Established 1999

SIŁA POLITYKI

2 wrzesień 2012

Zaplątany w Europie - 28.09

W Rosji ludzie żądają na scenie uczuć – ocenia Iwan Wyrypajew. I dodaje, że dzięki temu rosyjscy reżyserzy nie stoczyli się – jak to nazwał – w teatr konceptualny, który ma dziś dominować w Polsce i Niemczech – pisze Henryk Suchar.


Znany twórca, dramatopisarz, laureat nagród na festiwalach filmowych i mąż Karoliny Gruszki wypowiedział się specjalnie dla portalu Trud.Ru.


Pytany jak silnie zakorzeniony jest w kulturze rosyjskiej, Wyrypajew odparł, że „nawet bardzo”. – Ale jednocześnie coraz bardziej przyjmuję świadomość europejską – dodał. – Zaczynam już percypować kulturę europejską, jej styl, intonację. A po tym wyznaniu reżyser jednak wypalił, że cywilizacja europejska ginie, i że sam on nie ma jakiekolwiek życzenia, by podążać w tym kierunku, w którym zmierza kontynentalna kultura i moralność. A następnie jeszcze powiedział, że „my, tu w Rosji, jesteśmy potwornie niewykształceni. Jesteśmy zwyczajnie ciemnymi ludźmi, którym trzeba by zaszczepić tęgą dawkę europejskiej świadomości”.


Wygląda, że małżonek naszej sympatycznej aktorki był albo po paru głębszych, albo tak mu się wielowektorowo, nieco rozwichrzenie gada, bo ten typ tak ma. Tylko że trzeba uczciwie przyznać: 38-latek Iwan Wyrypajew to najwyższej próby artysta średniego pokolenia o międzynarodowej renomie, który – jak mniemam – niejednego jeszcze dokona. I przypomnijmy także, że wystawiał w Teatrze na Woli oraz w Teatrze Narodowym.  


Chwalili heretyka – 27.09


Nasłuchałem się właśnie o Słonimskim. Gdzie? Na spotkaniu w stołecznym „Wrzeniu świata”, gdzie by pogawędzić o genialnym skamandrycie zebrało się grono żyjących koryfeuszy. Wyrażali fascynację tą nietuzinkową, ba wielką postacią, tak wielką, że – jak żartowano, choć był to w sumie fakt autentyczny – trumna z doczesnymi szczątkami poety nie mogła wejść do wykopanego przez grabarzy grobu w podwarszawskich Laskach.


O bohaterze monografii „Heretyk na ambonie” (autor: Joanna Kuciel-Frydryszak) mówili m.in. wspaniale dysponowana Julia Hartwig, jej kolega po piórze Jacek Bocheński i Anna Trzeciakowska, która poznała Słonimskiego na początku lat 50. tamtego stulecia w „Czytelniku”, gdzie kierowała jednym z działów merytorycznych (zarazem wybitna tłumaczka z angielskiego).


Płynęły relacje o tym, że pan Antoni był gadatliwy, niebywale dowcipny, przekorny, odważny, jednocześnie ufny i się szalenie przywiązywał do ludzi. Niemal ojcowską miłością darzył np. Tadeusza Konwickiego, a młody Michnik (jego sekretarz i powiernik) działał na mistrza odmładzająco, wręcz pobudzająco, wyzwalając w nim rewolucyjnego ducha.


Słonimski był pupilem bujnego środowiska literackiego i artystycznego PRL-u, wszyscy chcieli się pogrzać w cieple jego intelektu, humoru i złośliwości, no może poza Stefanem Kisielewskim. Ci dwaj panowie po prostu na sobą nie przepadali. I nawet podejmowane przez dyplomatycznego Michnika próby pojednania obydwu dżentelmenów spaliły na panewce.


Spotkanie było radosne, skrzące się reminiscencjami dawnej daty, i tylko raz zrobiło się minorowo. A to przy wspomnieniu Julii Hartwig, która przywołała okoliczności kraksy samochodowej: w jej wyniku pisarz doznał rozległych obrażeń i parę godzin później zmarł w klinice rządowej. Miał 81 lat. Do wypadku doszło koło podwarszawskich Obór. To tam Hartwig wraz z mężem Arturem Międzyrzeckim mieli się ze Słonimskim spotkać w pięknym pałacu (zwanym wtedy Domem Pracy Twórczej).


Z reporterskiego obowiązku nadmienię, że gości klubu „Wrzenie świata” witał znany reportażysta Mariusz Szczygieł, a całość prowadził dobrze do swej roli przygotowany Remigiusz Grzela. No i, oczywiście, o swoim dziele opowiadała też pani Kuciel-Frydryszak, która poświęciła masę czasu i autentycznego zaangażowania, by „Heretyk na ambonie” (wydawnictwo W.A.B.) zasłużył na miano wzorcowej, ba, pasjonującej biografii.



Ryglować Chiny – 26.09


Amerykanie podobno się cieszą na konflikt, jaki Chiny i Japonia toczą wokół kilku skalistych wysepek zwanych albo Diaoyutai, albo Senkaku. A dlatego, że wszelkie zaostrzenie stosunków między dwoma historycznie zantagonizowanymi krajami Waszyngtonowi jest na rękę. Tak twierdzi socjolog Andriej Furcew w portalu Trud. Podkreśla też, że do Azji Wschodniej USA przerzucają flotę, by w „razie czego” zaryglować cieśniny, przez które zmierzają tankowce z ropą dla Chin. Nie jest wykluczone, że Amerykanie wzmocnią jeszcze swój kontyngent wojskowy stacjonujący na Wyspach Japońskich.


Zdaniem Furcewa wszystko robione jest po to, by okrążyć Chiny, tak jak swego czasu okrążano ZSRR. Rosyjski naukowiec powołuje się na cytaty z najnowszej książki Zbigniewa Brzezińskiego „Strategic Vision”, gdzie ten amerykański polityk polskiego pochodzenia postuluje utworzenie sojuszu USA-Turcja-Rosja. Cel przymierza ma być jasny. Z jednej strony Turcja traktowana jest przez Waszyngton jako narzędzie presji na Iran; z drugiej strony Rosja służyć ma jako instrument nacisku na Chiny.


– Brzeziński wzywa nas, byśmy swoimi rękami wyciągali z ognia kasztany dla wuja Sama – sarkastycznie wnioskuje Furcew. Pisze, że kto jak kto, ale Anglosasi to umieją szczuć na siebie tych, których uważają za swych głównych przeciwników. I dodaje, że w XX wieku dwukrotnie napuścili Niemców na Rosję.


Zwiędła opozycja – 25.09


Czarno widzi perspektywy oporu wobec rządów Władimira Putina jeden z czołowych rosyjskich opozycjonistów. Władimir Miłow twierdzi, że ruchowi protestu brakuje już dynamiki i wigoru, jakie widoczne były jeszcze w grudniu zeszłego roku. Eks-wiceminister energetyki, dziś stojący na czele ugrupowania Demokratyczny Wybór, uważa, że w ogóle nie wiadomo, jakie cele i taktyka przyświecały niedawnym antyputinowskim demonstracjom.


Wypowiedź Miłowa przytacza dziennik „Los Angeles Times”, podkreślający, że coraz więcej osób się zastanawia, czy aby rosyjska opozycja nie znajduje się kryzysie. Miłow mówi też „LAT”, że pozycja Putina jest nadal silna, lecz brakuje mu potencjału wzrostu popularności. – On ciągle utrzymuje władzę, ponieważ nie ma poważnego rywala. Personalna alternatywa pojawić się może dopiero na najbliższych wyborach lokalnych – przewiduje lider Demokratycznej Rosji.


W końcówce wywiadu ambitny polityk bez fałszywej skromności ocenia, że może być niezłym, ze sporymi szansami opozycyjnym kandydatem na prezydenta Rosji. Czyli godnym przeciwnikiem dla Władimira Putina, który jednak niezmiennie cieszy się sympatią rodaków, choć może już nie na taką skalę jak parę lat temu. Przyszłość pokaże, czy – po pierwsze – Miłow zostanie wysunięty przez formacje zwalczające Putina jako ich wspólny nominat, i jeśli już to czy – po drugie – będzie w stanie odegrać rolę realnego, godnego konkurenta.

Chytre lisy – 24.09



Chińczycy chcą szkolić policję afgańską. Wyszło to podczas pobytu w Kabulu delegacji ministerstwa bezpieczeństwa publicznego z Pekinu. Dowodził nią Zhou Yongkang, ważny członek biura politycznego partii komunistycznej, odpowiadający za aparat przemocy. I w tej sytuacji nie dziwi, że w ogóle podczas tej wizyty podpisano szereg dwustronnych porozumień o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa, o czym doniósł portal Newsru.com.


Dotąd policjanci w Afganistanie trenowani byli przez specjalistów z NATO. Ale ci nie mieli lekkiego życia: afgańscy podopieczni zbyt często obracali przeciwko nim służbową broń. Tymczasem wygląda, że Chińczycy, mający apetyt na większe wpływy w zapalnym, newralgicznie położonym kraju, nie boją się perspektywy podobnych incydentów z udziałem swoich instruktorów.


A może rzeczywiście nie muszą się lękać wrogości ze strony gospodarzy? Bo przecież nigdy nie najeżdżali Afganistanu, ponadto w czasie radzieckiej inwazji intensywnie pomagali siłom zwalczającym nieproszonych gości.


Dodam tylko, że od 1966 roku w Kabulu nie było tak wysoko postawionego – jak Zhou Yongkang – polityka z Chin (chiński prominent spotkał się m.in. z prezydentem Hamidem Karzajem). A że w końcu przyjechał to tylko dowód na to, że chytre lisy z Zakazanego Miasta pokojowo „zdobywają” nowe terytoria, nie oddawszy nawet jednego strzału.

Zero wpływu – 21.09



Wiele prodemokratycznych organizacji w Rosji zostało na lodzie. A to dlatego, że Moskwa zerwała współpracę z Amerykańską Agencją ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID), która je finansowała. Ubolewa nad tym dziennik „The Washington Post”, niemogący pojąć, czemu Departament Stanu nie reaguje na nieprzyjazne kroki Kremla. „A może w przeddzień wyborów prezydenckich administracja Obamy nie chce się otwarcie przyznać, że reset stosunków z Moskwą nadział się na przeszkodę?” – pytają retorycznie autorzy komentarza redakcyjnego.


Gazeta oburza się także na to, że dla władz amerykańskich jest już dziś drugorzędną kwestia poparcia dla demokracji w Rosji. „I to w czasie, gdy tam żądania zmian są tak dobitne jak nigdy w ostatniej dekadzie” – dodaje. Postuluje zarazem, by mimo wszystko Ameryka zwiększyła pomoc dla rosyjskich demokratów, a nie z obojętnością się przyglądała, jak Putin likwiduje jej programy i projekty solidarnościowe (typu zamknięcie moskiewskiej filii USAID). Uważa, że proporcjonalną odpowiedzią byłoby m.in. powołanie do życia nowej, opłacanej z pieniędzy podatników USA, fundacji wspomagającej społeczeństwo obywatelskie w Rosji.


Ale Stany Zjednoczone mają tu jednak twardy orzech do zgryzienia: powolne wygasanie antyputinowskiego oporu świadczy o tym, że ich wpływ na kształtowanie realnych wydarzeń w Rosji jest teraz raczej minimalny.


Kipi kocioł kaukaski – 20.09


Iskra wystarczy, by rozgorzał krwawy konflikt między Czeczenią a Inguszetią, dwiema mini republikami leżącymi na rosyjskim Kaukazie. Bo Grozny i Magas kłócą się o przebieg granicy. Wcześniej obie krainy tworzyły jednolity organizm (do jesieni 1990). Ale gdy się unia zawaliła to dwa bardzo do siebie etnicznie podobne ludy nie były w stanie pokojowo się dogadać, jak sprawiedliwie podzielić wspólne niegdyś terytorium.


W wypowiedzi dla portalu „Swobodnaja Pressa” znawca przedmiotu, wiceszef Instytutu Analizy Politycznej i Wojskowej, Aleksandr Chramczychin uznał, że gdyby rzeczywiście doszło do groźnych spięć między Czeczenami i Inguszami to Moskwa by się opowiedziała po stronie tych pierwszych. A to dlatego, że już dawno temu prezydent Władimir Putin postawił na Ramzana Kadyrowa, jako na zwornika i gwaranta stabilizacji na Kaukazie Północnym.


Na razie, mówi Chramczychin, Kreml przerzuca do regionu posiłki, na które głównie składają się żołnierze specnazu GRU (wywiadu wojskowego). Ale rosyjski ekspert nie wyklucza, że by zapanować nad wojowniczością antagonistów powstać może strefa buforowa obsadzona przez jednostki rosyjskiej armii. „Nad Kaukaz nadciąga burza” zatytułowano wywiad z Chramczychinem w „Swobodnej Pressie”.  


Kosmiczne grono – 19.09


W Astanie, kazachskiej metropolii otwarto filię międzynarodowego klubu bogaczy, co to wcześniej miał powstać w USA. By do niego wstąpić trzeba mieć co najmniej 100 tys. dolarów. Dysponując taką kwotą uczestnik dostąpi pierwszego stopnia wtajemniczenia. Najwyższy jest stopień czwarty, ale by do niego „dorosnąć” należy posiadać minimum 15 mln USD. Członkostwo w owym klubie (jego kolejną filię miano równocześnie uruchomić w Moskwie) wiąże się z uprzywilejowanym, ale i tańszym dostępem do rozmaitych elitarnych usług.


Według informacji portalu „Ekspress-K”, uczestnictwo w tym elitarnym gronie oznacza, że m.in. można ze zniżką rezerwować numer prezydencki w hotelach całego świata, z bonifikatą wynajmować jachty i samoloty oraz zamawiać stoliki w luksusowych restauracjach. Członkowie klubu mogą również korzystać z rad ekspertów, którzy wskażą gdzie i w jakiej stolicy szukać wytwornych, modnych butików. Ale i jak trafić na zastrzeżone pola golfowe, czy gdzie znaleźć cwanego prawnika, który na skalę globalną zna wszystkie niuanse i kruczki prawne.


I jeszcze: dzięki przynależności do elity finansowej zgrupowanej w tym tajemniczym klubie można też zabiegać o lot w kosmos. Jeden polski miliarder już miał nawet lecieć, tylko ciągle jakoś nie startuje (ale nie wiem czy go przyjęto do klubu). Jak widać, wystarczy tam być, by się móc spodziewać wszelakich wyrafinowanych uciech i udogodnień, jakie oferuje nasz ziemski padół.



Zbydlęcenie – 18.09


– Nie jest to spór z islamem, lecz plugawe błoto. I taką obleśną breję wylano na jedną z najpopularniejszych religii świata – twierdzi Eduard Limonow. Limonow nie kryje oburzenia, oceniając prowokacyjny kicz „Niewinność muzułmanów” nakręcony w USA. Rosyjski pisarz, zarazem polityk opozycyjny, zasiadający w gremium kierowniczym antykremlowskiego ugrupowania Inna Rosja, uważa, że ten film to zbrodnia z premedytacją. Dał temu wyraz na blogu w „Żiwym Żurnalu”, co zrelacjonowała agencja Rosbałt.


Limonow obejrzał „dzieło” z opóźnieniem, ale teraz wypalił, że zostało nakręcone przez „bydlaków”. – Jest wstrętne, odpychające, spichcone specjalnie po to, by wywołać rozlew krwi – pisze literat, który swego czasu sam zasłynął z antyislamskich wypowiedzi. Przed laty odwiedził nawet bośniackie Sarajewo, i cieszył się tam z rzezi muzułmanów: tak jak Serbowie chciał do nich strzelać.


Teraz kontrowersyjny twórca ocenia, że tandetny obraz –  prawdopodobnie dzieło amerykańskiego Kopta (chrześcijanina) – jest przejawem zbydlęcenia. – Prosty jak konstrukcja cepa,  intencjonalnie sprośny, naładowany najcięższymi obelgami wymierzonymi nie tylko w Proroka, ale także w inne ważne osoby, przewijające się przez historię mahometanizmu – nie posiada się z odrazy wobec złośliwej szmiry rosyjski opozycjonista.


Wygląda, że w Rosji film zostanie zakwalifikowany jako ekstremistyczny i trafi na indeks. Na razie władze zażądały od operatorów Internetu, by blokowały użytkownikom sieci dostęp do obrazu.                


Turkmeni się liczą – 17.09


Rachują turkmeńskie dusze, czyli ruszył spis powszechny w pustynnym, leżącym na gazowej poduszce kraju. Jednak główny etap akcji wyznaczono dopiero na koniec roku, między 15 a 26 grudnia. Teraz to rachmistrzowie zapuszczają się w rejony trudno dostępne, m.in. te, gdzie hodowcy sezonowo wypasają zwierzęta. Za parę miesięcy byłoby tam zupełnie nie sposób dotrzeć.


Portal Turkmenistan.Ru informuje, że w kluczowej statystycznej operacji weźmie w sumie udział 25 tys. osób. Armia ta składa się z przeszkolonych studentów, nauczycieli, lekarzy, a także przedstawicieli lokalnych ogniw władzy. Mają ustalić, jaka populacja zamieszkuje dziś środkowoazjatycką republikę. Poprzedni, pełnowymiarowy spis ludności odbył się tam w 1995 roku; wynikało niego, że w Turkmenistanie żyje 4,4 mln obywateli. Później ogłaszano – jak twierdzi opozycja, biorąc liczby z sufitu – że Turkmenów jest ponad 5 mln (2000) i 6,8 mln (2006).


Życzmy sympatycznym Azjatom, kiedyś (do 1991 r.) będącym poddanymi imperium zawiadywanego z Moskwy, by teraz uściślili stan faktyczny.


Dodam tylko, że w XX wieku los nie oszczędzał Turkmenów. Najpierw przetrzebiła ich druga wojna światowa, w której w ramach Armii Czerwonej bili się z Niemcami. Później – w 1948 roku – stołeczny Aszchabad nawiedziło apokaliptyczne trzęsienie ziemi, niosąc śmierć ponad 160 tys. osób.


Putin an szczycie – 14.09


Pierwszą „oficjalną” wspinaczkę na szczyt Władimira Putina odnotowuje strona agencji „24.kg”. Na górę weszli alpiniści działający pod patronatem Międzynarodowego Forum Issyk-kulskiego im. Czyngiza Ajtmatowa, nazwanego na cześć wybitnego pisarza kirgiskiego (zmarłego parę lat temu). Sportowy wyczyn poświęcono zbliżającej się wizycie w Biszkeku prezydenta Rosji Putina – podkreśla portal. Szczyt ma wysokość prawie 4,5 tys. metrów i pod swym mocno politycznym mianem istnieje od marca zeszłego roku.


Tę doniosłą kwestię toponimiczną najpierw rozpatrzył parlament, później stosowny dokument podpisał szef państwa. Góra znajduje się – gdyby ktoś chciał ją też zdobyć – w obwodzie Czujskim, w rejonie Moskiewskim, czyli na północy Kirgistanu.


Republika zabiega o względy dawnej metropolii licząc na jeszcze większą pomoc gospodarczą z jej strony. Na razie jest jednym z najbiedniejszych krajów świata, stąd potężny exodus ludności za „chlebem”, głównie do Rosji. Biszkek przez jakiś czas politycznie lawirował, chcąc wytargować korzyści także od Zachodu. Teraz jednak zwyciężyła promoskiewska opcja i m.in. dlatego przed rokiem pojawiła się inicjatywa osobliwego uczczenia lidera Kremla.


Bawełniani żeńcy – 13.09


My mamy suszę hydrologiczną, tak że Wisły już prawie nie widać, ale za to Tadżycy na deficyt wody nie mogą narzekać. Na wiosnę długo, obficie lało, i proces wegetacji został zachwiany. Dlatego dopiero teraz ruszyły żniwa bawełniane. Wyszło prawie miesięczne opóźnienie. Takiej sytuacji dawno nie było.


Jak podaje portal ASIA-Plus mimo zwłoki w pracach polowych urodzaj nie musi być zły. W tym roku ziarna bawełny rozsiano na powierzchni ok. 200 tys. ha; w ubiegłym – uprawy objęły obszar 203 tys. hektarów. Zebrano 403 tys. ton cennego surowca, w dużym stopniu zasilającego rynki międzynarodowe. Na tegoroczny urobek w pocie czoła trudzą się dehkanie (rolnicy) wszystkich regionów Tadżykistanu, strategicznie położonego na granicy z Afganistanem (nawiasem mówiąc, jednego z najbiedniejszych państw na globie).


Kraj jest biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, mimo że o jego względy usilnie zabiegają takie potęgi jak m.in. Rosja, Chiny i USA. Wniosek jest taki – wdzięczą się, licytują, ale  w sumie za mało płacą w ramach „braterskiej pomocy”. Wracając jednak do żniw dodam, że uwijających się na plantacjach chłopów zobaczyć można m.in. w obwodach Chatlońskim, Sogdijskim i Hissarskim. To piękne tereny, charakteryzujące się jeszcze wspaniałą, sięgającą starożytności historią. Wymieniam je, ponieważ je lubię, a ponadto bardzo bym chciał, żeby te egzotyczne nazwy zaczęły się przebijać do świadomości Polaków.


I w ogóle napisałem o żniwach tadżyckich, iżby pokazać, jakimi realnymi problemami żyją inne, np. środkowoazjatyckie nacje. A tymczasem u nas bije się pianę i dzień w dzień media usiłują nas faszerować sprawami (sprawkami) tak naprawdę guzik wartymi, mającymi odwrócić uwagę od smętnego realu.


Marksizm redivivus – 12.09


Dziś będzie nietypowo. O tym, że Karol Marks wraca do łask. Wchodzi w modę i tylko jeden Bóg wie, czym to się skończy. To może obalmy kapitalizm? Tylko że nie wiadomo, czy mamy alternatywę. Przytaczam tu uwagi z artykułu, który niedawno ukazał się na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Autor Stuart Jeffries przypomina, że przed 164 laty Marks i Engels opublikowali „Manifest komunistyczny”. Lecz dziś proletariat, miast stać się grabarzem kapitalizmu trzyma ten ustrój przy życiu na sztucznym oddychaniu. Przeciążeni pracą, słabo opłacani pracownicy, rzekomo wyzwoleni w wyniku największej rewolucji socjalistycznej na świecie (chińskiej), balansują na krawędzi samobójstwa. Tylko po to, by ludzie na Zachodzie mogli się dobrze bawić.


Ameryka żyje z pieniędzy Chin, inaczej już by poszła z torbami. Filozof francuski, marksista Jacques Ranciere mówi wręcz: „Rządy kapitalizmu na świecie możliwe są dzięki istnieniu Komunistycznej Partii Chin”. Jeffries odnotowuje, że od 2008 roku stale rośnie sprzedaż takich dzieł jak „Kapitał” czy „Manifest komunistyczny”. Klienci Sparkasse w Chemnitz (dawny Karl Marx Stadt – NRD) wybrali wizerunek Marksa, teraz zdobiący karty kredytowe tego banku.


I bomba: w Chinach wystawiono musical, którego twórcy inspirację czerpali z „Kapitału”.


 Filozof Eric Hobsbawm uważa, że nadchodzi era postkapitalizmu. I być może nastanie socjalizm w swym najbardziej wyzwoleńczym wydaniu.


A ja sam pamiętam: o renesansie systemu, który podobno był do „luftu”,  już przed 20 laty mówił śp. Mieczysław Rakowski, jeden z najwybitniejszych polskich polityków i myślicieli powojennej epoki.


Back in Afghanistan – 11.09


Rosja by chciała, żeby NATO nie wychodziło z Afganistanu. Uważa, że wycofanie wojsk międzynarodowych, planowane do 2014 roku, może zagrozić jej bezpieczeństwu. Szczególnie boi się drastycznego wzrostu przemytu narkotyków i aktywizacji terrorystów w regionie Azji Środkowej.


Dziennikarz Gabriel Banon z Luxeradio wyznaje pogląd, że nie da się wykluczyć ponownego wprowadzenia na afgańskie terytorium oddziałów rosyjskich, które będą miały wypełnić próżnię powstałą po ewakuacji sił Paktu Północnoatlantyckiego. Moskwa od dawna uważa, że stale targane konfliktami państwo znajduje się w strefie jej wpływów: gotowa jest wiele uczynić, by go znów nie opanowali talibowie. Banon podkreśla, że wtedy, w 1989 roku, gdy armia rosyjska opuszczała Afganistan, nikomu nie przyszłoby do głowy, że jeszcze kiedykolwiek możliwy będzie powrót na gorący teren kontyngentu ekspedycyjnego Kremla.


Na razie, chcąc nie chcąc, Rosjanie współpracują z obcymi jednostkami zabierającymi się z Afganistanu. M.in. z Francuzami, którzy w drodze do swego kraju korzystają z tranzytu przez Rosję (choć ta pewnie wolałaby ich powstrzymać przed ewakuacją). Władze rosyjskie zezwalają też na przewóz przez swoje terytorium sprzętu i paliwa na potrzeby koalicji. I chyba głównie dlatego Zachód tak długo wykazuje tolerancję wobec rosyjskiej „liberalnej” postawy w stosunku do Syrii. Sprawia ona, że do dziś nie można uchwalić sankcji, które by naprawdę zabolały reżim prezydenta Assada.


Polecą za Wielki Mur – 10.09


600 mln dolarów wydadzą Chińczycy na zakup helikopterów transportowych w Rosji. Chodzi o model Mi-171E. Osiem z zamówionych 52 śmigłowców dotrze do nich jeszcze w tym roku; reszta do końca 2014. Maszyny wytwarzają zakłady w Ułan Ude (Buriacja), wchodzące w skład gigantycznego przedsiębiorstwa lotniczego Wiertolioty Rossiji.


Jak podaje portal RBK, helikoptery wyposażone są w sprzęt sprzyjający realizacji operacji specjalnych, także w porze nocnej. Poza tym mają urządzenia ułatwiające poszukiwania i prowadzenie akcji ratowniczych. Na prośbę strony chińskiej w zamówionych egzemplarzach znajdą się silniki BK-2500-03, usprawniające przeloty na dużych wysokościach.


Kontrakt na dostawę zawarły koncerny Rosoboroneksport i Poly Technologies. Ten pierwszy jest praktycznie monopolistą, jeśli chodzi o eksport produkcji wojskowej z terenu Federacji Rosyjskiej – trafia ona do 80 krajów. Drugi jest częścią firmy China Poly Group Corporation m.in. handlującej towarami o przeznaczeniu militarnym.


Współpraca dwóch mocarstw kwitnie w najlepsze, ale na pewno nie warto  mówić o wojskowej osi Moskwa-Pekin, bo jej powstanie oznaczałoby powstanie poważnego pola konfliktu między tymi obydwoma państwami a Stanami Zjednoczonymi.


Krewcy agenci – 7.09


Na Akademii FSB w Moskwie jest wielu słuchaczy pochodzących z Azji Środkowej. To często lubiące się awanturować pociechy przedstawicieli elity politycznej regionu. Pięciu takich delikwentów przewieziono ostatnio do szpitala, po bójce z użyciem noży i kijów bejsbolowych. Dwóch (z Tadżykistanu i Kirgistanu) ciągle tam przebywa po przejściu ciężkiej operacji. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną starcia krewkich studentów. Dochodzenie się toczy, ambasady zainteresowanych państw pomagają wyjaśnić okoliczności incydentu, który mało nie pochłonął krwawych ofiar.


Akademia FSB, Federalnej Służby Bezpieczeństwa, to elitarna uczelnia szkoląca kadry dla aparatu szpiegowskiego i kontrwywiadowczego Rosji. A ten – jak wiadomo – nie należy do najsłabszych na świecie, a czasami nawet wręcz budzi postrach u ludzi o słabych nerwach. Akademia powstała przed 20 laty na bazie Wyższej Szkoły KGB (poprzedniczki FSB), którą nazwano na cześć twórcy organów bezpieczeństwa ZSRR, Polaka Feliksa Dzierżyńskiego.


Na stronie internetowej wszechnicy – będącej pepinierą agenturalnego establishmentu sąsiadów – można wyczytać, że jej żacy muszą być wytrzymali, wyćwiczeni fizycznie i super inteligentni. A wykładowcy mają wiele uwagi poświęcać temu, by słuchacze byli kulturalni i bezustannie poszerzali umysłowe horyzonty.


To pewnie prawda. Tylko czemu uczący się tam chłopaki z Azji Środkowej tak często się naparzają? Może dlatego, że już nie ma ZSRR: jak był to wchodzące w jego skład republiki i ludy środkowoazjatyckie nawet się lubiły.  


Oligarcha na fali – 6.09


Wielu Gruzinów uważa, że Micheil Saakaszwili się nie sprawdza. Nie dba o rolnictwo, rozpętał wojnę z Rosją, ujarzmił media i zmonopolizował władzę. Gruzińska opozycja chce mu się przeciwstawić w wyborach parlamentarnych wyznaczonych na 1 października.


Jej twarzą jest Bidzina Iwaniszwili, miliarder, który zarobił w Rosji 5 mld euro jeszcze w latach 90. Potem długo żył w cieniu, z którego wychynął w zeszłym roku. Stworzył stronnictwo Gruzińskie Marzenie, mające ambicję pokonania partii rządzącej. A w przyszłym roku bogacz pragnie zostać szefem państwa, zwyciężając polityka delegowanego w miejsce Saakaszwilego, który sam już więcej nie może wystawiać swojej kandydatury. Jest u steru rządów od 2003 roku, kiedy wraz z towarzyszami walki dokonał tzw. rewolucji róż. Sporo osiągnął: poprawił klimat inwestycyjny, stara się ograniczyć korupcję, policja nie grabi już ludzi tak jak dawniej. Ale ludzie narzekają, zwłaszcza oczywiście na poziom życia, drożyznę i ubóstwo.


Jak pisze austriacki dziennik „Die Presse” sytuacja Micheila Saakaszwilego już jest nie do pozazdroszczenia, a tymczasem konflikt polityczny może się tylko zaostrzyć. Iwaniszwili ściąga na demonstracje protestacyjne setki tysięcy osób i najwyraźniej jest w uderzeniu. Wysłannik gazety dziwi się, że za demokratyzację kraju bierze się oligarcha. Ale jeśli ten rzeczywiście wygra to wcale nie ma gwarancji, że Gruzja będzie się wtedy cieszyć większymi swobodami. A na pewno drżeć musi o swoją przyszłość aktualny lider, bo naraził się zbyt wielu ludziom.


Wielka gra online – 5.09


Amerykanie chcą rozchwiać sytuację w Azji Centralnej metodami dyplomacji cyfrowej. I nic dziwnego, gdyż są jej pionierami i mistrzami – uważają Rosjanie. Na portalu Nacionalnaja Oborona (Obrona Narodowa) Dmitrij Popow przypomina, że digital diplomacy to sposób prowadzenia polityki oparty na użyciu nowoczesnych technologii komunikacyjnych i Internetu. Chodzi o to, by za pośrednictwem sieci rzutować na zachowanie i postawy grup społecznych, zwłaszcza młodzieży czy aktywnej opozycji, m.in. dysydentów i dziennikarzy. Że to skutkuje pokazały np. zeszłoroczne wydarzenia w Tunezji i Egipcie, owocujące obaleniem skorumpowanych reżimów. A w regionie środkowoazjatyckim są dziś warunki sprzyjające zastosowaniu przez Zachód współczesnych form informacyjnego oddziaływania. Takich, jakie wcześniej okazały się efektywne w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.


Popow twierdzi, że może być łatwo podsycić nastroje antyrządowe w Tadżykistanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie, Kazachstanie czy Kirgistanie. A to dlatego, że trzęsą nimi przyssani do stołka matuzalemowie czy też nawet młodsi, ale nielubiani politycy. Ludziom nie podoba się i to, że krewni liderów aspirują do ewentualnego przejęcia steru rządów, a także fakt, iż rodziny autokratów położyły łapę na krajowych surowcach i dochodowych sektorach gospodarki.


Do potencjalnie groźnego wzrostu fali protestów może się przyczynić pogłębiające się rozwarstwienie społeczne, bieda i coraz większy odsetek świadomej swych ambicji i roli młodzieży. I, oczywiście, Internet, do którego jest coraz lepszy dostęp. W opinii Nacionalnej Oborony, promotorem dyplomacji cyfrowej, wręcz jej matką chrzestną jest sekretarz stanu Hillary Clinton. Do współpracy zdołała ona wciągnąć Google, Facebook, Twitter, Howcast czy AT&T.


No, i masz babo placek, bo teraz pod lupą „dywersantów” sieciowych znalazła się Azja Centralna. A ta to – jak wiadomo – miękkie podbrzusze Rosji.



Lans dziedziczki – 4.09


Gulnara Karimowa, piękna, zamożna córka uzbeckiego prezydenta jest lansowana przez media. Tego wcześniej nie było. Czyżby ją szykowano do schedy po ojcu? Na niedawnych obchodach święta niepodległości w Taszkencie Gulnarę często pokazywała telewizja prowadząca bezpośrednią transmisję z uroczystości. Widać było, jak dobrze się bawi w towarzystwie matki Tatiany (Rosjanki), fotografując galę i natychmiast wysyłając zdjęcia na Twittera z prywatnym, niekiedy złośliwym komentarzem.


Wcześniej TV nie miała prawa prezentować oblicza prezydentowiczowej; jeśli już to ujęcia były krótkie i celebrowane. Poza tym żaden uczestnik imprezy, na której obecna była Gulnara, nie mógł utrwalać jej wizerunku; gdy to nieopatrznie zrobił ochrona nakazywała usunąć fotografię i schować aparat.


40-letnia starsza córka Islama Karimowa może być przez ojca przygotowywana do objęcia fotela szefa państwa. Jest atrakcyjna, zdolna, zna języki i ma obycie. Pracowała już dla uzbeckich przedstawicielstw dyplomatycznych w Moskwie, Nowym Jorku, Genewie, do lipca piastowała stanowisko ambasadora w Hiszpanii. Gulnara ma też smykałkę artystyczną, projektuje wyroby jubilerskie, produkuje się na estradzie jako wokalistka Googoosha (występowała w duecie z Julio Iglesiasem). W ramach organizacji pozarządowych promuje kulturę Uzbekistanu.


Ma się czym pochwalić, bo kraj ojczysty to m.in. takie perły jak Buchara, Samarkanda, Chorezm czy Urgencz, gdzie na świat przyszła Anna German. Gulnara ma też oczywiście wrogów, dopytujących skąd ma fortunę, wskazujących, że reprezentuje władze masowo łamiące prawa człowieka i zezwalające na eksploatację nieletnich.
 


Kaukaskie wulkany – 3.09


W Dagestanie może rozgorzeć wojna domowa. Zamachy, mordy i akty terroru są tam już na porządku dziennym – pisze Henryk Suchar. Na dodatek władze kaukaskiej republiki bez pardonu prześladują zwolenników islamu salafickiego, który – jak podaje „Frankfurter Rundschau” – został na Kaukazie zaszczepiony przez wysłanników z Arabii Saudyjskiej. Salafici podejrzewani są o przynależność do organizacji terrorystycznych: zresztą nierzadko sami bojówkarze mówią o sobie, że są salafitami. Przedstawiciele wspólnot są często porywani i torturowani. Poza tym zbrojne starcia w Dagestanie niosą niebezpieczeństwo dla całego regionu.


Kiedyś, gdy toczyła się wojna w Czeczenii, tamtejsi bojownicy przekraczali granicę i się instalowali w Dagestanie. A teraz dagestańskie bandy nielegalnie przedostają się do Gruzji. Niedawno jedna z nich wzięła tam zakładników i wdała się w strzelaninę z policją gruzińską; trzech funkcjonariuszy i 11 bojówkarzy zginęło. Jak widać, na rosyjskim Kaukazie przybywa ognisk napięcia. Do Czeczenii i Inguszetii doszlusował Dagestan i Kreml ma coraz więcej powodów do zmartwienia.         

Henryk Suchar

W wydaniu nr 130, wrzesień 2012 również

  1. PR FORUM 2012 W WIŚLE

    Rola nowych mediów
  2. W IMR ADVERTISING BY PR

    Jesienna dbałość - 18.09
  3. DALI, PICASSO, KLIMT, SCHIELE...

    Sztuka nowoczesna podbija świat - 20.09
  4. NOWY OBIEKT POŻĄDANIA

    Praca w urzędzie - 18.09
  5. MIESZKANIE DO WYNAJĘCIA

    Najlepsza lokalizacja w Białołęce
  6. ROŚNIE INFLACJA?

    Kupuj ziemię! - 14.09
  7. STUDIUJ TABLICĘ MENDELEJEWA

    Myśl, ryzykuj, a zysk cię zadziwi - 13.09
  8. FUNDACJA JA WISŁA

    Narew - 13.09
  9. BUDOWNICTWO ENERGETYCZNE

    140 mld złotych do podziału - 12.09
  10. ISP

    Ważny wyrok - 12.09
  11. INWESTYCJE W SZTUKĘ

    Świat stoi otworem - 11.09
  12. GALERIA SCHODY

    Beata Gralewska - do 15.09
  13. KAMPANIA "SPRAWDZONY DRÓB"

    Jakość dla zdrowia ma znaczenie - 6.09
  14. ZGADYWANIE PRZYSZŁOŚCI

    Eurogeddon — kiedy przyjdzie jego czas? - 6.09
  15. WSPÓŁCZESNA KONIECZNOŚĆ

    Jak przebrnąć przez projekt internetowy? (cz. 1) - 6.09
  16. OBNAŻANIE GŁUPOTY

    Kraj bez przyszłości - 6.09
  17. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Życie po Monte Cassino - 5.09
  18. 10 - 16.09. 2012 R.

    Warmia Mazury Senior Games
  19. I CO TERAZ?

    Przecena - 4.09
  20. NIEZŁA SZTUKA (2)

    Kabaret Starszych Panów nie umarł
  21. LEKTURY DECYDENTA

    Kulisy nabitego trzosu - 4.09
  22. ROPA RZĄDZI ŚWIATEM

    Polityczne huragany - 3.09
  23. WYSYCHA RZEKA MARKOWYCH WHISKY

    Czy grozi nam trzeźwość? - 3.09
  24. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 28.09 – Interpretacje
  25. SZTUKA MANIPULACJI

    Unik bierny i czynny - 2.09
  26. SIŁA POLITYKI

    Zaplątany w Europie - 28.09