Established 1999

ARCHIWUM KORESPONDENTA

06/07/2009

Szalony prezydent

O tym, jak dróżnik uznał prezydenta Francji za wariata pisze Zygmunt Broniarek.


ZYGMUNT BRONIAREK


 


W połowie lat 1980. zostałem wysłany do Paryża na debatę telewizyjną o sprawach niemieckich. Ambasadorem polskim we Francji (kadencja 1984-88) był wówczas działacz PAX’u, były redaktor naczelny „Słowa Powszechnego”, nieżyjący już Janusz Stefanowicz, mój dobry kolega. Na kolacji u niego w ambasadzie, na której było kilka osób, opowiadaliśmy sobie anegdoty, a ja wspomniałem o niezwykłym prezydencie Francji, Paulu Deschanelu.


         Jego historia była następująca. Na początku 1920 roku odbywały się nad Sekwaną wybory prezydenckie, ale nie były to, jak obecnie, wybory powszechne. Prezydenta wybierał parlament czyli Izba Deputowanych i Senat. Murowanym kandydatem narodu był Georges „Tygrys” Clemenceau, zwany także „Ojcem Zwycięstwa” (w pierwszej wojnie światowej), współautor Traktatu Wersalskiego i w chwili wyborów – premier. Miał on jednak wybuchowy charakter i u deputowanych, i senatorów wywoływał antypatię. Czego wynikiem był szok dla społeczeństwa, bo obie izby – 17 stycznia 1920 roku – wybrały na najwyższe stanowisko w państwie nie jego, ale przewodniczącego Izby Deputowanych, Paula Deschanela.


         Jest paradoksem wręcz zaskakującym fakt, że niemal identyczne wydarzenie nastąpiło po drugiej wojnie światowej i to w jeszcze bardziej dramatycznych okolicznościach. Trwała Konferencja Poczdamska (17 lipca – 2 sierpnia 1945 roku), którą rozpoczęli: premier Wielkiej Brytanii, legendarny Winston Churchill; przywódca ZSRR, niemniej legendarny choć w innym sensie, Józef Stalin; i prezydent Stanów Zjednoczonych, Harry Truman. Ale ta trójka – konferencji w tym samym składzie nie skończyła. 5 lipca bowiem odbyły się w Wielkiej Brytanii wybory, w których Churchill był „pewniakiem”. Niestety, jego partia -konserwatywna – wybory te przegrała; wygrała je Partia Pracy. Churchill przetrwał  więc w Poczdamie do 25 lipca, po czym odjechał, ponieważ przywódca Partii Pracy, Clement Attlee, utworzył nowy rząd.  I to on kierował delegacją brytyjską jako premier do końca konferencji. 


         A we Francji, po pierwszej wojnie światowej, dokonano wyboru fatalnego, ponieważ stała się rzecz wprost nieprawdopodobna: Deschanel popadł właśnie w chorobę umysłową. W nocy na 24 maja 1920 roku, a więc wkrótce  po wyborze, jechał prezydenckim pociągiem. I nagle, gdy pociąg, z jakiejś przyczyny  musiał zwolnić, wyskoczył  ze swego wagonu w piżamie. Nikt tego nie zauważył. Deschanel zaś, idąc wzdłuż torów, doszedł do domku dróżnika i tam przedstawił się jako prezydent Republiki Francuskiej. Dróżnik uznał go za wariata i zadzwonił po żandarmerię. Ale Deschanel zdążył się już ulotnić i żandarmeria znalazła go  w stawie blisko zamku, notabene prezydenckiego, w Rambouillet, w momencie gdy tonął. Odratowano go, ale i zmuszono do ustąpienia, co nastąpiło w październiku 1920 roku. Jako oficjalny powód jego rezygnacji podano „przemęczenie”.


         Kiedy tak o tym prezydencie rozmawialiśmy, Stefanowicz, który historię Francji znał na wyrywki, powiedział: „Czy panowie wiedzą, że Deschanel nie został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym?”. Nie, nie wiedzieliśmy. Pytamy więc, co się z nim stało. Na to Stefanowicz:. „Został szybko wybrany senatorem z departamentu Eure-et-Loire”.


         Jak coś takiego  było w ogóle możliwe? „Deschanel – stwierdził ambasador – miał przebłyski świadomości i nie był groźny dla otoczenia. Jeszcze jako człowiek zdrowy należał do ulubieńców obu izb parlamentu. Był elegancki, dobrze wychowany, przystojny, a kobiety ubiegały się o jego względy. To one rozpoczęły kampanię na jego rzecz, a te, które miały wpływowych mężów, wykorzystywały swój urok, by zapewnić mu synekurę. Prywatnie mówiono, że już prezydentem nie jest, a na stanowisku senatora nie może nikomu wyrządzić większej szkody. Tak się też stało, zwłaszcza, że Deschanel zmarł w 1922 roku”.


         Ambasador Stefanowicz nie użył słowa „lobbing” ani wobec kampanii w Izbie Deputowanych i Senacie przeciwko Clemenceau, ani też wobec kampanii, nazwijmy ją damską, na rzecz wyboru Deschanela na senatora, choć, będąc człowiekiem światowym, podróżując dużo, i działając we Francji, samo zjawisko lobbingu dobrze znał.  Ale w gruncie rzeczy, o lobbing tu właśnie chodziło.


Zygmunt Broniarek


                                                                            


        

W wydaniu 49, listopad 2003 również

  1. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    Jesteśmy tutaj na chwilę
  2. PUNKTY WIDZENIA

    Sedno w kuluarach
  3. PUNKTY WIDZENIA

    Gorsi Polacy
  4. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Szkoła krakowska
  5. SZTUKA MANIPULACJI

    Komplementy
  6. DECYZJE

    Błąd jak rzep (cz. 1)
  7. SAMOOBRONA RP - IRAK

    Przeciw agresji
  8. RAWA MAZOWIECKA, SKIERNIEWICE

    Port lotniczy
  9. AMBASADOR

    Azjatycki bakcyl
  10. KONSTYTUCJA EUROPY

    Projekt
  11. KONSTYTUCJA RP

    Preambuła
  12. ODPOWIEDZIALNY BIZNES

    Najpierw etyka
  13. HISTORIA

    Chambois trojga gwiazd (cz. 3)
  14. DYPLOMACJA FUTBOLOWA

    Komu Mundial?
  15. ROLANDEM W RZECZNIKA

    Podły fach
  16. DECYZJE W UNII EUROPEJSKIEJ

    Grupy nacisku
  17. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Szalony prezydent
  18. DECYZJE I ETYKA

    Euro-maraton odpowiedzialności biznesu / The CSR Euro-marathon
  19. PROJEKT USTAWY LOBBINGOWEJ

    Akceptacja rządu
  20. KÓŁKA ROLNICZE

    Polskie wartości / Polish values