Z MAŁGORZATĄ ALTERMAN
radcą prasowym
w Stałym Przedstawicielstwie RP przy UE
rozmawia Małgorzata Grzelec
Bruksela rywalizuje z Waszyngtonem pod względem liczby lobbystów i korespondentów prasy zagranicznej. Stąd pochodzi większość informacji o Unii Europejskiej, które dla jej państw członkowskich są po prostu informacjami o polityce wewnętrznej. Nie ma dnia, żeby nie odbyły się tu narady ministrów i urzędników z 15 stolic, którzy wspólnie decydują o życiu 380 milionów unijnych obywateli.
W miarę zacieśniania więzi z Unią i postępu negocjacji członkowskich coraz bardziej dotyczy to również Polski. Zrozumiało to już 10 najważniejszych polskich mediów, które maja tu swoich korespondentów. Zrozumieją i następne, nawet, jeśli nie wszystkich stać na pełnoetatowych przedstawicieli. 10-milionowe Węgry także mają tu 10 dziennikarzy, 3-milionowa Słowenia pięcioro. To nic w porównaniu z krajami członkowskimi. Z Hiszpanii, mającej tę samą liczbę ludności co Polska, jest tu zawsze około 40 korespondentów. Każda szanująca się europejska gazeta, agencja prasowa czy telewizja i radio mają w Brukseli swoich przedstawicieli, niektóre po kilku. To oni nadają ton informacjom o tym, jak ich kraj daje sobie radę w Unii, jak broni swoich interesów, jak wpływa na wspólne decyzje i korzysta lub traci. Rządy unijne doskonale o tym wiedzą i żaden minister nie wyjedzie z Brukseli bez spotkania z własną prasą. Wszyscy stali przedstawiciele (ambasadorzy) państw członkowskich w UE organizują cotygodniowe briefingi ze swoimi korespondentami, niekiedy zapraszając co bardziej wpływowe media „europejskie” i „międzynarodowe”, takie jak „Financial Times” , Le Monde”, „El Pais” czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Ich radcy prasowi codziennie zjawiają się w Komisji Europejskiej i unijnej Radzie (ministrów), aby na gorąco wyjaśnić obecnym tam własnym i zagranicznym dziennikarzom stanowisko swoich stolic we wszystkich dyskutowanych tam kwestiach. Jeśli polski rząd chce być właściwie zrozumiany w kraju i w państwach członkowskich Unii, jeśli zależy mu na przekonywaniu własnej i unijnej opinii publicznej, musi to również wziąć pod uwagę.
Przedstawicielstwo to specyficzny rodzaj placówki dyplomatycznej. Czy osoba odpowiedzialna za kontakty z prasą ma też nieco inne obowiązki niż analogiczny pracownik w „zwykłej” ambasadzie?
W swojej pracy mam dwa podstawowe cele – pierwszym jest dostarczenie informacji polskim dziennikarzom, szczególnie tym akredytowanym w Brukseli, o przebiegu negocjacji członkowskich Polski z Unią Europejską i polityki rządu w zakresie integracji. Drugim celem jest dbanie o pozytywny obraz Polski w międzynarodowych mediach. Przedstawicielstwo w Brukseli jest rzeczywiście szczególną placówką, gdyż zabiegi mające na celu wytworzenie pozytywnego wizerunku Polski nie ograniczają się tylko do mediów jednego kraju, tak jak w ambasadach. W Brukseli pracuje około tysiąc korespondentów mediów z całego świata – w tym przedstawiciele prasy, radia i telewizji ze wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej. Za ich pośrednictwem można więc docierać do elit politycznych i grup opiniotwórczych oraz zwykłych czytelników w państwach, z którymi Polska negocjuje swoje członkostwo w Unii. Prawie tyle samo co dziennikarzy jest w Brukseli dostawców informacji, walczących o przyciąganie uwagi do swojego problemu, usiłujących umieścić go na czołówkach. Rynek informacji w Brukseli jest jednym z najbardziej otwartych i konkurencyjnych w Europie. Wymaga to więc bardzo ofensywnej postawy. Żeby się przebić i zostać usłyszanym trzeba prowadzić bardzo intensywną politykę informacyjną. Taką, w której będzie się przejawiało bardzo dużo własnej inicjatywy w docieraniu do mediów. Jest to nieuniknione, gdyż w Brukseli codziennie odbywają się dziesiątki wydarzeń i trzeba niemało się napracować, by najpierw skłonić dziennikarzy, by przyszli, a potem jeszcze tak im przedstawić swój problem, by zechcieli o nim napisać. Mało agresywna polityka informacyjna może doprowadzić do tego, że media będę czerpać informacje z innych źródeł, więc jeśli chce się przekazać swoje racje i swój punkt widzenia trzeba im wyjść naprzeciw.
Czy kontakty z prasą to w Pani przypadku jedynie intuicja poparta zawodowym doświadczeniem wieloletniej korespondentki „Gazety Wyborczej” w Brukseli czy też może jakieś podpatrzone wzorce?
Oczywiście, istnieją ogólne zasady pracy osoby odpowiedzialnej za kontakty z prasą, ale na nie nakłada się specyfika placówki i kraju, w którym się pracuje i to modyfikuje nieco w praktyce kontakty z mediami. Bruksela jest na tym tle przypadkiem szczególnym, gdyż Przedstawicielstwo pośredniczy w kontaktach między Polską a instytucjami Unii Europejskiej – przede wszystkim Komisją Europejską i Parlamentem Europejskim – ma więc zadanie nie występujące w pracy żadnej innej ambasady. Poza tym dziennikarze w Brukseli mają bardzo wysokie wymagania, wielu z nich pracuje dla poważnych, ekonomicznych dzienników albo wyspecjalizowanych biuletynów poświęconych rolnictwu czy ochronie środowiska. Zadają więc bardzo szczegółowe, dociekliwe pytania, walcząc przy tym z czasem, by podać informacje szybciej i lepiej niż konkurencja. W tym kontekście moje doświadczenie jako korespondentki jest – wydaje mi się – bardzo przydatne. Czerpiąc ze swego doświadczenie wiem, jak pracują dziennikarze i czego im potrzeba. Przede wszystkim mam nieustanną świadomość, że jeśli potrzebują informacji dotyczących spraw polsko-unijnych – na przykład o postępie w liberalizacji handlu rolnego z UE – i nie uzyskali by jej w Przedstawicielstwie, poszukają jej gdzie indziej. A wtedy zostanie ona przedstawiona pod takim kątem, jaki odpowiada drugiej stronie. Żeby więc uniknąć błędów i przekłamań, żeby móc czytać na swój temat jak najbardziej rzetelną informację trzeba prowadzić jak najbardziej otwartą politykę informacyjną. Mieć jak najwięcej kontaktów z mediami i informować je, bo wtedy ma się szansę przekazać własny punkt widzenia i własne stanowisko. Trzeba zabiegać o media, żeby nie być przez nie ignorowanym i pozwalać wypowiadać się innym tam, gdzie częściowo chodzi o nasz interes. Dzięki temu obraz będzie bardziej obiektywny i nie ograniczy się tylko do przedstawienia racji jednej strony. Znając potrzeby polskich mediów z własnego doświadczenia wiem także, że trzeba podawać rzeczy tak, jak naprawdę wyglądają, żeby dziennikarz nie musiał czytać między wierszami. Wychodzenia naprzeciw potrzebom dziennikarzy musi się też przejawiać w dobrym przygotowaniu do spotkań z nimi, zmierzającym nawet do próby odgadnięcia pytań, które mogą paść i przygotowaniu na nie odpowiedzi.
Otwartość, wychodzenie z inicjatywą do mediów to wszystkie cele, które chce Pani realizować w kontaktach z prasą w Brukseli?
Otwartość i wychodzenia z inicjatywą to cele, ale i środki do realizacji pewnych ogólniejszych zadań mojej pracy. Te zadania to przede wszystkim kreacja takiego wizerunku Polski, który wspierałby negocjacje członkowskie poprzez informacje o ich przebiegu oraz tworzył przychylny klimat dla ich zakończenia. Wiadomo, jak ogromną role odgrywa prasa, chcemy więc za jej pośrednictwem trafić do decydentów i grup opiniotwórczych w państwach członkowskich i instytucjach UE oraz jak najszerszych kręgów społecznych, by tworzyć przychylny klimat dla kandydatury Polski jako przyszłego członka UE.
Na czym konkretnie polegają Pani kontakty z mediami? Czy są jakieś różnice między prasą polska a zagraniczną?
Jest wiele form kontaktów z prasą, od formalnych po nie formalne. Formalne to oczywiście doraźne, bieżące pytania kierowane do mnie lub za moim pośrednictwem do ekspertów. A nieformalne to spotkania przy obiedzie czy podczas przyjęcia oraz wyjazdy studyjne do Polski, organizowane od kilku lat dla korespondentów mediów zagranicznych akredytowanych w Brukseli. Dla wielu jest to często pierwsze spotkania z Polska, ma więc spore znaczenie, jak będą potem podchodzili do tematyki polskiej. Prasa polska, co zrozumiałe, jest o wiele lepiej poinformowana o tym, co się dzieje w negocjacjach. Kontakty z nią są więc bardziej intensywne i odbywają się na poziomie znacznego uszczegółowienia, bardzo często w spotkaniach z dziennikarzami polskimi biorą więc udział eksperci zajmujący się w Przedstawicielstwie poszczególnymi dziedzinami. Dziennikarzom zagranicznym częściej wystarcza ogólna informacja.
Czy przedstawicielstwo państw członkowskich UE w Brukseli opierają swoje kontakty z prasą na podobnych zasadach, jakie Pani realizuje, czy też są jakieś zasadnicze różnice?
Zasady są mniej więcej podobne. Po objęciu stanowiska miałam intensywne kontakty ze swoimi odpowiednikami w przedstawicielstwach krajów członkowskich i z rozmów z nimi oraz z mojego doświadczenia dziennikarskiego w Brukseli wydaje mi się, że wszędzie praktyka jest bardzo podobna. Jeśli występują różnice, są one minimalne i wynikają z tradycji danego kraju. Kraje skandynawskie, bardzo otwarte u siebie w życiu politycznym, przeniosły tę zasadę do Brukseli. Ich ambasadorowie, podobnie jak dyplomaci Niemiec, W. Brytanii i Hiszpanii, maja dużą swobodę w oficjalnym wypowiadaniu się dla prasy, ale oczywiście zawsze zgodnie z instrukcjami ze swoich stolic. We Francji obowiązuje zasada, że na wszystkie tematy związane z polityką zagraniczną wypowiada się minister spraw zagranicznych, ambasador tego kraju przy UE bardzo rzadko wypowiada się oficjalnie. Podobnie jest z rzecznikami. Ale kontakty z prasą zależą też – jak się przekonałam – w jakimś stopniu od osobowości konkretnego dyplomaty. A już na pewno ma ona ogromny wpływ na umiejętności wykorzystywania kontaktów z prasą do własnych celów. Polityka informacyjna polskiego rządu, zmierzająca do otwartości w kontaktach z mediami przejawia się też w pozostawieniu pewnej swobody polskiemu ambasadorowi do wypowiadania się w imieniu polskich władz.
Czy widzi Pani różnicę w rozumieniu roli rzecznika przez dyplomatów państw UE i polskich?
Odpowiedź będzie krótka – nie widzę żadnej różnicy.
Ministrowie państw członkowskich UE często przyjeżdżają do Brukseli z rzecznikami, których rolą jest informowanie na bieżąco o tym, co powiedział minister, gdy on sam nie może tego zrobić. Polscy dziennikarze muszą czekać na zakończenie spotkania, nawet jeśli kończy się ono bardzo późno i informacja może trafić do gazety dopiero następnego dnia.
Przyjęliśmy założenie, że po każdym spotkaniu będzie konferencja prasowa – albo z ministrem, jeśli pora na to pozwoli, albo z ekspertem lub rzecznikiem prasowym, jeśli minister nie będzie mógł osobiście spotkać się z prasą. A w trakcie spotkania przewidujemy krótkie, 5-10 minutowe sygnały, tak by informacja trafiała do dziennikarzy na bieżąco.
W broszurze informacyjnej pełnomocnika rządu do spraw integracji członkowskiej można przeczytać, że „działania polskich grup lobbingowych (partnerów społecznych, organizacji samorządowych) powinny prowadzić do wyjaśniania i osiągania lepszego zrozumienia pozycji Polski jako państwa kandydującego”. W Brukseli nie ma na razie żadnych polskich grup lobbingowych. Czy więc część wysiłku nie spada także na barki osoby odpowiedzialnej za kontakty z prasą?
Moim podstawowym obowiązkiem jest dostarczanie informacji mediom, ale przy okazji – na etapie dochodzenia Polski do członkostwa – także przekonywanie grup opiniotwórczych w państwach UE do idei poszerzenia Unii oraz stworzenia pozytywnego obrazu Polski jako atrakcyjnego i godnego zaufania partnera w oczach mieszkańców Unii. Także wyodrębnienie korzyści płynących z poszerzenia, minimalizowanie ewentualnych strat, umocnienie zainteresowania Polską sfer gospodarczych, redukcja stereotypów i obaw związanych z poszerzeniem funkcjonujących w społeczeństwach. Ale to jest po trosze zadanie każdego polskiego dyplomaty i obywatela.
Dziękuję za rozmowę.
RYNEK PRACY
Podnoszenie wartości
Kwestią wzbudzającą wiele emocji, a posiadającą kluczowe znaczenie dla decyzji o zatrudnieniu dodatkowego pracownika, ma długotrwała i skomplikowana procedura rozwiązania umowy o pracę - pisze Sławomir Miazek. więcej...