27 styczeń 2010
Zdrowi i sprawniejsi
O potrzebie aktywności ruchowej, zapobiegającej chorobom cywilizacyjnym, wiemy coraz więcej. Ale fakty są takie, że stan zdrowia narodu jest coraz gorszy, a sport staje się coraz mniej powszechny – mówi senator Jerzy K. Smorawiński.
Z senatorem JERZYM K. SMORAWIŃSKIM
rektorem
Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu
rozmawia Jan Forowicz
O potrzebie aktywności ruchowej, będącej sposobem przeciwstawienia się chorobom cywilizacyjnym, wiemy coraz więcej. Sporo też na ten temat mówimy. Ale fakty są takie, że stan zdrowia narodu jest coraz gorszy, młodzież mamy coraz słabszą fizycznie, a sport staje się coraz m niej powszechny. A więc, coś w niezbędnym sprzężeniu wiedzy i praktyki nie funkcjonuje prawidłowo – ocenia senator Smorawiński.
Co nas zepchnęło na takie rozdroża?
Sami to sobie zafundowaliśmy. Zarówno sport, jak i wspomniana powszechna aktywność ruchowa była kiedyś silnie wspierana przez państwo. Po transformacji ustroju gospodarczego znaczna część kosztów została przeniesiona na obywatela, ewentualnie – sponsora prywatnego. Jednym ze zjawisk towarzyszących tej zmianie jest oddalenie się od siebie problematyki sportu wysokokwalifikowanego i owej powszechnej aktywności ruchowej. Sport przeżywa regres. Wiele dziedzin sportu słabnie albo wręcz zanika, ponieważ brakuje finansowego wsparcia państwa i prywatnego sponsoringu. Jako tako dają sobie radę tylko te dyscypliny, które mogą być nośnikiem skutecznej reklamy. Chcąc się temu przeciwstawić, możemy próbować lobbingu, walczyć o podtrzymanie finansowe klubów przez co majętniejsze osoby prywatne, odwoływać się do sumienia mecenasów. Nie wdawałbym się w oceny skuteczności tego rodzaju działań. Zwróciłbym jedynie uwagę na jeden z efektów braku pieniędzy: na nieuchronne zmniejszenie w Polsce liczby sportowych mistrzów. A więc, na nadwątlenie systemu wychowawczego tak bardzo potrzebującego wzorców zachęcających szerokie kręgi młodzieży do naśladowania. Jeśli chodzi o kwestie powszechnej aktywności ruchowej, główną uwagę trzeba skupić na młodzieży szkolnej. Na wiek uczniowski przypada bowiem naturalna potrzeba ruchu.
Ustawą o kulturze fizycznej sprzed kilku lat wprowadzono obowiązkową normę pięciu godzin lekcyjnych wychowania fizycznego. Niedawno ustawa została znowelizowana – zmniejszono tę normę do trzech godzin tygodniowo.
Nie czynimy jednak nic, aby w to zwolnione miejsce wprowadzić chociaż zajęcia pozalekcyjne. Oczywiście wiązałoby się to z zapewnieniem pieniędzy na przykład na opłacenie nauczycieli mogących takie zajęcia prowadzić. Zjawiska i sprawy z obszaru powszechnej aktywności ruchowej, o których mówimy, nie są nowe. Mimo że je znamy, to jednak zbyt wolno zabieramy sie do ich załatwiania. Najpilniejszym celem wydaje mi się zmiana nastawienia Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wiem, że ma ono wiele innych kłopotów na głowie, ale tak ważnej sprawy jak rozwój biologiczny naszego młodego pokolenia nie może wciąż spychać na dalszy plan. Ten rozwój jest priorytetem.
Jakie jest instrumentarium lobbingu na rzecz wzrostu zainteresowania powszechną aktywnością ruchową?
Jak wspomniałem, dzieci do tej aktywności zachęcać nie trzeba. Co innego, jeśli chodzi o osoby odpowiedzialne za wychowanie fizyczne młodych Polaków. Elementem nacisku byłaby ustawa o kulturze fizycznej w postaci przed nowelizacją, z owymi pięcioma obowiązkowymi godzinami lekcyjnym. Jeśli jednak nadal nas na tych pięć godzin w skali ogólnokrajowej nie stać, to wprowadźmy obowiązek chociaż w tych powiatach, które są w stanie podołać wyższej normie. Próbujmy coś zrobić chociaż tam, gdzie można.
Kto miałby inicjować i wywierać ten nacisk?
Poza profesjonalistami i wysokimi urzędnikami, co bardziej przychylnymi sprawom kultury fizycznej, muszą istnieć działacze społeczni. Ich szeregi bardzo się przerzedziły. Ale są szanse zastąpienia ich nowymi osobami. Skąd się one wezmą? Różne mogą być drogi zainteresowania. Ja jestem lekarzem, a moje zainteresowanie sportem zrodziło się w wyniku pewnych bardzo prywatnych wniosków natury medyczno-zawodowej. Dopiero potem wkroczyłem w praktyczną organizację sportu. Ostatnimi laty drastycznie zmalała liczba klubów sportowych. Te, które pozostały, nastawiają się na sport kwalifikowany, czyli wyrzekły sie ambicji propagowania zajęć zaliczających się do powszechnej kultury fizycznej, odstąpiły od prowadzenia w niektórych dyscyplinach po kilka drużyn tzw. zaplecza. Najchętniej kupowałyby dobrze ukształtowanych zawodników. Kluby w tradycyjnym kształcie raczej nie są więc pomocne w tak potrzebnym propagowaniu zdrowego stylu życia ogółu obywateli.
Jak z tego wszystkiego widać, próba przerzucenia na społeczeństwo odpowiedzialności za sport i powszechną aktywność fizyczną nie dała odpowiedniego rezultatu. Dlaczego?
Bo nas na to nie stać. W Niemczech obywateli stać na zrzeszanie się i utrzymywanie klubów ze środków prywatnych. W takim klubie realizują cele sportowe i towarzyskie, spełniają się funkcje międzypokoleniowe itd. My nie mamy tyle pieniędzy. Pewne tradycje jednak posiadaliśmy, a więc łatwiej będzie je odtworzyć. Mój ojciec był członkiem towarzystwa wioślarskiego. To jednak stanowiło, wmawiano nam przez niedawne dziesięciolecia, „przedwojenną przeszłość”, „przeżytek”. Tradycje te wykorzeniono w czasach, gdy swobodne stowarzyszanie się nie było pożądane, a sport stał się elementem gry politycznej. Na dojście do takiego plebejskiego modelu klubów, jak ten niemiecki, poczekamy.
Dziękuję za rozmowę.
DECYZJE I ETYKA
Jak cię widzą, tak cię piszą
Podobnie jak wszelkie programy etyczne, tak program antykorupcyjny wymaga zaangażowania i silnego przywództwa, do tego zaś niezbędne jest dążenie do wieńczenia podjętych działań sukcesem - pisze Wojciech Gasparski. więcej...