Established 1999

ZAPOMNIANA ROCZNICA

19 czerwiec 2023

Wojna koreańska

25 CZERWCA PRZYPADA KOLEJNA ROCZNICA WYBUCHU WOJNY KOREAŃSKIEJ. Podzieliła Półwysep na dwie części i nic nie wskazuje, by to się miało zmienić. Nie wspominamy już tej wojny, bo się odsunęła… dziś przeżywamy wojnę za naszą granicą, prawie na naszym podwórku – pisze Elżbieta Potocka.

W mediach społecznościowych co jakiś czas oglądamy śmieszne filmiki z pola walki. Żołnierze wiedzą, że może następnego śmiesznego filmiku nie nakręcą. Kiedy oglądam takie filmiki, przypomniało mi się parę historii opowiadanych przez amerykańskich żołnierzy, którzy stali się jeńcami Koreańczyków z północy w czasie wojny w latach 1950-1953. Straciło w niej życie ponad cztery miliony ludzi, w tym 36 940 Amerykanów. Do niewoli dostało się 7 140 Amerykanów. 40 procent z nich zmarło. Byli też Turcy i inne narodowości. W obozach, w których ich trzymano, oprawcami byli Koreańczycy z północy i ich sojusznicy – Chińczycy. Nikomu nie udało się uciec ze stałych obozów, choć niektórzy taką próbę podjęli.

Jak jednak pokazuje historia, ogromna większość jeńców starała się w niewoli, w warunkach nie do zniesienia, po prostu przeżyć. Czasami ich bronią był humor. Poniżej przytoczę opowieść jednego z jeńców – Amerykanina japońskiego pochodzenia Akiry Chikamiego, starszego sierżanta w armii amerykańskiej, który służył najpierw w II wojnie światowej, a potem zaciągnął się do Korei. Do niewoli dostał się w sierpniu 1951 roku. Niewolę przetrwał dzięki wytrwałości, poczuciu humoru i doprowadzaniu strażników obozowych do furii. Oto jego wspomnienia spisane przez Lewisa H. Carlsona i umieszczone w książce z 2002 roku „Remembered Prisoners of a Forgotten War: An Oral History of Korean War POWs”, na stronach 43-46, skąd pochodzi poniższy fragment:

W Obozie Piątym byłem sam, a Chińczycy doprowadzali mnie do szału. Tego wieczora było ciepło i nie chciałem zostać w małym gorącym szałasie. Zbudowałem sobie obok szałasu ławeczkę, leżałem na niej i oglądałem gwiazdy, kiedy stary chiński strażnik podszedł do mnie i powiedział „Spanie, spanie”. Ponieważ nie zwracałem na niego uwagi, to sobie poszedł. Piętnaście minut później wrócił i znowu powiedział „Spanie, spanie”. Nadal go ignorowałem. To go rozdrażniło i pobiegł po sierżanta. Przyleciał sierżant i powiedział – „Chikami, spanie”. Bąknąłem coś pod nosem. Dwadzieścia minut później mieli już mówiącego po angielsku wykładowcę, który był zaspany.

Zapytał mnie – „Chikami, dlaczego nie śpisz?” Odpowiedziałem mu – „Nie mogę spać”.

On zapytał – „Dlaczego? Dlaczego? Przepisy mówią – masz iść spać”.

Ja odpowiedziałem – „Nie mogę, zgubiłem psa”.

On powiedział – „Twojego psa?”

Ja odpowiedziałem – „Yeea” On powiedział – „Ty nie masz psa”.

Ja odpowiedziałem – „Nie mam. Zginął”.

Wściekł się i zabrał mnie do kwatery głównej. Mimo że dochodziła północ, ściągnęli z łóżka głównego wykładowcę, który też się wściekł.

„Chikami” zapytał: „Dlaczego nie idziesz spać?”.

A ja odpowiedziałem – „Zgubiłem mojego psa”.

A on powiedział – „Ty nie masz psa”.

A ja powiedziałem – „Racja. Zginął” A on powiedział – „Skąd wziąłeś psa?”

A ja powiedziałem – „Turcy mi go dali”.

A on powiedział – „Turcy nie mają psa”.

Ja powiedziałem – „Nie mają, bo dali go mnie”.

On też zaczął się wściekać, ale chciał z dumą pokazać, że trochę zna angielski żargon i powiedział „Chikami, let’s call a spade a spade”…

[Co wcale nie łatwo przetłumaczyć, ponieważ ten idiom dosłownie oznacza „nazwać łopatę łopatą”, w powszechnym znaczeniu – „nazwać rzeczy po imieniu”, ale w grze w karty – to call a spade – oznacza też „licytuję piki”].

A ja powiedziałem – „O, chce pan zagrać w karty?” .

O ludzie. Krew go zalała. Wrzeszczał, wrzeszczał i wrzeszczał po chińsku, aż wpadło trzech strażników, capnęli mnie i wypchnęli na zewnątrz. Miałem na sobie tylko krótkie letnie spodnie. Pognali mnie na szczyt wysokiego wzgórza do chaty z gliny i wepchnęli do środka. To wcale nie było zabawne. Była druga albo trzecia nad ranem, zmarzłem, bo nie dali mi koca. Następnego dnia przynieśli mi trochę jedzenia i wody. Przez dwa lub trzy dni w ogóle się do mnie nie odzywali. W końcu przynieśli mi jakieś ubrania i koc. Wziąłem koc, zrobiłem z niego hamak i przyczepiłem do belek. Za każdym razem, kiedy widziałem strażnika, wskakiwałem do mojego hamaka i kołysałem się tam i z powrotem, jakbym był bardzo zadowolony. Strażnik dostawał szału i kazał mi wychodzić, ale ja go lekceważyłem. Wreszcie przyszedł i odciął go swoim bagnetem. Nie wiedziałem, co dalej robić, ale w tylnej ścianie znalazłem małą dziurę, wsadziłem w nią palec, przepchnąłem, co pozwoliło mi popatrzeć z góry na rzekę Jalu. Nagle z drugiej strony widzę oko. To był chiński strażnik, który gapił się na mnie i my tak gapimy się na siebie. Wepchnąłem dalej mój palec, a on go wypchnął. Potem on popchnął swój palec na mój i tak graliśmy w tę małą gierkę. Próbowałem jego palec schwycić, ale mogłem złapać tylko koniuszek, ponieważ mur był dość gruby. Potem spojrzałem przez dziurkę i się zdziwiłem. „O, co on do diabła robi?” A on siknął w tę dziurkę i prosto w moje oko. Ty padalcu, ejże… Nie mogłem nawet tego wypłukać, bo tam nie było żadnej wody. Wypalił mi, u diabła, oko i śmiał się jak głupi.

Potem była kampania zabijania much. Na początku 1953 roku byliśmy z kumplem na spacerniaku i obserwowaliśmy pewnego chińskiego strażnika. On zabijał muchy packą. Cóż, nie zwróciliśmy na to zbytniej uwagi, gdyż on zawsze robił jakieś szalone rzeczy. Ale następnego dnia inny strażnik robił tę samą, cholerną rzecz. On też zabijał muchy packą, zbierał je i wkładał do małej, papierowej koperty. Zapytaliśmy chińskiego dowódcę: „Hej, o co tu chodzi?” A on odpowiedział: „Cóż, w Chinach ma miejsce kampania zabijania much. Zamierzamy zrobić z Chin kraj najbardziej wolny od much w Azji”.

Rzeczywiście, takie rzeczy zdarzały się tylko w Chinach. Przed kilkoma laty prowadzili kampanię zabijania szpaków. Wybili wszystkie szpaki, a wtedy owady zjadły całe zbiory. Więc zapytaliśmy: „Dlaczego on te muchy zbiera?” A on odpowiedział: „Ojej, bo otrzymuje punkty, w zależności od liczby zabitych much”.

Zapytaliśmy – „Jaką wartość mają te punkty”? Usłyszeliśmy, że w Chinach każdy wykonuje jakąś określoną pracę, albo czyta tak wiele prac Mao, by zgromadzić te punkty. Dostać można punkty za różne rzeczy, a te punkty pomagają w zdobyciu odznaki Mao Tse-tunga. Dlatego zbieramy muchy, by zdobyć punkty. Jeden z naszych chłopców zapytał, „Dlaczego my nie możemy zabijać much”? Chiński dowódca pomyślał i powiedział, „Dam wam znać”.

Po kilku dniach Chińczycy w jednej z grup ogłosili komunikat: „Rozumiemy, że niektórzy jeńcy pragną przyłączyć się do naszej kampanii zabijania much. Każdy może w niej uczestniczyć na zasadzie dobrowolności. Jako zachętę do przyłączenia się do tej kampanii za każde dwieście much damy wam jednego, wyprodukowanego w Chinach, papierosa. Każdy, kto chce przyłączyć się do tej kampanii, niech podniesie ręce, a my wydamy mu packę na muchy”. Cała grupa ludzi podniosła ręce i wkrótce wszyscy znaleźli się na zewnątrz i zabijali muchy packą. Najwięcej było ich przy cholernej latrynie. Niektórzy chłopcy zbierali muchy razem i kończyli, kiedy uzbierali dwieście. Dostawali papierosa, co oznaczało, że Chińczycy dotrzymywali słowa. Niektórzy z nas grali w pokera na muchy: „Hej, ja sprawdzam twoje trzy muchy i przebijam dwie”. Jeden facet spruł kawałek skarpetki i zrobił z niej pułapkę na muchy. Muchy do niej wlatywały, ale nie wiedziały, jak się stamtąd wydostać. Postawił ją nad oczkiem latryny i pierwszego dnia złapał ponad dwieście much. To znaczy, lekką ręką złapał całą kupę tego świństwa. Oddał je i dostał swoje papierosy. Więc następnego dnia każdy próbował zrobić jakąś cholerną pułapkę na muchy, ale nikt nie był tak dobry jak ten facet, bo żadne nie działały. Jeden raz omal nie wdałem się w bójkę. Poszedłem do latryny za potrzebą. Było tam sześć oczek i nad każdym była pułapka na muchy. Więc podniosłem jedną i któryś wrzasnął: „Chikami, co ty, u diabła, robisz”? Powiedziałem: „A na co, do diabła, wygląda to, co zamierzam zrobić?” Więc on powiedział: „Hmm, przesuń pułapkę kogoś innego”.

Chińskie pielęgniarki na wieczornym dyżurze liczyły te muchy, ale przekazano tyle much, że się nie wyrabiały. Zajmowało to im to tyle czasu, że Chińczycy powiedzieli: „Cóż, nie możemy tego ciągnąć dalej, więc znajdziemy inny sposób”. Będziemy je ważyć. „Dostali precyzyjne wagi do ważenia much, ale, oczywiście, trochę oszukiwali. Teraz prawdopodobnie trzeba było dostarczyć około trzystu much, by dostać jednego papierosa, ale to i tak lepsze niż nic. A myśmy nadal dostarczali tę produkcję masową. To była całkowicie kapitalistyczna idea i Chińczycy jej nienawidzili, ale nie mogli nic zrobić, bo taka była umowa. Czasami zapominali odebrać muchy wieczorem i odbierali je rano. Ale do tego czasu muchy ulegały odwodnieniu i nie ważyły tyle samo, ile dzień wcześniej. Więc wszyscy żołnierze próbowali znaleźć sposób, jak zachować ich świeżość. Wkładano je w wilgotne ubrania, by muchy więcej ważyły. Zakrawało to na śmieszność. Mój stary kumpel „Sake” Cameron był stale na zewnątrz i zabijał muchy. Miał kawałek koźlej skóry, którą pokrywał odchodami, więc ona śmierdziała. Miał też jakąś małą gałązkę i tłukł wszystkie te duże zielone muchy. Był ekspertem w zabijaniu much. Uderzał je tak, że mógł zabić dużo, nie miażdżąc ich. Zapytałem go: „Sake, jak ty to robisz, że ciągle zabijasz muchy?”

A on powiedział: „Wpadnij do mnie, to coś ci pokażę”. Więc wpadłem do jego baraku. Miał tam małą ławkę, a na niej te swoje wszystkie zielone muchy. W czasie pracy znalazł jakieś stare tuby z folii aluminiowej po paście do zębów. Wycinał maleńki kawałeczek tej folii aluminiowej i wpychał go do brzucha muchy. Dziesięć jego much ważyło więcej niż dwieście normalnych. On je trochę mieszał. Chińczycy nigdy nie mogli rozgryźć, dlaczego jego muchy ważyły o wiele więcej niż muchy innych. Robiliśmy różne takie wariactwa, dla rozrywki i zabicia nudy.

                                                                                      Tłumaczenie tekstu – Elżbieta Potocka

Mloty 800

Foto: Elżbieta Potocka

W wydaniu nr 259, czerwiec 2023, ISSN 2300-6692 również

  1. CZARNY ELIKSIR

    Szatański napój
  2. ZAPOMNIANA ROCZNICA

    Wojna koreańska
  3. CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA

    Narodowe kwiaty w herbach
  4. PAŃSTWO ŚRODKA

    Kwiaty czterech pór roku
  5. WYTRWAŁOŚĆ POPŁACA

    Kojak nie doczekał
  6. MARKOWE ZAGADKI

    Pi Zet You
  7. UPALNE LEKTURY

    Lato
  8. KONKURSY KULINARNE

    Pies na talerzu
  9. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Ekstrawagancja pretensjonalna