Established 1999

SIŁA POLITYKI

03/05/2012

Jak Chruszczow - 31.05

Reżim Putina odejdzie, i to raczej wcześniej niż później. Jego kres jest nieuchronny, bo chce tego naród rosyjski – pisze Henryk Suchar.


Ta drastyczna opinia jest dziełem Niny Chruszczowej, prawnuczki radzieckiego lidera Nikity, w 1964 roku obalonego przez partyjnych kolegów. Pani Chruszczowa mieszka w Ameryce i wykłada na uniwersytecie New School w Nowym Jorku. Jej śmiałą diagnozę przytacza rosyjski portal Słon, który zaczerpnął tekst z amerykańskiego Project Syndicate. W swej wypowiedzi Chruszczowa wyraża przekonanie, że jeśli już Rosjanie biorą się za zrzucenie z tronu przywódcy, to zawsze w końcu osiągają cel. Władza absolutna demoralizuje absolutnie – pisze autorka, cytując słowa lorda Actona. Daje tym samym do zrozumienia, że obywatele mają już dość prezydenta, którego podejrzewają o zbicie gigantycznej fortuny dzięki władzy. Chruszczowa przypomina m.in. w jakiej niesławie pozostawił stanowisko szefa państwa Borys Jelcyn. Najpierw twierdził, że póki ludzie głodują, to jemu przez gardło nie przejdzie nawet kawałek jesiotra, a później się okazało, że zgromadził majątek szacowany na miliony dolarów. Amerykańsko-rosyjska politolożka uważa, że Władimir Putin nie gra uczciwie. Na początku obiecywał bowiem, że wypełni „tylko” dwie kadencje prezydenckie, bo jest przywiązany do reguł fair play, a potem złamał przyrzeczenie. I teraz rządzi 13. rok, wykonując trzecią kadencję, w międzyczasie będąc premierem. Nina Chruszczowa podkreśla, że 40 proc. Rosjan pragnie odejścia Putina, i że liczba ta będzie już tylko rosnąć. I może tak być: w relacjach telewizyjnych widać, że gdzieś uciekła charyzma tego niegdyś niebywale popularnego polityka.    


Duet i USA – 30.05


USA chciały wbić nóż w plecy Rosji i Chinom. Ale im się nie udało. Taka jest opinia Shena Qi Zhu, naukowca z Akademii Nauk Społecznych w Pekinie, gdzie pracuje w Instytucie Światowej Gospodarki i Polityki. Swój pogląd wyraził on w wypowiedzi dla agencji informacyjnej Regnum, komentując postawę krajów Azji Środkowej, które odrzuciły zaproszenie do wzięcia udziału w obradach szczytu NATO w Chicago. Zaproszenie dla Kirgistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kazachstanu przyszło właśnie od USA. Shen Qi Zhu ocenia, że odmowa dowodzi rosnącej pewności siebie ze strony przywódców republik środkowoazjatyckich. Przekonanie o własnym znaczeniu wynika po części z tego, że „regionalne bezpieczeństwo coraz bardziej wchodzi w kompetencje Szanghajskiej Organizacji Współpracy”. Chiński ekspert uważa też, że USA, pragnąc utrzymać hegemonię, dążą do rozszerzenia sfery oddziaływania NATO na cały glob. Jest to odwoływanie się do koncepcji zimnej wojny, bo tymczasem na świecie „w przyspieszonym tempie rozwija się tendencja na rzecz wielobiegunowości”. Przedstawiciel Akademii Nauk Społecznych podkreśla, że ChRL i Federacja Rosyjska są filarami SzOW, partnerami coraz raźniej wzmacniającymi zasady strategicznego współdziałania. By tę tezę podbudować mówił o niedawnych ćwiczeniach wojskowych na Morzu Żółtym, w których wzięły udział jednostki armii rosyjskiej i chińskich sił zbrojnych. Ale czy rzeczywiście „antyamerykańska” współpraca Moskwy z Pekinem, będącymi raczej strategicznymi rywalami, może przetrwać? Myślę, że wątpię. Tylko do pory do wriemieni, czyli do czasu.


Bez dolara – 29.05


Japończycy i Chińczycy będą się liczyć już bez pośrednictwa dolara. To cios nie tylko dla renomy USA. A dlaczego? A dlatego, że mowa o największych gospodarkach świata, przez które przetaczają się fury gotówki drukowanej w Ameryce. I wspólne działanie musi podciąć skrzydła Rezerwie Federalnej, czyli bankowi centralnemu w Waszyngtonie. Transakcje przekalkulowania jenów na juany, i na odwrót, przechodzić będą przez giełdy walutowe w Tokio i Szanghaju. Uzgodniono to w grudniu zeszłego roku, gdy Pekin odwiedzał premier Yoshihiko Noda. Wcześniej partnerzy – nawiasem mówiąc dawniej śmiertelni wrogowie, a dziś na pewno ciągle antagoniści – najpierw sprawdzali kurs zielonego i do niego się odnosili, realizując kontrakty handlowe. To co prawda podnosiło koszta bezpośrednio zainteresowanym, ale za to przydawało prestiżu amerykańskiemu pieniądzowi, bez którego nie można się było obyć. Cytowany przez portal CentrAsia japoński minister finansów mówi, że wchodząca w życie 1 czerwca decyzja poprawi efektywność dwustronnych operacji ekonomicznych, i że umowy będą teraz korzystniejsze dla kontrahentów.  Można wysnuć obrazoburczy wniosek, że epoka dolara zdaje się powoli acz nieuchronnie zbliżać ku końcowi. Dobrze to czy źle dla Stanów Zjednoczonych – trudno powiedzieć laikowi. Ale czy wszystko musi służyć amerykańskim interesom? Istotne jest to, że – jeśli wierzyć na słowo przedstawicielom Pekinu i Tokio – rezygnacja z dolara sprzyjać będzie większym zarobkom tamtejszych firm. A o to przecież chodzi. Gwoli ścisłości: globalnie Chiny lokują się na drugiej pozycji pod względem wielkości produktu krajowego brutto, Japonia – na trzeciej.


Afgańcy – 28.05


Radziecką 40. Armię, która weszła do Afganistanu w końcu 1979 roku, rozmieszczono w czterech potężnych bazach. Były i mniejsze; wszystkie chroniły pola minowe, drut kolczasty i strażnice. Skąd o tym wiem? Nie z autopsji, gdyż do tego owianego legendami i doświadczanego inwazjami państwa zacząłem jeździć dopiero w drugiej połowie lat 90. tamtego stulecia. O tym i multum innych ciekawych rzeczy dowiedziałem się z lektury książki „Afgańcy”, której autorem jest Rodric Braithwaite, brytyjski dyplomata i pisarz. Ujawnia on m.in., że jednostki 40.Armii były zdziesiątkowane, bo żołnierze na potęgę chorowali. Najczęściej zapadali na zapalenie wątroby, ze względu na powszechny brud w jakim przebywali i pijaństwo. Od służby można się było także wykpić, pijąc mocz zakażonych kolegów, podawany przez zaprzyjaźnionego sanitariusza. Jak podaje Braithwaite radzieccy wojacy byli generalnie dobrze przygotowani do trudów wojny, ale jedwabnego życia to nie mieli. Mieszkali w prymitywnych warunkach: w zimie marzli, w lecie piekli się w skwarze słonecznym. Słabo ich żywiono. Musieli się obywać bez kobiet. W koszarach szalała fala zwana w rosyjskim wojsku diedowszczyną i przemoc ze strony wyższych szarżą. Przepustkę można było dostać wyłącznie na pogrzeb najbliższego członka rodziny. Jednak wojownicy imperium znosili trudy ze znanym od wieków stoicyzmem rosyjskiego żołnierza i byli gotowi walczyć za swoich towarzyszy, nawet kiedy wojna zdawała się tracić jakikolwiek sens – pisze Brytyjczyk. W jego dziele naprawdę znajdziemy mnóstwo ciekawostek, m.in. opis błyskotliwej akcji Specnazu, który w grudniu 1979 roku w try miga opanował Kabul i sprzątnął afgańskiego przywódcę Hafizullaha Amina. Znajdziemy też sceny wycofania sił ZSRR z Afganistanu; tzw. ograniczony kontyngent stacjonował i walczył tam przez niemal 10 lat. Podczas działań militarnych zginęło 15 051 wojaków (w tym także radzieccy Polacy), a ponad 50 tys. zostało rannych. Przeszło 10 tys. nabawiło się inwalidztwa. Śmierć poniosło 600 tys.-1,5 mln Afgańczyków. Ale czym jeszcze zaskoczył mnie Rodric Braithwaite? Otóż relacją, że kiedy odwiedzał Kabul, to słyszał od prawie wszystkich napotkanych tubylców, że „lepiej było za Rosjan” niż teraz, kiedy operacje zbrojne w kraju prowadzi wielonarodowa koalicja pod wodzą USA. Afgańczycy również przed nim nie kryli, że Rosjanie „zbudowali zaczątki przemysłu”, i że za ich okupacji „wszyscy mieli pracę”. Autor przyznaje, że wiele z tych opowieści brzmi dziś jak parodia. Nic dodać, nic ująć.



Lud z Krymu – 25.05


Krymczacy? A tak, jest taki naród żyjący w diasporze, także na Krymie. W ich gnieździe, w Biełogorsku, przebywa właśnie – jak się dowiedziałem – Andrzej de Lazari, wybitny znawca Rosji, na stałe mieszkający w Łodzi. Pozdrawiamy go z tego miejsca, jak to się drzewiej mówiło. Otóż Krymczacy wywodzą się z wędrownych Żydów, którzy trafili na Krym, oraz ludów znad Morza Czarnego, które się nawróciły na judaizm, czyli m.in. z Chazarów. Tak mnie zainteresowali, że zajrzałem do różnych źródeł, z których wynika, że od XIII wieku Krymczacy są silnie stataryzowani, czyli że się dostosowali do dominującej większości Tatarów. Ale jednak zachowali własną religię. Mają też swój język, szybko zanikający w ostatnich dziesięcioleciach.  Nazywano ich Żydami z pejsami, co miało ich odróżnić od Karaimów (ci są także w Polsce, słynny orientalista Ananiasz Zajączkowski był Karaimem). Więcej o Krymczakach można sobie poczytać np. w Wikipedii. Ale tu jeszcze dodam, że mieszkają, już w niewielkich ilościach, w Uzbekistanie i Rosji. Trochę wyjechało do Izraela i USA, gdzie znanym Krymczakiem jest Ralph Bakshi (w 1978 roku dokonał pierwszej animowanej ekranizacji „Władcy pierścieni”). W czasie drugiej wojny światowej zginęło 70 procent Krymczaków z rąk Niemców, którzy okupowali półwysep Krymski. Dla upamiętnienia zagłady dokonanej na Krymie przez hitlerowców naród ten 11 grudnia obchodzi święto T’kun.


ODPOWIEDŹ.


Krymczaków nie spotkałem, a w Tatarach Krymskich z Karasubazaru (nie używam nazwy Biełogorsk „w proteście” – to sowiecka nazwa) jestem zakochany i kombinuję, jak im pomóc”. Zobacz: http://belogorsk.crimea.ua.
AdL


Cudowne dziecko – 23.05


Ma 29 lat, a już jest ministrem. To Nikołaj Nikiforow, cudowne dziecko polityki rosyjskiej. Podwładny premiera Dmitrija Miedwiediewa odpowiadać będzie w rządzie za łączność i komunikację masową. Dla tego wunderkinda guru pozostaje zmarły pół rok temu Steve Jobs. Poza tym młody szef resortu przyjaźni się z Anną Chapman, wydaloną z USA agentką wywiadu rosyjskiego. I jeszcze kocha Internet, a także marzy mu się Dolina Krzemowa, ulokowana gdzieś na rozległych obszarach Federacji Rosyjskiej.


Politolog Stanisław Biełkowski uważa, że świeżo upieczony minister jest protegowanym Siergieja Sobianina, mera Moskwy, i słynie z tego, że nie bierze łapówek. – Czyli że wystarczy mu 10 procent – śmieje się Biełkowski. – A nie 50 proc., jak to się ostatnio przyjęło na poziomie federalnym, regionalnym czy municypalnym. Zanim zaszedł tak wysoko w hierarchii państwowej Nikiforow przez rok piastował tekę wicepremiera, ministra informatyzacji i łączności Tatarstanu. To dzięki jego głowie i wysiłkom ten muzułmański region jest dziś niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o skalę „elektronizacji” usług świadczonych przez państwo. Czyli że mnóstwo spraw załatwić można w sieci. A jeszcze wcześniej, w wieku 19 lat gołowąs Nikiforow został wicedyrektorem firmy Kazański Portal.


Nowy minister od słynie jako orędownik demonopolizacji, m.in. w sektorze telefonii komórkowej. Teraz w Tatarstanie bez kłopotu można zmienić operatora, zachowując przy tym swój dotychczasowy numer. Ale, co ważniejsze, młody innowator dopuścił alternatywnych operatorów do infrastruktury Tattelekomu, który wcześniej, nie mając konkurentów szarogęsił się na rynku telekomunikacyjnym regionu. Czy uda mu się coś zmodernizować na szczeblu ogólnorosyjskim?. Trudno powiedzieć, bo tu będzie musiał się zmierzyć z armią szczwanych lisów, mających ugruntowane interesy i jednocześnie plecy na Kremlu. Pażiwiom – uwidim.  


Pomóc, by ujarzmić – 22.05


Rosja na serio myśli o pokojowym podboju dawnych radzieckich republik azjatyckich. Tworzy nawet specjalną strukturę, która ma to ułatwić. Plany powołania Rosyjskiej Korporacji Współpracy z Krajami Azji ujawnił niedawno Wiktor Iwanow, szef Federalnej Służby Kontroli Narkotyków, dawny czekista.


Firma budować ma w regionie obiekty, by dać ludziom pracę i odciągnąć ich od handlu i przemytu środków odurzających. Mowa jest m.in. o budowie elektrowni, zakładów przemysłowych czy ferm drobiu. Ale ma także powstać uniwersytet, rocznie wypuszczający w świat ok. 50 tys. absolwentów najróżniejszych specjalności. W zamierzeniach tych widać zadęcie i rozmach cechujący niegdysiejsze projekty Związku Radzieckiego na terenach Azji i Kaukazu. Do udziału w przedsięwzięciu mają zostać zaangażowane giganty nowej Rosji, takie jak RusGidro, Rosneft, Gazprom, koleje RŻD, Sberbank, Rosatom, oraz wiele innych.


W następnej kolejności do spółki dopraszane będą lokalne, mające gotówkę przedsiębiorstwa. Wiktor Iwanow powiedział, że prawie połowę produktu krajowego brutto państw centrum Azji stanowią „brudne” dochody, pochodzące z produkcji i przerzutu narkotyków do Federacji Rosyjskiej i dalej, do Europy. Korporacja chce z nimi walczyć, oferując alternatywne źródła zarobku. Tym samym wysiłki na rzecz ograniczenia dostępności marihuany, opium czy heroiny na rynku rosyjskim – i nie tylko tam – mają być skuteczniejsze. Ale nie o to wyłącznie chodzi.


Celem Kremla – nie mniej ważnym, a może i nadrzędnym – jest przywrócenie wpływów i totalnego nadzoru Moskwy nad krajami dawniej będącymi częścią ZSRR. Bo przecież po to też powstaje Unia Euroazjatycka, która ma być dewizą, naczelnym priorytetem i gwiazdą przewodnią trzeciej kadencji prezydenckiej Władimira Putina.  


Media w niewoli – 18.05


Media ukraińskie upodabniają się do rosyjskich – coraz bardziej stają się podległe rządowi. Władze je sobie podporządkowują, szykując grunt pod jesienne wybory parlamentarne – zwraca uwagę Radio Swoboda. Ostatnio szerokim echem odbiło się zdjęcie ze stanowiska Aleksandra Charczenki, który przez ponad 10 lat kierował agencją prasową UNIAN i miał opinię nie lada profesjonalisty. Działacz związkowy Jurij Łukanow jest przekonany, że chodzi o uczynienie z tej renomowanej instytucji dostawcy sensacyjnych wiadomości. Widać, jak w serwisie przybywa informacji o zabójstwach i awanturach domowych. Tym samym UNIAN, mający reputację ostoi pluralizmu i wolności, zostanie „odpolityczniony”. Protestujący przeciwko dymisji Charczenki zespół uważa, że pod pozorem reorganizacji zostanie wprowadzona cenzura agencyjna. Ale Łukanow na razie nie popada jeszcze w skrajny pesymizm. Jego zdaniem obecne władze ciągle nie całkiem panują nad ukraińskim rynkiem medialnym. A to dlatego, że w sposób naturalny konkurują ze sobą lokalni bogacze, którzy w swoich rękach skupili środki przekazu. Choć jest również prawdą, że żaden z nich wolałby sobie nie psuć stosunków z potężniejącym klanem Wiktora Janukowycza i jego możnymi poplecznikami. Tak że nie ma czego zazdrościć Ukraińcom, swego czasu tak duże nadzieje wiążących z pomarańczową rewolucją, z tym że uniezależni ona media od reżimowych nacisków. Dodam tylko, że UNIAN jest częścią holdingu należącego do miliardera, magnata nie tylko medialnego Igora Kołomojskiego. Oligarcha kontroluje też m.in. kanały telewizyjne „1+1” i „Siti”. Niedawno mówiono, że udziały w holdingu nabył syn prezydenta Aleksandr Janukowycz. I właściwie wszystko jasne.


Jeniec Rosji – 17.05


Gdyby nie Rosja to Łukaszenkę spotkałby los Miloszewicza. Czyli aresztowanie i międzynarodowy trybunał. To złowrogie porównanie jest dziełem Bogdana Bezpalki, dyrektora Centrum Ukrainistyki i Białorutenistyki na uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Przytacza je Rosbalt, od 15 lat funkcjonujący na rynku rosyjskim. Założycielem agencji jest generał Wagif Husejnow, były kontrowersyjny szef  KGB w Azerbejdżanie, ale też i dziennikarz. Bezpalkę pytano o opinię na temat autokraty w związku z mającą się odbyć 31 maja podróżą Władimira Putina do Mińska. Bo to tam właśnie, a nie do Kazachstanu, Chin czy USA – co też brano pod uwagę – uda się z pierwszą wizytą zagraniczną rosyjski prezydent. Takie ukierunkowanie ma wymiar symbolu. Demonstracyjnie ujawnia priorytety polityki międzynarodowej gospodarza Kremla, który niespodziewanie zrezygnował z udziału w najbliższym szczycie G-8 (18-19 maja, Camp David, USA). Rozeźlił tym Baracka Obamę, który dla odmiany nie pojedzie w tym roku do Władywostoku, gdzie zaplanowano prestiżowy zlot liderów APEC (Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku). Do tej imprezy Moskwa pilnie przygotowuje się od 6 lat, wydając masę pieniędzy. Bezpalko podkreślił jeszcze, że Łukaszenko to impulsywny człowiek. – W zasadzie można od niego oczekiwać każdej deklaracji, ale od Zachodu to on jest odgrodzony głuchą ścianą. Zatem jego przyszłość polityczną i wolność osobistą, a i w ogóle suwerenność państwa białoruskiego zapewnia Rosja – twierdzi rosyjski naukowiec. Uważa, że wszelkie „manewry” ostatniego europejskiego dyktatora są koniunkturalne i obliczone na potrzeby wewnętrzne. W swej interesującej wypowiedzi Bogdan Bezpalko wyraził również przekonanie, że główni geopolityczni gracze będą coraz usilniej przeciwdziałać integracji Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Czyli krajów stanowiących jądro Unii Euroazjatyckiej, powstającej pod egidą i czujnym okiem Kremla.   


Pamirska intryga – 16.05


Nie ma żadnego konsulatu chińskiego w Górskim Badachszanie. Kłamie, kto mówi, że jest – zaklina się MSZ Tadżykistanu. A skąd się w ogóle wzięły plotki, że Pekin otwiera przedstawicielstwo konsularne na terenie Pamiru – pięknym, malowniczym, jednocześnie biednym i gospodarczo niedorozwiniętym? Wydaje się, że chyba stąd, iż region jest strategicznie położony: graniczy z Afganistanem, Kirgistanem i z samymi Chinami. Przypuszczam, że w tej krainie nie tylko Chińczycy chcieliby sobie założyć dyplomatyczną bazę, by trzymać rękę na pulsie wydarzeń. Przez wyżynne przełęcze i kręte ścieżki tadżyckiej autonomii mają również przebiegać szlaki przerzutu narkotyków z Afganistanu. A jak już są wytyczone tajne marszruty, to poza środkami odurzającymi przemytnicy mogą tamtędy szmuglować także ludzi i broń. Resort spraw zagranicznych w Duszanbe zapewnia, że na razie Państwo Środka nawet nie występowało z wnioskiem o uruchomienie konsulatu w górskiej prowincji. I jeszcze – najwyraźniej po to, żeby zaciemnić obraz – twierdzi, iż „wedle uznanych prawideł dyplomatycznych otwieranie konsulatów odbywa się na zasadzie wzajemności”. Można założyć, że konsularny przyczółek Chin w Górskim Badachszanie (w jego stolicy Chorogu) na pewno kiedyś ruszy, tylko teraz są jeszcze siły, którym zależy na blokowaniu koncepcji. Tadżyckie media nie bez kozery informowały o planach chińskich. Przy okazji cytowały słowa szefa regionu, Kodiriego Kosima, który miał powiedzieć, że konsulat ChRL w Chorogu ułatwi otrzymanie wiz lokalnym przedsiębiorcom. Na marginesie dorzucę, że na tym tylko z pozoru zapomnianym przez Boga terytorium większość mieszkańców wyznaje izmailizm, odnogę szyityzmu, czyli religii dominującej w wojowniczym Iranie. A zwierzchnikiem izmailitów jest miliarder Aga Chan IV, spektakularnie inwestujący w Azji Środkowej. W ogóle Badachszan był kiedyś większy, ale w 1895 roku jego drugą część, leżącą po lewej stronie rzeki Amu-Darii, oddano Afganistanowi. Tak sobie wtedy postanowiły imperia rosyjskie i brytyjskie, i tak już zostało.



Piłka sympatii – 15.05


Pakistańczycy są oryginalni. Przed EURO 2012 zrobili i ustawili w Warszawie olbrzymią piłkę. Teraz każdy może się na niej podpisać, i będzie to znak poparcia dla polskich futbolistów. Czemu akurat Pakistan, gdzie Rzym gdzie Krym? Otóż, jak na uroczystości przy skwerze ks. Twardowskiego tłumaczył ambasador Murad Ali, chodzi o to, że jego kraj zawsze sympatyzował z Polską. Na dodatek obchodzimy właśnie 50. rocznicę ustanowienia stosunków dyplomatycznych między Islamabadem a Warszawą. I, tu już dodam od siebie, Pakistańczycy są potęgą w produkcji futbolówek. Rocznie wytwarzają ok. 40 mln skórzanych kul do kopania, ale gdy odbywa się EURO (tak jak teraz) czy mundial, to robotnicy zakładów w Sialkot szyją ręcznie nawet 60 mln. Stanowi to wtedy 70 proc. globalnego rynku manualnie wytwarzanych piłek. Ta, którą Pakistańczycy nam podarowali – przedmiot dwumetrowy – stać będzie nieopodal pomnika Prusa do 27 maja, ale tylko od południa do dziesiątej wieczorem. Ambasador Ali nie krył, że fundując nam taką gigantyczną zabawkę myślał jednocześnie o promocji swego państwa. Zachęcał do podróży turystycznych, odwołując się do bujnej historii i kultury tych terenów, wspominając, że Pakistan to piękny, zielony kraj, gdzie można też kąpać się w morzu i wędrować (trekking) po górach, byle z głową. Że ojczyzna ekscelencji jest grzechu warta mogę zaświadczyć, bo już ją parę razy odwiedzałem.



Kolumb też Polak – 14.05


Same sensacje. Nie dość, że Kopernik mogła być kobietą o imieniu Nieluba, to jeszcze Kolumb mógł być Polakiem. Tezę o polskości najsłynniejszego odkrywcy – rzekomo potomka genueńskiego tkacza – od lat zgrabnie udowadnia portugalsko-amerykański naukowiec i pisarz Manuel Rosa. Szczegóły zwalającego z nóg rodowodu najprecyzyjniej wykłada na kartach książki „Kolumb. Historia nieznana”, wydanej nakładem oficyny Rebis. Goszczący ostatnio w Warszawie (po raz trzeci), gdzie nawiasem mówiąc przed laty poznał żonę pochodzącą z Białorusi, Rosa spotkał się z wysłannikiem DECYDENTA w stołecznym hotelu Novotel (kiedyś znanym jako Forum). Literat i badacz problem „kolumbijski” prześwietla ponad 20 lat. Podczas spotkania trzymał w rękach egzemplarz i żarliwie przerzucał strony, wskazując na fragmenty, tablice i wykresy mające świadczyć, że największy podróżnik i eksplorator był synem Władysława III Warneńczyka. Cały dowcip polega na tym, że 20-letni polski król miał polec pod Warną, tymczasem – jak się okazuje – ocalał na polu bitwy. Uciekł z grupą kompanów i osiadł na Maderze. Tam też, za zgodą monarchy portugalskiego, poślubił szlachciankę, Senhorinhę Annes. A że Warneńczyk ukrywał prawdziwą tożsamość, to i syn konspirował swoje pochodzenie, przybierając zmyłkowe nazwisko. To pod nim przeszedł do historii jako najwybitniejszy, odważny żeglarz i wędrowiec, który otworzył światu oczy na różne cuda, m.in. na istnienie takiego kontynentu jak Ameryka. Na podstawie epokowego dzieła Manuela Rosy ma być nakręcony film fabularny. Pozostańmy przy nadziei, że obraz powstanie jednak pod egidą bogatego Hollywoodu, i że jego twórca będzie renomowanym rzemieślnikiem. Bo tylko wtedy – dzięki żywemu, czytelnemu przekazowi i frekwencji – prawda o Kolumbie dotrze do świadomości społecznej, wywracając gruntowaną przez stulecia zafałszowaną wiedzę. Rosa powiedział nam jeszcze, że planuje nową książkę, tym razem o samym Władysławie III. Ma być udokumentowana tak samo solidnie, jak dotychczasowe pozycje w literackim dorobku autora. Chwalił się, że wszystko sprawdza tak żmudnie i skrupulatnie, iż później trudno się go czepia o błędy. Dlatego Manuela Rosę ochrzczono detektywem piśmiennictwa historycznego.


Słodycz Gruzji – 11.05


Gruzja jest dla większości rosyjskich mediów czarnym ludem, którego można wyłącznie potępiać. Tylko „Snob” nie musi. Magazyn wydaje miliarder Michaił Prochorow. Oddelegowani przez niego do kaukaskiej republiki wysłannicy, po powrocie rozpływają się w zachwytach nad tym owianym legendami państwem. Ozdobiona zdjęciami publikacja w „Snobie” jest wyjątkiem in plus, dowodem, że nawet w kraju autorytarnym można się wyłamać z szeregu. Reporterzy elitarnego miesięcznika uważają, że Gruzję zamieszkują dobrzy, otwarci ludzie. Podobno żywią nostalgię do Rosji i Rosjan. I to mimo sierpniowej wojny 2008 roku, która sprawiła, że wskutek rosyjskiej interwencji z Gruzji wystąpiły Osetia Południowa i Abchazja. „Snob” z sympatią opisuje także zaułki starego Tbilisi, pachnące kalianem (nargile) i kawą po turecku. Uliczki te wieczorem wypełniają dźwięki fortepianu i skrzypiec, a także zakochani odpoczywający na ławkach w cieniu olbrzymich platanów i mrowie turystów. Zauroczeni Rosjanie nie mogą się nachwalić Gruzji: słodycz i uroki przyrody, potęga i piękno rzek, spowite winoroślą zbocza, zapach górskich łąk, którym można się odurzyć  nawet nie sięgając po wino, powietrze, które chce się bez końca pić, jak się poetycko wyrażają. Aż miło było czytać ten subiektywny i nieco poetycki, ale pozbawiony jadu i cierpkiej ironii kawałek o Gruzji w rosyjskojęzycznej gazecie. Bo w oficjalnych środkach przekazu Gruzja stale jest przedmiotem drwin lub lekceważenia. Powodem są rządy nielubianego przez Kreml Micheila Saakaszwilego, prowadzącego prozachodnią politykę. Ale widocznie Prochorow nie musi tańczyć tak jak pozostali.  


Gracz na medal – 10.05


Krzyżówka postsowieckiej tajnej policji i przestępczości zorganizowanej. Tak wyobraża sobie naturę rosyjskich władz Christian Caryl, czemu dał wyraz w dwumiesięczniku „Foreign Policy”. Od 4 lat pismo wychodzi pod egidą The Washington Post Company. Wcześniej było własnością Fundacji Carnegie, nawiasem mówiąc mającej silną placówkę w Moskwie, gdzie pracują m.in. Lilia Szewcowa i Dmitrij Trenin. W opinii Caryla rządzący mają legitymację do panowania, bo uzyskują zwykłą większość głosów na wyborach. Nie muszą wprowadzać „policji myśli”, bo czują się wystarczająco pewnie. Autor dodaje, że jest też dość dowodów na to, iż Putin cieszy się popularnością wśród Rosjan. I wyjaśnia dlaczego: dlatego m.in., że inaczej niż jelcynowski, rząd Putina bez opóźnień wypłaca pensje i emerytury. Amerykański badacz ocenia, że czasowa zgoda na publiczne manifestacje jest oznaką elastycznej taktyki. Ale, jak dodaje, jeżeli ktoś „popróbuje wszechstronnie zakwestionować władzę aktualnej ekipy nad podstawowymi zasobami ekonomicznymi kraju, to szybko użyte zostaną brzydkie metody”. – Putin wraz z otoczeniem słusznie się domyślają, że utrata wpływów oznacza poważne ryzyko. Ci ludzie mogą zostać pozbawieni nielegalnych dochodów, wolności, a niewykluczone, że też życia – pisze. Christian Caryl jest zdania, że stabilność sytuacji w większym stopniu zależy od cen na ropę. Bo jeśli surowiec potanieje to wówczas Putin nie zdoła zrealizować obietnic w sferze gospodarczej i milcząca większość przemówi. – Można się do niego różnie odnosić, ale Władimir Władimirowicz ciągle potrafi grać – konkluduje.  


Wykurzyć USA – 9.05


Amerykanie opuszczą bazę Manas w Biszkeku? Moskwa na pewno stawać będzie na głowie, by ich stamtąd wykurzyć. Zwany także centrum przewozów tranzytowych amerykański przyczółek w stolicy Kirgizji jest ważnym punktem militarnym na strategicznej mapie Pentagonu. Portal NEWS-ASIA twierdzi, że codziennie przez Manas przechodzi do 3 tys. żołnierzy oraz 30 samolotów. Jednak obecność Amerykanów na terenach tzw. miękkiego podbrzusza Rosji, już od dłuższego czasu dokucza Kremlowi. Nawiasem mówiąc, przed 10 laty Władimir Putin sam się zgodził, by USA uruchomiły w Kirgistanie placówkę wojskową, mającą służyć wsparciu interwencji w Afganistanie. Potem się rozmyślił. Dlatego Rosja co i rusz oficjalnie daje do zrozumienia, że już nie ma powodu, by wojska NATO nadal przebywały w bazie Manas. I liczy na to, że Pakt ­­­­­­­­­­– czytaj: Amerykanie – wyniesie się stamtąd jak tylko operacja zbrojno-stabilizacyjna przymierza na afgańskim terytorium dobiegnie kresu (ostatni kwartał 2014 roku). Kreml, zwłaszcza że znowu rozgościł się w nim Putin, nie spocznie póki nie dopnie swego. Prezydent, który właśnie został zaprzysiężony na trzecią już (z przerwą) kadencję, zapowiadał, że budowa przestrzeni eurazjatyckiej, czyli ściślejsze podporządkowanie sobie państw WNP (dawniej będących w składzie ZSRR) to jego absolutny priorytet w dziedzinie polityki zagranicznej. I dlatego, jak można się domyślać, obecność sił USA w poradzieckiej Azji Środkowej, uwiera i jego, i wielkomocarstwowych strategów. Moskwa ma solidne – gospodarcze i polityczne – środki nacisku na władze w Biszkeku. Wykorzysta je bez litości, by osiągnąć cel, choć wie, że Waszyngton nie podda się bez walki. Zabiegając o wyparcie Amerykanów z Manasu – presją czy szantażem – Rosjanie będą też jednak musieli zaproponować gospodarzom korzyści ekonomiczne. Jako rekompensatę, bo tylko za dzierżawę bazy Stany Zjednoczone płacą Kirgizom 60 mln dolarów rocznie.


Szemrane inwestycje – 8.05


My czekamy, a Kazachowie już cieszą się z chińskich inwestycji. Tyle że chyba nie wszyscy. Dla niektórych biznes z Państwa Środka oznacza pułapki. – Czy ich pieniądze korzystne są dla naszej gospodarki – zaniepokojony pyta na portalu Machalla Żantaj Sambetow. I żali się, że dwa czołowe zakłady przetwórcze branży naftowej – w Pawłodarze i Szymkencie – są w rękach sąsiedniego mocarstwa. Chińczycy mają z nich zgarniać śmietankę, Kazachom pozostawiając nędzne resztki. – Naturalnie, niektórzy obywatele też czerpią z tego łakomego karmnika – podkreśla Sambetow. Dziennikarz wróży, że nie lepiej będzie z fabryką gazobetonu Akorda w Szymkencie,  wznoszoną przez spółkę chińsko-kazachską. Widzi jeszcze dodatkowe niebezpieczeństwa w związku z tym, że wspólnicy zza Wielkiego Muru obiecują nie tylko dużą produkcję, ale i tysiąc miejsc pracy. Tylko co to będzie za tysiąc? – zastanawia się. Jest przekonany, że proporcjonalnie do własnego wkładu finansowego Chińczycy zażądają udziału swoich „specjalistów” w obsadzie przedsiębiorstwa. – I nikt się nie przejmuje, że owi „specjaliści” w rok-dwa sprowadzą rodziny, dzieci, itd. Inny słowy, powstaje ryzyko, że z biegiem czasu obwód szymkencki przekształci się w jedną z prowincji chińskich – nie na żarty martwi się Żantaj Sambetow. Krótko mówiąc, chińskie inwestycje nie kojarzą się autorowi z żadnymi profitami dla kraju. Dostrzega  tylko straty i zagrożenia: następować będzie odpływ gotówki za granicę i na południu państwa pojawią się chińskie osady. – A to podejrzana perspektywa – konkluduje.   


Mecz o kasę – 7.05


Synowie turkmeńskich satrapów podobno żrą się jak psy. I jak zwykle chodzi o pieniądze. Niektóre szczegóły rzekomego, zażartego współzawodnictwa Serdara Berdymuchammedowa i Murada Nijazowa przytoczył najpierw opozycyjny portal Gundogar: teraz można je znaleźć na stronie EurasiaNet. Więcej, a tak naprawdę wszystkie rundy meczu wygrywa męski potomek prezydenta Kurbankuły Berdymuchammedowa. Bo Murad jest teraz siłą rzeczy na straconej pozycji. Nie to co kiedyś, gdy żył jego wszechwładny ojciec, tragikomiczny dyktator Saparmurat Nijazow (zmarł ponad 5 lat temu). Chodzi o słynnego Turkmenbaszy, przez 21 lat sprawującego pełnię władzy w pustynnym, środkowoazjatyckim państwie. Wtedy, dzięki najwyższym koneksjom, Murad wywalczył m.in. wyłączność na handel wyrobami tytoniowymi i spirytualiami. Pod koniec zeszłego roku ten bezprecedensowy – i długo trwający – monopol rozbito, także pod pretekstem walki z paleniem. Ale jak tylko to się stało, duże partie papierosów zaczęła sprowadzać do kraju Gulnabat, siostra prezydenta. Oficjalnie – nie Serdar, żeby to do końca nie wyglądało na dyktowane prywatą pozory demonopolizacji. Teraz przed Muradem stanęło widmo kolejnej porażki w interesach. Wszystko dlatego, że nie chciał wpływowemu konkurentowi oddać za grosze hotelu „Nisa”. W związku z tym, ten stojący naprzeciwko pałacu prezydenckiego w Aszchabadzie obiekt, zostanie prawdopodobnie zburzony. Złowieszczy dekret miał już podpisać pan prezydent, którego zdaniem należy „wnieść poprawki do planu architektonicznego ulicy”, tej akurat na której znajduje się „Nisa”. Biznesowe targanie się po szczękach dwóch młodych, powodowanych chciwością ludzi, to przejaw narastającej rywalizacji o redystrybucję wpływów i bogactwa republiki. Ale że Turkmenbaszy pozostawił po swoich rządach solidne, zakorzenione układy, to i można się domyślić, że Murad Nijazow nie pójdzie z torbami, goły i wesoły. Smutkiem napawa fakt, że obydwaj uczestnicy wyścigu do żłobu zamiast dawać przykład i zwalczać – tylko pogłębiają korupcję w Turkmenistanie. I ani się obejrzymy, jak obfitujący w gaz i ropę współczesny chanat spadnie na ostatnie miejsce w klasyfikacji najbardziej skorumpowanych państw. Już dziś lokuje się na 177. pozycji na 183 figurujące w wykazie Transparency International, organizacji śledzącej praktyki korupcyjne na całym świecie.                        


Wszystkie teksty: Henryk Suchar

W wydaniu nr 126, maj 2012 również

  1. GRECKI SZANTAŻ

    Kto zyska na tańszej ropie?
  2. POLSKA Z INDONEZJĄ

    Guru z Archipelagu - 24.05
  3. GIEŁDA PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH

    400. debiut na NewConnect - 23.05
  4. PUBLIC RELATIONS

    IX PR Forum w Wiśle
  5. SOPOT 26-28.09.2012

    Europejskie Forum Nowych Idei
  6. KONFERENCJA W WARSZAWIE

    Rosja w dziurze - 21.05
  7. ZDROWIE DECYDENTA

    Zmagania z ośnieżonym kołnierzem - 21.05
  8. ŚNIADANIE W IMR

    Dwie twarze kobiecości
  9. INWESTOWANIE W KRYZYSIE

    Co mówi ulica? - 17.05
  10. IMR ADVERTISING BY PR

    Nowe nutrikosmetyki Colfarmu
  11. LEKTURY DECYDENTA

    Spóźnione "Millennium" - 13.05
  12. HISTORIA POLSKIEGO LOBBINGU W UE

    Batalia truskawkowa- 12.05
  13. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Lobbing w UE - 12.05
  14. FACEBOOK NA GIEŁDZIE

    Skąd taka olbrzymia wartość? - 9.05
  15. SENAT RP ZABIJA PRASĘ

    Czy jesteśmy czwartą władzą? - 8.05
  16. FRANCUZI WYBIERALI PREZYDENTA

    Komu zaszkodzi zwycięstwo Hollande`a? - 6.05
  17. ŻEGNAJ SZKOŁO!

    Kaganiec oświaty
  18. SIŁA POLITYKI

    Jak Chruszczow - 31.05
  19. I CO TERAZ?

    Blamaż w Białym Domu - 30.05
  20. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Czwartek, 31.05 – Co ty wiesz o...?
  21. POLAK SIĘ LENI

    Fakty i mity - 2.05
  22. SZTUKA MANIPULACJI

    Katalog naciągaczy - 2.05