Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

01/10/2013

Czwartek, 31.10 – Jak dzieci

Nie wszystkie dzieci w piaskownicy wiedzą, że polityka nie jest zabawą dla grzecznych dziewczynek.


Dobitnie pokazały to dwa seriale: brytyjski Dom z kart oraz amerykański House of Cards, wzorowany na wyspiarskim poprzedniku. A u nas? W PO młody poseł dał się podejść jak dziecko pozwalając na upublicznienie oferty pracy za głos na Jacka Protasiewicza. Oburzenie czyścioszków jest wielkie: korupcja polityczna, kolesiostwo, powtórzyć wybory. Jak pokazuje cały świat z Zachodu na Wschód, takie praktyki to polityczna codzienność. Sztuka polega na tym, żeby nie dać się złapać za rękę. Czyżby tej wiedzy nie uczono na polskich kursach marketingu politycznego? A co z samokształceniem? Nie czytało się Machiavellego? No, to takie są konsekwencje. Przypomina się kawaleryjskie powiedzenie: „Zachowujecie się jak dzieci. Tylko wam wódka i dziwki w głowie”. Nie pasuje do powyższego wywodu? Czyżby?


 


Środa, 30.10 – Nobel dla Mazdy


 


Jakiś duży cwaniak za komuny ukuł paradoksalny slogan: „Reklama dźwignią handlu”. Każdy towar, który pojawił się w sklepie zostawał natychmiast rozdrapany. Bez reklamy. Dzisiaj jest odwrotnie: żadnego produktu nie sprzeda się bez promocji. Nawet chleba. Szpenie od urabiania klientów zachodzą w głowę co i jak udziwnić, aby przykuć uwagę nabywcy. Nie wystarczy już zawołanie: „Coca-cola to jest to”. Trzeba postarać się o wartość dodaną, np. Barack Obama zapija się colą. I to ludzie kupią. W gazetach teksty reklamowe są odpowiednio oznaczone, żeby czytelnikom zapaliła się czerwona lampka nieufności. Ale w „Polityce” ukazała się ewidentna reklama tekstowa na całą kolumnę z niewielkim zdjęciem dwóch samochodów. Reklama nie była oznakowana jako reklama. Na górnej paginie napisano: Prezentacja. Lead głosił, że pokojowi nobliści spotykają się w Warszawie. Dwa pierwsze sążniste akapity tekstu przypominały niektóre z poprzednich szczytów i wydarzenia wokół nich. Dopiero trzeci akapit odsłania cel: szczyt noblistów musi mieć znakomitą oprawę, więc odpowiednim rangą partnerem będą samochody marki Mazda. Mazda, tak jak nobliści, przełamuje konwencje oraz dąży do budowania lepszego świata. Niemożliwe staje się możliwe. Wiara w ludzi i w sukces. Uniwersalne ideały humanitarne. Tradycje kulturowe. Zabieganie o pokój globalny. Nic więc dziwnego, że doszło do współpracy Mazdy z organizatorami szczytu. Prawda, że takie podejście chwyta? Nie potrzeba opisów technicznych, te można znaleźć łatwo. Ale tu ważny jest duch. Duch Jujiro Matsudy, założyciela koncernu w 1920 roku. A więc: gazem do salonów Mazdy!


 


Wtorek, 29.10 – Wielkie nic


 


Jak daleko można posunąć się w autopromocji równoznacznej z arogancją? Można uznać, że do granic. I bez konsekwencji. W minionych dniach zwrócili na siebie uwagę Kuba Wojewódzki, Sławomir Jastrzębowski oraz Władimir Putin i jego biznesowo-polityczna kamaryla. Telewizyjny szołmen oznajmił, że został zaatakowany substancją żrącą. Trwa ustalanie, czy była to coca-cola. Efekt jest taki, że o Wojewódzkim jest jeszcze głośniej. Może o to narcyzowi chodziło? Ciekawszy przypadek związany jest z tragiczną śmiercią matki Janusza Palikota. Wypadła przez okno. Przypadek? Grzegorz Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”, ogłosił na łamach ankietę-sondaż-werdykt (?) o przyczynach śmierci kobiety. Czytelnicy zdecydują, czy był to przypadek, samobójstwo czy morderstwo. Ciekawe, jaka będzie liczbowa granica do uzyskaniu wyroku? 100 tysięcy odpowiedzi, 400 tysięcy? I co z takim społecznym dictum zrobi prokurator oraz sąd? I jeszcze przykład od naszych wschodnich sąsiadów. Olimpiada zimowa w Soczi będzie kosztowała nie mniej niż 50 mld dolarów, zapewne więcej, ale o ile – tego nie wie nikt. To więcej niż wszystkie poprzednie igrzyska olimpijskie razem wzięte. Władimira Putina eskalacja kosztów nie dziwi. Są w nie wliczone łapówki, czyli powszechna korupcja. Najważniejsze, że wszyscy inwestorzy (nawet ci, którzy pozornie wyrzucili pieniądze w błoto, odpłata z zyskiem nadejdzie w przyszłości) są zadowoleni z dopuszczenia do udziału w budowie. I co z tych trzech przykładów wynika? Wielkie nic. Ani Wojewódzki, ani Jastrzębowski, ani Putin nie poniosą żadnych konsekwencji społecznych czy prawnych. Bo niby dlaczego? Przecież nikt się nie oburzył, a wręcz przeciwnie – lud czyta o tych wyczynach z wypiekami na twarzy. Mediatyzacja życia publicznego, czas celebrytów – że zaczerpnę określenia ze znakomitej książki dr Małgorzaty Molędy-Zdziech.


 


Poniedziałek, 28.10 – O roku 1989


 


W dniu swoich imienin w wieku 86 lat zmarł premier Tadeusz Mazowiecki. Pamiętam czerwiec przełomowego roku 24 lata temu. Brałem udział w wyborach parlamentarnych z, przyznaję, niewiarą w zwycięstwo. Myślałem: ot, kolejna sztuczka komunistów. Okazałem się człowiekiem małej wiary, co przyznaję. Następne lata w polityce wykazały, iż mimo „błędów i wypaczeń”, bez tragedii zbudowaliśmy zręby demokratycznego państwa. Śmierć premiera Mazowieckiego zamyka najistotniejszy rozdział w historii III RP. Czekam na odsłonięcie kulis tamtych lat, kiedy gabinetem i krajem kierował Tadeusz Mazowiecki. Może Robert Krasowski, który udatnie podsumował sylwetkę Lecha Wałęsy w trzech odcinkach w „Polityce”, pokusi się o taki intelektualny, nieszablonowy, odważny wysiłek?


 


Piątek, 25.10 – Asy nad Bemowem


 


Jak może niektórzy wiedzą, Warszawa ma lotnisko w granicach miasta. A konkretnie w dzielnicy Bemowo. Gdy odbywają się tam koncerty rockowe, to muzykę słychać na Bielanach i Żoliborzu. Gdy startują stamtąd samoloty, to ich warkot słychać równie donośnie, ale bardziej irytująco. Szczególnie w soboty i niedziele, bowiem dzielni lotnicy od poniedziałku do piątku ciężko pracują. Szaleją w swych latających maszynach w weekendy. Mieszkańcy protestują. Domagają się przeniesienia asów przestworzy poza granice miasta. Z lotniska korzystają samoloty służb publicznych (słusznie) i prywatne. Władze miasta i dzielnicy rzekomo są bezradne i niemocne do wydania zakazu. Może pomoże sąd? W każdym bądź razie, pomiary hałasu dokonane przez zarząd lotniska ponoć mieszczą się w normie. No to co z tego? Jeden człowiek, Tomasz Kądziołka w 2012 r. p.o. prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, podjął jednoosobowo, bez konsultacji społecznych, decyzję o wpisaniu lotniska Bemowo-Babice na listę obiektów cywilnych. A tysiące ogłuszanych obywateli nie może wymusić jej cofnięcia!? Nie dziwota, że część mieszkańców nienawidzi prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz za jej indolencje i tchórzostwo.


 


Czwartek, 24.10 Oszczędny miś


 


Stanisław Tym na życzenie Ministerstwa Środowiska oszczędza ciepło i dzięki temu ma pieniądze na rejs. Połączenie w reklamie telewizyjnej „Misia” i „Rejsu” z Tymem jest dobrym pomysłem. Aktor wzbudza zaufanie i wyglądem, i tym, co i jak mówi. Cała Polska (również młoda Polska) zna oba filmy i odtwarza sentencje w nich zawarte. Nie znam intencji zleceniodawców reklamy, ale coś mi tu nie pasuje. Gdyby minister finansów zachęcał do oszczędzania, to OK. Minister środowiska powinien apelować o ono właśnie. Jednak nie. Szef MŚ Marcin Korolec stawia na oszczędzanie pieniędzy. Rzeczywiście, taki przekaz bardziej trafia do Polaka, niż dbałość o jakieś niewidoczne otoczenie. Dowodny to znak, że jako społeczeństwo jeszcze nie dorośliśmy do zrozumienia zależności pomiędzy oszczędzaniem energii a jakością atmosfery wokół nas. Misiek Tym mógł dodać frazę o środowisku, gdyby mu ją podrzucono. Nie on pisał scenariusz. Zagrał rolę. Barejowy Miś i Piwowskiego kaowiec-rejsowiec mówi: „Polak tym bardziej oszczędza ciepło, im bardziej mu się to opłaca”.


 


Środa, 23.10 – Tosiek w piaskownicy


 


Definitywnie nadszedł czas nieoglądania programów w telewizjach, w których w jakikolwiek sposób potrącana byłaby sprawa katastrofy smoleńskiej. Antoni Macierewicz z tragedii uczynił farsę i horror, czyli farsorror. Tego, co wyprawia, wespół ze skompromitowanymi ekspertami, nie można już zdzierżyć. Zbyt znacząco odbija się na psychice i postawie obywatelskiej. Nawet Jaruzelski aż tak nie podzielił Polaków. No to może dla odtrucia należy zareagować śmiechem? Dzisiaj w kiosku widziałem okładkę „Newsweeka”, na której widnieje twarz Antoniego Macierewicza w skafandrze kosmonauty (taka nazwa obowiązywała u nas, na Zachodzie – astronauty). I podpis: Drugi Polak w Kosmosie. Kapitalnie zabawny i wymowny prztyczek. W „Wiadomościach” usłyszałem (jeśli dobrze zapamiętałem), iż Jurek Owsiak wezwał Macierewicza do opamiętania się w antagonizowaniu społeczeństwa. Powiedział coś w stylu, że gdyby Pan Bóg ustalił przyczyny katastrofy nie zgadzające się z teorią spiskową, to Macierewicz i tak by nie uwierzył. Bardzo dobre porównanie dyrektora Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy. Dodam swoje trzy grosze: Tosiek, przestań sypać piaskiem po oczach, wyjdź już z tej piaskownicy, oddaj kubełek i łopatkę, pójdź do spowiedzi, dostaniesz rozgrzeszenie.


 


Wtorek, 22.10 – Porachunki


 


Do Święta Zmarłych jeszcze ponad tydzień, ale zaduma nad historią może człowieka dopaść nieoczekiwanie, choć nie bez powodu. Właśnie dowiedziałem się, że minęła rocznica śmierci „Lalusia”. To pseudonim żołnierza Armii Krajowej, Józefa Franczaka. To aż niewiarygodne. Po wojnie ukrywał się w lesie przez 18 lat. W październiku 1963 roku został zdradzony przez stryjecznego brata swojej narzeczonej. Otoczony przez esbeków zginął w nierównej strzelaninie. Tego epizodu nie pamiętam ze szkolnego nauczania historii. Po prostu – wtedy w podręcznikach „żołnierze wyklęci” nie istnieli. Żyli w pamięci i przekazach ustnych. A także w wydawnictwach niezależnego obiegu.


 


Poniedziałek, 21.10 – As serwisowy


 


Człowiek radziecki jaki był, niektórzy decydenci jeszcze dobrze pamiętają. A jaki jest człowiek rosyjski? To całkowite zaprzeczenie bywszego. Co prawda na pomysł wpadł niejaki Max Eisenbud (nazwisko nie rosyjskie, ale może to rosyjski żyd umiędzynarodowiony). W każdym bądź razie, genialny pomysł dotyczy tenisistki Marii Szarapowej, znanej ostatnio raczej nie z osiągnięć z kortów, a z rubryk celebryckich i biznesowych. Maria zainwestowała w fabrykę cukierków, które sprzedaje pod marką Sugarpova. Ówże Eisenbud wpadł na pomysł, żeby Szarapową zgłosić do turnieju US Open na Florydzie jako… Marię Sugarpovą. Prawo tego stanu dopuszcza taką możliwość. Cóż za gratka dla komentatorów! Przez cały mecz za darmo reklamowaliby cukierki Szarapowej vel Sugarpovej! Doszłoby do arcyciekawej, bezprecedensowej sytuacji, gdyby nie… kontuzja Szarapowej. Istnieje podejrzenie, iż niemoc tenisistki została zaplanowana. Skandalu udało się uniknąć. Ale sam fakt zgłoszenia takiej słodkiej zawodniczki odbił się szerokim medialnym echem na całym świecie. Nie wiadomo, czy i o ile, wzrośnie sprzedaż cukierków Sugarpova, ale geniusz Eisenbuda godny jest podziwu. I, zapewne, znajdzie naśladowców.


 


Piątek, 18.10 – Chata Polska


 


I to wcale nie z kraja, a niemal w centrum miasteczka Ayr. Polak peregrynujący ulicami trafia tam przypadkowo. W smutnym, ciemnym, zapyziałym wnętrzu sklepu o nazwie Chata Polska rzędy polskich produktów. Żadnego klienta. Widziałem tam mydło, ale powidła nie (chyba, że nie zauważyłem). Na ladzie leżała stertka bezpłatnej „Gazety polonijnej tworzonej przez Polonię dla Polonii”. Tytuł 32-stronicowego miesięcznika na gazetowym papierze: „Gazeta. Scotland. Polonijna.co.uk”. Znając z Londynu „Dziennik Polski”, ukazujący się nieprzerwanie codziennie od bodaj 1941 roku, rzuciłem się na drukowane słowo polskie. Jak opisać treści czytane przez Polaków (dumnie nazywających się Polonią) w Szkocji? Jest tu o wszystkim: kulturze, biznesie, sprawach rodzinnych, społecznych, szkolnictwie, sporcie, gotowaniu (a jakże) po polsku, wkładzie Polaków w rozbudowę ośrodka dekryptażu w Bletchley Park (ale to już Anglia), koncercie Patrycji Markowskiej. I sporo ogłoszeń ramkowych. Wydawca podaje wysokość nakładu: siedem tysięcy. To za dużo. W dobie przekazu internetowego może dziwić gazeta papierowa. Jej obecność świadczy więc o czytelnikach – ludziach nie znających angielskiego (a raczej używanego tutaj scottish english), a jednak pragnących czuć się swojsko we wspólnocie na obczyźnie. Czego w gazecie brakuje? Wiadomości o Szkocji i Wielkiej Brytanii, informacji o polityce lokalnej, sprawach bieżących, ważnych dla obywateli. Polska gazeta zajmuje się tylko sprawami polskimi. Nie dąży do zbliżenia polsko-szkockiego. Tkwi w grajdole. Może skierowana jest do czytelników-gastarbeiterów czasowo tylko tu przebywających. A może brak problematyki szkockiej świadczy o bardzo słabej znajomości przez redaktorów scottish english, a tym samym o braku rozeznania w szkockim otoczeniu.


 


Czwartek, 17.10 – Szkockie gadania


 


Ponoć o politykę najlepiej pytać taksówkarzy i fryzjerów. Ich wiedza ma pochodzić od różnorodności klientów, którym świadczą usługi. Bawiąc w Zjednoczonym (jeszcze) Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej po polityczne gusty najlepiej udać się do pubów. We wrześniu przyszłego roku w pięciomilionowej Szkocji odbędzie się referendum. Obywatele odpowiedzą na jedno pytanie: „Czy Szkocja powinna być niepodległym krajem?” Polak w pubach w Ayr nie ukryje pochodzenia. Zdradza go po pierwsze wygląd, po drugie akcent. Od razu barman zagaduje: skąd jesteś? Usłyszawszy, jeden od razu mówi: Lecha Walesa, drugi dzien dobri, trzeci: Lubanski, Gzegoz Lato, czwarty: kefir and zubrowka. Ten ostatni okazał się Libańczykiem, który pracowal w Polsce, gdzie delektował się żubrówką i kefirem – nie jogurtem, co podkreślał. Teraz emeryturę spędza w Ayr, codziennie w pubie. Na takie szkockie powitania Polak próbuje się zrewanżować mówiąc: Celtic Glasgow (Ayr leży niedaleko tego miasta). A to błąd, bo tutaj kibicują Glasgow Rangers. No to Polak zmienia sport na politykę i pyta, za czym będziecie głosować za rok? Barman John za niepodległością, bo wreszcie Szkoci przestaną więcej dawać niż otrzymują z Londynu. Beth woli pozostać pod skrzydłami korony, bo nie wierzy obietnicom Aleksa Salmonda, szefa Szkockiej Partii Narodowej i premiera in spe. Z pobieżnych obserwacji przyalkoholowych wynika, że podziały kształtują się fifty-fifty. Ale na trzeźwo, w „Scottish Daily Mail” Polak czyta wyraźnie, że 67 proc. kobiet nie chce niepodległości i 53 proc. mężczyzn także. Z innych sondaży wynika, że wolność od korony popiera tylko 30 proc. Szkotów. Referendum może okazać się loterią. Jednak już dzisiaj można pójść o zakład, że premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, na pewno nie będzie odradzał wzięcia udziału w głosowaniu.


 


Środa, 16.10 – Burns. Robert Burns


 


W Warszawie, idąc do pubu, przyświeca mi jeden cel: napić się piwa. Inne wrażenia, oprócz niejakiego zamroczenia alkoholowego, się nie zdarzają. Ze stołecznych pijalni trunków wychodzę zrelaksowany w sposób otumaniony. Bawiąc ostatnio w szkockim miasteczku Ayr miałem sposobność degustacji różnych piw w co najmniej kilku pubach. Dobre mają tam trunki wzdymające brzuch, a same lokale w większości są gorsze w wystroju wnętrz, niż warszawskie. Ale w każdym bez wyjatku pubie w Ayr zaraz po przyjęciu zamówienia barman pyta czy znasz wędrowcze Burnsa, Roberta Burnsa? Nie, a to ci powiem, że to nasz największy poeta. Musisz zobaczyć miejsce jego urodzenia, poznać poezję. To niedaleko, na przedmieściach, w Alloway. Tymczasem pijąc piwo patrz na jego portret wiszący nad barem. Istotnie, Burns wisi w każdym pubie na poczesnym miejscu. Cóż było robić, osaczony wizerunkami poety udałem się do cottage`u, gdzie się urodził oraz do muzeum i sklepu z pamiątkami. I tak chodząc po parku okalającym to święte dla ayrczyków miejsce, zastanawiałem się, gdzie w Polsce i kto tak intensywnie promuje swojego lokalnego celebrytę (przepraszam za słowo)? Na warszawskiej Saskiej Kępie taki status miała Agnieszka Osiecka. Jej zdjęcie wisiało w cukierni „Sułtan” przy ulicy Obrońców, a drugie w kawiarni „Sax” przy Francuskiej. Byłem kilka razy w owych przybytkach, ale nikt z personelu nie chwalił się, że bywała tu Osiecka. Dzisiaj w „Sułtanie” jest restauracja „Maska”, a w „Saksie” bar „Baobab”. Oczywiście, bez ducha Agnieszki Osieckiej.


 


Wtorek, 8.10 – Się czyta


 


Laureatka tegorocznej nagrody literackiej Nike, Joanna Bator w słowie dziękczynnym wezwała naród do czytania książek. Kogo jak kogo, ale autorki „Ciemno, prawie noc”, najlepszej książki roku 2013, należy posłuchać i – po pierwsze – udać się do księgarni po zakup rzeczonego dzieła. Po drugie – rozejrzeć się po całościowej ofercie. Bardzo często jestem w księgarniach Matras oraz w Empikowych. Niegdyś zachodziłem do księgarń samoistnych przy ulicach. Dzisiaj wydają mi się one miejscami smutnymi, pustymi, ze znudzonym personelem uważającym tylko, żeby ktoś książki nie świsnął. A w takim Matrasie młodzież wita wchodzących, zagaduje, usiłuje (nie zawsze udolnie, ale intencja się liczy) doradzić. Gdy trzeba, zawsze sprawdzi, czy poszukiwany tytuł jest. Młodzież owa nie sprawia wrażenia strażników literatury, ale ocieplaczy atmosfery. Nie wiem, czy ci młodzi ludzie dostają jakiekolwiek wynagrodzenie, a powinni. Jeśli nie w żywym pieniądzu, to w książkach. Dobrym obyczajem, zapoczątkowanym w Matrasie, są rabaty na wybrane tytuły, niestety – na najmniej chodliwe, ale na inne też się zdarzają. Sprzedaż wiązana (kup jedną książkę, drugą dokupisz za złotówkę lub kup dwie, a trzecią otrzymasz gratis) też jest dobrym pomysłem na pozbycie się złogów. Matrasowa idea doprowadziła do paradoksu w w centrum handlowym Arkadia. Tam Matrasa od Empiku dzieli kilkadziesiąt metrów. Te same książki w pierwszej księgarni można było kupić taniej niż w drugiej. Dopiero po długim czasie decydenci w Empiku zorientowali się, dlaczego tracą klientów. U siebie też wprowadzili promocje, ale nie dorównują one matrasowym. Tak więc, posłuchajcie rady Joanny Bator i zachodźcie do Matrasa.


Poniedziałek, 7.10 – Liberum veto


Ustrój demokratyczny zapewnia obywatelowi święte prawo do patrzenia władzy na ręce, do krytyki jej poczynań i do wyrażenia niezadowolenia w formie impeachmentu. Jednak obywatel nie zna meandrów polityki, nie jest informowany o złożoności procesu decyzyjnego, ani o jego uwarunkowaniach. Obywatel widzi końcowe efekty dochodzenia do decyzji. I najczęściej nie jest zadowolony. Co może zrobić? Ano, odwołać decydenta. Do tego ma wybory, z reguły co cztery lata. Jednak gdy społeczne wzburzenie osiągnie punkt wrzenia, to pozostaje referendum. Powszechne głosowanie światłych obywateli powinno być zwoływane w sprawach najistotniejszych dla państwa lub małej ojczyzny. Tak dzieje się rzadko, albowiem życiem rządza żądni tronu politycy. Jak widzimy w tych dniach na amerykańskim przykładzie, partykularne interesy polityczne wzięły górę na ogólnonarodowymi. W Warszawie zbliżamy się do referendum odwoławczego pani prezydent. Za rok, zgodnie z konstytucją, moglibyśmy dokonać tego samego (lub innego) wyboru. Ale politykom się spieszy, bez względu na koszty. Podburzyli obywateli. Obywatele się zgodzili. Ilu ich będzie, okaże się 13 bm. Przy okazji radzę sobie przypomnieć prezydenturę stolicy Lecha Kaczyńskiego. W mieście zapanował totalny marazm, paraliż decyzyjny. Lech Kaczyński bał się podejmować jakichkolwiek decyzji, wszędzie węsząc układ i korupcję. Były to lata stracone dla miasta i mieszkańców. Dla kontrastu, wcześniej majorem był u nas Paweł Piskorski. Za jego rządów Warszawa przeżywała boom inwestycyjny. Pomijam tu koszty i oskarżenia z nimi związane. I tak źle (Kaczyński), i tak niedobrze (Piskorski). Hanna Gronkiewicz-Waltz, chociaż nie ma ani krzty cech przywódczych, jakoś tym konglomeratem zarządza. Wypaliła się i powinna odejść. Za rok. Nasza skłonność do anarchii (vide: złota polska wolność szlachecka, wolna elekcja, liberum veto) doprowadziły do wymazania Polski na 123 lata z historii Europy. Gdy dzisiejsza referendalna elekcja obali HG-W, to do dzielnicowego rozbioru miasta nie dojdzie. Ale czasu i energii szkoda. Polak nie jest mądry ani przed szkodą, ani po szkodzie. Pocieszające jest to, że nie jesteśmy sami. Towarzysze amerykańscy są z nami.


Piątek, 4.10 – Czyja Polska?


Przykro skonstatować: Polska nie jest krajem dla starych ludzi. Rajem jest Szwecja. Dla młodych Polska też nie jest miejscem do życia – nie mogą znaleźć pracy, degenerują się, gorzknieją i głupieją. Może Bolanda jest więc krajem dla ludzi w sile wieku, czyli w wieku pomiędzy 30 a 45 lat? Z jednych badań wynika, że 81 proc. Polaków (którzy to?) jest zadowolonych z życia. Nie wątpię, że tacy są, ale aż tylu? To nie są potencjalni wyborcy PiS-u. Ale czy PO? A może są sierotami ideologicznymi? Po raz pierwszy w historii ONZ zleciła badanie poziomu życia seniorów, czyli obywateli po pięćdziesiątce. Polska w Europie zajęła siódme miejsce od końca, wyprzedzając Rosję, Czarnogórę, Mołdawię, Ukrainę, Serbię i Turcję. Wśród 91 zbadanych państw świata jesteśmy na 62. miejscu. Najlepiej ludziom starszym żyje się we wspomnianej Szwecji, dalej w Norwegii, Niemczech, Holandii i Kanadzie. Starzy Polacy wyróżniają się fatalnym samopoczuciem, słabym zdrowiem i wykształceniem oraz brakiem pracy. Mamy więc kilkumilionową rzeszę frustratów podatnych na wszelkie demagogie. I to jest lud PiS-u. Biedny, nie wie on, że nawet, gdyby owa partia objęła władzę, to absolutnie niczego nie zmieni w ich doli. Jednak samopoczucie nie zależy tylko od sytuacji materialnej, ale też od duchowej. I tutaj partia Kaczyńskiego może spełnić oczekiwania głodomorów szermując powrotem do dziewiętnastowiecznych wartości, zaściankowości, religijności, przebrzmiałego patriotyzmu. Ale jak długo uda się utrzymać tak niezłomnego ducha? Tego nie wie nawet sam prezes. „Pora umierać” mówiła w filmowym monologu Danuta Szaflarska. A bracia Coen sekundowali: „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Ale oni nie mieli na myśli Polski.


Czwartek, 3.10 – O kobietach


O ile się nie mylę, mamy wybór pomiędzy czterema mediami: prasą, radiem, telewizją i Internetem. Niedużo. Problem z nadawaniem i odbiorem zaczyna się dopiero wtedy, kiedy każde z nich podzielmy na podgrupy, których są dziesiątki. Prasę mamy codzienną, tygodniową, miesięczna, dwumiesięczna i kwartalną. Ta znowu dzieli się na lifestylową, poradnikową, zdrowotną, etc. Prasa tematyczna w każdej dziedzinie ma po kilkanaście tytułów. To samo z rozgłośniami radiowymi i kanałami telewizyjnymi: ogólnopolskimi, regionalnymi, specjalistycznymi. O sieci nie wspominając. Wydawcy gubią się w śledzeniu czytelnictwa i zachodzą w głowę: kto nas czyta? Młodzi, starzy, geje? Rankingi, statystyki… A w październikowym PRESS ukazał się sondaż, jakie media wybierają kobiety. Wyniki wyjątkowo budujące. Zacytuję: 47 proc. kobiet czyta prasę codzienną, 92 proc. sięga po prasę kolorową, tyle samo ogląda telewizję, 49 proc. lubi mieć duży wybór kanałów TV, 46 proc. codziennie słucha radia, 51 proc. zawsze słucha radia jadąc samochodem i 77 proc. korzysta z Internetu. W telewizji 64 proc. kobiet ogląda seriale, 61 proc. serwisy informacyjne, 54 proc. filmy zagraniczne, a 48 proc. programy rozrywkowe. Ciekawe byłoby sprawdzić, ile kobiet których mediów w ogóle nie uznaje. Być może, spośród np. 92 proc. oglądających telewizję w ogóle nie sięga po prasę codzienną. Gdyby jednak się okazało, że każda z badanych kobiet korzysta ze wszystkich wymienionych mediów, to byłby to ewenement i kobiety okazałyby się ludźmi najbardziej i najwszechstronniej zorientowanymi w otaczającej codzienności. Ale kiedy owe kobiety miałyby czas na inne zajęcia?


Środa, 2.10 – Wyższa kultura


Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie – jeśli poprawnie cytuję. Jest takie dobre, niemieckie, określenie na zasób kultury osobistej. To kindersztuba, czyli staranne wychowanie wyniesione z domu. Otóż to: z domu. Ale dzieci dzisiaj nie mają domów: są przechowywane w żłobkach, przedszkolach, szkołach. Trudno niemowlaków uczyć dobrych manier, ale tych z kindergartenów już można. Z tym, że nauka z ochronki nie ma kontynuacji w domowych pieleszach. Mało, wśród młodszej młodzieży okazywanie dobrych manier uważane jest za obciach. W szkole średniej jest już nieco lepiej, ale prostactwo osiąga i tam niebezpieczną przewagę. Skoro praca u podstaw nie przynosi skutku, to może trzeba przemówić do łbów dorosłych? Na Politechnice Świętokrzyskiej będą obowiązkowe wykłady z savoir vivre`u, zwieńczone egzaminem. A czegóż to studencka młódź będzie nauczana? Ano, bycia kulturalnym, czyli jak zwracać się do wykładowców, a także, że należy w drzwiach przepuścić koleżankę. Nadto, z jakich kieliszków pić alkohol. To ciekawe, jakie naczynia nadają się do alpagi zwykle pijanej z gwinta? Chociaż, trzeba przyznać, że żacy coraz częściej napijają się piwem, tudzież wódką. Ale ad rem. Wielka musi być desperacja senatu świętokrzyskiej uczelni, że wzięła się za tak podstawowe nauczanie na wyższym poziomie. Niskim stan intelektualny studentów mogli jakoś znieść, ale chamstwa już nie.


Wtorek, 1.10 – Słoń versus Osioł


Słoń jaki jest każdy widzi. Duży, ociężały, powolny, wytrwały, skuteczny w parciu do przodu, do celu. Osioł znany jest wyłącznie z oślego uporu. Nie, bo nie. Nie pójdzie dalej jeśli nie dostanie marchewki lub batem po zadzie. Pierwszy argument może odnieść skutek, a drugi niekoniecznie. Do osła trzeba mieć cierpliwość i filozoficzne podejście. Barack Obama to osioł. Uparł się, ze zrewolucjonizuje ubezpieczenia społeczne, czym podważył (rzekomo) podstawowe zasady wolności obywatelskiej i demokracji amerykańskiej. Obamacare chcą za wszelka cenę obalić słonie. Na razie im się udało. Zablokowali budżet państwa. Sytuacja to bez precedensu. Ostatni taki myk w USA miał miejsce 17 lat temu. Od dzisiaj kilkaset tysięcy Bogu ducha winnych pracowników publicznych nie idzie do pracy i nie dostanie pensji. Jak długo? Ano, tak długo, aż słonie dogadają się z osłami. Na wszelki wypadek dodam, ze Słoń jest symbolem Partii Republikańskiej, a Osioł Partii Demokratycznej. I jeszcze jedna refleksja z serii gdybania: co by się działo w podobnej sytuacji u nas, tak zapatrzonych na zaoceaniczną Ziemię Obiecaną…

W wydaniu nr 143, październik 2013 również

  1. ZAMIARY NA SIŁY

    Mit emerytury obywatelskiej - 25.10
  2. KRYZYS GOSPODARCZY 2007-2008

    Przyczyny i następstwa - 24.10
  3. KULTURA DROGOCENNA

    Muzeum więcej warte niż Warszawa - 18.10
  4. ZARABIANIE Z PASJĄ

    Inwestycja w autografy - 16.10
  5. WIEK WPŁYWA NA JAKOŚĆ

    Coraz mniej starej whisky - 16.10
  6. PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ STUDENCKA

    Umiejętność tworzenia pracy sobie - 7.10
  7. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Piłsudski w oczach Moskwy - 21.10
  8. DEMOGRAFIA A EMERYTURY

    Droga ku przepaści - 7.10
  9. UMYSŁY ŚCISŁE GÓRĄ

    Rośnie popyt na inżynierów - 7.10
  10. BIELUCH PROMUJE CHEŁM

    Sąsiad na widelcu - 7.10
  11. REFERENDUM ODWOŁAWCZE

    Czas na nowe zasady - 4.10
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Stare, nowe państwo - 21.10
  13. MIT WIECZNIE ŻYWY

    Jak zarobić na Marilyn? - 2.10
  14. DLA DEGUSTATORÓW

    Whisky odporna na kryzys - 2.10
  15. W IMR ADVERTISING BY PR

    Jesienny szyk - 2.10
  16. LEKTURY DECYDENTA

    Uciekając przed głodem - 16.10
  17. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Czwartek, 31.10 – Jak dzieci
  18. SZTUKA MANIPULACJI

    Wykręt proceduralny - 1.10
  19. I CO TERAZ?

    Jeszcze jeden rok - 21.10