Established 1999

POLSKA W EUROLANDZIE

14 maj 2013

Pięć lat bezczynności - 15.05

Pod takim tytułem prawie pięć lat temu napisałem tekst, którego nie opublikowałem, już dziś nie wiem dlaczego… Natrafiłem nań, gdy dzisiaj przeglądałem zawartość schowka w moim komputerze. Przeczytałem i… I korzystając z gościnnych łamów DECYDENTA, zdecydowałem się go udostępnić czytelnikom. Dlaczego? Ano dlatego, że w zasadzie przez te blisko pięć lat, które minęły od czasu, gdy napisałem ten tekst, NIC się nie zmieniło. Nie zrobiono NIC, co formalnie by nas do euro przygotowało. Pytania postawione w tekście są ciągle aktualne. I nadal NIC się nie robi. Politycy śpią. Radek Sikorski marzy by zastąpić Lady Ashton, Donald Tusk przymierza się do fotela, który zajmuje Barroso, Jacek Rostowski widzi siebie w gabinecie prezesa Europejskiego Banku Centralnego… Mój Boże, biedacy… – pisze Marek J. Zalewski.

Dyskusja o wprowadzeniu Polski do eurolandu trwa z różnym nasileniem od momentu, gdy przed blisko (JUŻ!) pięciu laty staliśmy się rzeczywistym członkiem Unii Europejskiej.. Na początku zdawaliśmy sobie sprawę, że wcześniej, czy później euro, jako wspólnotowa waluta zastąpi złotego. Zdawaliśmy sobie też sprawę, że jako wspólnotowi nowicjusze musimy swoje odczekać, aby wypełnić aplikację, uprawniającą nas do pretendowania do roli aktywnego użytkowania euro. Jedni z radością i zrozumieniem, inni z bałwochwalczą naiwnością, a jeszcze inni sceptycznie lub wręcz z nieskrywana niechęcią odnosili się do tego, że w ich portfelach i na ich rachunkach bankowych złoty zostanie zastąpiony przez wspólnotową walutę.


Dyskusja o tym przybrała na sile w ubiegłym roku, gdy nad światem zaczęły się gromadzić czarne chmury globalnego kryzysu gospodarczego. Gdy w momencie naszego wstępowania do UE rozwój gospodarki światowej nabierał rozpędu, w Polsce nie przystąpiono do strategicznych i taktycznych prac związanych z przyjęciem w przyszłości euro. Skutkiem tego jest dzisiejsza sytuacja, gdy jedni stawiają euro pomnik, a inni kipią nieufnością. Pierwsi utrzymują, że euro „nas uzdrowi”, czyli stanie się „lekiem na całe zło” ogarniającego nas kryzysu. Ci drudzy zaś z powątpiewaniem kiwają głowami, nierzadko stukając się przy tym w czoło. A między nimi tkwi cała reszta Polaków, którym albo ta kwestia jest obojętna, albo czują się w tej materii całkowicie zagubieni.


Jedno nie ulega wątpliwości i jest zarazem przyczyną naszego miotania się od ściany do ściany w zmierzaniu do eurolandu… Tym czymś jest brak rzeczowej debaty o warunkach przystąpienia do węża walutowego i sposobach przygotowania nas wszystkich do tego.


Wbrew pozorom na rozpoczęcie takiej debaty nie jest za późno. Oczywiście źle się stało, że nie rozpoczęto jej z chwilą, gdy euro pojawiło się w Europie. Już wtedy powinien powstać zespól, który przygotowałby tzw. mapę drogową, czyli harmonogram i – jednocześnie – katalog działań podejmowanych i konsekwentnie realizowanych w procesie przygotowującym naszą gospodarkę na wprowadzenie do niej euro. Takie zespoły mogły i powinny zresztą powstać w różnych środowiskach, a efekty ich pracy mogły trafić do zespołu koordynującego. Efekt pracy tego zespołu byłby wykładnią naszego stanowiska w sprawie euro. Ową mapą drogową.


Na realizację tego pomysłu nie jest za późno. Takie zespoły mogą powstać i dziś. Dziś najgorsze jest to, że jedni mówią tylko o plusach wprowadzenia euro. Inni zaś o minusach. Warto przy tym pamiętać, że decyzja o wprowadzeniu euro jest decyzją o fundamentalnym znaczeniu dla naszego kraju i dla nas wszystkich. Musimy być do tego nie tylko dobrze przygotowani, ale i przekonani. Tu nie ma miejsca nie tylko o referendum. Tu nie ma miejsca nawet na dyskusje o tym, czy je przeprowadzić, czy nie! Zamiast tego należy dyskutować o tym co może spowodować wprowadzenie euro, a co spowoduje z całą pewnością.. Należy przy tym pamiętać o przedstawieniu wariantów postępowania i procedur z uwagi na możliwy wieloraki rozwój sytuacji.


Dzisiaj nasz rząd utrzymuje, że euro przyjmiemy w 2012 roku. Że w tzw. korytarzu ERM2 „załatwimy” sobie krótszy aniżeli 2.letni pobyt, że spełnimy wymogi stawiane państwom aspirującym do wprowadzenia euro, a jeżeli nie spełnimy, to skłonimy organa Unii, decydujące o naszej akcesji, do zmiany warunków… Tego rodzaju powtarzane zapewnienia są niczym nieuprawnione.


Po pierwsze – wejście do ERM2 nie oznacza, że to Polska naciska klamkę i sobie wkracza, kiedy chce. Aby przestąpić próg ERM2, czyli poczekalni przed euro, należy być do tego uprawnionym. A to ocenia Europejski Bank Centralny (EBC), którego misja musi odwiedzić Polskę po tym, gdy powiadomimy Komisję Europejską i EBC o woli i gotowości przystąpienia do ERM2.


Po drugie – musimy wewnętrznie uzgodnić wiele kwestii, w tym wiele ustrojowych związanych ze zmianą konstytucji (np. zapisy o złotym i roli NBP), czyli wypełnić tzw. kryterium konwergencji prawnej.


Po trzecie – czy jesteśmy w stanie wypełnić tzw. kryteria z Maastricht (zawarte w podpisanym tam układzie zapisy określające warunki, które musi spełnić gospodarka państwa, ubiegającego się o przyjęcie euro).


W tej materii sprawy zaczynają wyglądać źle. Wczesną jesienią media pełne były alarmistycznych głosów, że na drodze do euro może stanąć zbyt wysoka inflacja (nie może ona przekraczać o więcej niż o 1.5 punktu procentowego inflacji trzech państw członkowskich o najbardziej stabilnych cenach), która u nas przekraczała 4%, podczas gdy tzw. stopa referencyjna w UE, będąca punktem odniesienia, była mniejsza niż 2,5%. Rząd przekonywał nas natomiast, że o kryterium fiskalne, czyli zadłużenie budżetu (nie może przekraczać 3% PKB) oraz dług publiczny (nie może przekraczać 60% PKB), możemy być spokojni. W tej materii mieliśmy być prymusami.


Po czwarte – jeszcze nie tak dawno jedni zacierali ręce, inni je załamywali z powodu gwałtownie przybierającego na wartości złotego. Przeciętna płaca wyrażana w euro przy najwyższym kursie 3,2 zł za euro przekraczała 1000 euro. Dla przeciętnego Polaka to był godny przelicznik, przeciętny Polak czuł się prawdziwym Europejczykiem.


Od tego czasu minęło pół roku…


Przeciętny Polak za przeciętna płacę (przy najniższym odnotowanym w tym roku kursie, przekraczającym 4,8 zł za euro) otrzymałby zaledwie niespełna 670 euro. Pytanie czy nie należy zdecydowanie podjąć wysiłek i wyjaśnić Polakom kryterium kursu walutowego, które także jest jednym z istniejących przy wkraczaniu do ERM2?


Ekonomiści utrzymują, że kursem optymalnym byłby kurs wymiany między 3,8 a 4,2 zł za euro. Toż to różnica 40 gr. To jest różnica, która wyrażona w złotych daje kwotę, pozwalającą opłacić miesięczne świadczenia przeciętnego gospodarstwa domowego. Pytanie czy nie trzeba wyjaśnień dlaczego taki kurs jest zwany optymalnym? A jeżeli taki, to jaki w tych widełkach?


Dzisiaj inflacja sama spadla i chwilowo, co prawda, wypełniamy ten warunek, ale… pojawiły się duże problemy z wypełnieniem kryteriów fiskalnych. Jest mało prawdopodobne, abyśmy utrzymali deficyt budżetowy poniżej 3% PKB i dług publiczny poniżej 60%.


Czy jesteśmy przygotowani na taki obrót sytuacji? Rząd może zaklinać statystykę, ale czy misja EBC da się na to nabrać?


Po piąte – w tym miejscu należy pamiętać o tym, co stało się w naszej gospodarce, gdy złoty gwałtownie osłabł. Nasza gospodarka stała się bardziej konkurencyjna. Media podawały informacje o nagłym ożywieniu na południu i wschodzie kraju, wywołanym zwiększonymi (i to wielokrotnie) zakupami dokonywanymi przez naszych południowych i wschodnich sąsiadów. A zakup samochodów w polskich salonach na zachodzie Polski przez Niemców, dzięki czemu Polska jako jeden z trzech krajów UE zanotowała wzrost sprzedaży nowych aut . Oczywiście nie bez znaczenia jest polityka rządu niemieckiego, który premiuje kwota 2,5 tys. euro zakup nowego auta pod warunkiem złomowania auta co najmniej 9. letniego. Ale jednak wielu naszych zachodnich sąsiadów wybrało salony w Polsce. Dlaczego? Bo euro jest tańsze i tańsze jest nowe auto.


Dzięki słabszemu złotemu spadek naszego eksportu jest mniejszy niż w sytuacji gdy złoty byłby o 40% droższy. To oczywiste. A i tak zanotowaliśmy w lutym dwucyfrowy spadek eksportu. Pytanieczy zostały przygotowane symulacje, które pokazałyby wpływ i ukazały ewentualne skutki dla naszej gospodarki w sytuacji, gdyby nasz kraj należał do eurolandu? Słowem – czy zbadano wpływ euro na konkurencyjność naszej gospodarki?


Po szóste – należy wystrzegać się krzewienia mitycznego znaczenia euro dla Polski. Pytanie czymże bowiem jest twierdzenie, że gdyby było euro nie byłoby problemów z tzw. opcjami walutowymi, czy kredytami (najczęściej hipotecznymi) udzielanymi w walutach innych niż złoty? Przecież już wiemy, że wstąpienie do strefy euro wymaga przede wszystkim całego pasma przygotowań, a te czasu – w najlepszym razie ok. 3. lat. Pytanie – niby kiedy mieliśmy zgłosić naszą gotowość do przyjęcia euro, aby cieszyć się nim od początku roku 2008? Wszak gdybyśmy nasz akces zgłosili w momencie przystąpienia do UE, czyli w maju 2004 roku, to okres przygotowawczy skończyłby się w połowie 2007 r. i w rok 2008 wkroczylibyśmy z euro w portfelach. Ale przecież są granice śmieszności!!! Dla przykładu Słowacja w ERM2 przebywała prawie trzy lata, a dzisiaj Słowacy twierdzą, że chętnie by się z nami zamienili…


A przecież pozostaje cała masa problemów, które powstaną po przekroczeniu progu korytarza ERM2 i gdy okaże się, że z powodu zmian, zachodzących w gospodarce światowej, musimy w nim pozostać dłużej lub w ogóle z niego się wycofać.


A zatem – najwyższy czas, aby opracować wielowariantową „mapę drogową” przystępowania do euro. Zanim skoczymy do basenu, sprawdźmy, czy jest w nim woda i to o wystarczającej głębokości.




MAREK J. ZALEWSKI

W wydaniu nr 138, maj 2013 również

  1. POLSCY ZAPOMNIANI NOBLIŚCI

    Dlaczego o nich się nie mówi? - 26.05
  2. PARADOKS EASTERLINA

    Przełom w definicji szczęścia - 23.05
  3. IMR ADVERTISING BY PR

    Bieluch Media Tour
  4. KRONIKA BYWALCA

    Hołd bohaterom - 21.05
  5. KORZYSTANIE Z E-BOOKÓW

    Czy możemy je drukować, kopiować, pożyczać - 21.05
  6. OBALANIE MITÓW

    Czym naprawdę jest Public Relations - 20.05
  7. REKORDOWA AUKCJA W SOTHEBY`S

    "Domplatz, Mailand" za 37,1 mln USD - 17.05
  8. POLSKA W EUROLANDZIE

    Pięć lat bezczynności - 15.05
  9. NIE TAKI PROSTY BIZNES

    Zyski z posiadania nieruchomości - 9.05
  10. SMAKI DEGUSTATORÓW

    To jest dobre
  11. NA WSCHODNIM SZLAKU

    Odkrywanie kontrastów - 6.05
  12. KUPIĆ I CZYTAĆ

    "Tygodnik Powszechny" nr 21 - 22.05
  13. KATASTROFY LOTNICZE

    Paradoksalne błędy pilotów - 3.05
  14. LEKTURY DECYDENTA

    Poloneza czas kończyć - 2.05
  15. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Tajemnica Całunu Turyńskiego odkryta - 22.05
  16. WINO BORDEAUX 2012

    Pić czy inwestować? - 2.05
  17. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 31.05 – W białych rękawiczkach
  18. SZTUKA MANIPULACJI

    Rodzaje wymówek - 2.05
  19. SIŁA POLITYKI

    Cel łez - 31.05
  20. I CO TERAZ?

    Czytajmy poetów, ale zanim..., a nie gdy... 22.05
  21. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Ojciec nowoczesnego Azerbejdżanu - 18.05
  22. ŁUPKI I POLITYKA

    Emocje i nadzieje w Polsce - 2.05