Established 1999

SIŁA POLITYKI

01/02/2012

Rosyjski Armagedon

Andriej Konczałowski jest rozgoryczony i bije na alarm. Znany reżyser, brat innego sławnego mistrza kina, Nikity Michałkowa, czarno widzi przyszłość Rosji – pisze Henryk Suchar.




Dał temu wyraz w artykule zamieszczonym na portalu „Snob”: materiał jest przedrukiem z pisma „Kommersant Włast”. Konczałowski uważa, że na terenie Rosji rozgrywa się bezprecedensowa tragedia. I  by wzmocnić swoją argumentację, sypie przykładami, które szokują. Podaje m.in., że w ostatnich 20 latach liczba ludności kraju zmniejszyła się o 7 milionów. I że do 2025 roku ludność skurczy się z obecnych 140 do 136-121 milionów. Że skala samobójstw, zatruć, zabójstw i wypadków stawia Rosję w jednym rzędzie z Angolą i Burundi. Że pod względem długości życia mężczyzn Federacja Rosyjska plasuje się na 160. miejscu na świecie. Andriej Konczałowski przytacza także wstrząsające statystyki mające ilustrować rozpad związków rodzinnych. Aż się wierzyć nie chce, ale w Rosji podobno jest dziś do 5 mln bezprizornych, czyli dzieci tułających się, pozbawionych opieki rodzicielskiej, podczas gdy po II wojnie światowej było ich „tylko” 700 tysięcy. Artysta wspomina też, że rocznie na skutek uzależnienia od narkotyków ginie 30 tys. osób, a wódka zabiera 70 tys. Rosjan. Wybitny reżyser podkreśla, że dramatyczne rozmiary przybrała korupcja: Rosja zajmuje już 154. lokatę na liście 178 najbardziej skorumpowanych krajów. Krótko mówiąc Federacja Rosyjska przybliża się do demograficznej i moralnej katastrofy, której nigdy wcześniej nie doświadczała – zauważa Konczałowski. Bardzo to przeżywa.


Broń dla Azerów


Azerbejdżan zamówił u Izraela m.in. samoloty bezzałogowe oraz systemy przeciwpowietrzne i przeciwrakietowe. Będzie go to kosztować 1,6 mld dolarów. Nigdy wcześniej Baku nie kupowało tyle broni w ramach jednorazowej transakcji. Umowa będzie realizowana przez kilka lat, a jej wartość niemal dorównuje wysokości tegorocznego budżetu wojskowego kraju (1,7 mld USD). Uzbrojenie ma służyć Azerom w ewentualnej walce z Ormianami na terenie Górskiego Karabachu. Obszar ten ma burzliwą historię, ciągle zmieniał właściciela, a po rozpadzie ZSRR dostał się w ręce Ormian. Azerowie chcą go odzyskać, bo to dla nich kwestia honoru. Izrael jest dla nich bezkolizyjnym, bezpiecznym dostawcą broni. Tym bardziej, że w USA nic nie kupią, bo w Waszyngtonie działa silne lobby proormiańskie, które jest w stanie storpedować każdy zbrojeniowy deal Stanów Zjednoczonych z Azerbejdżanem. W tym względzie odpada też Rosja, pozostająca w bliskim sojuszu z Erywaniem. Ale i dla Izraela kontrakt z Baku ma duże znaczenie psychologiczne i strategiczne, a to dlatego, że  Jerozolima nie ma zbyt wielu sprzymierzeńców w regionie. A w tym przypadku Izraelczycy łapią za ogon dwie sroki. Bo, po pierwsze, krocie zarobi państwowy koncern Israel Aerospace Industries, a po drugie, państwo żydowskie jednocześnie zyska wiernego alianta. Zresztą współpraca dwustronna już jest dość bliska, gdyż – jak się okazuje – Baku i Jerozolima od dłuższego czasu wymieniają się informacjami wywiadowczymi.


Zapach smuty


Kampania prezydencka w Rosji ma swoje barwy i oblicza. 4 marca rozstrzygnięcie. Jednak nie wszyscy stojący po stronie silnego człowieka, gwarantowanego szefa państwa Władimira Putina, mają różowe życie. Coraz więcej osób, i to z pierwszych stron gazet skarży się, że wspierając kandydaturę czołowego rosyjskiego polityka naraża się na różne szykany. Niedawno o nagonce na przedstawicieli świata kultury, którzy manifestują sympatię dla Putina, mówił na łamach prorządowego dziennika „Rossijskaja Gazieta” znany nad Wołgą aktor, szef Związku Działaczy Teatru, Aleksandr Kaliagin. – Jestem zszokowany burzą obelg sypiących się na tych, którzy się zgodzili wejść w skład sztabu pełnomocników Putina – narzeka Kaliagin. Odrzuca jednocześnie posądzenia o to, że jest nieszczery w swej postawie proputinowskiej, że odpracowuje jakąś pańszczyznę.  W podobnym duchu utrzymana jest wypowiedź Edgarda Zapasznego, tresera zwierząt, idola miłośników cyrku, który w Rosji ma status sportu narodowego. Gwiazdor szapito dostawać ma listy od fanów rozczarowanych jego politycznymi poglądami – czytaj poparciem dla przyszłego prezydenta – odgrażających się, że już nie będą chodzić na jego występy. Ani ich dzieci czy wnuki. Pozostaje tylko nadzieja, że Zapasznyj nie postrada wszystkich miłośników, bo wtedy będzie musiał pomyśleć o zmianie zawodu. A tak na marginesie to widać wyraźnie, że przez lata traktowani jak bezwolna szara masa Rosjanie przełamują stereotypy i coraz mniej się boją. Czyżby nowa smuta?


Rządzić będą brodacze


Scenariusz arabskiej wiosny może zostać powielony w krajach Azji Środkowej, niezawisłych republikach do 1991 roku należących do Rosji. Czyli jeśli się ziści, to u sterów nawy państwowej niechybnie zasiądą duchowni spod znaku półksiężyca. Tak uważają niemieccy politolodzy, którzy dzięki finansowemu wsparciu Berlina zorganizowali tematyczną konferencję w Duszanbe. I spierali o to właśnie, czy – a może raczej kiedy – w Tadżykistanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie, Kirgistanie i Kazachstanie zatriumfuje islam polityczny. Przesądzić o tym może bieg wydarzeń. Bo zacznijmy od tego, że, jak podkreśla relacjonujący debatę serwis rozgłośni Deutsche Welle, społeczeństwa państw powstałych po rozpadzie ZSRR nie były gotowe do demokracji. A na pełne odrodzenie uśpionych prądów muzułmańskich wtedy było za wcześnie. Tymczasem lejce władzy przechwycili świeccy dziedzice dawnego systemu, przejmując jednocześnie kontrolę nad zasobami gospodarczymi. A że dziś jest biednie to ludzie usiłują znaleźć pocieszenie i wybawienie w rękach Allacha: coraz wyraźniej opowiadają się po stronie ruchów religijnych. Jednak grupy rządzące trzymają je krótko. Jeszcze niedawno podobnie było w świecie arabskim, który mimo to nagle wybuchł i wysadził represyjne reżimy w powietrze. Górę wzięli islamiści. Teraz tak może być również w Azji Środkowej, którą twórca geopolityki Halford Mackinder serio widział jako klucz do panowania nad światem (notabene, zmarły w 1947 roku uczony był przyjazny wobec Polski). By zażegnać islamizację, z której nie wiadomo co jeszcze będzie mogło wykwitnąć, pragmatyczni Niemcy sugerowali dialog decydentów z poddanymi, dla których wiara Mahometa rozstrzyga o tożsamości narodowej. Tyle że rządzący jak ognia boją się podziału żłobu, pewnie słusznie w perspektywie upatrując w tym śmiertelnych zagrożeń dla własnych przywilejów. Dlatego opada ich dreszcz trwogi już nawet na widok brodacza, kojarzącego im się głównie z wojującym islamem. – A zapominają, że Marks i Lenin także swego czasu nosili brody – rezolutnie zauważył jeden z uczestników imprezy w Duszanbe.


Na podsłuchu smoka


 


Azja Środkowa inwigilować ma obywateli swoich i obcych dzięki chińskim technologiom telekomunikacyjnym. Używane specjalistyczne urządzenia są dziełem gigantów takich jak Huawei i ZTE. Wcześniej bez powodzenia kolosy z Państwa Środka usiłowały się osadzić na rynkach USA, Wielkiej Brytanii czy Indii. A że im tam nie wyszło to te kontrolowane przez władze pekińskie, firmy od ponad 10 lat żwawo buszują na terenie Kirgistanu, Tadżykistanu, Uzbekistanu i Turkmenistanu, zagarniając kolejne kęsy tortu biznesowego (gorzej idzie im tylko w Kazachstanie). Chińczykom chętnie sprzyjają lokalni władcy, którzy dzięki nim coraz sprawniej kontrolują łączność internetową i kontakty telefoniczne. Zarówno realizowane przez tubylców, jak i przez cudzoziemskich przedsiębiorców, tudzież osoby pracujące dla rozmaitych struktur, w tym organizacji międzynarodowych i pozarządowych. Zresztą korzyści są obopólne, bo przecież inwestorzy znad Jangcy też nie gardzą informacjami, które same wpadają im do gąbki niczym przysłowiowe pieczone gołąbki. Podobny stan rzeczy niepokoi Amerykanów, którzy w ramach obrony światowego prymatu chcieliby umocnić swoje pozycje w Azji Środkowej, czyli chcieliby o tym newralgicznym obszarze wiedzieć przynajmniej tyle samo co chińscy rywale. Ekspansja przebojowego Smoka musi też jeżyć Rosjan. Tyle że ci nie muszą się aż tak martwić o swoje interesy: w regionie siedzą od 150 lat i z pewnością mają o nim kolosalną wiedzę, w dodatku systematycznie aktualizowaną. A same Huawei i ZTE? No cóż, oczywiście stanowczo odrzucają posądzenia o to, że w Azji Środkowej pełnią rolę Wielkiego Brata, i że wykonują instrukcje rządu z Zakazanego Miasta. To już chyba tylko przypadek sprawił, że Huawei założył oficer armii chińskiej.


Janosik Putin



Rosyjscy oligarchowie będą prawdopodobnie musieli jednorazowo wpłacić pieniądze na rzecz budżetu. I wtedy ich majątki, zbite w latach 90. zeszłego wieku, automatycznie zostaną zalegalizowane. Taką  propozycję złożył miliarderom Władimir Putin. Premier i przyszły prezydent zdaje sobie sprawę z nastrojów społeczeństwa, które z odrazą podchodzi do swych najbogatszych przedstawicieli. Bo panuje powszechne przekonanie, że zdobyli oni fortuny nieczystymi metodami, korzystając z dojść i dając urzędnikom łapówki podczas prywatyzacji podjętej przez rząd Borysa Jelcyna. Próbując nakłonić finansowych magnatów do przekazania części swych aktywów skarbowi państwa Putin chce praktycznie pomóc znienawidzonym oligarchom. Ale jednocześnie zyskać poklask wśród elektoratu, który pójdzie do urn 4 marca, żeby przesądzić kto będzie zasiadał na Kremlu w następnych 6 latach. Rosyjski lider ma nadzieję, że zostanie wybrany już w pierwszej turze. Tymczasem sondaże na razie mu nie pozwalają na stuprocentowy optymizm. Bo na skutek masowych, bezprecedensowych protestów przeciwko fałszerstwom podczas grudniowych wyborów parlamentarnych notowania popularnego polityka spadły do na najniższego poziomu odkąd funkcjonuje on na forum publicznym. Władimir Putin gimnastykuje się jak tylko może, aby odzyskać poparcie i rozdeptać rywali już w pierwszym podejściu. Jeździ po kraju i wszystko wszystkim obiecuje: mieszkania, szpitale, podwyżki pensji, inwestycje. Niedawno zapowiedział, że dowartościuje górnictwo nakładami sięgającymi miliardów dolarów. Ale czy te wszystkie  obietnice wystarczą, żeby zostawić w pobitym polu przeciwników? Ja myślę, że jednak tak.



Porażka kijowska


 


Ukraina może się upodobnić do Białorusi. Czyżby? Wiem, że brzmi to jak horror, ale podobno nie jest wykluczone. Z palca takiego scenariusza nie wyssałem, przytaczam jedynie opinię wykładającego na prestiżowym moskiewskim uniwersytecie im. Łomonosowa (MGU), Bogdana Bezpalki. W  wypowiedzi dla agencji REGNUM naukowiec wali prosto z mostu: moje prognozy ziszczą się gdy od Ukrainy odłączą się zachodnie regiony („nasz” Lwów, Stanisławów czy Tarnopol). Albo wtedy gdy państwo ukraińskie stanie się federacją. Bezpalko uważa jeszcze, że białorutenizacja Ukrainy, w sensie uczynienia z niej państwa powolnego Moskwie z zachowaniem pozorów niezawisłości, w dużym stopniu będzie też zależeć od nastawienia elit. Muszą być one – nie tylko deklaratywnie – nastrojone prorosyjsko. To znaczy muszą, oczywiście, bronić interesu narodowego i prowadzić niezależną politykę, ale summa summarum winna być ona skierowana w stronę Rosji. W opinii Bogdana Bezpalki oderwanie Ukrainy od Rosji stanowi jedno z podstawowych zadań Zachodu i sił geopolitycznych na obszarze postsowieckim, których nie ujawnił. Unia Europejska ma nawet wywierać presję na ukraiński establishment, by ten był bardziej otwarty i głośniej okazywał prozachodnie sympatie. Na razie jednak stosunki Kijowa z Brukselą są popsute z powodu aresztowania Julii Tymoszenko. Ale za sprawą dwustronnych konfliktów gazowych relacje z Moskwą też nie wyglądają różowo. Jak będzie dalej – nie wiadomo. Lecz jak podkreśla przedstawiciel MGU, jeśli ostatecznie uda się zrobić z Ukrainy nową Białoruś to dla Unii Europejskiej będzie to poważna porażka.


 


Nagrać skazańca


 


W rosyjskich koloniach karnych na spotkania z klientami adwokaci mogą już przynosić dyktafony i aparaty fotograficzne. Usankcjonował to właśnie Sąd Najwyższy w Moskwie dzięki zabiegom jednego ze skazańców. Chodzi o Siergieja Mochnatkina, któremu pozostało jeszcze 6 miesięcy odsiadki z orzeczonego 2,5 roku. Wyrok wymierzono mu za napaść na milicjanta w 2010 roku. Jak przypomina opozycyjny wobec Kremla portal Grani, Mochnatkina zamknięto za udział w wiecu przeciwników rządu zorganizowanym w ramach kampanii Strategia-31: podjęto ją trzy lata temu by bronić wolności zgromadzeń. Akcję nazwano na cześć 31. artykułu rosyjskiej konstytucji, jednoznacznie zezwalającego swobodnie się zbierać w miejscach publicznych, ale zbyt często naruszanego przez administrację. Siergiej Mochnatkin jest zasłużonym (pracuje w szkole więziennej), ale krnąbrnym osadzonym. Dostaje nagany i przez to nie może się ubiegać o zwolnienie warunkowe. W związku z tym  ogłosił głodówkę protestacyjną. Jej skutki chciał zobaczyć prawnik – by zrobić zdjęcie i zapisać wypowiedź buntownika na widzenie przybył z kamerą i magnetofonem. Stracił sprzęt. Jednak po raz ostatni, bo już teraz adwokaci mogą się mogli posługiwać urządzeniami rejestrującymi podczas rozmów z podopiecznymi na terenie kolonii karnych. Najwyższa instancja sądownicza Rosji przystała na to, mimo niechętnej postawy resortu sprawiedliwości uzasadniającego swój opór tym, że takie zakłady to  „szczególne” obiekty, gdzie nie powinno się niczego nagrywać. I tym, że nagrana informacja – a nuż zawierająca zakamuflowany przekaz? – trafić może do potencjalnych wspólników skazańca przebywających na wolności. Jednak Sąd Najwyższy naszych sąsiadów nie dostrzegł żadnych zagrożeń. Nawet go rozumiem: takie gremium nie powinno mieć reputacji ostoi wstecznictwa. 


 


Zgon Nabucco


 


Złe wieści dla okrzyczanego gazociągu? Taka może być wymowa publikacji w portalu EurasiaNet, której autor pyta wręcz, czy magistralę mającą stanowić alternatywny, poza zasięgiem Rosji szlak przesyłu błękitnego paliwa z Azji do krajów Unii Europejskiej, czeka śmierć. Cytując ekspertów Georgij Łomsadze twierdzi, że teraz bardziej realny może być projekt tańszego o 40 proc. gazociągu Transanatolijskiego (TAGPP), biegnącego z Azerbejdżanu – przez Turcję – do Bułgarii. Optuje za nim Ankara, która oświadczyła, że Nabucco nie ma już dla niej charakteru priorytetowego. Przede wszystkim jednak wobec zamiaru wytyczenia trasy o przepustowości 31mld metrów sześciennych gazu, coraz większą rezerwę wykazuje niemiecki gigant energetyczny RWE. To wiadomość ciężkiego kalibru: jeśli okaże się prawdziwa to będziemy mieć do czynienia ze skarlałą wersją inwestycji, która powinna była być sztandarowym przedsięwzięciem UE. Bo TAGPP popłynęłoby pięć razy mniej surowca niż za pośrednictwem Nabucco. Prawdopodobne fiasko budowy wynikać będzie nie tylko z kolosalnych kosztów, ale głównie z braku źródeł zaopatrzenia. Bo mimo że Azerbejdżan skłonny jest napełniać rurę, to do dziś nie ma jasności co do stanowiska Turkmenistanu, bez którego całe zamierzenie jest chrome. Będący pod presją Moskwy, która nie chce tracić monopolu na dostawy gazu azjatyckiego do Europy, Aszchabad do dziś kluczy i kręci. Łomsadze konkluduje tak: projekt mający być popisowym przedstawieniem galowym przeistoczył się w operę mydlaną bez happy endu.


 


Odsłona wielkiej gry


 


Planowane na koniec 2014 roku wycofanie wojsk NATO z Afganistanu – mimo że w sumie jest jej na rękę – dla Rosji oznaczać będzie co najmniej dodatkowe wydatki. Bo w Moskwie mało kto wierzy, że afgańskie siły bezpieczeństwa w pojedynkę sprostają wyzwaniu i ocalą kruchą stabilizację. A ferment i zamęt w krainie talibów to spotęgowanie zamieszania i groźnych zawirowań na terenach tzw. miękkiego podbrzusza Federacji Rosyjskiej, czyli w 5 dawnych republikach ZSRR: w Tadżykistanie, Uzbekistanie, Kirgistanie i coraz bardziej w Kazachstanie. Wydaje się, że jest tylko kwestią czasu to, kiedy niepokoje ogarną Turkmenistan. Na razie, działając prewencyjnie Moskwa nieodpłatnie przekazała pogranicznym służbom Kirgistanu sprzęt wojskowy o wartości 16 mln dolarów. Nie kryła motywów swej „dobroczynności”: ma ona służyć walce z terroryzmem, ekstremizmem, przemytem narkotyków, nielegalną migracją czy handlem ludźmi. Poza tym po zmianie władz kirgiskich i objęciu fotela prezydenta przez Ałmazbeka Atambajewa, Kreml liczy na większą spolegliwość Biszkeku, m.in. na to, że ten nie przedłuży Amerykanom terminu dzierżawy bazy Manas. W kontekście zbliżającego się wyjścia kontyngentu Paktu Północnoatlantyckiego spod Hindukuszu, Moskwa  ratyfikowała też właśnie kluczową umowę z Tadżykistanem. W przeciwieństwie do Amerykanów, którzy mają prawo obawiać się o swoją przyszłość w Kirgistanie, Rosjanie dostali gwarancje, że nich ich nie będzie wypraszał z terytorium państwa, które bezpośrednio styka się z Afganistanem. Mało tego, armia rosyjska nie tylko utrzyma tam swoją bazę, ale i będzie pilnować (lub jak trzeba – nie pilnować) granicy tadżycko-afgańskiej, która potrafi być szalenie nieszczelna. Tocząca się w Azji Środkowej od 200 lat Wielka Gra wkroczyła w kolejną fazę.


 


Jeszcze jeden wulkan



Azerowie biorą się za łby z Persami i już niewiele brakuje, żeby ich sprowokowali na całego. Będzie konflikt jak złoto, jeśli spełnią się zapowiedzi niektórych deputowanych parlamentu w Baku, postulujących przemianowanie państwa na Republikę Północnego Azerbejdżanu. A chodzi o to, że tuż za południową miedzą w Iranie żyje ok. 19 mln Azerów, czyli ponad dwa razy tyle co w samym Azerbejdżanie. Ludność uległa rozbiciu na skutek wojen persko-rosyjskich. Najpierw przez cztery wieki (do końca XVIII) Azerbejdżan należał do Persji. Ale gdy ta została pokonana przez wojska carskie, wszedł częściowo – na mocy układu w Gulistanie (1813) i traktatu turkmenczajskiego (1828) – w skład Imperium Rosyjskiego. Teraz Teheran ma za złe sąsiadowi, że trzyma z USA, i oficjalnie zarzuca mu niechęć do islamu (podczas gdy oba kraje są muzułmańskie, jak wiadomo). Niedawno Baku dodatkowo rozgniewało regionalnego mocarza, zatrzymując grupę osób, które oskarżono o terroryzm wspierany przez specsłużby ajatollahów. I warto też dodać, że mułłowie są sprzymierzeni z Ormianami (chrześcijanami) zażarcie kłócącymi się z Azerami o Górski Karabach. Wojna między tymi antagonistami od dawna wisi na włosku. I teraz, żeby dopiec Persom, już przecież będącym pod presją amerykańsko-izraelską, posłowie w  Baku zaczęli jeszcze rzucać hasła reunifikacji, czyli połączenia ziem po obydwu stronach granicy zamieszkałych przez Azerów. Krótko mówiąc, chcą tego samego co Koreańczycy czy Cypryjczycy, a co Niemcy osiągnęli w 1990 roku (ci ostatni jednak byli podzieleni tylko przez 45 lat). Takie są realia Kaukazu i jego przyległości. To istna beczka prochu.


 


Chciani niechciani


 


Bez nich Rosja by już chyba nie mogła funkcjonować. Imigranci z krajów dawnego Związku Radzieckiego: dozorcy, budowlańcy, sprzedawcy obojga płci. Nie zawsze chciani, posądzani o najróżniejsze grzechy. Dziś można się ich już doliczyć 9,1 mln – informuje Federalna Służba Migracyjna (FSM). Zadomawiają się, oczywiście, w Moskwie, gdzie stanowią prawie 5,5 proc. ludności, ale nie ona jest w ostatnich latach głównym celem migracji. Teraz najwięcej przybyszów szuka swych szans w obwodach moskiewskim i leningradzkim (tam jest ich odpowiednio 9 i 7 proc.). Oficjalnie pozwolenie na pracę ma tylko 1,3 mln, a 4 mln twierdzi, że nie po to przyjechało do Federacji Rosyjskiej, żeby pracować. A 3,8 mln przyjezdnych w ogóle trudno powiedzieć po co się znaleźli w państwie dawnych suwerenów. Rdzenni Rosjanie często nie lubią obcych z dawnych kolonii, a nawet traktują jak zagrożenie, i to nie tylko w kontekście przestępczości. Cerkiew prawosławna wezwała nawet władze, by wzmogły kontrolę nad cudzoziemcami. Ale samych siebie przeszli radni miejscy Moskwy. Dyskutując nad projektem ustawy o dawcach krwi, nalegali by z ich grona wykluczyć obcokrajowców. Jednak nie wszyscy Rosjanie postępują tak nieprzyjaźnie wobec m.in. Gruzinów, Ormian, Tadżyków czy Uzbeków, których uważają za tych, którzy przynoszą Rosji pożytek. Dlatego administracja stolicy – w odróżnieniu od moskiewskich deputowanych – chce wykorzystać potencjał gastarbeiterów. Na początek zaproponowała, by zagraniczni pracownicy też mogli szlifować profesjonalne kwalifikacje w powstających ośrodkach szkolenia zawodowego. A dalej to już się zobaczy.


 


Na łasce Gazpromu


 


Z powodu lutych mrozów w ciągu doby zużywa się teraz w Rosji ok. 2 mld metrów sześciennych gazu. To piekielna, rekordowa ilość. Mniej więcej tyle samo  błękitnego paliwa Bułgaria konsumuje przez cały rok. Ale rosyjska żarłoczność nie wróży niczego dobrego klientom Gazpromu, któremu brakuje surowca na eksport. Już teraz o 10 proc. obcięto dostawy do Niemiec płynące rurociągiem Jamał-Europa, czyli tym, który biegnie przez nasze terytorium. A o 8 proc. gazu mniej otrzymali od Rosjan Włosi. Zamarzniemy, przemysł stanie?  Niestety, może dojść do realizacji jednego ze scenariuszy, gdyż Gazprom zakomunikował, że najpierw musi zaspokajać potrzeby krajowych odbiorców. To może być powtórka z historii. Sześć lat temu rosyjska firma dostarczała już państwom europejskim mniej zakontraktowanego surowca, bo musiała się skupić na obsłużeniu wewnętrznego rynku. Czyli: produkuje na styk i pewnie potrzebuje inwestycji, żeby móc elastycznie reagować na wszelkie sytuacje nadzwyczajne. A tak na marginesie, to warto jeszcze przypomnieć, że monopolistyczny, mocarstwowy Gazprom traktuje swój cenny towar jako oręż polityczny, zwłaszcza w rozgrywkach z Ukrainą, którą Moskwa chce zawrócić z europejskiej drogi. Gdy Kreml zakręca jej kurek to wtedy również inni cierpią, bo przez Ukrainę prowadzą tranzytowe rury do Europy. Na własnej skórze przekonaliśmy się o tym i my. Ostatnio w 2009 roku, kiedy za sprawą konfliktu na linii Moskwa-Kijów trafiało do nas coraz mniej gazu. Było blisko katastrofy. A teraz?


Henryk Suchar

W wydaniu nr 123, luty 2012 również

  1. PIĆ CZY KOLEKCJONOWAĆ?

    Nieprzeciętne zyski z whisky
  2. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Kapuściński
  3. EN PRIMEUR

    Polacy zarabiają na francuskim winie
  4. DROŻEJE ZIEMIA

    Bariery znikną w roku 2016
  5. RYNEK KAPITAŁOWY

    Nagrody za 2011 rok
  6. NARODOWE FUNDUSZE INWESTYCYJNE

    Epilog po dwudziestu latach
  7. SEMINARIUM ISP ORAZ IFiS PAN

    O lobbingu w dobie kryzysu
  8. POLSKA BOKSUJE W UNII EUROPEJSKIEJ

    Grupy interesu i lobbing
  9. DENTYSTA NA KRAŃCU ŚWIATA

    Patyki i liście zamiast szczoteczki do zębów
  10. LEKTURY DECYDENTA

    "Pensjonat pamięci"
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Eskalacja natręctwa
  12. SIŁA POLITYKI

    Rosyjski Armagedon
  13. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 29.02 - Skarpetki. Znowu