Established 1999

SIŁA POLITYKI

1 sierpień 2012

Płaczą, ale płacą - 31.08

Żona kosztuje. W Kirgistanie cena wykupu panny zależy od regionu: taniej jest na północy – pisze Henryk Suchar.


W obwodzie Issyk-Kulskim, położonym tam, gdzie słynne, malownicze jezioro o tej samej nazwie, rodzicom przedmiotu westchnień zapłacić trzeba średnio 60-70 tys. somów (dolar to 46 somów, w skrócie KGS). A dla porównania w regionie Talaskim (stamtąd pochodził znakomity pisarz Czingiz Ajtmatow) suma „odstępnego” sięga 150-200 tys. KGS, czyli 2-3 razy tyle. To oczywiście zdzierstwo, być może wynikające z tego, że na południu Szwajcarii Azji Środkowej (banalne określenie ukute na Zachodzie) wpływy wiary spod znaku proroka Mahometa są o wiele silniejsze niż w północnych partiach kraju.


Zwyczaj „uiszczenia” kałymu (okupu), któremu często towarzyszy jeszcze materialny dodatek w postaci baranów czy koni (na smaczną kiełbasę-kazy) pokutuje w tradycji islamu do dziś.


Jak pisze Ajzura Czykynowa w KirTagu (tamtejszej agencji prasowej) kałym to przeżytek z czasów, gdy kobiety kupowano jak towar. Ale jak widać, nawet walec socjalizmu panującego w Kirgistanie w okresie, gdy republika stanowiła ogniwo ZSRR, nie rozjechał tego anachronizmu. Cóż, w sumie grunt, że nie nas to dotyczy, i że swoje małżonki potrafimy uwieść nieprzymuszonym wdziękiem, niewątpliwą urodą i niebywałym poczuciem humoru.


Laur dla maga – 30.08


Amerykański kongresmen postuluje nagrodę Nobla dla prezydenta Kazachstanu. Chce, by mu ją przyznano za to, że przed 21 laty pozwolił zlikwidować broń jądrową stacjonowaną na terytorium swego kraju. Tę sensacyjną wiadomość podał portal bnews.kz.


Przedstawiciel Izby Reprezentantów USA, wywodzący się z Samoa Amerykańskiego, Eni Faleomavaega uważa, że postępek Nursułtana Nazarbajewa był bezprecedensowy i w pełni zasługuje na zaszczytne  wyróżnienie. Przypomniał, że za międzynarodowymi wawrzynami dla przywódcy z Astany opowiedział się już parlament Wysp Marshalla, państwa złożonego z setek wysp i atoli, usytuowanego na Oceanie Spokojnym (autorka tekstu Sabina Seksembajewa co prawda nie podaje, w jakiej dziedzinie miałby otrzymać laury kazachski lider. Mniemam, że chodzi o pokojowego Nobla). Naród Wysp Marshalla, rękami  swoich wybrańców uchwalić miał stosowną rezolucję w marcu tego roku.


Kim jest Faleomavaega? Ma 69 lat i ciekawą przeszłość. Brał udział w wojnie wietnamskiej, także na kanoe Hokule’a wraz z załogą popłynął w 1987 roku z Tahiti na Hawaje. Fakt, że amerykański Samoańczyk nie ma prawa głosować na posiedzeniach plenarnych, bo jest jedynie delegatem do Kongresu, ale zasiada w komisjach Izby Reprezentantów.


A who is Nazarbajew? Trzęsie Kazachstanem od niemal 30 lat, zbudował jego rozpoznawalność, na potęgę przyjaźni się z Rosją oraz jest mistrzem public relations i politycznego marketingu. Istny mag. Stąd pewnie  zainteresowanie jego osobą Wysp Marshalla, liczących nie więcej niż 60 tys. mieszkańców.    


Arena gigantów – 29.08


Chiny i Stany Zjednoczone walczą o Azję, bo ma tam dominować tylko jeden mocarz. Walka gigantów jest już ledwo maskowana. Nie dziwi się jej Dmitrij Mosiakow, przedstawiając swój punkt widzenia w portalu „Nowoje Wostocznoje Obozrenije”. Pisze, że czołowe mocarstwa chcą osiągnąć przewagę na obszarze Pacyfiku i w Azji Południowo-Wschodniej, bo ta część świata najszybciej się rozwija. Dlatego warto nad nią rozciągnąć parasol wojskowo-polityczny i zapewnić sobie kontrolę nad kluczowymi szlakami handlowymi.


I Pekin, i Waszyngton znajdują uzasadnienie dla coraz wyraźniej widocznego ekspansjonizmu. Chińczycy pragną „odzyskać” Azję Południowo-Wschodnią, m.in. przywracając panowanie nad  wyspami, które – jak mówią – stracili w okresie, kiedy przeżywali chwile słabości. Teraz to co innego: Państwo Środka awansowało do ścisłego grona globalnych decydentów i musi się „odkuć”.


Za to Amerykanie uważają przestrzeń Pacyfiku za jeden z głównych filarów swego bezpieczeństwa i wzrostu gospodarczego. Ścierali się tam z rywalami – zabiegając o ochronę własnych interesów – w czasie drugiej wojny światowej i drugiej wojny indochińskiej (1964-1973). Nie kto inny jak Biały Dom stał za powołaniem do życia ASEAN – Stowarzyszenia Krajów Azji Południowo-Wschodniej – ważnej, „niemalowanej” organizacji regionalnej. Autor sugeruje także, że sprzeczności, a nawet spory, ulegają zaostrzeniu. A to dlatego, że są do nich wciągane azjatyckie stolice, tym samym stające się czynnymi uczestnikami konfrontacji tytanów. Chodzi m.in. o poróżnione z Pekinem na terytorialnym tle Filipiny i Wietnam: szukają wsparcia USA, gdyż same nie są w stanie sprostać silnemu konkurentowi.


To jedynie parę uwag z tego godnego uwagi artykułu. Dodam tylko, że ze względu na sąsiedztwo i trudną wzajemną przeszłość Rosjanie jak mało kto znają się na Chinach.  


Pan życia i śmierci – 28.08


Wiktor But może wrócić do Rosji. Notoryczny handlarz bronią na razie odsiaduje w amerykańskim więzieniu karę 25 lat. Skazano go za spiskowanie z zamiarem zabójstwa obywateli USA, sprzedaż pocisków „ziemia-powietrze” i materialną pomoc organizacji terrorystycznej. Amerykanie ujęli go przed czterema laty w Tajlandii dzięki akcji agentów, którzy podawali się za kolumbijskich rebeliantów.


Moskwa coraz usilniej domaga się uwolnienia Buta, twierdząc, że proces i wyrok stanowiły intrygę polityczną. Rosjanie ostatnio poprosili władze USA o kopię orzeczenia. Jeśli dostaną materiały, to je przekażą kompetentnemu sądowi rosyjskiemu. A ten będzie mógł wtedy sformułować wniosek z prośbą o przekazanie więźnia, by mógł on odbywać karę na terytorium Federacji Rosyjskiej. Zobaczymy czy tak się stanie.


Przy okazji tej sprawy media przypominają, że Wiktor But od początku lat 90. obracał bronią i samolotami transportowymi pochodzącymi jeszcze z epoki radzieckiej. Tym samym pośrednio uczestniczył we wszystkich toczących się konfliktach zbrojnych. Czasem zaopatrywał obie wojujące strony. Skala procederu była ogromna. Reżyser Andrew Niccol był pod jej wrażeniem: nakręcił nawet film fabularny poświęcony wyczynom dilera, notabene urodzonego w Tadżykistanie. Obraz „Pan życia i śmierci” odniósł spory sukces.


Panie Redaktorze, dodam, iż główną rolę w tym filmie grał Nicolas Cage. DAZ



Pępek świata, głupcze – 27.08


Niemcy raptem utajnili wysokość stawki dzierżawnej, jaką odpalają Uzbekom za bazę w Termezie. Bundeswehra korzysta z tamtejszego lotniska wojskowego od 10 lat. Ma je za swoje zaplecze zaopatrzeniowe służące potrzebom operacji zbrojnej w Afganistanie. Miasto zajmuje strategiczne położenie: leży nad Amu-darią, na granicy uzbecko-afgańskiej. Wcześniej, w czasie wojny armii ZSRR z mudżahedinami (1979-1988),Termez stanowił odskocznię dla kontyngentu militarnego Kremla.


Rocznie Berlin płacić ma Uzbekom – za użytkowanie środkowoazjatyckiego przyczółka w Termezie – kwotę ok. 16 mln euro. I taka właśnie suma wisiała w Internecie, ale potem zawierający ją dokument został z sieci wycofany. Przedstawiciele Partii Zielonych w Bundestagu publicznie dociekają teraz dlaczego, ale nie mogą się doczekać odpowiedzi władz. I w ogóle wytykają, że rząd w Taszkencie robi z tych pieniędzy sobie tylko wiadomy użytek. Protestują też przeciwko pobytowi żołnierzy niemieckich na terytorium Uzbekistanu tłumiącego opozycję i szykanującego dziennikarzy.


Komentator dziennika „Frankfurter Rundschau” przypomina jeszcze, że Berlin nigdy ostro nie potępiał prezydenta Islama Karimowa, sprawcy masakry tłumu w Andiżanie (2005 rok). USA napiętnowały tę rzeź i dlatego musiały się wynieść z uzbeckiej bazy w Chanabadzie (Karszi). A Niemcy jedynie nieśmiało domagały się wtedy powołania niezależnej komisji, która by wydarzenia andiżańskie uczciwie zbadała. Karimow nawet na tę propozycję przystał, lecz nie dość, że przyrzeczenia nie wypełnił, to jeszcze nikt go z tego nie rozliczył. Najwyraźniej górę wzięły interesy geostrategiczne, przy których problemy praw człowieka mało już kogo obchodzą – wnioskuje gazeta. I ma oczywiście rację. Bo Berlin ma rozlegle ambicje, jeśli chodzi o obecność i współkształtowanie sytuacji w Azji Środkowej. Czyli strefy uważanej – z pewną taką przesadą, ale jednak – za pępek świata.


Krzepnący arsenał – 24.08


Chińczycy mają nową rakietę balistyczną. Dongfeng-41 może razić cele w USA, bo ma zasięg do 14 tysięcy km. Składa się z 10 niezależnych głowic. Testy pocisku z powodzeniem przeprowadził 2. korpus artyleryjski strategicznych sił jądrowych resortu obrony – pisze rosyjski dziennik biznesowy RBK. Broń odpalono na poligonie w Shaanxi, prowincji w północno środkowych Chinach. Trafiła w obiekt usytuowany na pustyni w zachodniej części kraju.


Prace nad rakietą wystartowały na początku lat 90., ale jej pierwsze wizerunki opublikowano dopiero w 2007 roku. Specjaliści oceniają, że Chiny posiadają 70 międzykontynentalnych pocisków balistycznych i 410 głowic jądrowych. Tak, że mogą już dać „popalić” wszystkim możnym. Chińskie wojsko co prawda wypróbowało nową broń, ale żaden żołnierz nie komentował tego zdarzenia świadczącego i o ambicjach i umacnianiu się Państwa Środka w fotelu jednej z czołowych globalnych potęg.


Niezdrowe ambicje – 23.08


Micheil Saakaszwili pewnie pójdzie w ślady Władimira Putina. A to znaczy, że po wyborach parlamentarnych  może przesiąść się na fotel premiera Gruzji. Szykując się do tego manewru, obecny prezydent wniósł do konstytucji poprawki zwiększające pełnomocnictwa szefa rządu kosztem prerogatyw głowy państwa. Manipulacje tego do niedawna pupilka Zachodu martwią m.in. brytyjskie media. W kontekście poczynań byłej nadziei wolnego świata „The Times” przywołał nawet słynne, odnoszące się do paragwajskiego przywódcy Somozy, powiedzenie Roosevelta, że „jest to sukinsyn, ale nasz sukinsyn”. Jednak gazeta ostrzega, że ówczesne poparcie Waszyngtonu dla tego i innych, podobnego pokroju liderów, zablokowało rozwój demokracji w regionach, które później nie wybaczyły Zachodowi jego dwulicowości.


Tymczasem rządząca Gruzją partia może wygrać, tym samym zapewniając Saakaszwilemu fotel premierowski. Zwłaszcza, że władze mają do dyspozycji środki przekazu i tzw. zasoby administracyjne, które bezwstydnie wykorzystywały w imię swego zwycięstwa podczas poprzedniej elekcji. A teraz jeszcze opozycja obawia się – co publicznie artykułuje – że urzędnicy wejdą na jej konta bankowe, odcinając ją od finansów.


Dziennik nie kryje, że opozycja gruzińska jest dość dziwna, m.in. dlatego, że kieruje nią miliarder, który zbił fortunę w Rosji. Jego zasoby równe są połowie PKB kraju. Tym niemniej Tbilisi powinno przestrzegać prawideł demokracji i stosować je w praktyce. „The Times” podkreśla, że październikowe wybory parlamentarne należy przeprowadzić uczciwie. Ale pytanie – już moje – czy Zachód, zwłaszcza USA wkładające w Gruzję najwięcej środków, rzeczywiście dopilnuje czystości procesu wyborczego?



Barwy katorgi – 22.08


Dziewczęta z Pussy Riot trafią do nudnego czyśćca, jeśli wyrok opiewający na dwuletnią odsiadkę w kolonii karnej zostanie zatwierdzony. Ale może jeszcze nie będą musiały tam lądować. – Pobudka o szóstej rano, apel na podwórcu, o siódmej śniadanie. Potem praca do 16-tej lub 17-tej. O 18-tej – odliczanie i kolacja. Następnie wieczorny apel o 22-ej, i tak w kółko Macieju – maluje w swej korespondencji niewesoły obraz penitencjarnej wegetacji korespondentka „Le Figaro”. Zdążyła już odwiedzić jeden z takich „zakładów” (w osadzie Parca, na terenie Mordowii) i należą jej się gratulacje.


Madeleine Leroyer pisze, że widok jest przygnębiający: za drutem kolczastym rozciąga się strefa baraków, mieszczących do 200 osób, jest stołówka i sektor przeznaczony na kwarantannę dla nowo przybyłych, a także węzeł sanitarny i fabryka, gdzie trzeba harować za marne pieniądze. A wszystkie skazane ubrane są w to samo: w szare kurtki i chusty. Kobiety narażone są na bezustanne szykany zadawane im przez kierownictwo szemranej instytucji. Nie są w stanie oprzeć się prześladowaniom, duszą w sobie traumy.


Kolonie karne są przeżytkiem, lecz raczej nieprędko znikną z horyzontu Rosji. W sumie przebywa w nich ponad 50 tys. przedstawicielek płci pięknej. Ale Pussy Riot nie muszą tam siedzieć aż tak długo, jak przewiduje orzeczenie sądowe. Po pierwsze: będzie ono jeszcze rozpatrywane przez wyższe instancje. Po drugie: za trójką „grzesznic” ujął się właśnie Michaił Fiedotow, robiący za kustosza praw człowieka przy Władimirze Putinie. I to może dobrze wróżyć przyszłości trzech przereklamowanych panien.


Prośba o wyjaśnienie: Panie Redaktorze, czy tu nie ma błędów: Parca i Mordowia?


Kreml jak Zakazane Miasto – 21.08


Władimir Putin chce się upodobnić do chińskiego przywódcy. Dlatego ściga Pussy Riot i prześladuje krnąbrną rosyjską inteligencję. Taką paralelę przeprowadza komentator austriackiego dziennika „Der Standard”. Przypomina, że w Chinach już dwie dekady komunistyczni przywódcy tłamszą wszelkie przejawy społeczeństwa obywatelskiego. Ale na razie im się to opłaciło: doprowadziło do politycznej stabilizacji, sukcesu gospodarczego i szacunku na arenie międzynarodowej.


Jak jednak zauważa autor Erik Frey, Putin chyba nie widzi, że Rosja się różni od Chin. Krajowi brakuje rzetelnych robotników i rzutkich menedżerów, którzy sprawili chiński cud w nadziei na wyższy standard życia. I teraz dlatego się godzą z tym, że nie biorą udziału w podejmowaniu decyzji politycznych, i że szaleje rozbuchana korupcja. Natomiast w Rosji nie ma klasy średniej wierzącej w przyszłość swego państwa: stąd łatwo o jej podporządkowanie decyzjom elit. A na dodatek, zgodnie z wieloma ocenami, korupcja rosyjska przewyższa nawet chińską.


Do niedawna legitymacja Putina do rządzenia wynikała z tego, że większości Rosjan żyło się trochę lepiej niż kiedyś. Lecz jeśli tego nie stanie, to Putin będzie musiał dokręcić śrubę, gdyż inaczej stopniowo zacznie tracić władzę. Frey przytomnie konstatuje, że i Chiny znajdują się dziś na rozdrożu. – Autorytarny model naturalnie wiąże się ze wzrostem ekonomicznym, ale tylko do pewnego średniego szczebla dochodów, który już niebawem osiągnięty zostanie przez Chiny. A dalszy rozwój możliwy będzie jedynie wtedy, gdy klasa średnia wykaże jeszcze większą przedsiębiorczość: tej należy stworzyć poczucie, że jest słuchana, oraz przestać tłumić w zarodku wszelką krytykę. W przeciwnym razie Państwu Środka grozi tak sam zastój jak Rosji, tyle że bez ropy i gazu – konkluduje dziennikarz. 


Bunt kolonii – 20.08


Duszanbe zalazł za skórę Moskwie. Marudzi z odświeżeniem wiążącego porozumienia regulującego pobyt wojsk rosyjskich w Tadżykistanie. Przyczyną ociągania się Emomalego Rachmona są prawdopodobnie zbliżające się wybory: prezydenckie w 2013 i parlamentarne – w 2014 roku. W tej sytuacji, lękając się utraty poparcia ze strony części elity, szef państwa na razie robi uniki. Tymczasem pobyt kontyngentu militarnego reprezentującego dawną  metropolię jest mu na rękę. Zwłaszcza że niedługo z sąsiedniego Afganistanu wyniosą się siły międzynarodowe, i że systematycznie rośnie wewnętrzna opozycja wobec Rachmona.


Zdaniem wielu Tadżyków Kreml jest zanadto pazerny: żąda by ważność obowiązującego dokumentu przedłużono o 49 lat. To by, oczywiście, na długo oznaczało komfort i poczucie bezpieczeństwa dla 201. bazy. Stacjonowanie tej jednostki w kraju wrzącym od emocji politycznych, wystawionym na wpływy afgańskich talibów (będącym jednocześnie areną zmagań wielu graczy: USA, Iran, Turcja, Chiny, itd.) dla Moskwy jest kwestią kluczową. Obawia się ona o to, by ewentualne napięcia, a nawet wojenna konfrontacja nie przeniosły się na jej południowe rubieże.


Ale władze Duszanbe coraz lepiej to sobie uświadamiają i dlatego się droczą. Jako rozwiązanie przejściowe zaproponowały, by do 2016 co roku odnawiano porozumienie: a potem się zobaczy. Wcześniej sugerowały prolongatę układu „tylko” o 10 lat, i podawały 250 mln dolarów jako coroczną opłatę dzierżawną. A jak dotąd kwaterowanie żołnierzy rosyjskich w Tadżykistanie nic nie kosztuje resort obrony w Moskwie. I masz babo placek – a jeszcze całkiem niedawno Rosja robiła co chciała na swych azjatyckich terenach kolonialnych, zwanych też jej miękkim podbrzuszem.     


Prezydent i dynia – 17.08


Warzywa i owoce jako nośnik propagandy, rozsadnik kultu jednostki? I owszem, w Turkmenistanie, gdzie żelazną ręką od 5 lat rządzi Kurbankuły Berdymuchammedow. Tytułuje się obrońcą nacji – Arkadagiem. Toteż tak właśnie hodowcy ochrzcili nowy gatunek dyni. Pokazali go na wystawie rolniczej w Aszchabadzie. Ma podobno niedościgniony smak, chrupiący miękisz, nie daje się suszy i szkodnikom. Na ekspozycji zademonstrowano jeszcze „rewelacyjnego” arbuza, któremu nadano miano Prezydent.


Berdymuchammedow, który w 2007 roku zastąpił Saparmurata Nijazowa, popada w megalomanię. A kiedyś budził nadzieję, że odejdzie od uprawianej przez poprzednika teatralnej polityki. Polegała na tym m.in., że poddanych zmuszano by składali liderowi absurdalne hołdy. Wtedy Nijazow zarządził nawet, by dni i miesiące nazwano na cześć – jego i rodziny. Także zresztą używał jarzyn i owoców jako oręża w zabiegach o umocnienie pozycji w społeczeństwie. Za jego panowania wyselekcjonowano dynię Turkmenbaszy (Ojciec Turkmenów) – taki był oficjalny przydomek zakochanego w sobie przywódcy. Ale – co widać – niedaleko pada jabłko od jabłoni.


Przypomnę, że Berdymuchammedow, z zawodu stomatolog, pełnił zaszczytną funkcję osobistego lekarza Turkmenbaszy. I jak tylko czcigodny pacjent dokonał żywota, to właśnie jemu powierzono rolę prezydenta. Miał być inny, ale praktycznie niczym się nie różni się od tamtego wodza.   


Przyszłe księstewka – 16.08


Afganistan się rozpadnie tak jak Somalia, czy może się totalnie zdecentralizuje? Nie ma zanadto optymistycznych scenariuszy dla tego umęczonego państwa. Trudno takie kreślić zwłaszcza, że za dwa lata wyniosą się stamtąd międzynarodowe kontyngenty wojskowe. Zresztą i dziś potrafią one niewiele zdziałać.


Niedawno pod nosem Polaków, w prowincji Ghazni uformowała się siła, mogąca być pierwowzorem tego, co pewnie będzie się dalej dziać. Jest to siła wymierzona w zależnych od Pakistanu talibów, którzy – jak wiadomo – do niedawna skutecznie kontrolowali ten region. „Nowi” powstańcy sprawnie wyparli świątobliwych młodzianków z 50 osad w powiecie Andar. Ale pytani zaznaczają, że są także w opozycji wobec Hamida Karzaja: dlatego, że prezydent jest faworytem Zachodu, który zanim powrócił do Afganistanu żył w USA.


Insurekcja w Ghazni wybuchła przed czterema miesiącami na znak protestu przeciwko fanatyzmowi indoktrynowanych (głównie w medresach Pakistanu) talibów. Przeciwko nakazowi „religijnych czyścioszków”, by zamknąć szkoły i sklepy na terenach, które sobie podporządkowali. Sami talibowie są przekonani, że za nową siłą stoją władze w Kabulu (dostarczają broń i amunicję) i NATO (nie przyznaje się do udzielania pomocy). Lokalna prasa wskazuje także na udział w kształtującej się formacji przedstawicieli Islamskiej Partii Afganistanu. Czyli stronnictwa kierowanego przez legendarnego Gulbuddina Hekmatyara, bohatera wojny z ZSRR oraz jednego z głównych sprawców rozkładu kraju po tym, jak Rosjanie się z niego wycofali.


A co będzie po 2014 roku? Albo to samo, co było po ewakuacji Związku Radzieckiego (czyli rzeź), albo powstanie wielu quasi państewek, księstewek, feudalnych domen, i to może być nawet lepsze z punktu widzenia bezpieczeństwa obywateli. Drugi wariant rzeczywiście jest bardziej realny: Afganistan to organizm wyraźnie zróżnicowany etnicznie i religijnie. A to prowadzi do wniosku, że poszczególne elity regionalne nie dość, iż już mają, to nadal mieć będą w głębokim poważaniu „marionetkę” Karzaja i „marionetkowych” talibów.


Chińskie saksy – 15.08


Tadżycy uciekają z kraju za chlebem, ale przecież ojczyzna potrzebuje rąk do pracy. W powstałą lukę ochoczo wskakują gastarbeiterzy przeważnie z o wiele bogatszych Chin. Miejscowa prasa utrzymuje, że migrantów z Państwa Środka w Tadżykistanie jest nawet 80 tys. Jednak władze są o wiele bardziej wstrzemięźliwe w ocenach twierdząc, że pracujących Chińczyków jest ok. 4 tys. Można ich spotkać na placach budów czy w zakładach przemysłowych. To jest ich „specjalizacja” (a np. Afgańczycy najczęściej okupują bazary, często zresztą handlując również chińszczyzną).


Pierwsi Chińczycy przybyli za pracą do biednego Tadżykistanu już w końcu lat 90. – podaje Deutsche Welle. Najpierw byli to przedsiębiorcy i drobni biznesmeni, ale już za nimi pociągnęli budowlańcy i inni robotnicy. I mimo, że setki tysięcy Tadżyków emigrują dla zarobku (głównie do Rosji), to jednak nie wszyscy mogą tam się udać. Dlatego ci tubylcy, którzy zostali często sarkają, że przyjezdni z sąsiednich Chin odbierają im szansę na zatrudnienie.

Eksperci zwracają też uwagę na niebezpieczeństwo powstania izolowanych chińskich osad, postulując, by przybysze osiedlali się pośród lokalnych mieszkańców. Krytycy napływu pracowników zza Wielkiego Muru apelują również, by bacznie kontrolować, czy aby migranci nie biorą w dzierżawę zbyt dużych połaci gruntów rolnych.


Na marginesie warto dodać, że podróże obywateli za chlebem są najczęściej organizowane i finansowane przez rząd w Pekinie. Dlaczego? Bo sprzyjanie tworzeniu „swojskich” kolonii za granicą służyć ma zwiększeniu wpływów politycznych i ekonomicznych oraz szerzeniu kultury chińskiej. A może i nie tylko temu.



Czubią się i lubią? – 14.08


Rosjanie i Chińczycy spierają się o to, jak ma przebiegać odcinek granicy w Górnym Ałtaju. Ci drudzy chcą, by ją przenieść w głąb rosyjskiego terytorium. Chodzi o kawałek ziemi o powierzchni 17 hektarów. Niby mało, ale z zasadniczych względów na razie Moskwa nie ma zamiaru godzić się na ustępstwa terytorialne. Tym bardziej, że kształt linii granicznej przypieczętowują porozumienia z Chuguchaku (Tachengu) z 1863 roku i Petersburga (1881) oraz dokumenty demarkacyjne z 1999 roku. Ale Pekin się uparł na zmiany i rozwiązanie dylematu odsunięto: może stronom uda się dojść do ładu na następnym posiedzeniu wspólnej komisji granicznej mającej za zadanie dokonać definitywnej demarkacji granicy między dwoma gigantami. Jednak zgoda nie jest przesądzona.


W sporze o „miedzę” Kreml ma wszystkie karty i to nie tylko ratyfikowane międzynarodowe traktaty. Przede wszystkim wie, że spragnionym surowców Chińczykom zależy na budowie kolejnego gazociągu: ten by miał iść przez teren, o który toczy się batalia dyplomatyczna. Z boku mogłoby się zdawać, że walka toczy się o pietruszkę, ale jest tak nie do końca. Tu przecież w grę wchodzą interesy i ambicje państwowe – każdy pragnąłby postawić na swoim.


Mimo wszystko jest mało prawdopodobne, żeby sprawa ta popsuła stosunki oficjalne: Chiny i Rosję politycznie łączy dziś zbyt wiele, m.in. sprzeciw wobec ekspansji Zachodu dążącego do powstrzymania obydwu krajów. I jeszcze: długość odcinka granicy, z którego Chinom marzy się wyrwanie 17 ha, wynosi 55 km. Jest on uplasowany na wysokości 2,5-3 tys. km i jak dotąd nie ma tam żadnych posterunków. 


Raczej wizjoner – 13.08


 


Kazachstan o 19 pozycji przeskoczył Polskę w olimpijskiej klasyfikacji medalowej. Sportsmeni kraju, który dopiero od 1991 roku istnieje na mapie, ukończyli zmagania na 12 miejscu. Prezydenta Nursułtana Nazarbajewa rozpiera duma, bo zdobytych 13 krążków (w tym aż 7 złotych), sprawia, że o państwie, które zbudował od podstaw, jest dziś na świecie głośno.


Teraz lider chce pójść dalej i zacząć imponować zagranicy nie tylko super atletami, ale i jako ojciec szkolnictwa na najwyższym poziomie. Podczas pobytu w Kokczetawie na północy Nazarbajew zapowiedział, że uczyni z Kazachstanu kuźnię kadr naukowych, ponieważ „XXI to wiek nauki i wiedzy”. I żeby sprostać wyzwaniom powstanie 20 „szkół intelektualnych”, gdzie edukowane będą najbardziej utalentowane dzieci. Placówki te staną się swoistymi inkubatorami przyszłych przywódców: młodzież otrzyma tam solidne kwalifikacje i zostanie ukierunkowana na niezależne myślenie, by później stworzyć elitę przywódczą. A ta, za 20-30 lat, kiedy nastaną całkowicie nowe czasy i era dziś jeszcze nieznanych technologii, będzie w stanie im skutecznie sprosta.


Od początku z sympatią śledzę poczynania szefa państwa, w którym nawiasem mówiąc Polacy pozostawili niezatarte ślady jako badacze, uczeni i ludzie kultury, bardzo cenieni przez Kazachów (tych wybitnych rodaków opisał m.in. Ryszard Badowski). W działaniach Nursułtana Nazarbajewa zawsze była myśl państwowa, dbałość o to, by pozostawić po sobie jak najwięcej. Korzystał z polskich rozwiązań, zasięgał u nas rady. W stepie, na miejscu dawnego zapyziałego Celinogradu, wyrosło nowoczesne miasto, stolica Astana.


Państwo kazachskie jest dziś rozpoznawalne nie tylko dzięki osiągnięciom sportowym, ale i obecności w kulturze globalnej. Pisał o nim m.in. Paulo Coelho (powieść „Zahir”), błaznował na jego temat Sasha Baron Cohen w „Boracie”. A racjonalny Nazarbajew najpierw się na film wściekał, by go potem wykorzystać jako promocyjne narzędzie, reklamujące stepową krainę. Bo jak wiadomo: źle czy dobrze, byle po nazwisku (nazwie).


Jak Lech z Rusem – 10.08


 


Pojednanie Polaków z Rosjanami? Duchowni je zaplanowali, ale może się nie obejść bez zgrzytów. Agencja REGNUM pisze nawet o szykującej się prowokacji. Wskazuje, że może ona być dziełem PiS-u. Komentator REGNUM podjął ten temat na marginesie zbliżającego się kluczowego szczytu z udziałem arcybiskupa Józefa Michalika i metropolity Cyryla. 17 sierpnia zwierzchnicy Kościoła Katolickiego i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej podpisać mają w Warszawie deklarację nawołującą do zgody między obydwoma narodami. To zdarzenie może mieć wymiar epokowy, bo obie instytucje cieszą się jeszcze autorytetem w społeczeństwie i tym samym odegrać mogą rolę akuszera zbliżenia między zwaśnionymi słowiańskimi nacjami. Oby.


 


Lecz lepsze kontakty Polaków z Rosjanami nie wszystkim są na rękę. REGNUM wymienia tu przede wszystkim „nacjonalistyczne, prawicowo-konserwatywne” ugrupowanie Kaczyńskiego rzekomo mające przygotowywać prowokację na wizytę Cyryla. – Przed przyjazdem patriarchy w propagandzie polskiej opozycji występuje cały znany już komplet antyrosyjskich chwytów, wypróbowanych podczas minionego EURO – twierdzi agencja. Dodaje, że kolejnym czynnikiem wzmagającym napięcie będzie wyrok moskiewskiego sądu na procesie dziewcząt z zespołu Pussy Riot (za tzw. mszę punkową w katedrze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie), który wywołał histeryczną kampanię medialną na Zachodzie. Komentator zauważa, że orzeczenie w sprawie członkiń obrazoburczej kapeli – wzywała do obalenia prezydenta Putina na terenie świątyni mającej status naszej katedry wawelskiej czy świętojańskiej w Warszawie – zapadnie akurat 17 sierpnia. – Siły rusofobiczne niechybnie wykorzystają ten zbieg okoliczności, by zorganizować jeszcze jedną prowokację antyrosyjską w Warszawie – konkluduje REGNUM.


 


Zobaczymy. Ale skądinąd wiadomo, że nad Wisłą zawsze łatwo pobudzić emocje w związku z Rosją. Choć – jak przytomnie podkreśla nie tylko Kreml – to nie Związek Radziecki wymordował 6 mln Polaków w czasie II wojny światowej, na dodatek ZSRR nie miał nic przeciwko zmianie ustrojowej w Rzeczypospolitej w 1989 roku. A przecież mógł się postawić jako jeden z gwarantów powojennego ładu.



Niezdarni szpiedzy – 9.08


Irańscy agenci podobno nie są już tak dobrzy i skuteczni jak kiedyś. Mają problemy w Syrii i gdzie indziej na świecie – twierdzi amerykańska gazeta sieciowa „The Daily Beast”. Strażnicy Rewolucji oraz agenci Hezbollahu to ciągle niebezpieczni gracze, ale niektóre ostatnie, związane z nimi wydarzenia świadczą, że w roli szpiegów, zabójców i terrorystów nie wypadają już tak dobrze jak kiedyś.


Komentator portalu (2 lata temu  połączonego z „Newsweekiem”) uważa, że Teheran zaczyna się niepokoić. Wojna w Syrii zapowiada utratę najważniejszego sojusznika arabskiego, konfrontacja z Izraelem i krajami zachodnimi doprowadziła do destrukcyjnych sankcji, utrzymuje się możliwość uderzenia militarnego ze strony Izraela. – Nie jest to najlepsza pora, by irańscy tajni agenci ujawniali brak kompetencji – ocenia autor Christopher Dickey. I dodaje, że w zeszłym tygodniu syryjscy powstańcy ujęli grupę 48 Irańczyków, których określono jako członków formacji Strażników Rewolucji przebywających z misją wywiadowczą w Damaszku. A w minionym roku co najmniej 9 organizowanych przez Iran aktów terroru poniosło fiasko lub zostało udaremnionych. Prawie na wszystkich frontach zmagań szpiegowskich z USA i Izraelem Iran odnotował poważne niepowodzenia. Jego program jądrowy został dotknięty wirusem komputerowym w 2010 roku. Uczeni irańscy są atakowani, pięciu – zabito.


„The Daily Beast” pisze jeszcze, że negowanie operacji stanowi ich część, albo i jest ich potwierdzeniem: władze Iranu odrzucają wszelkie zaangażowanie w operacje na terenie USA, na Cyprze, w Indiach, Tajlandii i Bułgarii. Twierdzi też, że obywatele, którzy wpadli w ręce powstańców, to pątnicy. Christopher Dickey zna powody porażek Irańczyków. – Kiedyś agenci pracowali pod dowództwem ministerstwa wywiadu, które fantastycznie realizowało swe funkcje. Lecz w ostatnich latach resort ten musiał ustąpić pola Strażnikom Rewolucji, a ci to żadna elita. Weteran wywiadu amerykańskiego miał powiedzieć Dickeyowi, że Strażnicy korzystają z agentów Hezbollahu, których mogą sobie znaleźć czy nająć i sięgają po przestępców. Jego zdaniem, Strażnicy są niekompetentni i jak to bywa w każdym biurokratycznym reżimie o wszystkie klęski oskarżają spiskowców.   


Młot na pedofilów – 8.08


W Rosji polujący na niepełnoletnich rozpustnicy znajdą się pod lupą MSW. Resort ujawnił, że powołuje, jak to nazwał, specnaz wymierzony w pedofilów. Będzie on też ścigać pornografię: wytwarzanie i obrót zakazanymi materiałami i przedmiotami o charakterze pornograficznym. Oddziały powstaną w każdym mieście liczącym ponad milion mieszkańców. Będą podporządkowane kierownictwu lokalnych struktur policji kryminalnej.


Pomysł stworzenia tego typu jednostek wyszedł od rzecznika praw dziecka u naszych sąsiadów, adwokata Pawła Astachowa. Prawnik słyszał wiele skarg na to, że policjanci lekceważą doniesienia rodziców poszkodowanych dzieci. Kiedy o problemie dowiedział się Kreml, Władimir Putin polecił zająć się nim szefom MSW i Komitetu Śledczego, Władimirowi Kołokolcewowi i Aleksandrowi Bastrykinowi.


Nie jest wykluczone, że ów specyficzny specnaz sprawi, iż w Rosji zmaleje skala seksualnej przestępczości, której ofiarami padają najmłodsi (na razie stale rośnie).  Rosjanie mają respekt wobec instytucji i urzędów państwowych. Toteż sama świadomość, że jest również taka, która pilnuje, by nie wyżywali się na najmłodszych, może ich powstrzymywać przed przestępczym molestowaniem.    


Tadżycki łącznik – 7.08


Chińczycy zdobywają rynki Azji Środkowej i, co ciekawe, podbój ułatwia im nieformalny handel, prowadzony z udziałem pośredników, m.in. w Tadżykistanie, który – podobnie jak Kirgistan – przeistoczył się w hurtownię chińskich towarów. Dzieje się tak od lat i wiele wskazuje, że zjawisko będzie się tylko nasilać. Tadżycy dużo zarabiają na tym, że stali się centrum dystrybucyjnym produktów z Państwa Środka. W 2010 roku wartość wywozu „chińszczyzny” z tej republiki do krajów środkowoazjatyckich wyniosła 710 mln dolarów. Przed dwoma laty było to ni mniej ni więcej ok. 70 proc. oficjalnego eksportu Tadżykistanu. W zeszłym roku skala reeksportu była jeszcze wyższa – na razie brak konkretnych statystyk. Niektórzy Tadżycy narzekają, że ich ojczyzna to już przybudówka, kolejna prowincja Państwa Środka.


Z tadżyckich magazynów i składów wyroby chińskie trafiają do Uzbekistanu, Kazachstanu i Afganistanu. Również do Rosji. Są to przede wszystkim artykuły przemysłu lekkiego, ale nie tylko. Na nieformalnym handlu, owszem, fortuny zbijają pośrednicy, ale zyskują również ubożsi klienci, którzy mogą taniej kupić. Tracą jednak budżety krajów odbiorców: import nie przechodzi przez urzędy celne i tym samym nie są ściągane podatki. Ale dzieje się tak za przyzwoleniem rządów. Przymykając oko na półlegalny proceder władze z jednej strony umożliwiają obywatelom zakup niedrogich produktów, z drugiej – pośrednio tworzą miejsca pracy. I w sumie wszyscy wychodzą na swoje.


Górskie zbrojownie – 6.08


Co jest w podręcznym arsenale mieszkańców Tadżykistanu? Są, oczywiście, automaty Kałasznikowa, ale też kaemy, granatniki, karabinki snajperskie, różnego rodzaju amunicja i urządzenia łączności. Takie rzeczy znaleziono w przeszukiwanych domach w Chorogu, stolicy Górskiego Badachszanu, prowincji której pozostała część znajduje się już w Afganistanie. Niektórzy jednak dobrowolnie oddawali broń. W regionie prowadzono ostatnio zakrojoną na szeroką skalę operację, zmierzającą do ujęcia sprawców zabójstwa wpływowego generała sił bezpieczeństwa. Tropy wiodły do Górskiego Badachszanu, do znanego polityka i pogranicznika, dawnego aktywisty jednego z islamskich ugrupowań zbrojnych. Ten jednak przepadł jak kamień w wodę.


Tadżykistan jest widownią konfrontacji zwalczających się grup, odkąd ponad 20 lat temu uzyskał po rozpadzie ZSRR niepodległość.  Konflikt wkroczył w fazę kulminacyjną w latach 1992-97. Toczyła się wtedy wojna domowa: pochłonęła ok. 100 tys. ofiar śmiertelnych. Górę wzięły oddziały podporządkowane prezydentowi Emomalemu Rachmonowi (rządzi do dziś), wspieranemu przez Rosję. Opozycja muzułmańska mająca popleczników m.in. w Iranie, została spacyfikowana. Ale by uniknąć dalszego rozlewu krwi przekazano jej niektóre stanowiska państwowe i dopuszczono do parlamentu. Od tamtego czasu w kraju jest dość stabilnie, czasem jednak dochodzi do incydentów zbrojnych i mordów przeciwników politycznych.


Ciemny horyzont – 3.08


Klęska ekonomiczna na półwyspach Iberyjskim i Apenińskim uderzy przede wszystkim w Wielką Brytanię. Bardzo solidnie. Sektor finansowy Albionu utraci pieniądze o równowartości 7 proc. PKB, czyli 150 mld dolarów. O tyle też skurczy się handel zagraniczny Zjednoczonego Królestwa. Polskę umieszczono w strefie podwyższonego ryzyka zaraz po Brytyjczykach. Niebezpieczeństwo poważnej zapaści wisi także nad innymi outsiderami spoza eurozony: Czechami, Węgrami, Szwecją i Islandią. Zatrzęsie Mauretanią, Mozambikiem, Mauritiusem i Wyspami Zielonego Przylądka, bo one również w olbrzymim stopniu uzależnione są od stanu obrotów handlowych z unijną Europą. Tak wygląda pierwsza dziesiątka krajów, które bardzo dotkliwie odczują upadek Hiszpanii i Włoch. Ale dostanie się jeszcze państwom rozwijającym się, tworzącym tzw. grupę BRICS: Rosji, Indiom, Brazylii i RPA. Tylko Chinom nie za bardzo.


Analitycy Maplecroft uważają, że ratunkiem dla zagrożonych może być przyspieszenie dywersyfikacji wymiany handlowej, podjęcie próby sprzedaży towarów na rynkach innych niż europejskie. Albo jeszcze umiejętne pobudzenie popytu wewnętrznego. O takich rzeczach trzeba wiedzieć: to są sprawy kluczowe dla polskiej prosperity, dla walki z bezrobociem i beznadzieją. Ale media chyba o tym nie wiedzą. Albo udają, że nie wiedzą, mydląc „czerni” oczy kolejnymi odsłonami dramatów zabitych i porzuconych pociech, buczeniem na cmentarzach, pseudo sporami o in vitro, czy bełkotem na temat wspaniałości mistrzostw w piłce kopanej.



Skośnoocy junacy – 2.08


Chińczycy będą pierwsi na londyńskich igrzyskach. Nie ma rady. Już teraz, kiedy do końca olimpiady zostało kilkanaście dni, zdecydowanie prowadzą w punktacji medalowej. Wygrywają wszyscy – nawet nastolatki. I mimo, że dla Amerykanów sprawa 16-letniej zwycięskiej pływaczki pachnie dopingiem, to jeszcze muszą swe zarzuty udowodnić. A działacze chińscy odparowują: sukcesy zawodników są pochodną wspaniałego systemu, owocującego już tylko sportowymi gwiazdami najwyższej próby.


Zdaniem brytyjskich dziennikarzy, cytowanych przez rosyjską agencję REGNUM, kandydaci na chińskich reprezentantów od razu w dzieciństwie lokowani są w swego rodzaju obozach pracy, gdzie zasuwają bez wytchnienia. A eksperci rychło selekcjonują tych, w których widzą tzw. potencjał: trenują ich ostro, wręcz katują. Dotkliwe kary cielesne wymierzane są narybkowi za najmniejszy przejaw niesubordynacji. Najlepsi z najlepszych szpikowani są też rzekomo preparatami, których nauka na razie nie zna. W ogóle za przygotowanie przyszłych mistrzów odpowiada armia szkoleniowców. I jeszcze: ci, którzy później zdobywać mają złote i różne inne medale, są chronieni przed cudzoziemcami. No, bo przecież tajemnica państwowa (jak wiadomo, Chińczycy do perfekcji opanowali sztukę przechowywania swych sekretów). Spójny system sprawia, że wyniki kadry oszołamiają, budzą niedowierzanie, a nawet podejrzliwość. Bo praktycznie jeszcze kilkanaście lat temu sportowcy z Państwa Środka prawie nie istnieli jako rywale na olimpijskich arenach. Za to teraz to już pewnie przez dziesięciolecia będą regularnie spuszczać lanie dotychczasowym potęgom: USA, Rosji, Niemcom.


Cóż, na ten ich system chyba nie ma rady. Ale trzeba próbować choć trochę go przejrzeć, bo tylko wtedy znowu można będzie jak równy z  równym mierzyć z chińskimi junakami.


Padnie już niedługo – 1.08


Reżim al-Assada chwieje się i pewnie runie, ale ciągle popierają go dwa znaczące państwa, Rosja i Chiny. Lecz przeciwko temu trio sformowała się potężna koalicja. Wchodzą do niej wpływowe kraje Ligi Państw Arabskich na czele z Katarem i Arabią Saudyjską. Niearabska Turcja pomaga w kwestiach transportowych. USA zapewniły obserwację satelitarną. Syryjską opozycję aktywnie wspomagają europejscy sojusznicy. Współdziałają ze sobą najróżniejszej maści wywiady.


To wszystko prowadzi do izolacji reżimu – odnotowuje francuski dziennik „Liberation”. A dalej zaznacza, że cel tych mających przykrywkę humanitarną operacji, jest polityczny. Chodzi o osłabienie Iranu poprzez pozbawienie go regionalnego sprzymierzeńca. Ucierpi także libański Hezbollah, co umocni pozycję Izraela. Zyska jeszcze sunnicka Arabia Saudyjska, eliminując z gry władze syryjskie kierowane przez szyitów tradycyjnie rywalizujących z sunnizmem.

Gorzej, że rozmaite, opozycyjne wobec al.-Assada ugrupowania nie koordynują swych działań, tak jak by sobie tego życzył Waszyngton. Poza tym USA nie chce rozpadu Syrii – zwraca uwagę „Liberation”. Gazeta uważa też, że rośnie możliwość ingerencji zewnętrznej. W tej kwestii duża rola przypaść może Turcji pragnącej potwierdzić swój status regionalnego mocarstwa. Kontrolując sytuację w Syrii Ankara ma też okazję ograniczać aktywność tamtejszych Kurdów, którzy mogliby zagrozić bezpieczeństwu Turcji. Czyli same plusy.



Henryk Suchar

W wydaniu nr 129, sierpień 2012 również

  1. LETNIA GORĄCZKA ZŁOTA

    A popyt w odwrocie? - 24.08
  2. BY IAN PARSONS FROM LONDON

    An Olimpic Diary - 15.08
  3. GALERIA SCHODY

    Dorota Porębska. Fotografie
  4. NOWE MOŻLIWOŚCI INWESTOWANIA W WINO

    Podwójna korzyść: smak i zysk - 14.08
  5. W POSZUKIWANIU TALENTÓW

    Jak wyprzedzić konkurencję? - 10.08
  6. GIEŁDA PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH

    Debiut 12. spółki ukraińskiej - 9.08
  7. Z POLSKI I CAŁEGO ŚWIATA

    Zostań korespondentem - 9.08
  8. EKONOMIA OLIMPIADY

    Kto zarabia, kto traci? - 8.08
  9. ANGLIK IN POLAND

    Richard Branson - 8.08
  10. PODLASKIE KLIMATY

    Plener w Michałowie - 1.08
  11. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 31.08 – Beauty Camp
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Unik - 1.08
  13. SIŁA POLITYKI

    Płaczą, ale płacą - 31.08
  14. I CO TERAZ?

    Szok! Po prostu szok... - 22.08
  15. STREFA EURO

    Będzie tylko gorzej? - 1.08
  16. MĄDRY WYGLĄD DECYDENTA

    Dlaczego włos głowy się nie trzyma? - 1.08
  17. DLA KOBIET DECYDENTEK

    Nutrikosmetyki czyli odżywianie od wewnątrz - 1.08
  18. NIEZŁA SZTUKA (1)

    Przepustka do sztuki - 1.08
  19. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    "Zakamarki marki" - 1.08