03/05/2009
Od bawarki do krawata
Wśród ambasadorów akredytowanych w Warszawie, wielu jest takich, którzy promują swoje kraje ze szczególną energią. Oto pani Margaret Adamson – pisze Zygmunt Broniarek.
ZYGMUNT BRONIAREK
Otrzymałem miłe przesłanie treści następującej: “Mamy zaszczyt zaprosić Sz. P. Zygmunta Broniarka na uroczyste otwarcie III restauracji
Bombaj tandoorj w dniu 22.11.2001 roku, o godz. 17.00. Katowice, ul. Dworcowa 4. Honorowy Gość: Jego Ekscelencja Ambasador Bangladeszu w Polsce, Dr M. Abdus Samad”.
Nie mogłem, niestety, pojechać do Katowic na tę uroczystość, ale znam właściciela tej restauracji i poprzednich dwóch oraz firmy wielobranżowej “Ganges”, do której należą. To pan Mohammed Omar Faruque i jego małżonka, Polka, pani Katarzyna Pietras-Faruque. Pan Faruque mie
szka w Polsce od wielu lat, pochodzi z Bangladeszu, który odwiedza regularnie w interesach, a o jego zadomowieniu w Polsce – i znajomości realiów ekonomicznych – świadczy fakt, że otworzył swą trzecią restaurację w części… dworca głównego PKP w Katowicach. Obecność ambasadora Bangladeszu na inauguracji jego lokalu dodała jej dużo splendoru. Zwłaszcza, że ambasador to młody, energiczny i bardzo sympatyczny człowiek.
Splendor ten ma także szersze znaczenie. Pan Faruque, ilekroć spotyka się zarówno z klientami jak i z dziennikarzami, usilnie przekonuje ich do niezamykania…
polskiej ambasady w stolicy Bangladeszu – Dakka. Bo niebezpieczeństwo takie istnieje. Bangladesz powstał w 1971 roku po podziale Pakistanu na dwie części, zachodnią i wschodnią: ta wschodnia stała się niepodległym państwem – Ludową Republiką Bangladeszu. Planowane zamknięcie ambasady polskiej w Dakka – ze względów oszczędnościowych – jest tym dziwniejsze, że Polska była drugim państwem na świecie, które uznało Bangladesz – po Indiach. Rząd Bangladeszu walczy o istnienie polskiej ambasady w Dakka, bo choć zamknięcie jej nie oznacza zerwania stosunków dyplomatycznych Polski z Bangladeszem, utrudnia poważnie stosunki handlowe. A pan Faruque mówi np. Stanisławowi Błaszczykowi, naczelnemu redaktorowi miesięcznika “Ambasador”, i mnie: “Weźcie panowie pod uwagę choćby taki fakt. 120 milionów mieszkańców Bangladeszu pije regularnie herbatę. Ale nie samą. Z mlekiem. Czyli, po waszemu, bawarkę. A wy macie nieograniczone możliwości produkcji mleka w proszku. Moglibyście nam je sprzedawać też w nieograniczonych ilościach. I to bezpośrednio, nie przez Holendrów czy Belgów, jak to czynicie obecnie i w małych ilościach. I wy chcecie właśnie teraz zamykać ambasadę ?” (Zobaczymy, co zrobi rząd Leszka Millera- Z.B.)
Argumentacji pana Faruque nie można nazywać działalnością lobbingową i taką ona nie jest. Jednakże cel takich rozmów jak z nami jest jasny. Ja zresztą jestem wobec tej argumentacji nastawiony jak najbardziej pozytywnie i uważam, że ambasadorowie obcych państw w Polsce mają nie tylko prawo, ale i obowiązek, promować je, a nawet, pośrednio, ich firmy – obec
ność ambasadora Samada na otwarciu restauracji pana Faruque w Katowicach mieści się absolutnie w ramach jego czynności oficjalnych. A nasz nowy minister spraw zagranicznych, Włodzimierz Cimoszewicz, czy nie wymaga tego samego od ambasadorów polskich zagranicą ?
Wśród ambasadorów akredytowanych w Warszawie, wielu jest takich, którzy promują swoje kraje ze szczególną energią. Napisałem “którzy ? A “które” – to nie ? Jak najbardziej. Oto pani Margaret Adamson, ambasador Australii, którą gościliśmy w Polskim Klubie Publicystyki Międzynarodowej na roboczym lunchu 26 listopada. Pani Adamson “wyrwała się” z wielkiej imprezy australijskiej w Polsce pt. “Australia w
twoim mieście”, która trwała od 20 września do 14 grudnia. Wcześniej, 21 września, otworzyła ona w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, wystawę pt. “Bumerang”, w czasie której wprowadzone zostały dwa elementy polskie. Oto dyrektor muzeum, Jan Witold Suliga, otworzył wystawę rzuceniem bumerangu, który wrócił do niego, choć wylądował na plecach stojącego obok specjalisty od nagłaśniania. A element drugi – to wystawienie bumerangu POLSKIEGO z kości mamuta sprzed 30.000 lat, znalezionego w pobliżu Nowego Targu i proklamowanego “najstarszym bumerangiem na świecie”.
Niekiedy dużą siłę promocyjną stanowią pozorne drobiazgi. Na przyjęciu wydanym 27 sierpnia przez ambasadora Republiki Moldova (Mołdawii) w Polsce, pana Gheorghe Gusaca w restauracji “Villa Moldova” z okazji 10. rocznicy proklamowania niepodległości tego państwa, furorę robi krawat ambasadora Chorwac
ji, p. Zdenko Karakasza. On wyjaśnia, że nie tylko krawat, który nosi, ale krawat w ogóle jest CHORWACKIM wkładem w cywilizację światową. Jak się okazuje, do wojny trzydziestoletniej (1618-1648) zostali zwerbowani żołnierze chorwaccy, którzy dotarli aż do Paryża. Tam spodobali się paryżanom – i paryżankom – dlatego, że nosili malowane chusty specjalnie wiązane wokół szyi. Te weszły natychmiast w modę, tworząc styl “à la Croate” (“na chorwacką modłę”), co spowodowało pojawienie się słowa “la cravate”. Przejęły je prawie natychmiast inne języki: “la cravatta” (włoski), “la corbata” (hiszpański), “a gravata” (portugalski), a nawet “kravat” (turecki, choć jest i czysto tureckie słowo “boyunbagi”).
Historia ta wywołała takie zainteresowanie, że do ambasadora Karakasza zwrócił się jeden czy drugi dziennikarz z prośbą o rozszerzenie tego tematu. A sam ambasador jest zdania, że promocję własnego kraju należy prowadzić różnymi sposobami, zwłaszcza, że takie “pozorne” drobiazgi najmocniej wbijają się w pamięć. Zresztą
– czy to drobiazg? Krawaty nosi na świecie miliard, półtora miliarda ludzi, a wielu z nich – to ci najlepiej sytuowani. A więc ?
Zygmunt Broniarek
OKIEM SOCJOLOGA
Walory sytuacji kryzysowych
Dla przezwyciężenia kryzysu wiarygodności instytucji publicznych w Polsce celowe jest podjęcie poważnej dyskusji nad kryteriami i mechanizmami selekcji kandydatów do administracji rządowej i parlamentu. więcej...