Established 1999

SZTUKA MANIPULACJI

3 czerwiec 2009

Mefisto

Mefistofeles to taki kusiciel, który wyrasta spod ziemi z atrakcyjną i nieodpartą ofertą. Tę ofertę trudno zignorować, gdyż obiecuje on i spełnienie marzeń, i niezbyt kłopotliwy koszt ich spełnienia – pisze Mirosław Karwat.

MIROSŁAW KARWAT


Jak wąż jest alegorią kusiciela-podjudzacza, nakłaniającego do grzeszków, grzechów i występku z pozycji postronnego komentatora i doradcy, jakoby bezinteresownego powiernika i opiekuna osób w rozterce, tak Mefisto jest alegorią nader osobliwego kupca, a może raczej – lichwiarza.


Pozostawmy na boku metafizyczno-religijny rodowód i sens tej alegorii. Pozostawmy teologom analizy szatana, demonów, diabłów, zwłaszcza związane z dosłownym rozumieniu tych pojęć, z założeniem, że te nazwy są nie tylko symbolami, ale mają również realne desygnaty. Wystarczy potraktować opowieść o Mefistofelesie, Fauście i Małgorzacie jako metaforę, która celnie obrazuje uniwersalny schemat charakterystycznego, mianowicie transakcyjnego typu kusicielstwa, opartego na zasadzie „coś za coś”. 


Mefistofeles to taki kusiciel, który wyrasta spod ziemi z atrakcyjną i nieodpartą ofertą. Tę ofertę trudno zignorować, gdyż obiecuje on i spełnienie marzeń, i niezbyt kłopotliwy koszt ich spełnienia przez „używanie życia” na kredyt. Jednak kredyt ma to do siebie, że trzeba go spłacić, że suma spłat (bo kredyt to nie pożyczka od szwagra) wielokrotnie przewyższa sumę udostępnionych środków, dóbr.


Mefisto, jak lichwiarz, żyje z niebotycznego procentu – albo też, na podobieństwo właściciela lombardu – z tego, co objął swym zastawem. Oczywiście, od lichwiarza czy „lombardiera” różni się tym, że w rozliczeniu przejmuje, i to nieodwracalnie, wartości niewymierne i ostateczne – takie jak życie, godność, tożsamość, samostanowienie jednostki lub grupy.


W zamian za komfort życiowy, karierę, spełnienie zachcianek, niezawodną protekcję gwarantującą uprzywilejowanie, złudne w ostateczności poczucie nieskończonego trwania i bezterminowego sukcesu – w zamian za to wszystko odbiera swemu kontrahentowi zdolność decydowania o własnym dalszym losie, możliwość odmiany tego losu (odtąd jest on ściśle zdeterminowany, zaprogramowany jak „przeznaczenie”). Odbiera mu również „twarz” (tj. i dotychczasowe poczucie tożsamości, i atrybuty tej tożsamości, a więc w konsekwencji – reputację). O takim właśnie „rachunku za błogostan” traktuje znakomita powieść Klausa Manna, kongenialnie przeniesiona na ekran przez Istvana Szabó.


Dobitnie ilustrują ten mechanizm patologiczne sytuacje „wzlotu za cenę upadku”: 


Zdrajca ojczyzny nie zamieni swych agenturalnych honorariów i dostatków w stanie spoczynku pod ochroną na renomę patrioty, wybawcy. Narkoman nie będzie już „poważnym” i odpowiedzialnym człowiekiem, np. głową rodziny, działaczem społecznym, artystą zdolnym zrozumiale przemówić do swej publiczności. Użytkownik pokątnych i perwersyjnych usług seksualnych stręczyciela już nie będzie autorytetem moralnym, wiarygodnym kapłanem czy kuratorem nieletnich.


Uczony, który „zaprzedał się” jako dyżurny, dyspozycyjny propagandzista – rezygnując ze swej dociekliwości, krytycyzmu, intelektualnej niezależności w zamian za status gwiazdy medialnej czy „najmądrzejszego z urzędu” – już raczej nie odzyska społecznego szacunku i podziwu dla swego talentu, umysłu, a nawet ponosi to ryzyko, że już nikt nie uwierzy, iż poza tym jest „niegłupi”. Świetnie zapowiadający się aktor, który wybrał karierę chałturnika i gra już tylko małpimi kinami pod publiczkę, kojarzy się wyłącznie z sitcomem, reklamą, z turniejem „jak oni tańczą, śpiewają”, z życiem na pokaz i plotkarską wiwisekcją w tabloidach – słowem, ze wszystkim oprócz prawdziwej sztuki – taki aktor już nie uwolni się od etykietki komedianta, celebryty i zmarnowanego talentu. Każdy z tych konsumentów „drogi na skróty” będzie natomiast – zwykle już na zawsze – zgłodniałym odbiorcą kolejnej dawki wykupionego i dozowanego na raty „szczęścia”. Gdy już uległ dostawcom blichtru, sprzedawcom „pięciu minut”, to stracił swą szansę na     „nieśmiertelność”.


Mefistofeliczne transakcje tym różnią się od pospolitych, niewinnych zakupów czegokolwiek, że nie istnieje w nich prawo do rozmyślenia się choćby w ściśle określonym terminie, unieważnienia umowy przed rozpoczęciem jej obowiązywania. Ta transakcja jest nieodwracalna. Odkrycie przez „klienta”, że uzgodniona wymiana jest nieekwiwalentna (bo suma nabytych lub możliwych do nabycia dóbr użytkowych ma tak czy inaczej wartość niewspółmierną do tożsamości i suwerenności zbytej w zamian za wygody) jest nie tylko spóźnione, ale również nieskuteczne: niczego nie zmienia w zobowiązaniach, obciążeniach, kosztach. Podobnie jak odkrycie, że poczucie wieczności w korzystaniu z luksusu, komfortu, upojnego sukcesu na kredyt (wymagający wszak spłacenia) okazuje się iluzją, że jedyną wartością trwałą – w odróżnieniu od przemijającej wartości pozyskanych „tanio” używek, zbytków, splendoru, beztroski – jest właśnie to, co trwale przejął kusiciel.


W religijnej i literackiej tradycji Mefistofeles jest nawet „solidną firmą”. Jego oferta ma pełne pokrycie, z tą jedyną niedogodnością, że musi nadejść chwila uregulowania rachunku. 


W interpretacjach przekornych jest on naciągaczem, nieuczciwym handlarzem nieśmiertelnością, wieczną młodością i witalnością, który w zamian za złudzenie tych uroków lub ich próbkę… z datą ważności tanio kupuje wartość bezcenną, bo duszę. Chyba, że nadział się na Twardowskiego, żywe ucieleśnienie hasła „Polak potrafi”.


Realnym wcieleniem tego diabła-handlarza są inteligentni malwersanci, np. inicjatorzy sławnych piramid finansowych, afer spekulacyjnych i rozmaitych przekrętów. A w życiu politycznym – demagodzy obiecujący cud gospodarczy i dobrobyt pod warunkiem rezygnacji z własnych praw pracowniczych i ich gwarancji, równość i sprawiedliwość społeczną za cenę przywłaszczenia i zmarnowania cudzego dorobku, mocarstwowe samopoczucie i nacjonalistyczne upojenie za cenę… wasalizacji albo wręcz marionetkowego statusu u boku prawdziwego mocarstwa. Zdolnym Mefisto był Mao Ze dong, gdy w Wielkim Skoku nęcił rodaków hasłem „Trzy lata pracy, dziesięć tysięcy lat szczęścia”. W praktyce regułą jest proporcja odwrotna: spłata kredytu trwa dłużej niż jego konsumpcja. 


Mirosław Karwat


    


 

W wydaniu 91, czerwiec 2009 również

  1. IMR ADVERTISING BY PR

    Kamillowa konferencja
  2. WALKA Z WIRUSEM HPV

    Diagnoza nie jest wyrokiem
  3. BEZPIECZEŃSTWO ENERGETYCZNE

    Nowy pomiar świata
  4. SZTUKA MANIPULACJI

    Mefisto
  5. KONFERENCJA W BCC

    20 lat lobbingu w Polsce
  6. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    O skuteczności reklamy