Established 1999

PUNKTY WIDZENIA

23/09/2009

Demokracja telewizyjna

Unia jest w tej chwili bardziej technokratyczna, nie ma w niej etosu założycielskiego, który charakteryzował wielkie postacie de Gaspariego, Schumanna, Adenauera – mówi europoseł Janusz Lewandowski.



 JANUSZ LEWANDOWSKI,


Platforma Obywatelska,


przewodniczący komisji budżetowej


Parlamentu Europejskiego


 


Paweł Makowski: Panie eurodeputowany, przewodniczy Pan komisji budżetowej, czy jest więc Pan naszym człowiekiem przy unijnej kasie?


JANUSZ LEWANDOWSKI: Teoretycznie, nie. Praktycznie, w sytuacjach istotnych, mogę się takim okazać. Mandat eurodeputowanego jest mandatem wolnym, ma reprezentować interesy Wspólnoty Europejskiej, tym bardziej przewodniczący komisji powinien być bezstronnym kierownikiem komisji, bardzo istotnej komisji parlamentarnej. Ale z mojego doświadczenia jako obserwatora parlamentu wynika, że w kwestiach istotnych Francuzi, niezależnie od opcji czy frakcji ideowej, okazywali sie Francuzami, na przykład, gdy chodziło o rolnictwo. A Brytyjczycy okazywali się, niezależnie czy labourzyści czy konserwatyści, Brytyjczykami, jeśli chodzi o podatki. Tak więc pewnie kraj pochodzenia, w sytuacjach szczególnych, będzie odgrywał dużą rolę.


Czy szef komisji ma silny wpływ na postanowienia komisji?


Wedle wiedzy, jaką przekazał mi mój poprzednik, jest to istotny wpływ na prace budżetowe w parlamencie i, poprzez pieniądze, wpływ na całą akcję legislacyjną Parlamentu Europejskiego. Bo większość tego, co tworzy parlament jako akty prawne ma swój wydźwięk finansowy. Komisja budżetowa ma prawo ingerować, ma prawo głosu.


Wolałbym nie rozbudzać nadmiernych oczekiwań, dlatego, że to może być też problemem. Zarówno funkcja pani Huebner – komisarza ds. polityki regionalnej, jak i moja pozycja, to bardzo interesujące przyczółki, zdobyte prze Polskę już na samym starcie. Teoretycznie związane z funkcjonowaniem całej Wspólnoty Europejskiej, ale na pewno, jako pozycje wyjściowe w polskim debiucie, to jest więcej, niż mogliśmy oczekiwać.


Czy przewodniczący komisji poznał już tajniki tworzenia unijnych budżetów?


To wielkie zaskoczenie dla ludzi w instytucjach unijnych, że komisję budżetową prowadzi ktoś bez tak zwanej pamięci instytucjonalnej, znajomości pewnych reguł formalnych, a zwłaszcza nieformalnych, gry w parlamencie. Więc to wymaga przyspieszonego kursu uczenia się, to jest learning by doing, uczenie się przez działanie. Najtrudniejsza będzie jesień, bo budżet jest w trakcie, jeżeli on zostanie podpisany przez prezydenta Parlamentu Europejskiego w 2004 i obędzie się bez jakiś wielkich wpadek, to będzie już z górki.


W przyszłym roku będzie rozpatrywany budżet na lata 2007-2013. Tworzenie budżetu to pewna filozofia. Czy możemy mówić o szkołach filozofii budżetowej, które na pewno się przy tej okazji zetrą?


Doświadczenia krajowe są niezbyt przydatne, dlatego że w UE to dzieje się w szczególnym trójkącie, nieprzekładalnym na doświadczenia krajowe. Pomiędzy Komisją Europejską, która jest pierwszym wnioskodawcą, Radą, czyli tym forum międzyrządowym, gdzie na ogół bierze górę tendencja oszczędnościowa i Parlamentem, gdzie zderzają się głosy krajów, które są płatnikami netto i krajów zainteresowanych dużym budżetem. Z wielu względów ta jesień jest bardzo ciekawym okresem. Bo to nie tylko budżet na rok 2005, ale już jesienią, czego przedsmak był przed wakacjami, zaczynamy omawiać tę nową perspektywę na lata 2007-2013. I tu widać nie tyle różne filozofie, ile dwa podejścia. One się bardzo mocno ze sobą zetrą. Nigdy nie było tak silnej tendencji do oszczędzania ze strony krajów, które są płatnikami netto, przede wszystkim Niemiec i Holandii. Po raz pierwszy mamy do czynienia na taką skalę z problemem skłonności do oszczędzania ze strony bogatych krajów UE  jednocześnie rosnących potrzeb wynikających z rozszerzenia o kraje ubogie. Drugie zderzenie, jakie będzie bardzo istotne, bardziej związane z filozofią i strategią budowania wydatków na przyszłe lata, to zderzenie między krajami, które chciałyby Strategii Lizbońskiej, czyli strategii pościgu za Stanami Zjednoczonymi, traktowanej jako pretekst do wydawania pieniędzy na badania i rozwój, kosztem unijnego mechanizmu solidarności,  wyrażającego się w funduszach strukturalnych, w funduszach spójności.


My uważamy, że te cele są niekonkurencyjne, naszym zadaniem jest obrona mechanizmu solidarności. Jest jeszcze trzecia sprawa, która po raz pierwszy stanie na taką skalę, to znaczy reforma ewentualnych wpływów unijnych. Mówi się o ujednoliconym podatku, wspólnotowym, a nie odpisach i składkach.


Czy, Pana zdaniem, unijny solidaryzm nie jest w tej chwili tylko pozycją księgową, czy na europejskich salonach obecna jest jeszcze jakaś idea?


Unia jest w tej chwili bardziej technokratyczna, nie ma w niej etosu założycielskiego, który charakteryzował wielkie postacie de Gaspariego, Schumanna, Adenauera. Jest to Unia technokratów, polityków, którzy myślą w kategoriach wyborczych, czyli na ogół czteroletnich. Którzy mają ogromne kłopoty z przekonaniem własnej opinii publicznej w Niemczech czy innych krajach do dociskania pasa, a jednocześnie zwiększania wydatków wspólnotowych na rzecz uboższych uczestników UE. Jest to inna epoka w dziejach Unii, bardziej pragmatyczna, bardziej krótkowzroczna, niż te wielkie wizje ojców założycieli. 


Widać to nawet w porównaniu z latami dziewięćdziesiątymi, kiedy specjalnie dla Hiszpanii i Portugalii utworzono fundusze spójności. Te fundusze były dodatkowym narzędziem wyrównywania szans, w momencie, kiedy dwa kraje wyraźnie odstające, Hiszpania i Portugalia, wkraczały do UE. W tej chwili nie widać takiego gestu. Raczej widać skłonność do oszczędzania, ona bierze górę, wielka chęć odniesienia sukcesu do wewnątrz kraju, gdzie hasło budżetu na rzecz uboższych i wyrównywania różnic jest niepopularne.


Jak Pan skomentuje przyznanie nagrody De Gasperiego: Budowniczych Europy, Helmutowi Kohlowi?


To symboliczne wydarzenie, bo odchodzi w przeszłość generacja ludzi, którzy są nie tyle ojcami założycielami, ale architektami zjednoczenia Unii. Bardzo zasłużona nagroda, dla człowieka, który jest na szczęście doceniana w Polsce, bo jest to jeden z architektów zjednoczenia Europy. To piękna sztafeta: nagroda De Gaspariego dla Helmuta Kohla. Takich polityków już nie ma. Na tym m.in. polega problem UE, że górę biorą technokraci, myślący na krótki dystans, w kategoriach bieżącego sukcesu politycznego. I dlatego kłopoty mają właśnie te kraje, które właśnie mają zapotrzebowanie na wizję, na dalekosiężną wizję – taka jak my, na wzbogacenie tego mechanizmu solidarności.


To może znak mało dramatycznych czasów, brak mężów stanu …


Wiek XXI jest swoistą normalizacją na kontynencie europejskim, czy w cywilizacji euroatlantyckiej. Tu bierze górę demokracja telewizyjna, polityków nieco niższej rangi.


Dwie wielkie tegoroczne imprezy sportowe zorganizowali europejscy biedacy: Portugalczycy piłkarskie Euro 2004 i Grecy Olimpiadę. Może czas na Polskę? Czy jest taka rubryka w budżecie unijnym, która mogłaby pomóc?


Marzenia uskrzydlają. Ale wtedy, kiedy jest w nich szczypta realizmu. Igrzyska letnie kiedyś przyjdą do Polski, może jako przedsięwzięcie kilku krajów, ale liczba barier, jakie w naszej infrastrukturze drogowej, komunikacyjnej, sportowej trzeba przeskoczyć, jest gigantyczna. W sensie wyposażenia materialnego, bazy sportowej, jesteśmy, tak jak w drogownictwie, skansenem Europy. A niestety nie wiąże się to jako przedsięwzięcie finansowe z Unią Europejską.


         Dziękuję za rozmowę.


 


 


 

W wydaniu 58, wrzesień 2004 również

  1. DECYZJE I ETYKA

    Lipa kwitnie tylko latem
  2. SZTUKA MANIPULACJI

    Fałsz pochlebstwa
  3. BARIERY EFEKTYWNOŚCI

    Dlaczego nam się nie udaje?
  4. OD REDAKTORA

    Pięć lat
  5. SOCJOLOGIA A POLITYKA

    Czynnik czasu
  6. PUNKTY WIDZENIA

    Demokracja telewizyjna
  7. PUNKTY WIDZENIA

    Sztuczny heros
  8. USŁUGI POCZTOWE

    Sprawdzian na wolnym rynku