Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

30 listopad 2014

Środa, 31.12 – Od Annasza do Kajfasza

Pięknie wszystkie smutki, radości i obawy wyrażają medialni komentatorzy.


Właściwie na Nowy Rok 2015 każda Decydentka i Decydent mają swoje solenne przyrzeczenia, które rzadko się spełniają, albowiem wymagają siły woli, pracy organicznej, a może nawet zacietrzewienia. I tak szukając weny na dzisiejszy tekst natknąłem się na dwa nienoworoczne przypadki, innymi słowy: ni przypiął, ni wypiął na Sylwestra. Pierwszy. Rewelacja! Meble zrabowane w 1947 roku przez Piotra Jaroszewicza (był później premierem rządu PRL za sekretarzowania Edwarda Gierka) z dworku Józefa Piłsudskiego w Sulejówku wrócą na swoje prawowite miejsce. Dzisiaj w „Milusinie” tworzone jest Muzeum Marszałka Józefa Piłsudskiego. Meble znalazły się w ośrodku Ministerstwa Obrony Narodowej w Helenowie pod Warszawą. Szukanie tych przedmiotów trwało publicznie ponad 10 lat. Przez tyle czasu kierownictwo ośrodka nie wiedziało (?), co ma w swoim posiadaniu?! Za to skandaliczne niedopatrzenie (ukrywanie cennych przedmiotów historycznych) komendant owego reprezentacyjnego ośrodka, płk Jerzy Malewski, powinien natychmiast stracić pracę. Drugi przypadek, także nie na Nowy Rok. Fascynacja pociągami Pendolino, które kilka dni temu ruszyły po polskich torach, sięgnęła zrozumiałego zenitu. Składy produkuje Alstom. I na koniec br. dowiadujemy się, że brytyjskie Serious Fraud Office prowadzi międzynarodowe śledztwo w sprawie milionowych łapówek, jakie wręczało kierownictwo koncernu w Polsce, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Indonezji, Egipcie i Tunezji. Wśród potencjalnie zamieszanych wymienia się z nazwiska Pawła Piskorskiego (ówczesnego prezydenta Warszawy) oraz kilku innych decydentów, ale tylko z pełnymi imionami i pierwszymi literami nazwisk. Łapówki miały wynieść ponad 823 tys. euro za kontrakt na 62 tramwaje dla stolicy. Temida nierychliwa, acz sprawiedliwa. Dochodzenie trwa. Życzę wielu wielopoziomowych intelektualnie wrażeń w 2015 roku.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Wtorek, 30.12 – Polak innowator


Są plany, aby dziatki w szkołach uczyć podstaw tworzenia programów komputerowych. I to jest słuszna świecka droga rozwoju, zwana psią krzywą (trajektorią) pościgu za uciekającym światem. Ale zanim program zostanie ogólnopolsko wdrożony, należy wykształcić nauczycieli, a to sztuką nie będzie łatwą. Co prawda, gawiedź garnie się do wiedzy, ale temu popędowi często towarzyszy słomiany zapał. Okazuje się, że Polak główkę ma nie od parady. Żeby zapisać się (tak, tak, gdzie te czasy, kiedy do szkół wyższych zdawało się egzaminy) na studia, wystarczyć zdać maturę. Im wyższe oceny na świadectwie dojrzałości (?), tym atrakcyjniejszy, trudniejszy kierunek dalszej nauki można wybrać. A gdy maturę przepchnęło się ledwo-ledwo? Nie ma problemu – są uczelnie prywatne, albo państwowe, o takich np. kierunkach: filologia białoruska czy astronomia. Tu tacy absolwenci zostaną przyjęci z pocałowaniem. Ale po cóż się trudzić na tak nudnych (niszowych) studiach? Nie ma sensu, ale idea zapisania się jest. Otóż, zapisany student otrzymuje legitymację uprawniającą do zniżek (najczęściej 50-procentowych) na środki komunikacji, do teatrów, kin etc. Nie studiując można utrzymać status żaka przez co najmniej semestr do nawet roku. A po skreśleniu z listy studentów w tej uczelni można się nająć do innej. Wpisowe: 80 zł. Taki to pomysł na studencką innowacyjność. No, ale żeby myśleć, trzeba być zdrowym. I na tej drodze spotykamy reklamujących się w mediach drukowanych lekarzy: dr. Andrzeja Krutczenko-Sturza oraz dr Marię Tryszko-Bronowską. Niestety, są to postacie fikcyjne. Ordynowane przez „lekarzy” mikstury (bo nie leki) można zamówić wyłącznie przez Internet. A że nie leczą? Cóż, wiara czyni cuda. I to kolejna (z wielu) innowacyjności rodem z Polski. Polak potrafi, o czym pamiętają decydenci, którym dane (?) było żyć w czasach PRL-u.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 29.12 – Najedzeni, zamyśleni


Stereotypowo życzyliśmy sobie radosnych świąt. A co w dzisiejszym świecie może dawać ową radość? Obawiam się, że tylko rodzina. Bo co innego radosnego wydarzyło się w minione Święta? Nic. Natomiast wiele złego. Zmarł Stanisław Barańczak, odszedł Krzysztof Krauze. Putin straszy nas, Europę i świat zbrojną odbudową rosyjskiego imperium. Co prawda wojna nam nie grozi, ale co i jak odpowiedzieć towarzyszowi podpułkownikowi Putinowi, bo jego poczynań bez reakcji zostawić nie można. Nacjonalizm, niechęć wobec obcych, wojenny islam, GMO, zadłużenie, ocieplanie klimatu, przekroczone kwoty mleczne, Tusk w Europie, Kaczyński w Polsce, obawa o zatrudnienie, zima, która może zaskoczyć nie tylko drogowców i co tam jeszcze. Na szczęście jest ciepła woda w kranach. Właściwie to ani smutno, ani wesoło. Nijak.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 22.12 – Ja czytam, ty czytasz…


…oni czytają, my czytamy. Ale to dopiero po Świętach. Na razie trwa gorączka zakupów książek. Wiele z nich otrzymanych w prezentach zostanie przeczytanych. Polscy współcześni autorzy, jak Szczepan Twardoch czy Zygmunt Miłoszewski, cieszą się dużym zainteresowaniem czytelniczym, ale „literatura obca/zagraniczna” (tak na księgarskich półkach jest oznakowana) nie ustępuje w rankingach sprzedażowych. I w tak świąteczny czas wpisuje się raport UNESCO o wzajemnym tłumaczeniu na różne języki książek wszelkich. Króluje angielki, a za nim niemiecki i francuski. Z języka polskiego najwięcej książek przetłumaczono na język niemiecki – 2933, dalej na angielski – 2273, rosyjski – 1560, francuski – 1159 i czeski – 1008. Najmniej na estoński – 108. Natomiast na język polski najwięcej książek przetłumaczono z języka angielskiego – 45183, niemieckiego – 10116, francuskiego – 6440 i hiszpańskiego – 1488 (z polskiego na hiszpański zaledwie 565), z czeskiego – 788. I co ciekawe, aż 578 z łaciny. Na język polski przetłumaczono ponad 76 tys. tytułów, a w druga stronę ponad 14 tysięcy. To bardzo ciekawe zestawienie. Ciekawa byłaby również statystyka, które tytuły cieszyły się poza granicami największą poczytnością, a które zakurzają się na półkach lub w magazynach.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Piątek, 19.12 – Prostactwo Pawłowicz


Czy dzisiaj jest jeszcze zrozumiałe określenie: człowiek kulturalny? Gdzie można nauczyć się, nabyć kulturalnych zachowań? Pytanie naiwne, gdyż odpowiedź jest prosta: w domu i w szkole, bo tam obcujemy z narzucanymi wzorcami zachowania i postępowania. Nie ma sensu wyliczać elementarnych przykazań zachowań człowieka kulturalnego. Kryteria są jasne, oczywiste i powszechnie stosowane (albo przynajmniej powinny być). Każdy dorosły człowiek po wsze czasy zapamiętał, że na żadnej lekcji nie je się śniadań, nie pali papierosów, a nawet nie żuje gumy. Tego wymaga kultura i szacunek wobec nauczyciela i współuczniów. Taki kulturalny uczeń po latach ma szansę na zrobienie kariery, jak choćby doktor nauk prawnych, wykładowczyni akademicka, Krystyna Pawłowicz, posłująca do Sejmu z ramienia PiS. Owa wybrańczyni narodu (na szczęście mniejszej jego części) wczoraj na sali sejmowej, w trakcie obrad pałaszowała jakąś sałatkę z plastikowego naczynia (dobrze, że plastikowym widelczykiem, a nie ręką). Do tego wiekopomnego momentu Sejm słynął z prostactwa werbalnego posłującej braci, a obecnie Pawłowicz wprowadziła nową jakość – prostactwo bycia wsiaczego, zapewne rodem z Wojcieszowa, gdzie się urodziła w 1952 roku. Muszę przyznać, że oglądając sporadycznie relacje z obrad sejmowych, mogłem spodziewać się wszelkich przejawów chamstwa, ale mlaskające osiągnięcie Pawłowicz ma znamiona szczytowego prostactwa. Współczuję inteligentowi z Żoliborza (gdyby ktoś nie wiedział – jest nim Jarosław Kaczyński), że w swoich szeregach hoduje hołotę. Co prawda, jedna Pawłowicz wiosny nie czyni, ale łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu.
PS. Na zdjęciu w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” widać, że koło Krystyny Pawłowicz siedzi, również z PiS-u, Józefa Hrynkiewicz i wcina kanapkę. Pani poseł jest profesorem, a urodziła się w Daniuszewie.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Czwartek, 18.12 – Śmieciowe oszustwo?


Polacy nigdy nie zaliczali się do awangardy czystych społeczeństw. Bo zawsze wynikały jakieś „obiektywne” problemy. A to z powodu „przejściowych trudności” nie było papieru toaletowego, a to mydło było złej jakości, a to występował deficyt innych środków czystości (nawet nieśmiertelnego płynu do mycia naczyń „Ludwik”). I gdy nadeszła demokracja kapitalistyczna, Polacy wreszcie zobaczyli, że dzięki mnogości chemii mogą się wypachnieć. Nawet publiczne szalety przestały przeraźliwie śmierdzieć. I tak było do reformy śmieciowej z roku bieżącego. W Warszawie przetarg (po głośnych protestach) wygrała firma „państwowa” MPO, oferując dumpingową cenę usług (czego dowiedli pokonani konkurenci). Sromotnie przegrał nowoczesny, sprawny i lubiany przez mieszkańców (Bielan, ale zapewne i innych dzielnic, które obsługiwał) Byś. Byś zabierał wszelkie śmieci raz w tygodniu w ściśle oznaczonym dniu, a nawet o tej samej godzinie (w MPO terminowość godzinowa przekracza możliwości organizacyjne). MPO, powołując się na przepisy o czystości, zabiera odśmieca raz na dwa tygodnie. Wiadomo, czymś musi zarobić na zaniżone w ofercie koszty. Ta zmiana wywołała protesty dosłownie wszystkich mieszkańców – bez wyjątków. Trudno znacząco (o siedem dni) ograniczyć produkcję odpadów, a zamówienie większych pojemników problem rozwiązuje tylko częściowo – może nawet zmieszczą się przez dwa tygodnie, ale wydzielają dwa razy więcej smrodu. To aż niewiarygodne, że tak prosty problem jawi się jako węzeł gordyjski. MPO nie jest winne. Urzędnicy uchwalili takie prawo i koniec. A co Krzysztofa Bałandę, prezesa MPO, obchodzą mieszkańcy! Nie mając dowodów, nie można rzucać oskarżeń o oszustwo przy wyborze odbiorcy odpadów, ale efekt w postaci przerostu śmieci na każdej posesji prowokuje do wszczęcia śledztwa. Jeśli nie prokuratorskiego, to dziennikarskiego. To znakomity temat dla niepokornych mediów tropiących tak zaciekle rozjazdy naszych posłów. Oto jest pytanie: która sprawa – posłów czy śmieci – jest ważniejsza ze społecznego, obywatelskiego punktu widzenia?


Komentarze: decydent@decydent.pl


Środa, 17.12 – Tylnymi drzwiami


Biznes nie zna granic, ale owczy pęd za zyskiem zaślepia. Świat tak się zglobalizował, że eksport-import towarów, ludzi i terrorystów stał się niezbędny, a nawet nieunikniony. Nie da się prosperować tylko na własnym podwórku. Co odważniejsi ruszają więc na zagraniczne podboje. Jeśli robią to w cywilizowanych regionach świata, mogą liczyć na zyski i zachowanie głowy na karku. Inaczej jest w świecie o niezrozumiałych dla Europejczyka wartościach. Przekonali się o tym inwestorzy w Rosji, na Ukrainie czy Białorusi. Polak słynie z przypadłości, że nie potrafi uczyć się na cudzych błędach. I tak dowiadujemy się, że Lubelszczyzna za 100 tys. dolarów reklamuje się w telewizji Al Jazeera Arabic, licząc na przyciągnięcie inwestorów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. 100 spotów właśnie wystartowało. Nawet dzieci wiedzą, kto i jak rządzi w krajach arabskich, co to jest Al-Kaida, Państwo Islamskie i sam islam w radykalnym odłamie antyzachodnim. I tu mamy dylemat: nie każdy Arab to potencjalny terrorysta. Jednak za inwestorami finansowymi przyjadą na Lubelszczyznę śpiochy – krzewiciele wiary islamskiej. Będą organizować diasporę, rozszerzać się, przyglądać, przygotowywać grunt pod swoją religię. A jak pokazują świeże przykłady, fanatyzm religijny równa się terror. Lubelszczyzna uchyla więc tylne drzwi do Polski dla problemu, który ma już cały świat.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Wtorek, 16.12 – Szaleństwo testowania


Testowanie to sprawdzanie. Jak w pokerze – nie wiedzy, lecz intencji, ukrytego zamiaru, sprytu w wyłudzaniu informacji. Nauczyciele testują uczniów, Rosjanie testują samolotami przestrzenie powietrzne krajów NATO, dżihadyści testują system demokratyczny terroryzując jego obywateli. Wszyscy wiedzą, że testy są złe: spłycają, odmóżdżają, oduczają, rozzuchwalają; niczego nie dowodzą. Ci sami wszyscy wiedzą też, że od testów nie ma ucieczki. A jednak są groźne. Jak można pozbyć się testerów? Zastraszyć? Zaatakować? Pokonać? Wiśta, wio, łatwo powiedzieć – jak mawiał chłopski syn przeflancowany do miasta w pewnym polskim serialu, którego tytuł być może brzmiał „Daleko od szosy”, a może to był „Dom”? Bo jak pokonać Al-Kaidę? Niewierny w świętej wojnie nie zwycięży, czego dowodzą wyprawy krzyżowe z XI wieku. Pokonanie zbrojne Putina też trudno sobie wyobrazić bez niewyobrażalnych konsekwencji. Najłatwiej byłoby zlikwidować testowanie w szkołach. Ale nie chcą tego ani testowani, ani testerzy (testujący). I jednym, i drugim w takim marazmie jest wygodnie. A jednostki i tak się wybiją. Czasy stają się coraz bardziej niepewne, przypadkowe, nieprzewidywalne. Jednostka może usiłować zdestabilizować świat.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 15.12 – Ziarna i plewy


Człowiek istotą chciwą jest. Z praktycznego punktu widzenia rozróżniamy dwie kategorie tego zjawiska. W pierwszej mieszczą się ci, którzy chcą zarobić wykorzystując instrumenty oszustne, w drugiej ci, którzy w chciwości widzą cnotę oszczędności. Chciwych oszustów mamy wielu i ciągle krzewią się nowi. Dobrym przykładem jest internet, gdzie mnóstwo ofert – rzekomo bezpłatnych – czyha na chciwych oszczędnych. Bo kto nie chce być za darmo gdzieś, gdzie nie musi, ale członkostwo może przynieść jakiś efekt? Że pozorny? Nie szkodzi, znajdę się w jakieś społeczności. A nóż coś z tego wyjdzie. Ano, wyjdzie – cwanie ukryta opłata, w konsekwencji wymuszana sądową groźbą. Często chciwość idzie w parze z oszczędnością. Tu prym wiedzie produkcja spożywcza, a wyroby podobne do wędlin tworzą szpicę. Można mniemać, iż producenci rzucają na rynek towary o bardzo niskiej jakości i cenie, bo społeczeństwo zubożało. Można też przypuszczać, że tanie produkty wędlinopodobne przynoszą producentom dobre zyski, gdyż składnikami są odpady i trzymające je w kupie chemikalia. Droższe produkty, na które jest mniejszy popyt, nie zapewniłyby zakładom rentowności. Z każdym dniem coraz trudniej jest odróżnić ziarna od plew. I nie będzie łatwiej. Jedyną forma obrony przed wszelkimi rodzajami oszustnej chciwości jest wiedza, umiejętność patrzenia, czytania, wyciągania wniosków, oczy dookoła głowy i umysłowa aktywność. A gdzie spokój, gdzie zaufanie?


Komentarz: decydent@decydent.pl


Czwartek, 11.12 – W butach Jaruzelskiego?


Znakomita okładka najświeższego numeru „Polityki”. Rocznica wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku zawsze skłaniała do upamiętniania. Świetnym symbolem był Wojciech Jaruzelski. To pod jego domem na Mokotowie gromadzili się upamiętniacze. Generał zmarł czyniąc im wielka pustkę. W buty Jaruzelskiego nieudolnie wchodzi Jarosław Kaczyński. Pojutrze wyprowadzi część ludu na ulice Warszawy. Będą demonstrowali i protestowali przeciw reżimowemu państwu tandemu Kopacz-Komorowski. Co prawda, Kaczyński nie wprowadzi stanu wojennego, ale w rocznicę przypomni, że tylko silna, jednoosobowa dyktatura może doprowadzić do odrodzenia Polski w demokracji. Nie dziwi więc skojarzenie z Jaruzelskim. Kogóż widzimy na okładce „Polityki”? Czy jest to groźny, posępny, zatroskany (?) losem Polski Jaruzelski? Nie, to poczciwy dziadunio, emeryt z dziwnym uśmieszkiem (niegroźnym grymasem ust?), z lekko, swojsko, przekrzywionym krawatem. Ale najważniejsze są ręce splecione do modlitwy za Polskę (czy PiS, aby wrócił do władzy?). To dobitny wizerunek starej daty praktykującego katolika, a we wciąż uchodzącej za katolicką Polsce to obraz niemal święty. No i jeszcze dwa drugie plany fotografii. Pierwszy – niezwyciężone barwy biało-czerwone, drugi – wygodny, skórzany fotel, na którym siedzi dziadunio. Można by interpretować, że wiedzie on wygodne emeryckie życie, a swój wierny (otumaniony?) lud wodzi na pokuszenie. O ile pamiętam telewizyjny obraz sprzed 33 lat, to za plecami Jaruzelskiego wisiał orzeł bez korony, a generałowi nie siedziało się tak wygodnie. I słusznie.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Środa, 10.12 – Wiadomości ukryte


Czy to media mejnstrimowe czy też niepokorne, zawsze informują o wydarzeniach, że tak napiszę, ogólnieinteresujących czytelników. W ten sposób we wszystkich publikatorach znajdują się takie same treści tylko inaczej ujęte i skomentowane. Żeby dotrzeć do wiedzy ezoterycznej trzeba być hobbystą, np. koniarzem, wędkarzem lub winiarzem – oni mają swoje niszowe magazyny. Praktycznie rzecz biorąc, każda branża przemysłu, każda aktywność ludzka ma swoje medium. Dostaję codziennie mejlem newsletter PortalSpozywczy.pl. Kto może czytać informacje w nim zawarte? Ludzie z branży? Na pewno, ale czytelnik ogólniesięinteresujący co w trawie piszczy też mógłby się zaczytać. Przytoczę tylko niektóre tytuły z wczorajszego newslettera. Oceńcie, czy warte rzucenia okiem. Intermarche może uruchomić nowe stacje paliw nawet przy 90 działających sklepach; Sklepy internetowe liczą się ze wzrostem liczby zwrotów; Ponad 50 ton żywności w ramach Świątecznej Zbiórki Żywności zebrano w Lidlu; Spór o stołeczne Tesco na Kabatach trafił na wokandę; Dostawy przy pomocy dronów to odległa perspektywa; Carrefour ukarany za sprzedaż zafałszowanych jaj; Średnia płaca brutto w Polsce to 3,9 tys. zł; Starsze centra handlowe muszą przemyśleć swoją ofertę; Grupa Eurocash rozwija sieć drogerii Kontigo; Centra handlowe muszą się solidnie napracować, by przyciągnąć klientów; Były prezes GPW z kolejnym stanowiskiem w spółkach Świtalskiego; Resort środowiska przygotowuje nowelizację Prawa łowieckiego; Na rynku mleka nie powinno być kryzysu; FAO: światowe zapasy zbóż na poziomie najwyższym od 15 lat; Sześć lat więzienia dla byłego posła za przywłaszczenie zboża; Większy hiszpański eksport bakłażanów; Mniej marchwi we Francji; Spadły zbiory dyni w Niemczech; Ruszył proces w sprawie tzw. afery czosnkowej; Soplica i Żytniówka biją rekordy sprzedaży; Chiny: woda w co czwartym baniaku nie nadaje się do picia; Zostały podjęte działania w sprawie kontroli polskiej żywności w Czechach; EFSA opublikowała finalną opinię dotycząca alergenów w żywności; PKB Japonii w III kw. spadł o 1,9 proc.; Na reklamę żywności przeznacza się 100 milionów złotych tygodniowo; KUKE: spadła liczba upadłości w Polsce; Co czwarta firma w Polsce zapowiada wzrost zatrudnienia; Rosjanie nie będą negocjować uchylenia sankcji przez USA; Nie będzie zmiany przepisów podatkowych dla rolników; W listopadzie stopa bezrobocia wyniosła 11,4 proc.; Abp Canterbury: głód w Anglii bardziej szokuje niż w Afryce; OPZZ: patologie rynku pracy to zachowania kryminalne; Projekt prezydenta: wątpliwości rozstrzygane na korzyść podatników. To nie wszystkie tematy, ale większość. I tak codziennie. Warto przeglądać.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Wtorek, 9.12 – Piłką w Putina


Pamiętacie retoryczne pytanie towarzysza Stalina: a ile dywizji ma papież? Generalissimus nie bał się nikogo, ani papieża, ani Boga, ani własnego społeczeństwa. Czołgiem lub rakietą można szybko zwyciężyć, ale to kropla drąży skałę. Papiestwo trwa, a słońce Sowieckiego Sojuza zgasło 5 marca 1953 roku. Co prawda towarzysz podpułkownik Putin ma się dobrze, wierzga, straszy groźną armią, a tu karnego strzeliła mu FIFA. A ile dywizji ma piłkarska federacja? Ni adnej. A wygrała z Rosją Putina. Takiego nokautu kibice Putinowi nie wybaczą. W czym rzecz? FIFA wykluczyła z rozgrywek w rosyjskiej lidze drużyny z Krymu. A rosyjska federacja piłkarska jest członkiem tej organizacji i musi wykonywać jej polecenia. A jeśli Rosjanie zignorowaliby zakaz, to nie mogliby brać udziału w eliminacjach do mistrzostw Europy w 2016 r. Putin musiałby, oprócz forsowanej gospodarczej unii euroazjatyckiej, zorganizować regionalną organizację piłkarską, która organizowałaby konkurencyjne dla Europy piłkarskie mistrzostwa. A dlaczego Putinowi taki zamiar mógłby się nie udać? Chyba, że ostro zaprotestują kibice. Co by się bowiem stało z Mundialem w 2018 roku, który będzie (miałby być) rozgrywany w Rosji?


Komentarze: decydent@decydent.pl


Piątek, 5.12 – Cena sportowego oszustwa


Doping w sporcie istniał od zawsze. Sportowców do zwycięstwa zagrzewali kibice. Adrenalina po obu stronach szalała. Z rozwojem świata szlachetne pobudki ustąpiły przemożnej chęci sławy i pieniędzy. Koszty się nie liczą, bo może się uda. Dzisiaj, co prawda, doping kibiców pozostał, ale znaczenie słowa rozszerzyło się. Wydolność organizmu każdego człowieka jest ograniczona, ale medycyna wie, jak ją sztucznie wzmocnić. Niegdyś wystarczały predyspozycje fizyczne, psychiczne, odpowiednia dieta i trening – te wartości były dostępne dla każdego sportowca. Dzisiejszy doping – nie. Są jeszcze uczciwi naiwni (frajerzy?) wierzący, że do sukcesu dojdą ciężką i wyniszczającą organizm pracą. Ale przegrywają z dopingowiczami. Sztuczne środki medyczne są łatwe do wykrycia w moczu lub krwi sportowca, ale badania wykonuje się losowo. W tę ruletkę usiłują grać (wszyscy?), ale do perfekcji pod auspicjami prezydenta Putina doszli sportowcy (i ich otoczenie) rosyjscy – u nich zabawa nazywa się „rosyjską ruletką” (na kogo wypadnie, do tego wystrzeli, ale nie zabije, o czym dalej). Tak, jak niegdyś w NRD, a dzisiaj w Korei Płn., w Rosji właśnie wszystko można sfałszować i zaprzeczyć w żywe oczy (kłaniam się red. Jerzemu Urbanowi, rzecznikowi gen. Jaruzelskiego). Niemieccy dziennikarze przeprowadzili żmudne śledztwo i ujawnili całkowicie zafałszowany i skorumpowany świat rosyjskiego sportu. Jak wiadomo, przyłapanemu na dopingu sportowcowi (oszustowi?) grozi nawet dyskwalifikacja. Ale nie w byłym Kraju Rad Robotniczo-Chłopskich – tu można kupić zmianę wyroku, ale trzeba mieć diengi. Jeden przykład. Maratonka Lilia Szobuchowa przyznała, że przez całe lata biegała na koksie i ten obraz wykazywały badania krwi. Mimo dyskwalifikacyjnego wyniku testu wystartowała na Olimpiadzie w Londynie. Zapłaciła za to 450 tys. euro, czyli milion osiemset tysięcy złotych.


Komentarze: decydent@decydent.pl 


Czwartek, 4.12 – Islam u bram


Religią dominującą w III RP jest jeszcze katolicyzm. Ale już niedługo bogobojne oblicze Polski może się zmienić. Zadomowi się u nas islam, a właściwie jego radykalne skrzydło – salafici. Nadciągną z Niemiec. Polaków upodobali sobie jako lud wierzący, zagubiony w demokracji, nieradzący sobie w wilczym kapitalizmie. Grunt widzą więc podatny. A mają pieniądze, choćby od pobratymców z Iraku i Syrii. Nasze służby specjalne już teraz powinny wzmóc czujność i przyglądać się przepływom pieniędzy. Pieniądz, jak wiadomo, nie zna granic. Polskiej szczególnie. Oszacowano, że wartość środków mogących pochodzić z szarej lub czarnej strefy w ub. roku może wynosić ponad 15 mld złotych. Co prawda, ta kwota to nasze, krajowe, oszustwa. Ale już wkrótce mogą do tej liczby dopłynąć przelewy od towarzyszy salafitów z Niemiec i krajów arabskich, gdzie islam jest religią i konstytucją państwową. I pojawią się. Inszallah (jak Bóg pozwoli).


Komentarze: decydent@decydent.pl 


Środa, 3.12 – Prawda ekranu


Czasem prawda czasu potwierdza prawdę ekranu. Tak było w poniedziałkowym teatrze TVP1 zatytułowanym „Przygoda”. Nie dość, że autor tekstów, Sandor Marai, dał znakomita pożywkę myślową dla aktorów, to jeszcze ci aktorzy pokazali kunszt mówienia, grania i zachowania. Ale to mało. Odgrywający główną rolę Jan Englert również znakomicie wyglądał jako człowiek stary, z wyglądu doświadczony mądrością. Rzadko się zdarza, aby prawdziwe zmarszczki na twarzy aktora tak znakomicie konweniowały z wypowiadanym słowem i jego znaczeniem. W epizodzie pojawił się Wiesław Komasa, jeszcze starszy od Englerta, i choć aktorsko wypadł najsłabiej, to z jego wieku także emanowała prawda wypowiadanych kwestii. Gładki na twarzy, choć z paskudnym kilkudniowym zarostem, Piotr Adamczyk robił, co mógł, aby dorównać Englertowi i właściwie to mu się udawało. Bardzo dobrze wyglądała Beata Ścibakówna, choć jej twarz nie wyrażała wieku. Ale kobietę trudno o to winić. Znakomita „Przygoda”, nie tylko dla aktorów, ale też dla widzów.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Wtorek, 2.12 – Prezydent gej


Polska na fali, nie przestaje zaskakiwać. Jak nie Donald Tusk w Europie, to Anna Grodzka w Sejmie, a teraz jeszcze Robert Biedroń w Słupsku. PiS, moherowe berety i rodzina radia z Torunia mają prawo ogłosić koniec świata oraz krucjatę przeciw antychrystowi. Czy prezydent gej byłby możliwy w Warszawie, Poznaniu, Katowicach, Krakowie, Łodzi czy innym większym mieście? Na pewno nie. Co za fajni, otwarci i mądrzy ludzie mają większość głosów w Słupsku! Czyżby ożywczy, przeczyszczający wiatr od morza? Nie wiem, jakim włodarzem w Słupsku będzie mało doświadczony politycznie Biedroń, ale na pewno doskonale przewietrzy tamtejszą atmosferę, a poprzez popełniane błędy stanie się prekursorem tolerancji i rozwoju. Będzie promieniował na całą Polskę. Robert Biedroń pochodzi z Podkarpacia, posłował u Janusza Palikota, mieszkał w Warszawie. Żeby być bliżej wyborców, czyli obywateli, osiadł w wynajętym mieszkaniu w Słupsku. Nie ukrywał się, chodził po ulicach, rozmawiał, przekonywał, dał się skląć, opluć – we efekcie: polubić. I – pokazał, że gej to taki sam człowiek jak hetero, a może nawet bardziej ludzki. Czekam na częste relacje opisujące prezydenturę Roberta Biedronia.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 1.12 – Tusku, do dzieła!


Dzisiaj Donald Tusk obejmuje stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Na dwuipółletnią kadencję, ale z możliwością jej przedłużenia o kolejne 30 miesięcy. Wiele spoczywa na nim polskich oczekiwań, wiele jest też niezrozumienia uprawnień umownego prezydenta Unii Europejskiej. Z wszelkich potknięć będzie się cieszyć PiS, z sukcesów PO i może inne partie. Ciężka robota Tuska w Brukseli okaże się dobrym czasem dla Polski, jeśli nasz człowiek nie będzie się często wywracał na skomplikowanych europejskich i światowych zdarzeniach. Nie będzie miał łatwo w podzielonej Europie na płacącej w euro i w narodowych walutach. Istnieje podejrzenie, że strefa euro może go traktować pobłażliwie jako ubogiego krewnego, jako człowieka z drugiego obiegu. Jednak nasz przedstawiciel doskonale wie, co to drugi obieg, bo uczestniczył w nim po właściwej stronie w czasie stanu wojennego. Żeby znaleźć się i potrafić lawirować na tak wysokim poziomie, niezbędny jest co najmniej wyśmienity angielski, a tej umiejętności chyba jednak Tusk nie opanował. Mimo dobrze pomyślanej, wydatnej trzymiesięcznej pomocy w nauce zaoferowanej przez „Gazetę Wyborczą”. W każdym bądź razie należy oczekiwać, że media będą bardzo często informować o Tuskowych poczynaniach, co wydatnie przyczyni się do zrozumienia nad Wisłą, czym jest Unia, jak funkcjonuje i dlaczego powinna być wspólnotą polityczną i społeczną, a nie tylko źródłem pieniędzy. Tusku, do dzieła!


Komentarze: decydent@decydent.pl

W wydaniu nr 157, grudzień 2014, ISSN 2300-6692 również

  1. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Ikona - 22.12
  2. TP NR 51-52, PŁYTA DVD

    Ks. Boniecki komentuje Biblię - 18.12
  3. IMR ADVERTISING BY PR

    Gotowe na Sylwestra, edycja 5 - 17.12
  4. WIATR OD MORZA

    Życzenia dla Jarosława K. - 30.12
  5. KONIEC UNII EUROPEJSKIEJ?

    Obywatele głosu nie mają - 16.12
  6. DIAMENTY JEDNAK SĄ WIECZNE

    Nadchodzą jeszcze lepsze czasy - 12.12
  7. TP NR 51-52

    Trzy ucieczki Boga - 16.12
  8. SZTUKA KOMIKSÓW

    To był świetny rok - 8.12
  9. KRONIKA BYWALCA

    Kolędy u Anglików - 17.12
  10. ANGLIK IN POLAND

    Szlachetna grafomania - 3.12
  11. I CO TERAZ?

    Byle przeczekać - 16.12
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Gruzja sama sobie poradzi - 8.12
  13. LEKTURY DECYDENTA

    Geniusz pamięci - 18.12
  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 31.12 – Od Annasza do Kajfasza
  15. W OPARACH WIZERUNKU

    Problemy samookreślenia - 1.12
  16. ARCHITEKT WSZECHŚWIATA

    W krzywym zwierciadle historii - 1.12