Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

01/06/2014

Poniedziałek, 30.06 – Złowrogi fudyzm

Jednym posunięciem, choć rozłożonym w czasie, donosiciele talerzy pokonali mistrzów kreacji smaków.

Rozpanoszyli się nam wszelkiej maści gotujący celebryci. Obsesja gotowania, kult jedzenia (choć nie obżarstwa, wszak chodzi o zdrowy styl życia) nabrały wręcz groźnego infantylizmu. Kuchciki stały się trendsetterami, idolami brylującymi w każdym kanale telewizyjnym, we wszystkich gazetach. Aż wreszcie przyszła kryska na Matyska, a okazał się nim Robert Sowa. I kto go pokonał? Kelnerzy właśnie. Okazało się, że nie jest ważne, co się je, ale gdzie się je oraz w czyim towarzystwie. Zawsze uważałem, że jedzenie (i sen) to dla inteligentnego człowieka nadmierna strata czasu, acz konieczna. Nie znaczy to, że jem byle co, byle gdzie, tanio i szybko. Nie, ale staram się zachować umiar jakościowy i czasowy. Spędzaniu mnóstwa czasu na przygotowywaniu jedzenia i jego wielogodzinnym przeżuwaniu (a co z wydalaniem?) stało się nowym stylem życia. Zrozumiałbym, gdyby w telewizorze pokazywano obiady czwartkowe u prezydenta Komorowskiego, podczas których ludzie intelektu delektowaliby się smakołykami pałacowej kuchni, a telewidzowie (wybrani, bo przecież nie gawiedź) kontentowaliby się okołostołowymi mądrymi dysputami bez chamskiego przekrzykiwania. Ale na ten pomysł nikt jeszcze nie wpadł. Zresztą, takie obiady miałyby późnowieczorny czas emisji, zero reklamodawców i niewielką widownię (ciekawe, jak niewielką?). Ta obsesyjna gloryfikacja jedzenia została nazwana fudyzmem (od food). Jak celnie zauważa Steven Pool we wczorajszej „Wyborczej”, „kucharze stali się artystami i guru, ponieważ politycy i księżą wskutek licznych skandali utracili publiczne zaufanie” i „zastąpili ich kucharze, czyniąc świat miejscem lepszym do życia”.


Piątek, 27.06 – Cwany nekrolog


Niedawno w najlepszej polskiej gazecie codziennej ukazał się osobliwie przyciągający wzrok nekrolog. Zacytuję: „Po 3 latach studiów, ciężkiej pracy i zaangażowania, z bólem żegnamy Stracony Czas. Wręczył nam Dyplom i odszedł, pozostawiając nas: bez praktycznej wiedzy, bez konkretnego zawodu, bez znajomości języków obcych, bez perspektyw na pracę! O czym informują pogrążeni w smutku Absolwenci wraz z rodzinami i przyjaciółmi”. Pomyślałem, iż jest to przewrotna forma zachęcenia młodych ludzi do podejmowania nauki praktycznych zawodów, zamiast zdobywania wątpliwej wiedzy na uczelniach prywatnych tylko dla papierka. Jednak do nekrologu dołączony był adres internetowy: niestudiuj.pl. Po jego otworzeniu ukazuje się takie oto ogłoszenie: „Nie studiuj byle czego i byle gdzie, żeby dostać byle jaki dyplom, byle sprostać oczekiwaniom innych! Szanuj swój CZAS, swoje PIENIĄDZE i przede wszystkim szanuj SIEBIE! Zostań absolwentem Lingwistycznej Szkoły Wyższej w Warszawie. Przejdź na lepszą stronę wiedzy”. Idę o zakład, że wszyscy, którzy zobaczyli inkryminowany nekrolog w gazecie, weszli na wskazana stronę. Trzeba przyznać, że jest to wyjątkowo kreatywna, niekonwencjonalna forma promowania konkretnej szkoły wyższej. Można więc wyrazić przypuszczenie, iż nauka w niej nie jest bezmyślnym wkuwaniem, a – jak np. w Oxfordzie czy Cambridge – pobieraniem wzorów niezależnego i elastycznego myślenia, samodzielnego analizowania informacji i znajdowania nieoczywistych odpowiedzi oraz konstruowania argumentów. Swego czasu w rubryce Sprzedam Samochód ukazało się jednego dnia kilkadziesiąt ogłoszeń tej treści: „Zamiast na giełdę, idź do kina obejrzeć Limuzynę Daimler-Benz”. A chodziło o film Filipa Bajona.


Czwartek, 26.06 – Koalicja


PiS przebiera nogami, żeby dorwać się do władzy, ale najpierw musiałby obalić rząd Tuska. A na to na razie się nie zanosi. Gdyby jednak? Z kim PiS utworzyłby koalicję? Jak pokazuje poprzednie ich rządzenie – nawet z diabłem. Choć niekoniecznie, bo w sukurs Kaczyńskiemu może przyjść sztuka. Afera wokół zakazu wystawienia „Golgoty Picnic” podczas festiwalu Malta w Poznaniu niesie nowe rozwiązania polityczne. PiS, zamiast szukać koalicjantów wśród parlamentarnych zdychających partyjek, może sięgnąć do środowisk kościelnych, prawicowych (czyli niejako do własnych, ale rozproszonych) i kibolskich. Oto bowiem ta trójca tak przestraszyła organizatora poznańskiego festiwalu artystycznego, że w obawie o bezpieczeństwo odwołał przedstawienie w reżyserii Hiszpana Rodrigo Garcii. Kleru i kiboli w Sejmie i w rządzie RP jeszcze nie było, ale w dzisiejszych czasach korwinizmu wszystko staje się możliwe. A tak naprawdę – znowu stoimy przed wyborem gorszego zła. Tusk czy Kaczyński?


Środa, 25.06 – Gęsty film


Na pewno „House of Cards” nie dorówna w liczbie odcinków „Dynastii”, ale to zdrowiej. W zamian widz otrzymuje film aż gęsty od wątków, zwrotów akcji, zaskoczeń i nieoczywistych puent. W życiu dorosłym nie oglądam seriali, a wyjątkiem jest ów Biały Domek za otwartymi przez scenarzystów drzwiami (dobrych 30 lat temu Amerykanie uraczyli nas serialem „Waszyngton za zamkniętymi drzwiami”). Teraz Ale Kino poszło po rozum do głowy i jednego wieczoru nadaje po dwa odcinki bez przerw na reklamy. Przepraszam za banał, że film składa się ze scenariusza, reżyserii, aktorów, muzyki, zdjęć i montażu. W tym filmie wszystkie te elementy są uzupełniającą się perfekcyjną jednością. Gdyby w taki sposób były pisane memuary polityków kończących służbę publiczną, to ich wspomnienia miałyby status bestsellerów. Niestety, przez ich cegły mogą przebrnąć tylko maniacy teorii polityki lub studenci, którzy mają egzamin do zaliczenia. Aż się prosi, żeby na podstawie naszych „taśm podsłuchowych kelnerów” powstał dobry scenariusz serialowy. „Ekipa” Agnieszki Holland sprzed kilkunastu lat to jaskółka, która nie uczyniła wiosny. Ponoć nasza reżyserka ma nakręcić jeden lub kilka odcinków „House of Cards”. Azaliż to prawda?


Wtorek, 24.06 – Życie na podsłuchach


Sorry, taką mamy polityczną rzeczywistość. Przyzwyczaiły nas do codzienności Facebook, Wikileaks, Edward Snowden. Wszyscy o wszystkich chcą wiedzieć wszystko. To elementarna cecha człowieczego mózgu. Ale w jakich intencjach ów organ zbiera informacje? I jak, do czego je wykorzysta? Oto są pytania na miarę Hamleta. Niemiecki film „Życie na podsłuchu” pokazywał życie artystów w NRD śledzonych przez służbę bezpieczeństwa Stasi. Władza komunistyczna musiała wiedzieć, co knują ludzie o wolnych, kontrowersyjnych, twórczych umysłach, aby nimi manipulować: zastraszać lub nagradzać. Rozpoczęta w 1972 roku polityczna afera podsłuchowa Watergate w Stanach dwa lata później doprowadziła do obalenia prezydenta Richarda Nixona. Stało się tak za sprawą gazety „The Washington Post”. Na marginesie: jak mozolną, katorżniczą pracę wykonywali dziennikarze Bernstein i Woodward zbierając informacje, mając do dyspozycji tylko „głębokie gardło”, telefony, notesy, długopisy i maszyny do pisania. Wracając do Bolandy. Nasza polityka to jeszcze nie serialowy House of Cards, ale dobrą narrację już mamy, zagadka jest, napięcie nie słabnie. Szary obywatel słucha, patrzy, pasjonuje się. Może i niewiele politycznie rozumie, ale na pewno zadaje sobie pytanie: dlaczego skompromitowani podsłuchami politycy jeszcze nie zostali zdymisjonowani lub sami nie dokonali takiego kroku? I w tej kwestii Bolanda różni się jeszcze od starszych demokracji europejskich.


Środa, 17.06 – Próba mikrofonu


„Milcząc żwawo jedli” – nie pamiętam, czy cytat to z Mickiewicza, czy z Sienkiewicza, tego o imieniu Henryk. Ale pamiętam chińskie przysłowie: „Długi język to drabina, po której do twojego domu wchodzi nieszczęście”. W czasach szaleństwa gotowania i długiego spożywania wrócił dobry obyczaj przystołowych rozmów. Jeśli prowadzone są w domowych pieleszach, to istnieje duża możliwość, że tajemnice i kłótnie nie opuszczą małego metrażu, a jeśli do poważnych, tajemnych pogawędek wybiera się sale restauracyjne, to sorry – nawet ściany mają uszy, nie mówiąc o kelnerach. Pamięć ludzka bywa jednak. zawodna, więc lepiej przykleić pod stołem mikrofon. Takie działanie będzie jednak celowe z zamiarem rozpowszechnienia i wykorzystania. Okazuje się, że w restauracji Roberta Sowy „Sowa & Przyjaciele” co znamienitsi goście mówili do ukrytego mikrofonu. I teraz mają za swoją nierozwagę, a nawet dziecinność. Rozumiem brak przewidywalności konsekwencji np. u ministra kultury, ale gdy szef MSW Sienkiewicz, o imieniu Bartłomiej, pozwala się nagrać jak dziecko w piaskownicy, to mamy do czynienia z niewłaściwym człowiekiem na stanowisku. Jest jeszcze restaurator i jego wścibscy pracownicy. Afera na pewno nie złamie kucharskiej kariery Roberta Sowy, a wręcz przeciwnie – głupi Polacy będą walili drzwiami i oknami w drodze do wątpliwej sławy. Jedni z gości będą konfabulowali i tworzyli plotki, a drudzy zanim otworzą usta nad talerzem, zająrzą pod stół. I jeszcze jedno powiedzonko: „Gdy pies je, to nie szczeka”.


Poniedziałek, 16.06 – Łowcy


Na konferencjach prasowych oraz piknikach można się za darmo pożywić. W czasach, kiedy często bywałem na spotkaniach dla prasy, mogłem bez trudu rozpoznać grupę kilkunastu emerytów (niekoniecznie byłych luminarzy pióra), którzy pojawiali się po zakończeniu części merytorycznej (na którą nie byli wpuszczani jako nieuprawnieni), na poczęstunku (wtedy już organizatorzy nie kontrolowali wejścia). Kiedy zjawisko pożywiających się emerytów nasiliło się do tego stopnia, że zagrożone były zasoby cateringowe, zaostrzono kontrolę i wydłużono czuwanie przy wejściu. Myślałem o tym podczas tegorocznego pikniku Poznaj Dobrą Żywność w ogrodach stołecznej SGGW. Przybyło mnóstwo ludzi – całymi rodzinami. Można było taniej kupić doskonałą polską żywność, ale – przede wszystkim – można było się różnorodnie pożywić próbkami przeznaczanymi do degustacji. Można było najeść się nabiału, owoców, chleba, napić soków i czego tam jeszcze. Do tych produktów nie było prawie w ogóle kolejek. A do czego się ustawiały? Do pieczonych mięs. Polacy to naród mięsożerny. Wśród piknikowych gości bardzo liczną i widoczną grupę stanowili ludzie starzy. Chodzili od stoiska do stoiska podjadając i ukradkiem zabierając kolejne porcje, ale zawsze robili to dyskretnie, z pewnym zażenowaniem. Natomiast niektórzy, co bardziej zaradni, wynosili pełne torby pożywienia. Ludzie ci w nikim nie budzili niechęci, raczej współczucie, chęć pomocy: proszę się częstować.


Piątek, 13.06 – Sztuka podziemna


Muzea zajmują dużo przestrzeni publicznej, są nierentowne, państwo dopłaca za mało, aby mogły się utrzymać i organizować wernisaże. Dlatego z wielkim zainteresowaniem przyjąłem koncept chińskiego artysty-dysydenta Ai Weiweia, żeby jego rzeźby w Warszawie ukryć pod ziemią. I to dosłownie. Na tablicy (a może na pomniku?), którą się wkopie w miejsce zakopania można będzie umieścić stosowne informacje, co pod stopami spoczywa. Gdyby ktoś – mimo wszystko – się zainteresował, to stosowny adres internetowy kierowałby uwagę do całej galerii umieszczonej w sieci. Miejska przestrzeń zostałaby w ten sposób niekonwencjonalnie wzbogacona, a w przypadku zakopanej sztuki sakralnej – ubogacona. Mało tego, każdego artystę byłoby stać na eksponowanie swoich wypocin. A kulturalna gawiedź uniknęłaby estetycznego dyskomfortu odwiedzając naziemne galerie, gdzie często można „podziwiać” prace, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Niech sztuce ziemia lekką będzie.


Czwartek, 12.06 – Slogany


Nikt w demokracji nie lubi długiej gadaniny, więc u nas szans na wysłuchanie nie miałby companero Fidel Castro. Jednak nawet dyktatorzy wiedzą, że z bełkotu ludowi trzeba wydobyć esencję, jakieś hasło, jakiś slogan. Z czasów „demokracji socjalistycznej” (tak propaganda PZPR nazywała swój dziwoląg ustrojowy) ni cholery nie pamiętamy, co mówili Gomułka, Gierek czy Jaruzelski, ale przed oczami co starszych obywateli jeszcze wiszą jakże słuszne hasła. Oto przykłady: „Cały naród buduje swoją stolicę”, „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”, „Naród z partią, partia z narodem” etc. A za demokracji, już bez przymiotnika, choćby: „Nam nie jest wszystko jedno”, „Polska jest najważniejsza”. Tak mi się owe odzywki przypomniały, gdy czytałem o powszechnie skorumpowanej FIFA, która bezkarnie wymusza łapówkami decyzje. W Brazylii, gdzie dzisiaj rozpoczyna się Mundial, trwają protesty społeczne i trudno je załagodzić represjami policyjnymi czy polityczny ugłaskiwaniem. Aż na genialne w swej prostej wymowie wezwanie wpadła wnuczka Joao Havelange`a, tego samego, który stworzył skorumpowaną federację piłkarską – FIFA. Joana zaapelowała, by Brazylijczycy zjednoczyli się wokół Copa del Mundo, „bo wszystko, co miało być rozkradzione, już jest rozkradzione”. Mądrość zawarta w tych słowach daje spokój ducha rozpalonym Brazylijczykom, tym, którzy protestując myśleli, że jeszcze uda się uratować choć trochę peso z puli na organizację mistrzostw. Teraz już wiedzą, że nie. I spokojnie mogą oddać się szaleństwu kibicowania swoim kopaczom.


Środa, 11.06 – Chleba, nie igrzysk


„Koniec świata”, zwykł mówić dozorca Popiołek z serialu „Dom”, gdy zobaczył lub usłyszał coś niewyobrażalnego. Dzisiaj to samo może powiedzieć światek piłkarskich kibiców o protestach Brazylijczyków przeciw zaczynającemu się jutro Copa del Mundo. Co prawda, Brazylia nie jest ojczyzną futbolu, bo ten tytuł uzurpuje sobie Anglia, ale należy do czołówki światowych maniaków na tym tle. Na pewno nie wszyscy Brazylijczycy są przeciw, a tylko biedota, czyli zdecydowana większość społeczeństwa. Oni miliardy wydane na organizację, łapówki i mafijne przywileje FIFA widzieliby zainwestowane w poprawę życia codziennego. Jest już jednak za późno. Mistrzostwa wystartują. Czy na ten czas umilkną protesty? Będziemy obserwować codziennie, na równi z kopaniem piłki. W każdym bądź razie, za lat ileś do organizacji World Cup może zabraknąć chętnych. Trudno to sobie wyobrazić, tak jak trudno patrzeć na Brazylię bez corocznego festiwalu w Rio. Jak by nie było, czas igrzysk pozwala zapomnieć o braku chleba.


Wtorek, 10.06 – Ciemny lud na zakupach


Ciemny lud pracujący, emerycki lub bezrobotny, żeby kupić okazyjnie jakąś tandetę, musi być do transakcji zanęcony, jak bezmyślne ryby. Taką dźwignią handlu jest reklama, co wiemy jeszcze z czasów PRL-u, choć wtedy, w czasie braku czegokolwiek, reklama była działaniem absolutnie bezsensownym. Tak więc, ciemny lud wszystko kupi, ale najchętniej otrzymałby za darmo, więc gdy pojawi się jakakolwiek darmocha, to lud nie patrzy na jakość i zagrywa w ciemno. Takim guru od badziewiastej darmochy dla ciemnego ludu spod znaku PiS-u jest Jarosław K. Co prezes powie, to lud przyswaja bez szemraniach, bez krytyki, bez pytania – a po co mi to, a co się za tym kryje, a czy na pewno jest to dobra oferta etc.? No bo niby, gdzie ciemny lud ma sprawdzić słowo objawione? Że w Warszawie powinien być Budapeszt, że Polska powinna być jak Turcja, że wybory europejskie zostały sfałszowane przez PO? Przecież ciemny lud czerpie informacje wyłącznie z jedynie słusznych publikatorów, nie sięgnie po wraże źródła, żeby skonfrontować przekaz. Boję się trochę tego porównania, ale prezes J.K. jawi się jako Bóg, którego dogmaty nie podlegają żadnym oświeconym wątpliwościom. Każda religia i sekty mają swoich wyznawców i nie są szkodliwe społecznie dopóty, dopóki ich zasięg jest ograniczony. Jednak, gdy sekta wyznawców może wygrać ogólnokrajowe wybory, to zaczyna być groźnie.


Poniedziałek, 9.06 – Trzymają się


25-letni festiwal wolności przeniósł się do Opola. Dość ryzykowne przedsięwzięcie, zważywszy na upływ czasu odzwierciedlający się w tembrze głosu i wyglądzie dinozaurów, także dinozaurzyc. Jednak udało się i niemal wszyscy pokazali, w jakiej są formie. Wszystkie teksty są dzisiaj piekielnie aktualne. Muzycznie i aranżacyjnie – niekoniecznie. Ale się słucha. Oczywiście, mam na myśli widzów pamiętający czasy sprzed 1989 roku. Dobrym pytaniem jest: ilu widzów lat 25 minus obejrzało i wysłuchało składanki o tytule „Wolność kocham i rozumiem”? Raz, że akurat trwa sesja na uczelniach, dwa – co ich obchodzi tak odległa przeszłość. Mam wrażenie, że w wyniku rewolucji 1989 roku zerwała się ciągłość pokoleniowa oparta na wspólnym doświadczeniu. Nasze martyrologiczne roczniki muszą pogodzić się z faktem, że do wolnych obywateli nie dociera już przekaz o królowaniu na sklepowych półkach octu. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie z peerelowską spuścizną. Amen. PS. Kiedy piszę te słowa w Opolu śpiewa jakiś wytatuowany młodzian piosenkę „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”. Zastanawiam się, czy rzeczywiście rozumie słowo wolność, np. jako odpowiedzialność?


Piątek, 6.06 – Od nogi do znaku pokoju


Złe uczynki, według Kościoła, są grzechem. Ale możliwe jest ich odkupienie i uzyskanie rozgrzeszenia. Tak mówi doktryna wiary katolickiej, prawo Boże. A prawo cywilne? Czy w polityce można odkupić grzechy złych decyzji? Vide: Jaruzelski i stan wojenny. Czy nieprzeszkadzanie na drodze do Okrągłego Stołu i późniejsze niemącenie jako prezydent, było aktem ekspiacji, jak – nie przymierzając – Jacka Soplicy pokutującego w sutannie ks. Robaka? Lech Wałęsa powiedział przed laty przed debatą z Aleksandrem Kwaśniewskim, że może mu podać najwyżej nogę. A dzisiaj jest to najbardziej mądry, koncyliacyjny polityk. Zrozumiał przeszłość, przebaczył, okazał miłosierdzie. Spotykał się z Jaruzelskim, był na jego pogrzebie, rodzinie przekazał znak pokoju. Zdecydowana większość dzisiejszych czynnych polityków nie dorasta Wałęsie do pięt, ale tej swojej ułomności nie widzą. Tkwią w błogim samozadowoleniu, a utwierdzają ich tym stanie nieustające zaproszenia do publikatorów.


Czwartek, 5.06 – Nie gawarim pa russkij


Świat zachodni nakłada sankcje na prominentnych Rosjan, uniemożliwiając im np. wyjazdy za granicę. To kara za politykę zewnętrzną Putina. Doraźne konsekwencje ponoszą ludzie władzy, nie mogąc wyskoczyć do Londynu czy Paryża na drinka i po zakupy. Ale szarych obywateli to nie obchodzi. Jednak Putin swoją dyktatorsko-agresywną polityką powoduje jeszcze inny, niewymierny, problem. Coraz mniej Polaków uczy się języka rosyjskiego. Dzisiaj ten język nie mieści się nawet w dziesiątce języków, które chcą poznać Polacy. Na pierwszym miejscu jest angielski, a dalej: niemiecki, norweski, włoski, hiszpański i francuski. Pamiętam, iż od piątej do ósmej klasy w podstawówce miałem obowiązkowy język rosyjski. I się nim swobodnie porozumiewałem. Każdy uczeń obowiązkowo korespondował z rówieśnikiem z Kraju Rad. Był to akurat czas „Stawki bolszej at żyzni”, która robiła szaleńczą karierę u (wtedy) przyjaciół. Mój Sasza w listach domagał się tylko jednego, żeby przysyłać mu fotosy Janka Klossa i innych serialowych bohaterów. Jako się rzekło, był to czas „przyjaźni” z Wielkim Bratem, więc dla jej scementowania absolutnie wszystkie dzieci musiały przystąpić do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (TPPR). Za otrzymaną legitymację w czerwonej okładce zapłaciliśmy składkę roczną w wysokości 1 złotego. Dzisiaj znajomość rosyjskiego niemal w społeczeństwie zanikła. A szkoda, bo warto znać języki i przyjaciół, i wrogów.


Środa, 4.06 – Piękna pomyłka


Każdy, ale to każdy – stary, w sile wieku i młody – obywatel Polski ocenia 25 lat wolności. Demokracja daje wszystkim prawo do wypowiedzi, nawet jeśli jest to niepotrzebny bełkot. Z perspektywy lat widać błędy popełniane w 1989 roku i po nim, ale były to błędy, które należało popełnić, gdyż nie wyobrażano sobie innych (równie błędnych?) rozwiązań. Dzisiaj widać, że nie były to błędy o znaczeniu kardynalnym. Powiem więcej – błędne decyzje wtedy podejmowane były odważne, rozsądne, acz rewolucyjne. Jednak co to za rewolucja bez rozlewu krwi? To przecież takie polskie rozwiązanie. Tego bratobójczego dramatu brakuje do dzisiaj wszystkim, którzy krytykują na równi Mazowieckiego, Balcerowicza i Jaruzelskiego. Sorry, tacy jesteśmy. Dodam swoje wspomnieniowe trzy grosze o uczuciach z dni pierwszych po 4 czerwca: obawiałem się, że częściowa demokracja to stan chwilowy, że komuna zrobiła krok w tył, żeby w dogodnym czasie zaatakować. Jakże pięknie się myliłem.


Wtorek, 3.06 – U sąsiadów


Dzięki naszemu wschodniemu sąsiadowi co jakiś czas możemy odświeżać nieodległą własną pamięć historyczną. Otóż, jak donoszą mainstreamowe media, towarzysz Łukaszenka, rządzący udatnie przy pomocy prezydenckich dekretów, ogłosił właśnie przymus pracy dla kołchoźników. Tutaj nauczę młodych decydentów, że kołchoz to kolektywne gospodarstwo powstałe w wyniku przymusowego przejęcia ziemni od drobnych rolników. Dodam, iż w Związku Sowieckim były też sowchozy, czyli gospodarstwa rolne stworzone z zarekwirowanej obszarnikom ziemi. U nas eksperyment kołchozowo-sowchozowy się nie udał, ale mieliśmy sowiecki wzór w postaci Państwowych Gospodarstw Rolnych, czyli sławne PGR-y. A zatem: Aleksander „Baćka” (ojciec) Łukaszenka zakazał kołchoźnikom opuszczania miejsc pracy, czyli zadekretował ich wieczne przywiązanie do państwowej ziemi. Troska Baćki wynika ze zbyt dużej, niekontrolowanej emigracji chłopów do miast, co prowadzi do wyludniania się kołchozowych pańszczyźnianych komun. Pocieszające jest to, że z kołchozu będzie można się zwolnić i nie zostać aresztowanym, ale nowej legalnej pracy taki zdesperowany delikwent nie znajdzie.


Poniedziałek, 2.06 – Niebezpieczne umysły


W plebiscycie „Gazety Wyborczej” i TVN czytelnicy i telewidzowie wybrali Ludzi Wolności. Na pierwszym miejscu Lecha Wałęsę, ale też Krystynę Jandę, Adama Małysza, Jerzego Owsiaka i kilkoro innych. To pozytywni bohaterowie minionych 25 lat. Nie sposób przecież typować negatywne indywidua. Ale wolność, zwana demokracją, ma to do siebie, że umożliwia start i panoszenie się wszelkiej maści oszołomom. Wystarczy wymienić Janusza Korwin-Mikkego czy trzy tysiące lekarzy i pielęgniarek, którzy podpisali „Deklarację wiary” autorstwa Wandy Półtawskiej, bliskiej doradczyni Jana Pawła II. Wiarę stawiają przed prawem stanowionym i przysięgą Hipokratesa. Będą służyć Bogu, a nie ludziom. Niech więc natychmiast zwolnią się z państwowej służby zdrowia i otworzą praktyki prywatne. A na szyldach niech wyraźnie zaznaczą, kto może dostąpić łaski przekroczenia progu. Wszak istnieje prawny rozdział państwa od Kościoła. „Deklaracja wiary” to kolejny krok do pogłębiania i tak już dużych podziałów w społeczeństwie. Wszystkim decydentom życzę zdrowia, a jeśli już zachorują, to szczęścia w nietrafieniu na jednego z owych trzech tysięcy.

W wydaniu nr 151, czerwiec 2014, ISSN 2300-6692 również

  1. WPUSZCZANI W KANAŁ

    Przekop a sprawa polska - 23.06
  2. JAK ZARABIAĆ Z KLASĄ

    Koniak nad Wisłą - 18.06
  3. POZNAJ DOBRĄ ŻYWNOŚĆ

    Piknik z ambasadorką Bielucha - 14.06
  4. SM BIELUCH

    Nowy prezes spółdzielni - 10.06
  5. JAPOŃSKA WHISKY

    Cena smaku - 10.06
  6. SIŁA OPINII

    Sprawdziłem, polecam - 9.06
  7. ULICAMI WARSZAWY

    Marsz dla Jezusa - 9.06
  8. Z KRONIKI BYWALCA

    Wystawa artystów z Polski i Tajlandii - 23.06
  9. D-DAY I CO Z TEGO?

    Higieniści - 6.06
  10. LEKTURY DECYDENTA

    Każdy może zostać supermenem - 23.06
  11. POLSKA MOTORYZACJA

    Optymizm producentów samochodów - 4.06
  12. IMR ADVERTISING BY PR

    Bieluch Media Tour - 4.06
  13. ANGLIK IN POLAND

    Robin Hood był pierwszy - 4.06
  14. TP NR 25

    Nietykalni - 18.06
  15. DIAGNOZY DLA POLSKI

    Elity do naprawy - 2.06
  16. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Poniedziałek, 30.06 – Złowrogi fudyzm
  17. SZTUKA MANIPULACJI

    Przezorna autodeprecjacja - 2.06
  18. I CO TERAZ?

    Czekamy na wisienkę - 25.06
  19. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Inni wyciągają wnioski... - 23.06
  20. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Milion sprawiedliwych - 9.06