na stronie 42., rozdział 6) Doroty Masłowskiej „Kochanie, zabiłam nasze koty”. Kupiłem to cienkie (objętościowo) dzieło z zamiarem, że kiedyś przeczytam. Nieopatrznie rzucilem okiem na zdania otwierające. I gdyby nie inne obowiązki doczytałbym a la long do strony 156. Jasne, Masłowska to nie Kapuściński. Nawet nie wiem dokładnie o co jej chodzi. Ale to nieistotne. Język, słowotwórstwo, gramatyka, skojarzenia, dowcip, przewrotność – to najsmakowitsze cechy pisarstwa 29-letniej pisarki. I co jeszcze: to pisarstwo zachwyca nie tylko jej rówieśników, ale też znacznie starszych wyczytwaczy, jak choćby Sławomira Mrożka, Jerzego Pilcha czy niżej niepodpisanego.


Poniedziałek, 22.10 – Bralczyk na sznurku


Z lekkim zażenowaniem czytałem rozmowę profesora Jerzego Bralczyka z magistrem (tak przypuszczam) Michałem Ogórkiem, mającą promować książkę „Kiełbasa i sznurek”. Niezwykle cenię u profesora Bralczyka erudycję oraz wybitną sprawność w pięknie mądrym posługiwaniu się pisemną i mówioną polszczyzną. Pan Profesor był uprzejmy napisać wstęp do pierwszego numeru DECYDENTA, który we wrześniu 1999 roku miał jeszcze podtytuł „Pismo Lobbingowe”. Profesor napisał, kto to jest decydent i dlaczego posiadł moc decydowania (tekst można przeczytac w Archiwum). Gdy zobaczyłem, że ukazała się książka profesora i Ogórka, to zapragnąlem ją nabyć. I byłbym to zrobił, gdyby nie ów wspomniana wyżej rozmowa w weekendowej Gazecie Wyborczej. Tak jałowej wymiany zdań (bo nie myśli) zaprawdę się nie spodziewalem. Moderowanie rozmowy przez Ogórka uwłacza intelektowi Profesora, ale dlaczego tak poddaje się interlokutorowi? Czy cała książka traktuje o kiełbasie i sznurku? Już tego nie sprawdzę. Szkoda, Panie Profesorze, Pana intelektualnej rangi na ogórkowe rozmowy.


PS. Europoseł Jacek Kurski już po raz kolejny powtarza w największej telewizji, czyli w programie pierwszym, że coś się komuś należy „jak psu zupa”. Otóż nie, panie eurodeputowany. Psu należy się buda. Psy nie powinny jeść zup. Zupy jedzą tylko na wsiach oraz to, co spadnie z chłopskiego stołu. Takim stwierdzeniem potwierdza pan swoje wiejskie pochodzenie, które nie jest niczym złym, ale nie może pan – jako reprezentant społeczeństwa – propagować złych wzorów.


Piątek, 19.10 – Mierność


Dwóch boheterów deszczowego bezmeczu otrzymało wyroki godne wielkich chuliganów – recydywistów. Czy sąd kierował się literą czy duchem prawa? Obaj kibice, co niezwykle istotne – trzeźwi, nieagresywni – mieli pomysł i odwagę na rozładowanie groźnego społecznego napięcia narastającego z powodu odwołania meczu. Zostali schwytani i skuci kajdankami. W sądzie w Warszawie wysłuchali wyroki: dwa lata wstępu na imprezy masowe. Wiemy, że sądy są niezawisłe i z wyrokami się nie dyskutuje. Jednak można dyskutować ze stanem intelektualnym sędziow. Dwa lata zakazu stadionowego dla prawdziwych, niekaranych kibiców, to o dwa lata za dużo. Czy sędzia nie mógł zasądzić symbolicznej kary, np. 100 zł? Gdyby skazańcy nie mieli takich pieniędzy, to na pewno znaleźliby się w Polsce ludzie, którzy zapłaciliby za nich karę. Panie sędzio, na dwa lata skazuje się chuliganów. Ciśnie się na usta słowo kompromitacja władzy sądowniczej, ale bądźmy miłosierni, wystarczy powiedzieć: mierność.


Czwartek, 18.10 – Głupota, głupki!


Po 24 godzinach od deszczowego skandalu nie dowiedziałem się niczego pewnego. Wiem tylko, że decydenci nie chcieli wyrazić zgody na zasunięcie dachu nad stadionem. Nie wiem natomiast, czy uruchomienie mechanizmu podczas deszczu, w temperaturze kilkunastu stopni, rzeczywiście nie było możliwe. Najciekawsze jest rozwodnienie odpowiedzialności. Nikt się nie przyznaje, a PZPN wykazuje szczyt bezczelności przechodząc do ataku i żądając odszkodowania, uwaga za: utratę wizerunku! Tych, którzy mimo wiedzy o zapowiadanym długotrwałym deszczu, nie wyrazili zgody na zasunięcie dachu, śmiało można nazwać głupkami. Ponoć ostateczna decyzja zapadla przed godziną 11, a mecz miał się odbyć o 21. Szkoda, że nie znalazł się jeden odważny, który nie postąpił wbrew głupiej decyzji. Zapewne bez problemu można by było otworzyć dach nawet w trakcie przerwy w meczu, gdyby deszczu nie było. Ale, jak za komuny, mamy odpowiedzialność zbiorową. Czyli niczyją.


Środa, 17.10 – Polacy, nic się nie stało!


Chociaż nie od początku, to jednak udało mi się wysłuchać wszystkich istotnych komentarzy o wczorajszym niedomeczu. Nie ma sensu cytować wyrażanych w deszczu opinii w sytuacji, gdy niemal cała Polska to wszystko słyszała i widziała. Jednak kluczowe pytanie, kto był odpowiedzialny za decyzję o zasunięciu dachu, pozostało bez jednoznacznej odpowiedzi. W przedmiotowej sprawie widoczne są dwa istotne wątki. Pierwszy: przedstawiciel Narodowego Centrum Sportu powiedział, że podczas deszczu dachu nie można rozsuwać, gdyż zbierająca się w zagłębianiach woda unieruchomiłaby mechanizm. Nieco później konstruktor dachu powiedział, że dachu nie można rozkładać tylko przy temperaturach minusowych. Kto ma rację? Albo, innymi słowy, kto kłamie? Anyway, jak mówią Anglicy, międzynarodowa kompromitacja Polski zajaśniała pełną krasą. Kpiny będą odbijały się echem po Europie przez lata. Ale nic to. Jak już nauczyli nas kibice po klęsce biało-czerwonych kopaczy na Euro 2012, zakrzyknijmy zawadiacko: Polacy, nic się nie stało!


Wtorek, 16.10 – Dwa wydarzenia


Są takie daty, które się pamięta. Wszyscy Polacy wiedzą, że dzisiaj jest mecz Polska – Anglia. A ilu z nas pamięta, że dzisiaj, ale 34 lata temu, konklawe wybrało nowego papieża. Jana Pawła II. Tak zwana szeroka opinia publiczna bardziej interesuje się historią spotkań piłkarskich niż trudnym nauczaniem onegdaj płynącym po polsku z Watykanu. Bo to już zatarta przeszłość. A piłka to teraźniejszość i przyszłość. Właściwie to dobrze, że dzisiejsze kopanie piłki tak jednoczy Polaków. Te zasady każdy rozumie. Albo przegramy (nam wkopią), albo wygramy (my wkopiemy do ich bramki). Niepotrzebny tu wysiłek intelektualny. Lud pracujący miast i wsi potrzebuje igrzysk. Im biedniej się żyje, tym bardziej łaknie prostych, acz podniosłych, zdarzeń. A tu dzisiaj taki odwieczny przeciwnik, niemal wróg – Anglicy, z którymi najczęściej przegrywaliśmy. Jednak mimo tej „wrogości” na pewno nie dojdzie do ataków na wyspiarskich kibiców, tak jak było podczas Euro w przypadku Rosjan. Wróg wrogowi nierówny.


Poniedziałek, 15.10 – Sherlocku, to ty?


Koniec świata, jak powiedziałby dozorca Popiołek z zapomnianego serialu „Dom”. Albowiem Anglicy przygody Sherlocka Holmesa totalnie uwspółcześnili. Wczoraj w Ale Kino+ pokazano pierwszy odcinek serialu o sławnym detektywie z Baker Street 221b, zatytułowany „Sherlock: Studium w różu”. Coś niewiarygodnego! Jak można było teleportować Sherlocka w rok 2010?! Nowy Holmes dzieje się we współczesnym Londynie. A co to znaczy? Ano to, co wszyscy wiedza lub widzą nawet w Warszawie: taksówki zamiast dorożek, telefony komórkowe zamiast posłańców i telegramów, blog dra Watsona zamiast pamiętnika. Ponadto, charaktery bardziej wyraziste, nawet krnąbrne, dialogi błyskotliwe, montaż wykorzystujący najnowsze technologie. Słowem: nie Sherlock, a nowy James Bond. Mało tego, w rolę Holmesa wcielił się młodziutki Benedict Cumberbatch. Dobrze, że do zmian filmowych zaczął przyzwyczajać nas już Guy Ritchie, reżyserując w 2009 roku inne oblicze Sherlocka z Robertem Downey`em jr w roli tytułowej. Jego Sherlock przeładowany był scenami bójek, wybuchów i demolek. Najnowszy stroni od takich fajerwerków, bo tego byłoby już za wiele jak na wrażliwość i wyobraźnię widza. Wtedy rzeczywiście nie różniłby się niczym od Bonda. I po pierwszym szoku muszę przyznać, że dzisiejsze odświeżenie bohatera sir Arthura Conan Doyle`a ogląda się świetnie i z nie mniejszym zainteresowaniem, jak poprzednie, klasyczne realizacje.


Piątek, 12.10 – Referendum


To, co dzieje się wokół aborcji woła o pomstę do nieba i wszelkie plagi egipskie, które powinny dotknąć upadłą klasę polityczną. Tę poniżającą grę przepychanek powinno rozstrzygnąć referendum. Głosowanie obywatelskie zwołuje się w sprawach najwyższej wagi. A taką jest ustawa aborcyjna. Na pewno frekwencja będzie wystarczająco wysoka, aby oddane głosy stały się obowiązującym prawem. Z referendum powinien być wyłączony kler oraz politycy. Tak, w tym wypadku nie może być mowy o demokracji. Obie grupy zawodowe już dostatecznie się skompromitowały w tej materii. Pytanie powinno być jedno i jednoznaczne. Na przykład: Czy jesteś za tym, aby to kobieta miała decydujący głos w sprawie usunięcia ciąży? Odpowiedzi: Tak lub Nie. Koniec.


Czwartek, 11.10 – Tabloidzi


Dwa i pół miliona blogów, jakieś dwa miliony stron internetowych, do tego ponad milion dziennego nakładu tabloidów. To źródła czerpania informacji, bo przecież nie wiedzy, przez znaczącą liczbę obywateli RP. To grupa społeczna, można ją nazwać tabloidową, która nie rozumie współczesnego świata polityki i ekonomii. A co gorsza: nie chce zrozumieć. W stanie debilnym jest jej bardzo dobrze. Nie zdziwiła mnie więc informacja, że pewien bezrobotny z Poznania założył kolejną piramidę finansową pod nazwą fundacji Castellum, która ma „nieść pomoc obywatelom poszkodowanym w wyniku łamania prawa przez pracowników aparatu państwowego”. Majątek fundacji: 500 zł. Obiecywany zysk: 10 proc. od wpłaconej kwoty. Środki naiwnego motłochu miały być inwestowane w nowoczesne technologie informatyczne. W krótkim czasie prezes uzbierał milion złotych i zniknął. Z powodu choroby przekazał kierowanie fundacją innej osopbie, która też rozpłynęła się w rzeczywistości. Afera Amber Gold niczego tabloidowców nie nauczyła, bo nie zrozumieli mechanizmów jej działania. Nie zrozumieli, bo nie chcieli oraz nie mogli, bo się odmóżdżyli. A kto powinien zwrócić naiwniakom utopione pieniądze? Oczywiście Tusk. Jako sprawcę wszelkiego zła należy go zdjąć z premierowskiego stolca i nasadzić nań Kaczyńskiego lub Glińskiego. Wtedy wszystkie piramidy runą w trymiga.


Środa, 10.10 – Cydr w Bolandzie


Dwóch idealistów, zapewne niepijących, będzie produkowało w Polsce cydr. Nabywcami mają stać się ci, którym znudziło się piwo. A szczególnie kobietom się przepiło (skoro funkcjonuje – przejadło). Wniosek taki wyciągnieto z faktu, że panie w większości (choć znam dwie kobiece kobiety, a nie babochłopy, które tego procederu nie uprawiają) dosładzają złotą gorycz sokiem. Pisałem już w tym miejscu, że Polska, choć jabłkami stoi, nie będzie rynkiem zbytu dla cydru. Takie próby były już podejmowane i zawsze kończyły się fiaskiem. Cydr próbowali importować i wielcy, i mali (Anita Chachulska w majątku Sławno). Padli. Dzisiaj w powszechnej sprzedaży pojawił się Somersby Apple Beer Drink (Carlsberg) czyli cydr. Jest dość drogi. Smak – bez rewelacji. Mało kto kupuje. Ponadto, kilka dni temu w jednym ze sklepów w Galerii Mokotów widzialem na półce kilka gatunków cydru z importu. Minionego lata w jednej z restauracyjek przy ulicy Francuskiej usiłowano sprzedawać cydr portugalski – zainteresowanie śladowo większe od zera. Nowi śmiałkowie zamierzają rzucić swój cydr na rynek do 25 tysięcy sklepów na wiosnę. Słusznie, bo kto będzie schładzał gardziel (gardziołko) cydrem w zimie?! Niestety, spółka sympatycznych Polaka i Francuza padnie. W krainie nad Wisłą, zwanej przez redaktora Marka J. Zalewskiego Bolandą, pije się: 1. gorzałkę, 2. piwo (bez soku), 3. whisky, 4. wino. A o cydrze nikt tu nie słyszał. A jeśli już taki globtrotter się znajdzie, to mówi: cedr. No to niech łyknie żywicznego cedru.


PS. W dzisiejszej „Polityce” podana jest inna kolejność spożywania. Cytuję (w procentach): piwo – 50,6, wódka – 36,8, wino – 7,1, whisky – 2,8.


Wtorek, 9.10 – Cierpliwa panna


Różne debilizmy krążą po sieci. Niektóre mogą być nakierowane na wyłudzanie danych. Publikuję taki oto list, który otrzymałem wczoraj. Uważajcie na takie zaproszenia.


Witaj Drogi,
Nazywam się panna Patience kure, mam swoje dane kontaktowe, w tym www.nfa.alfadent.pl strony i jestem zainteresowany znając Ciebie i jest przyjazny z tobą. Byłbym wdzięczny, gdybyśmy zapoznania się jak najszybciej, można dotrzeć do mnie poprzez mój prywatny e-mail podane poniżej tak, że ja wysłać moje zdjęcie dla Ciebie, tak, że możemy poznać siebie lepiej.Mój prywatny adres e-mail: ( patiencekure643@yahoo.co.uk ) I uwierzyć, że możemy zacząć od tego miejsca, ponieważ ma jedną znać kogoś. Chcę, żebyście wiedzieli, że rasę lub odległość nie ma znaczenia, ale kochać i troszczyć się wiele spraw w życiu. Nie mogę się doczekać, aby usłyszeć więcej od ciebie najwcześniej.
Z poważaniem,
przegap Patience


Sorry, cierpliwa panno, ale nie skorzystam.

Hello Dear ,
My name is Miss Patience kure, I got your contact details in this site www.nfa.alfadent.pl and i am interested in knowing you & being friendly with you . I would appreciate if we get acquainted as soon as possible, you can reach me through my private e-mail stated below so that i will send my picture to you,so that we can get to know each other better.
My private e-mail:( patiencekure643@yahoo.co.uk ) I quite believe that we can start from here since it takes one to know someone. I want you to understand that race or distance does not matter but loving and caring matters a lot in life. I look forward to hear more from you soonest.
Yours truly,
Miss Patience


Poniedziałek, 8.10 – Łupkowanie


Surowce to nie tylko gospodarka, to również polityka. Kto ma gaz i ropę naftową, ten rządzi. Jednak nafciarze i gazownicy niczego nie zdziałają bez polityków. Tak się dzieje wokół polskiego gazu łupkowego. Eksploatując łupki u siebie, Amerykanie obniżyli cenę błękitnego paliwa czterokrotnie i praktycznie stali się samowystarczalni. Rosjanie poczuli się zagrożeni. Gdy w Polsce ruszyły odwierty, uruchomili lobbing antyłupkowy. W Europie i w USA. Eurokraci już zaczynają przebąkiwać o szkodliwości, dla ekologii, i kosztach łupkowania. Rosjanie wynaleźli w USA firmę doradczą Pace Global, która krytykuje oficjalne dane dotyczące amerykańskiego wydobycia gazu. Owa firma została przejęta przez Siemensa, który jest jednym z głównych partnerów Gazpromu w Niemczech. Gazprom zlecił Pace Global napisanie raportu o kosztach eksploatacji gazu z łupków. Raport wyszedł po myśli Rosjan. Ręka rękę myje. Poważni eksperci jednak podważyli rwewelacje amerykańsko-rosyjskiego badania. Nie dziwota, że lobbyści Kremla dwoją się i troją, aby ukatrupić polskie ambicje łupkowe. A co robią nasi eurodeputowani? A jest ich 51. Jakoś nie czyta się i nie słyszy (przynajmniej w mediach głównego nurtu) o ich walce o polski gaz łupkowy. Natomiast słychać ich i widać, gdy usiłują włączać się do bełkotu w wewnętrzne sprawy polityczne. Czyżby z Brukseli było widać lepiej, co w Polsce piszczy? Ale nie w sprawach najważniejszych dla ekonomicznego bytu narodu. Ciekawe, jak zareagowałby jeden czy drugi dziennikarz, gdyby nasz eurodeputowany zatelefonował i powiedział: Lobbuję w sprawie naszego łupkowego być albo nie być. Chcę o tym powiedzieć Polakom. Co by usłyszał? Odpowiedzi proszę nie nadsyłać.


Piątek, 5.10 – Jeszcze dwa


Jako wielki zwolennik mediów drukowanych zawsze się cieszę na wydawnicze nowości. Co prawda czytam tylko prasę polityczno-ekonomiczną, ale zauważam też  inną. W niezastąpionym PRESS czytam, że do Polski wchodzą dwa nowe miesieczniki: Harper`s Bazaar i Grazia. Oba dla kobiet. Oba będą publikowały te same treści, które już są prezentowane w nadmiarze choćby w Vivie, Party, Fleszu, In Style, Show i innych. Pojawia się pytanie, po co zagraniczni wydawcy to robią? Czy nie wiedzą, że polski rynek jest już przesycony? Nie wiedzą, że reklamodawców jest mniej, a ci, którzy się ostali ograniczyli wydatki i nie mogą rozrzucać pieniędzy po coraz większej liczbie takich samych tytułów? Być może jednak chodzi o pieniądze. Ale nie o zarobek, a o zyskowaną stratę. Cwani dyrektorzy finansowi w różnych systemach podatkowych potrafią stratę przemienić w zysk. Jak to robią? To ich tajemnica. Być może na H. Bazaar i Grazię rzucą się czytelniczki. Pierwszy numer zawsze sprzedaje się świetnie. Później pojawia się równia pochyła. Po roku możemy usłyszeć „grazie”, wychodzimy z Polski.


Czwartek, 4.10 – Ożywczo


Jakie mogą być motywy, żeby nie oglądać w telewizji wiadomości? Na przykład: polityczna beznadzieja. Ale ile szkody intelektualnej może wyrządzić taka samoograniczająca decyzja. Wczoraj i przedwczoraj jednym z ważniejszych newsów był taki: budowa skoczni narciarskiej na Stadionie Narodowym. Mając wyjątkowo ograniczoną wyobraźnię i nie oglądając Wiadomości nie wpadł bym na taki pomysł. Chylę czoła przed inicjatorami akcji. A nie jest to żart. W ideę zaangażowały się autorytety narciarskie, jak np. Apoloniusz Tajner. Lud pracujący miast i wsi z podziwem kiwa głową i czeka na realizację. Jeden jedyny głos „a po co to?” został zawieszony w próżni. Naukowiec jakiej specjalności mógłby objaśnić motywy pomysłodawców? Inżynier, psycholog, psychiatra, socjolog? Rzucam myśl, a wy ją łapcie: z programów informacyjnych typu Fakty czy Wiadomości należy wyraźnie wyodrębnić dział zatytułowany: Bezmózgowie. I zatrudnić odpowiednich redaktorów. Będzie bardzo ożywczo.


Środa, 3.10 – Jaki dziad?


Różni nadęci mędrcy wymyślili kilka wzorów na obliczanie skuteczności reklam. Ale ile jest skutecznej prawdy w tych statystykach – tego nie wie nikt. Od jakiegoś czasu nieustannie rozbawia mnie reklama (bodaj T-mobile?). W odległym planie, między starszym mężczyzną, a takim w średnim wieku, siedzi młody człowiek. Młodzieniec mówi, że dla niego najważniejsza jest piłka nożna. Tak, jak dla ojca i dziada. I wtedy spokojnie odzywa się ten starszy: „Jaki dziad?”. Reakcja dwóch pozostałych jest naturalnie świetna. Dramatyzm sytuacji i wyczekiwanie na puentę powodują, że po obejrzeniu tego spotu trudno sobie przypomnieć, co było reklamowane. W pamięci pozostają akcja i dialog. Podobnie trudno byłoby zapamiętać reklamy banku ING z łysiejącym i podtatusiałym ofermą będącym pod pantoflami całej rodziny, gdyby nie popjawiał się Marek Kondrat. Aktor już od lat tak wrósł w rolę śląskiego bankiera, że każdy Polak wie, co reklamuje. Ale ile lat pakowano ten przekaz do łbów telewidzów? Ile pieniedzy wydano? Tego nie wie nikt, oprócz dyrektora finansowego ING Banku Śląskiego.


Wtorek, 2.10 – Tylko nie profesor!


Wyobraźmy sobie belfra na czele rządu. Mądrzy się, teoretyzuje, poucza, śmieszy, a nawet tumani. Do czasu, aż w krainie zapanuje chaos. Profesor na czele rządu to wyśniony koszmar. I do tego socjolog. Aha, więc zna różne sztuczki, manipulacje, teoretycznie rozumie, co pracującemu ludowi miast i wsi się śni na jawie. I będzie się starał zaspokoić te majaczenia. Lud padnie na kolana przed naukowym autorytetem, wspartym koalicją Rydzyka z Kaczyńskim, i pójdzie w ogień za głoszonymi demagogiami. Ale dokąd to dojdą owe owieczki i baranki? Na pewno nie do krynicy szczęścia. Trochę mniej zabobonny lud wie, że każdy profesor żyje w swoim naukowym, wyimaginowanym świecie oderwanym od rzeczywistości. Nawet, jeśli jest to socjolog czyli teoretyczny znawca społecznych zachowań. A kto by wszedł do rządu premiera socjologa? Może psycholodzy, psychiatrzy, neurolodzy i profesorowie innych niezbędnych do sprawowania władzy medycznych profesji. I takiego kandydata wysmażył prezes PiS. Prezes, który sam nie wie, na jakim świecie żyje. Pamiętacie, jak doradcy zaprowadzili go do sklepu, żeby dowiódł drożyzny zgotowanej żebrzącemu narodowi przez Tuska i jego kamarylę? Żal mi było tak niebywale przestraszonego Kaczyńskiego, który nie wiedział gdzie się znajduje, co tu robi, co należy kupić, jak się zachować pomiędzy półkami. Można było podejrzewać, że przywódca opozycji, były premier rządu, był po raz pierwszy w sklepie. Matko Boska, przegoń Kaczyńskiego – chciałoby się strawestować zaśpiew Pussy Riot.


Poniedzialek, 1.10 – Telestajnia


Nie ulega żadnej wątpliwości, że abonament radiowo-telewizyjny musi być opłacany przez wszystkich zobowiązanych obywateli. Wiadomo też, że nie może być zachowany dotychczasowy system płatności. Zawsze będzie duża grupa ludzi, którzy nie będą ło

W wydaniu nr 131, październik 2012 również

  1. PRZEDSIĘBIORCZE KOBIETY

    Lepiej zarządzają i bezpieczniej inwestują - 25.10
  2. WHISKY Z KRAJU KWITNĄCEJ WIŚNI

    Butelka za 62,5 tysiąca złotych - 24.10
  3. PROMOCJA KSIĄŻKI

    Praktyczna Ukraina - 22.10
  4. NIEPOKÓJ EKSPERTA

    Pięć mitów Inwestycji Polskich - 21.10
  5. DATA, KTÓRA UMKNĘŁA UWADZE

    Koniec kryzysu w strefie euro? - 12.10
  6. NOWA ZELANDIA ZMIENIA STOLICĘ

    Wellington - Środek Śródziemia - 9.10
  7. REBRANDING PO AMERYKAŃSKU

    Reanimacja marki AIG - 9.10
  8. ILE JEST METALI NA ZIEMI?

    Polityczne wojny surowcowe - 8.10
  9. LEKTURY DECYDENTA

    Nasz lobbing w UE - 21.10
  10. NOWY JORK, LONDYN, WARSZAWA

    Jesienna ofensywa polskich artystów - 5.10
  11. MIESZKANIE DO WYNAJĘCIA

    Najlepsza lokalizacja w Białołęce
  12. WYBÓR DECYDUJĄCY O SUKCESIE

    Jaka powinna być nazwa firmy? - 2.10
  13. WIDZIANE Z AUGUSTOWA

    Już zaczynają straszyć ludzi - 2.10
  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 31.10 – Bereza to za mało
  15. SZTUKA MANIPULACJI

    Unikowo-wykrętna ekwilibrystyka - 1.10
  16. SIŁA POLITYKI

    Tadżyckie braterstwo - 31.10
  17. GAZ ŁUPKOWY W POLSCE

    Wiele znaków zapytania - 1.10
  18. STRATEGIA LUFTHANSY

    Kiedy opłaca się zabić markę? - 1.10
  19. I CO TERAZ?

    Chocholi taniec w oparach absurdu - 5.10
  20. NIEZŁA SZTUKA (3)

    Od faraona do lady Gagi - 1.10
  21. SUROWCE NATURALNE

    Spekulacja czy inwestycja? - 1.10
  22. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Bond o Bondach - 13.10
  23. NIEZBĘDNOŚĆ MĄDREGO PLANOWANIA

    Jak przebrnąć przez projekt internetowy (2) - 1.10