28/05/2008
Obietnice
Cała sztuka polega na tym, żeby potrzebujący poczuł się dowartościowany, podniesiony na duchu i żeby uznał, że ma sojusznika, a jednak by nie powstało jakieś krępujące zobowiązanie – pisze Mirosław Karwat.
MIROSŁAW KARWAT
Drugim – obok pochlebstwa – rodzajem przynęty w działaniach podstępnych jest obietnica. Jest to wyjście komuś naprzeciw nie tyle w kwestiach jego dobrego samopoczucia, ile w kwestiach potrzeb praktycznych; odniesienie się do jego interesów, a nie zaspokajanie jego miłości własnej. Pochlebstwem możemy komuś wmówić, że ma jakieś zalety, osiągnięcia lub zasługi, których w rzeczywistości nie posiada. Natomiast obietnicą możemy wmówić, że będzie miał to, o czym sam wie, że na razie tego nie ma, że właśnie tego mu brak.
Czym właściwie jest obietnica?
Jest to zapowiedź wsparcia, pomocy, określonej przysługi (jeśli to początek ko
ntaktu), względnie zapowiedź dotrzymania powstałych zobowiązań. Może to być np. “obietnica drugiego stopnia”: obiecuję, że tym razem spełnię to, co wcześniej obiecałem.
Okazana komuś życzliwość, zachęta, a tym bardziej wzbudzenie w nim prz
eświadczenia, że sami przyłożymy do tego ręki, traktowana jest jako droga do poprawy czyjegoś losu, zaspokojenia jakiejś potrzeby, osiągnięcia upragnionego sukcesu. Oczekiwanie, któremu wychodzimy naprzeciw obietnicą, dotyczy więc jakiejś pomocy – w postaci albo wyręczenia kogoś w czymś, czego sam nie jest w stanie zdziałać, albo przysługi, protekcji, daru (tak, że moje wsparcie zwiększy efektywność jego własnych wysiłków); a przynajmniej życzliwości sprzyjającej spełnieniu naszych pragnień.
Rozbudza to lub wzmacnia oczekiwania i nadzieje człowieka (zesp
ołu, grupy) będącego w potrzebie, wypatrującego zachęty i otuchy. Tej zachęcie może towarzyszyć wyrażenie gotowości do własnego działania – i taka deklaracja budzi największą nadzieję i wdzięczność zarazem. Wtedy powiadam (lub tylko sugeruję): będzie ci lepiej, już ja się o to postaram.
Zachowanie, które budzi nadzieję za sprawą wyrażenia życzliwości, ewentualnie g
otowości do pomocy lub dotrzymania już danego słowa, może mieć różną skalę gorliwości. Niekoniecznie musi mieć postać otwartej i jednoznacznej deklaracji, niekoniecznie też musi iść daleko (Ja ci to mówię; Ja ci mówię, że to zrobię – z określeniem, co, gdzie, kiedy, ile, jak). Ja cię zapewniam, że ci się uda lub ci się polepszy, bo coś niecoś wiem i coś niecoś mogę – to swoiste minimum obietnicy.
Ale efekt zachęty i wzbudzenia nadziei może być osiągnięty nawet przez z
achowanie poniżej tego minimum. Wystarczy wzbudzić czyjeś poczucie, że stanie się jakiś cud czy upragniona odmiana losu, i to za sprawą rozmówcy, który niczego takiego nie powiedział, choć wywołał takie wrażenie. Taki efekt można by nazwać (subiektywnym) poczuciem obietnicy lub też paraobietnicą. Wtedy jedyna (bądź owocna, bądź obosieczna) pomoc, jakiej ktoś nam udziela, polega na dodaniu otuchy, zachęcie, na swoistym poręczeniu własną sugestią, że może być lepiej, że to nie jest niemożliwe, że powinienem się zdecydować na to, przed czym się waham. Jest to (szczere, instrumentalne lub zgoła fałszywe i złośliwe) moralno-psychiczne wsparcie; a jest ono co najmniej odpowiednikiem obietnicy choćby dlatego, ponieważ zainteresowany i spragniony odbiera to jako rodzaj “ochrony” i certyfikatu zarazem. Ten sposób działania upodobali sobie perfidni kusiciele, uwodziciele i intryganci – specjaliści od wpuszczania w maliny.
Z kolei maksymalistyczna wersja obietnicy obejmuje jeszcze dwa elementy: gwarancje powodzenia tych optymistycznych
zapowiedzi i własnego uczestnictwa w ich realizacji tudzież osobistą rękojmię happy endu – tzn. zaręczenie sukcesu własnym autorytetem, renomą zawodową, honorem, gotowością do poniesienia moralnych konsekwencji niepowodzenia. Przyznajmy rozsądnie: to już nadmiar gorliwości.
W interpretacjach wypowiedzi i gestów krzepiących dla ludzi w p
otrzebie winniśmy rozróżniać obietnicę luźną oraz ścisłą.
Obietnica luźna przede wszystkim ogranicza się do minimum – do zapewnienia, a jeszcze lepiej tylko do wzbudzenia cudzych oczekiwań, że może być lepiej, do potwie
rdzenia tej prognozy własnym autorytetem osobistym lub urzędowym, ewentualnie zapewnienia o własnej życzliwości lub lepiej tylko do jakiejś oznaki życzliwości i przychylności. Jeśli tego wymaga sytuacja, podmiot potencjalnie wspierający jest pod naciskiem potrzebującego, względnie sam spodziewa się po swej deklaracji pewnych korzyści, to dochodzi również do zapewnienia o gotowości do własnych starań w tym kierunku. Ale też obiecujący unika nadmiernej jednoznaczności, zwłaszcza w kwestiach dotyczących własnych zobowiązań.
Cała sztuka polega na tym, żeby potrzebujący poczuł się dowart
ościowany, podniesiony na duchu i żeby uznał, że ma sojusznika, a jednak by nie powstało jakieś krępujące zobowiązanie. Czytelna jest zasygnalizowana intencja dodania otuchy, ewentualnie wspomożenia (intencja mniej lub bardziej szczera albo w ogóle nieszczera – ale to już całkiem inna sprawa); natomiast niedość wyraźnie określone jest, co konkretnie ze swej strony taki sojusznik zapowiada, w czym sam bezpośrednio miałby udzielić pomocy.
Inna jest natura obietnicy ścisłej. Składający ją dąży do wyraźności, konkretn
ości i jednoznaczności optymistycznej prognozy. Nie tylko pokrzepia kogoś, ale i zaciąga własne zobowiązanie w jego sprawie. Czasem nawet te swoje zobowiązania (tudzież odpowiedzialność za nie) przedstawia i sam traktuje jako rodzaj gwarancji; zaś osobistą rękojmią powodzenia ma być nie tylko własna reputacja, ale również potraktowanie zobowiązania jako kwestii honoru. Ten sposób myślenia to stopniowo zanikający relikt dawnego etosu rycerskiego lub kupieckiego.
Mirosław Karwat
Autor, m.in., książki „Sztuka manipulacji”
SZTUKA MANIPULACJI
Obietnice
Cała sztuka polega na tym, żeby potrzebujący poczuł się dowartościowany, podniesiony na duchu i żeby uznał, że ma sojusznika, a jednak by nie powstało jakieś krępujące zobowiązanie - pisze Mirosław Karwat. więcej...