Established 1999

I CO TERAZ?

01/05/2013

Czytajmy poetów, ale zanim..., a nie gdy... 22.05

Julian Tuwim już kilkadziesiąt lat temu przewidział obecny światowy kryzys finansowy i dokładnie go opisał – przypomina Marek J. Zalewski.


Osoby: Goldberg i Rapaport
 
Goldberg: Dzień dobry panu, panie.


Rapaport: Jak ja pana widzę u siebie, to już o „dzień dobry” nie może być mowy. (wyłącza gramofon)


 


– Kiedy ja pana rozumiem…


 


– Ale jak pan tu jest, to siadaj pan. Jak pan tu wszedł? Służąca nie powiedziała panu, że mnie nie ma w domu?


 


– Powiedziała, moja służąca też czasem mówi, że mnie nie ma, jak jestem.


 


– Patrz pan, jak ta służba nauczyła się kłamać?


 


– A jak byś pan nie był w domu, to ona by przecież też powiedziała, że pana nie ma, co za różnica?!


 


– Swoją drogą!…


 


– Panie Rapaport, pan mnie oddaje pieniądze czy nie?


 


– Wiele jestem panu winien?


 


– Osiemset.


 


– Ładna sumka.


 


– W razie pan oddaje to ładna, nawet bardzo ładna. W razie mnie nie oddaje nie jest taka ładna. Otóż ja się pana zapytowywuję jeden z ostatnich razów: czy pan mnie oddaje moje osiemset złotych?


 


– Naturalnie, że oddaję.


 


– Czy pan mi nie może odpowiedzieć po ludzku?


 


– Przecież mówię panu od pół roku, że nie mam pieniędzy.


 


– To co ja mam robić?


 


– Upominać się!


 


– Co mi to pomoże?


 


– Nic!


 


– Szanowny panie Rapaport. Przecież pan rozumie, że osiemset złotych to nie jest suma, której można nie oddać. Można nie oddać dziesięć złotych. Jak się jest bardzo wielki łobuz, to można nie oddać dwudziestu złotych, ale od stu złotych w górę każdy dług się robi honorowy. Pan to rozumie, przecież pan jest kupiec.


 


– Panie Goldberg szanowny, ja mam inny pogląd na tę sprawę. Dla mnie osiemset złotych to jest właśnie suma, której nie można oddać. Oddać można dziesięć złotych. Jak się jest bardzo lekkomyślnym, to można oddać dwadzieścia złotych. Ale od stu złotych w górę to każdy dług staje się fikcyjny! Pan to wie! Przecież pan jest kupiec.


 


– Słodki panie, więc ja się pana pytam, co ja mam robić?


 


– To ja się pana zapytam co innego, ale pan mi daje słowo honoru, że pan mnie odpowie całą prawdę!


 


– Oficerskie słowo honoru.


 


– Ja wolę kupieckie.


 


– Niech będzie kupieckie.


 


– Otóż pan przychodzi do mnie, że bym panu oddał osiemset złotych. Dajmy na to ja wstaję, podchodzę do kasy i… powiedzmy, wyciągam osiemset złotych i, przypuśćmy, panu je daję. To co by pan o mnie pomyślał?


 


– Ech!… panie Rapaport!


 


– Kotuchna! Słowo pan dałeś! Pomyślałbyś pan, że jestem a myszygene kopf?


 


– No, zaraz a myszygene!…


 


– Pomyślałbyś pan tak? Tak czy nie!


 


– Tak!…


 


– Dziękuję panu!


 


– Złocisty panie Rapaport. Teoretycznie pan jest kryty, ale w praktyce pan nie ma racji. Pan mnie musi oddać!


 


– Dla samego oddania?


 


– Nie! Ja jestem winien Gutmanowi osiemset złotych!


 


– Gutman może poczekać!


 


– Gutman nie może poczekać, bo jego dusi Rajtman.


 


– Rajtman też zaczeka.


 


– Rajtman absolutnie nie zaczeka bo on jest winien Maliniakowi.


 


– Maliniak też może poczekać. Chociaż nie, Maliniak nie może czekać.


 


– Dlaczego?


 


– Bo on jest winien mnie, a ja nie mogę czekać.


 


– Pan nie może czekać?


 


– Bo przecież pan chce, żebym panu oddał osiemset złotych, a ja ich nie mam. Bo ja pożyczyłem Maliniakowi, Maliniak Rajtmanowi, Rajtman Gutmanowi, Gutman pożyczył panu, a pan mnie, nikt ich nie wydał, bo każdy drugiemu pożyczył i nikt ich nie ma. To ja się pana pytam, gdzie się podziały te osiemset złotych?


 


– A czy ja wiem?!


 


– O, widzi pan, to jest ta mistyka finansów. I stąd się wziął ten cały kryzys ogólnoświatowy!


 


– Nie rozumiem.


 


– Ja panu wytłumaczę. Ameryka pożyczyła Anglii, Anglia Niemcom, Niemcy pożyczyli do Włoch, Włochy pożyczyli Szwajcarii, Szwajcaria pożyczyła Francji, Francja pożyczyła Anglii, a Anglia pożyczyła Ameryce!


 


– To kto ma te pieniądze?


 


– Teoretycznie wychodzi, że myśmy powinni mieć te pieniądze.


 


– Co myśmy?


 


– Bo myśmy nikomu nie pożyczyli i nam nikt nie pożyczył. Sytuacja jest bez wyjścia!


 


– Ja mam jedno wyjście.


 


– Jakie?


 


– Przez drzwi, do domu!


 


– Widzisz pan, panie Goldberg. Nareszcie dorósł pan do sytuacji. Przyjdź pan kiedyś znowu się upomnieć – porozmawiamy.


 


– Najlepiej nie zastać pana w domu.


 


– Niech pan się nie obawia. Jak tylko będę miał pierwsze pieniądze, to zaraz pana zawiadomię przez służbę, że mnie nie ma w domu. Nie do zobaczenia się z panem, pa!


 


– Pa.


 


– Pa! Paszoł won!


Katalońskie refleksje – 8.05


Początek maja to dla nas, Polaków, najdłuższa majówka nowoczesnej Europy. Święto Pracy, Święto Flagi, Święto Konstytucji 3 Maja w zestawieniu z sobotą i niedzielą dają w najkorzystniejszym układzie nawet kilkanaście wolnych dni, gdy umiejętnie je połączyć ledwie kilkoma dniami urlopu. Ot, w tym roku większości wystarczyły trzy, aby wypoczywać dni dziewięć.


Rodacy ruszyli więc w Polskę i w świat. Każda podróż wiąże się jednak z mniejszym lub większym stresem. W Warszawie wygrali ci, którzy zostali w domach. Na ulicach pusto, w sklepach pusto, a i nerwy, które puszczają powracającym w korkach na drogach i w zatłoczonych pociągach, u zwolenników domowych pieleszy w pełnym relaksie…


My, tzn. moja żona i ja, ruszyliśmy w planowaną od kilku lat podróż do Hiszpanii, odwiedzić przyjaciół, którzy przed kilku laty, po kilkudziesięciu latach mieszkania w Londynie, przenieśli się w okolice Barcelony. Na temat stolicy Katalonii nasłuchałem się wiele od osób, które – w przeciwieństwie do mnie – już tam były. Że Gaudi, że Rambla, że Diagonal, że kamienice, że sklepy, że pięknie i przyjemnie… Gdy bywali w świecie znajomi dowiadywali się o naszym zamiarze, to ochom i achom nie było końca, a to, że sami będziemy zachwyceni, to pewne jak… Dawniej człowiek napisałby, że pewne, jak w banku. Ale dzisiaj? Po tym, co wydarzyło się przed kilku laty w świecie finansów, a co ciągle nie ma końca, takie porównanie pewności, to raczej ponury żart… Więc pozostanę przy zapewnieniu (trawestując pewnego prezesa pewnej partii), że miała być to pewna pewność…


Sam byłem bardzo ciekaw, jak wypadnie porównanie targanej kryzysem gospodarczym Hiszpanii z osławioną „zieloną wyspą”. Chciałem napisać „hiszpańskiej Katalonii”, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili, bo u Katalończyków miałbym przechlapane nie tylko ja, ale i moi potomkowie do iluś tam pokoleń naprzód. Bo o ile z każdej mapy wynika, że Katalonia to część Królestwa Hiszpanii, to Katalończycy chyba o tym nic, albo prawie nic nie wiedzą. Hiszpańskiego uczą się w szkołach jako języka obcego, nigdzie też nie zobaczy się hiszpańskiej flagi, a katalońska będzie zawsze przed oczami bez względu na to, w którą stronę je zwrócimy. Na dokładkę bardzo często flagę tę ozdabia napis, oczywiście po katalońsku: „CATALUNYA – nou estat d’Europa”, czyli że Katalonia jest nowym państwem Europy…


Poza tym Katalończycy uważają, że to oni utrzymują Hiszpanię, która jest dla nich oczywistym ciężarem i że gdyby nie to, to Katalonia byłaby już dawno co najmniej mocarstwem gospodarczym. Świadczy to o dużej skromności jej mieszkańców. Gdyby nie ona, to uznaliby swój kraj nie za mocarstwo, ale za supermocarstwo gospodarcze, co w ich mniemaniu uniemożliwia jedynie balast w postaci reszty Królestwa. Ostatnio samouwielbienie Katalończyków zostało jednak wystawione na próbę nie lada. Mało lubiany, oględnie rzecz ujmując, w Katalonii Real wygrał rewanżowy mecz z dortmundzką Borussią, choć z rywalizacji o finał w Lidze Mistrzów odpadł. Natomiast wielbiona FC Barcelona na swoim uświęconym Bernabeu przegrała z monachijskim Bayernem w meczu rewanżowym i również odpadła z LM. Katalończycy przyjęli tę klęskę z pełną godności, wyzywającą i wyniosłą rezygnacją, sukcesu „królewskich” po prostu nie zauważając.


Ale ja nie o tym chciałem… Barcelonę znalazłem jako miasto piękne i eleganckie, świetnie zaprojektowane, a jako takie przyjazne dla mieszkańców i przyjezdnych. Uwielbiam łazić po miastach, które odwiedzam. W Barcelonie nie było inaczej. Tak sobie łażąc porównania z Warszawą nasuwały się same. Tam gęsta siatka dobrze zaplanowanych ulic w większości z ruchem jednokierunkowym. W związku z tym na ulicy, którą dojeżdżamy do skrzyżowania, po tej stronie, w którą można skręcić na owym skrzyżowaniu jest słupek ze strzałką informującą o numerze pierwszego budynku i kierunku, w którym wzrastają. W ten sposób wiadomo, że jeżeli przy lewym krawężniku ulicy, którą jedziemy nie ma strzałki, to wiadomo, że w lewo na tym skrzyżowaniu nie możemy skręcić. To sprawia, że w Barcelonie nie ma korków. Nie ma ich także dlatego, że nie parkuje się gdzie się komu podoba, mimo tego, że nikt nie wpadł tam na to, aby opalikować wszystkie ulice, uniemożliwiając wjazd na chodnik. W Barcelonie parkuje się na dość skąpo wyznaczonych miejscach przy krawężnikach, ale przede wszystkim podziemnych parkingach. Wiele z nich powstało przy okazji budowy metra. Wszędzie tam, gdzie budowano je metodą odkrywkową na odpowiednio wzmocnionym tunelu powstały parkingi, a na nich dopiero układano asfalt. I tak np. na, a raczej pod Passeig de Gracia (przy której stoją Casa Mila, zwana La Pedrera i Casa Batllo), na tunelu metra może parkować kilka tysięcy samochodów. W Warszawie można było takie rozwiązanie zastosować, ale… Żeby coś wymyśleć, trzeba myśleć. Władz Warszawy pod kierownictwem absolutnie niekompetentnej Hanny Gronkiewicz-Waltz na to nie stać.


Z drugiej jednak strony barcelończyków nie stać na fantazję warszawiaków. Nasi, na szczęście nie wszyscy, czują się wyzwolonymi artystami i sprejują każdą wolną powierzchnię ze szczególnym uwzględnieniem murów dopiero co odnowionych kamienic. W Barcelonie tamtejsi sprejowcy swoją twórczość uprawiają TYLKO i WYŁĄCZNIE na metalowych żaluzjach witryn sklepowych. Jest to duże ograniczenie dostępu do tej twórczości, bo widoczna jest ona dla przechodniów w godzinach wieczornych i nocą, gdy sklepy są zamknięte, a żaluzje opuszczone. Dziwne…


Dziwne było dla mnie i to, że nikt w Barcelonie nie wpadł na to, że można reklamową szmatę rozwiesić na każdym budynku, wzbogacając z ten sposób miejską nudę, co w Warszawie jest na porządku dziennym. Łażąc ulicami Barcelony nigdzie nie spotkałem się z tak charakterystyczną dla Warszawy inwencją i aktywnością biznesową jej mieszkańców. Proszę sobie wyobrazić, że na żadnym słupie, latarni, na żadnym przystanku autobusowym, ani na żadnej ścianie nie zauważyłem nawet jednego ogłoszenia, anonsu reklamowego niezwykłej urody, przyklejonego byle jak, byle trwale, jak to widzimy w każdym miejscu naszej stolicy. Pomyślałem sobie, że ten kryzys gospodarczy musiał im nieźle podciąć skrzydła. Kompletnie siedli z tej rezygnacji. Kolejnym tego potwierdzeniem było to, że nie mogliśmy spotkać choć jednego samochodu, który miałby zatkniętą za wycieraczkę lub wetkniętą pod uszczelkę szyby w drzwiach tak charakterystyczną dla warszawskich ulic kolorową karteczkę z zaproszeniem od Moniki, Klaudii, czy Marioli. Zamiast tego czystość i elegancja…


Ale na koniec zjawisko, którego nie znaliśmy w takim wydaniu… Do Barcelony przyjechaliśmy z przyjaciółmi, o których wspomniałem na wstępie. Przyjechaliśmy ich samochodem na brytyjskich numerach rejestracyjnych, co jest ważną wskazówką. Zanim dotarliśmy do miejsca zakwaterowania, troszkę kręciliśmy się w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania. Nagle usłyszeliśmy jakiś hurgot. Kilkadziesiąt metrów dzieliło nas od hotelu, w którym mieliśmy stanąć. Po ich przejechaniu okazało się, że mamy „kapcia” w prawym, tylnym kole. W momencie, gdy zaczęliśmy wypakowywać bagaże podjechał samochód, a jego kierowca zaproponował nam, że tuż, tuż za rogiem jest wulkanizator i że on nas chętnie zaprowadzi. Nie skorzystaliśmy. W godzinę później jechaliśmy już na „dojazdówce” do warsztatu wskazanego przez taksówkarza spod hotelu. Tam okazało się, że trzeba kupić nową oponę, bo ta zdefektowana nie nadaje się do wulkanizacji, gdyż została przecięta na boku na długości ponad dwóch centymetrów. Nie było alternatywy, 230 euro i nowy Goodyear był zamontowany. Ale podczas montażu usłyszeliśmy, że nasz „kapeć”, to nie był przypadek, jak i przypadkiem nie była oferta pomocy złożona przez „przypadkowego” kierowcę. Okazało się, że poza kradzieżami kieszonkowymi, które są plagą Barcelony, jej znakiem charakterystycznym jest polowanie na opony samochodów na obcych rejestracjach. Do takiego samochodu podjeżdża skuter (jeździ ich tysiące, więc nie zwraca się na „plączące” się wśród samochodów), jego kierowca ostrym narzędziem przecina bok opony i odjeżdża. Jadący za nim wspólnik oferuje przy najbliższej okazji „pomoc”. Gdy z niej się skorzysta można trafić do warsztatu, z którym „współpracują”, ale można też trafić w jakieś ustronne miejsce, gdzie można stracić znacznie więcej, niż tylko koszty nowej opony…


I CO TERAZ? Tak mi się ta Barcelona spodobała, że planuję rychłe jej ponowne odwiedzenie, ale na pewno nie samochodem…


MAREK J. ZALEWSKI

W wydaniu nr 138, maj 2013 również

  1. POLSCY ZAPOMNIANI NOBLIŚCI

    Dlaczego o nich się nie mówi? - 26.05
  2. PARADOKS EASTERLINA

    Przełom w definicji szczęścia - 23.05
  3. IMR ADVERTISING BY PR

    Bieluch Media Tour
  4. KRONIKA BYWALCA

    Hołd bohaterom - 21.05
  5. KORZYSTANIE Z E-BOOKÓW

    Czy możemy je drukować, kopiować, pożyczać - 21.05
  6. OBALANIE MITÓW

    Czym naprawdę jest Public Relations - 20.05
  7. REKORDOWA AUKCJA W SOTHEBY`S

    "Domplatz, Mailand" za 37,1 mln USD - 17.05
  8. POLSKA W EUROLANDZIE

    Pięć lat bezczynności - 15.05
  9. NIE TAKI PROSTY BIZNES

    Zyski z posiadania nieruchomości - 9.05
  10. SMAKI DEGUSTATORÓW

    To jest dobre
  11. NA WSCHODNIM SZLAKU

    Odkrywanie kontrastów - 6.05
  12. KUPIĆ I CZYTAĆ

    "Tygodnik Powszechny" nr 21 - 22.05
  13. KATASTROFY LOTNICZE

    Paradoksalne błędy pilotów - 3.05
  14. LEKTURY DECYDENTA

    Poloneza czas kończyć - 2.05
  15. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Tajemnica Całunu Turyńskiego odkryta - 22.05
  16. WINO BORDEAUX 2012

    Pić czy inwestować? - 2.05
  17. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 31.05 – W białych rękawiczkach
  18. SZTUKA MANIPULACJI

    Rodzaje wymówek - 2.05
  19. SIŁA POLITYKI

    Cel łez - 31.05
  20. I CO TERAZ?

    Czytajmy poetów, ale zanim..., a nie gdy... 22.05
  21. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Ojciec nowoczesnego Azerbejdżanu - 18.05
  22. ŁUPKI I POLITYKA

    Emocje i nadzieje w Polsce - 2.05