Established 1999

JAK TO ROBIĄ NAD RENEM

4 listopad 2009

Jedność partii, rządu i lobby

Taki jest rytuał: ofiara pionka ratuje pozycję króla. Znane z gry w szachy zasady są często stosowane w polityce – pisze Michał Jaranowski z Bonn.

MICHAŁ JARANOWSKI


Korespondencja z Bonn


Premier to monarchia, jego partia to dwór, dwór to lobby premiera. Tak wygląda rządzenie Bawarią. W tym konserwatywnym landzie niemieckim Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU) otrzymuje z reguły grubo ponad połowę głosów. W każdych wyborach od półwiecza. Normalne więc, że wszystkie ważne stanowiska CSU obsadza swymi ludźmi. Logiczne też, że w rezultacie powstała sieć nieformalnych, dalekich od wartości chrześcijańskich, powiązań. I co pewien czas na światło dzienne wypływają nieświeże owoce tych związków.


Nie wszystkie afery udaje się zatuszować. Niekiedy ten i ów z kumotrów musi zwolnić ciepłą posadkę. Ostatnio był to szef Czerwonego Krzyża w Bawarii, skądinąd poseł CSU, który nie potrafi rozliczyć się z większej sumy pieniędzy. Nawet najmniejszy odprysk błota nie powinien jednak spaść na kamizelkę monarchy. Jak za dawnych królewskich czasów. Wierzchołek władzy musi być czysty. Czystość na szczycie zapewnia sukces wyborczy. Lobby partyjne rządzi i pracuje.


I oto stała się rzecz niesłychana. Tutejszy NIK stwierdził, że Krajowe Towarzystwo Budownictwa Mieszkaniowego i Miejskiego LWS poniosło straty finansowe w kwocie 400 milionów marek. Firma jest państwowa, na czele rady nadzorczej stoi – lub raczej: stał – oczywiście człowiek z legitymacją CSU, minister sprawiedliwości Alfred Sauter. Straty ogromne, co tu dużo mówić – skandal. Bohaterowie skandali nie mają w Niemczech wielkich szans na przeżycie polityczne. Skandal jest tak dobrym kąskiem dla mediów, że niektóre redakcje zatrudniają specjalistów od tropienia skandali. Zanim afera nabrała rozpędu, niekoronowany monarcha Bawarii premier, a zarazem szef CSU – Edmund Stoiber zwolnił Sautera ze stanowiska ministra.


Zdymisjonowany polityk otrzymał publicznie kilka kuksańców ze strony prominentów lobby i sprawa – przynajmniej w sferze politycznej – wydawała się zamknięta. Taki jest rytuał: ofiara pionka ratuje pozycję króla. Znane z gry w szachy zasady są często stosowane w polityce. Nieoczekiwanie jednak Sauter zaczął mówić o tej aferze głośno i wskazał na króla jako głównego winowajcę.


Owszem, jako przewodniczący rady nadzorczej LWS on, Sauter, ponosi odpowiedzialność za wysokie straty, ale przecież powstały one w wyniku ryzykownych inwestycji LWS we wschodnich Niemczech. A decyzję o tych inwestycjach podjął – wbrew zaleceniom ekspertów – nie kto inny, jak Edmund Stoiber. Było to wprawdzie jeszcze w 1991 r., gdy Stoiber piastował urząd ministra spraw wewnętrznych, lecz fakt, że dziś jest premierem nie zmienia przecież istoty sprawy: mamy do czynienia z tym samym człowiekiem.


Pierwszym, który zareagował, był marszałek dworu, czyli szef kancelarii premiera, do niedawna sekretarz generalny CSU, Edmund Huber. „Zarzuty są absurdalne – tłumaczył dziennikarzom. – Premier Stoiber nie ponosi odpowiedzialności za efekty konkretnych transakcji”. W tym duchu wypowiadał się również szef frakcji CSU w parlamencie Bawarii, Alois Glück. Wprawdzie nie wszyscy posłowie darzą ciepłymi uczuciami monarchę, ale publicznie wystąpił przeciw niemu tylko jeden. Ze Stoiberem do dawna miał na pieńku z całkiem innych powodów. Wyjątek potwierdza regułę. Posłowie CSU zachowywali się nader powściągliwie. Oprócz Sautera nikt nie mówił, że nie byłoby ryzykownych inwestycji, gdy w ogóle nie wchodziły w grę. A wchodziły, bo tak zadecydował ówczesny minister spraw wewnętrznych, a dzisiejszy premier.


Na nienagannym wizerunku Stoibera, o którym mówi się, że ma szansę być kandydatem chadecji na kanclerza, pojawiły się pierwsze rysy. To, czego od lat nie udało się opozycji, w krótkim czasie dokonał długoletni członek świty monarchy, były lobbysta swej partii. Uruchomił lawinę. Opozycja i media mają używanie. Zawsze tak pewny siebie Stoiber unika prasy. Urażona duma jednego człowieka sprawiła, że lobby partyjno-rządowe nie ustaje w wysiłkach, by wygładzić image premiera. Bayerische Rundfunk – tv i radio bawarskie – są wprawdzie w rękach CSU, ale ta rozpasana prasa… Trzeba szukać okazji do dyskretnych, niewymuszonych rozmów. A wynik wcale nie jest pewny.


Stoiber wie, czym to grozi. Jego poprzednikiem był Max Streibl, jak i on szef rządu i CSU. Potęga Streibla upadła, gdy reporterzy Süddeutsche Zeitung wykryli, że jako gość zaprzyjaźnionego przemysłowca podróżował często na jego koszt do jego hacjendy w Brazylii. W zamian – jeszcze jako minister finansów – zapewniał przyjacielowi przywileje podatkowe. Tak wybuchła afera „Amigo”. To określenie przylgnęło najpierw do Streibla, a później do jego kolegów partyjnych, którzy od lat mają lukratywne posady. Nie pomógł lobbing, który miał przekonać opinię publiczną, że wrogowie bawarskich konserwatystów z igły robią widły. Zaczęto mówić o kumoterstwie w CSU, afera „Amigo” stała się jego symbolem.


Gdy w partii stwierdzono, że mimo różnych dementi i innych przejawów uderzania się w piersi opinia publiczna odwraca się od Streibla, a CSU grozi utrata wielu głosów, kto wie może nawet władzy absolutnej, los premiera był przesądzony. Prominenci z CSU głośno chwalili jego zasługi dla Bawarii, po cichu zaś przygotowywali dymisję „Amigo”. Do wyborów pozostało już tylko kilka miesięcy i należało zgłosić nowego kandydata, by mógł odrobić stracony dystans. Jako człowiek o niepokalanym wizerunku znakomicie nadawał się do tego Edmund Stoiber. Energiczny, nieomylny w podejmowaniu decyzji.


Ba, jeszcze do niedawna twierdził, że w szczegółach zna akta swych ministerstw. W nowej sytuacji wygląda na to, że albo ich nie zna, albo doskonale wiedział, że podległe rządowi towarzystwo LWS dokłada wielkie pieniądze do inwestorów we wschodnich Niemczech. A straty wyrównuje kasa Wolnego Państwa Bawarii.


Jedna z gazet napisała, że premier spędzał urlop na koszt przyjaciela w jego willi na Lazurowym Wybrzeżu. Premier replikował, że owszem, w pobliżu domostwa przyjaciela, lecz w hotelu i na koszt własny. Jeśli drzewo pochyli się, skaczą na nie wszystkie kozy.


Michał Jaranowski
Bonn

W wydaniu 2, październik 1999 również

  1. WIDZIANE Z BRUKSELI

    Spontaniczność kontrolowana
  2. ODKRYWANIE LOBBINGU

    Skomplikowana materia
  3. JAK ZOSTAĆ LOBBYSTĄ?

    Rzecz o edukacji
  4. LOBBING W UE

    Europeizacja w Brukseli
  5. STATYSTYKI I SONDAŻE

    Postrzeganie lobbingu w Polsce
  6. AMERYKAŃSKA LIGA LOBBYSTÓW

    Teoria i praktyka
  7. JAK TO ROBIĄ NAD RENEM

    Jedność partii, rządu i lobby
  8. AMERYKAŃSCY SUPERLOBBYŚCI

    Kim są?
  9. WIELKA BRYTANIA

    Jakie wnioski z lobbygate?
  10. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    14 pokoi w Wirginii
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Bezinteresowni?
  12. DECYZJE I ETYKA

    Gaudeamus igitur!
  13. DYPLOMACJA

    Siła w jedności
  14. STANOWISKO

    Zakaz reklamy tytoniu
  15. SZKOŁA LIDERÓW

    Od przywództwa do lobbingu
  16. OPINIA

    Supermarkety w niedzielę
  17. POLSKI LOBBING DO NATO (cz. 2)

    Cel określał skuteczność
  18. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Psychologia polityczna
  19. WYZNANIE POSŁA

    Byłem skutecznym lobbystą
  20. LITERA PRAWA

    Lobbing a dostęp do informacji
  21. LOBBING STOLICY

    Potrzebny kontrakt