PUNKTY WIDZENIA
Sedno w kuluarach
Generalnie można powiedzieć, że im więcej dobrego prawa będziemy otrzymywali z Brukseli i Strasburga, tym mniej pracy będzie miał nasz parlament - mówi senator Genowefa Grabowska. więcej...
O tym, jak dróżnik uznał prezydenta Francji za wariata pisze Zygmunt Broniarek.
W połowie lat 1980. zostałem wysłany do Paryża na debatę telewizyjną o sprawach niemieckich. Ambasadorem polskim we Francji (kadencja 1984-88) był wówczas działacz PAX’u, były redaktor naczelny „Słowa Powszechnego”, nieżyjący już Janusz Stefanowicz, mój dobry kolega. Na kolacji u niego w ambasadzie, na której było kilka osób, opowiadaliśmy sobie anegdoty, a ja wspomniałem o niezwykłym prezydencie Francji, Paulu Deschanelu.
Jego historia była następująca. Na początku 1920 roku odbywały się nad Sekwaną wybory prezydenckie, ale nie były to, jak obecnie, wybory powszechne. Prezydenta wybierał parlament czyli Izba Deputowanych i Senat. Murowanym kandydatem narodu był Georges „Tygrys” Clemenceau, zwany także „Ojcem Zwycięstwa” (w pierwszej wojnie światowej), współautor Traktatu Wersalskiego i w chwili wyborów – premier. Miał on jednak wybuchowy charakter i u deputowanych, i senatorów wywoływał antypatię. Czego wynikiem był szok dla społeczeństwa, bo obie izby – 17 stycznia 1920 roku – wybrały na najwyższe stanowisko w państwie nie jego, ale przewodniczącego Izby Deputowanych, Paula Deschanela.
Jest paradoksem wręcz zaskakującym fakt, że niemal identyczne wydarzenie nastąpiło po drugiej wojnie światowej i to w jeszcze bardziej dramatycznych okolicznościach. Trwała Konferencja Poczdamska (17 lipca – 2 sierpnia 1945 roku), którą rozpoczęli: premier Wielkiej Brytanii, legendarny Winston Churchill; przywódca ZSRR, niemniej legendarny choć w innym sensie, Józef Stalin; i prezydent Stanów Zjednoczonych, Harry Truman. Ale ta trójka – konferencji w tym samym składzie nie skończyła. 5 lipca bowiem odbyły się w Wielkiej Brytanii wybory, w których Churchill był „pewniakiem”. Niestety, jego partia -konserwatywna – wybory te przegrała; wygrała je Partia Pracy. Churchill przetrwał więc w Poczdamie do 25 lipca, po czym odjechał, ponieważ przywódca Partii Pracy, Clement Attlee, utworzył nowy rząd. I to on kierował delegacją brytyjską jako premier do końca konferencji.
A we Francji, po pierwszej wojnie światowej, dokonano wyboru fatalnego, ponieważ stała się rzecz wprost nieprawdopodobna: Deschanel popadł właśnie w chorobę umysłową. W nocy na 24 maja 1920 roku, a więc wkrótce po wyborze, jechał prezydenckim pociągiem. I nagle, gdy pociąg, z jakiejś przyczyny musiał zwolnić, wyskoczył ze swego wagonu w piżamie. Nikt tego nie zauważył. Deschanel zaś, idąc wzdłuż torów, doszedł do domku dróżnika i tam przedstawił się jako prezydent Republiki Francuskiej. Dróżnik uznał go za wariata i zadzwonił po żandarmerię. Ale Deschanel zdążył się już ulotnić i żandarmeria znalazła go w stawie blisko zamku, notabene prezydenckiego, w Rambouillet, w momencie gdy tonął. Odratowano go, ale i zmuszono do ustąpienia, co nastąpiło w październiku 1920 roku. Jako oficjalny powód jego rezygnacji podano „przemęczenie”.
Kiedy tak o tym prezydencie rozmawialiśmy, Stefanowicz, który historię Francji znał na wyrywki, powiedział: „Czy panowie wiedzą, że Deschanel nie został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym?”. Nie, nie wiedzieliśmy. Pytamy więc, co się z nim stało. Na to Stefanowicz:. „Został szybko wybrany senatorem z departamentu Eure-et-Loire”.
Jak coś takiego było w ogóle możliwe? „Deschanel – stwierdził ambasador – miał przebłyski świadomości i nie był groźny dla otoczenia. Jeszcze jako człowiek zdrowy należał do ulubieńców obu izb parlamentu. Był elegancki, dobrze wychowany, przystojny, a kobiety ubiegały się o jego względy. To one rozpoczęły kampanię na jego rzecz, a te, które miały wpływowych mężów, wykorzystywały swój urok, by zapewnić mu synekurę. Prywatnie mówiono, że już prezydentem nie jest, a na stanowisku senatora nie może nikomu wyrządzić większej szkody. Tak się też stało, zwłaszcza, że Deschanel zmarł w 1922 roku”.
Ambasador Stefanowicz nie użył słowa „lobbing” ani wobec kampanii w Izbie Deputowanych i Senacie przeciwko Clemenceau, ani też wobec kampanii, nazwijmy ją damską, na rzecz wyboru Deschanela na senatora, choć, będąc człowiekiem światowym, podróżując dużo, i działając we Francji, samo zjawisko lobbingu dobrze znał. Ale w gruncie rzeczy, o lobbing tu właśnie chodziło.
Zygmunt Broniarek
NIEUCZESANE REFLEKSJE
Jesteśmy tutaj na chwilę
Wtłoczeni w labirynt zależności, pseudokonieczności, powiązań, koterii, z nieprzepartym dążeniem bycia na „topie” zatracamy istotę prawdziwego „bycia” - pisze Andrzej Will. więcej...