Wezwanie to przejęte przez towarzyszy radzieckich z fragmentu Manifestu Komunistycznego Marksa i Engelsa stało się wskazaniem także dla organów partyjnych w różnych krajach. Nie pamiętam tłumaczeń w ich językach, ale czeska wersja pozostała w mojej pamięci: „Gołodupki hop do kupki”.

Zgłębiając temat, dowiedziałem się, skąd się wzięło określenie „proletariusz”.

Okazuje się, że w starożytnym Rzymie proletariuszami określano najuboższych obywateli, wolnych od podatków, dających państwu tylko potomstwo, od proles – latorośl, potomstwo – utrzymywanych przez państwo. Odgrywali oni dużą rolę podczas wyborów, za co od państwa otrzymywali jedzenie i bezpłatne igrzyska (panem et circenses – chleba i igrzysk).

Analizując działania przywódcy Jarosława stwierdzam, że jako geniusz zaczerpnął z doświadczeń rzymskich oraz marksistowsko–engelsowskich i słuszne stwierdził, że panowanie swoje może uzyskać tylko poprzez zawładnięcie polskimi proletariuszami, tworząc na ich podobieństwo coś w rodzaju „homo pisovieticus”.

Dlatego wprowadza się programy 500+ i podobne, aby Polacy nie musieli pracować, płacić podatków, zaś rodzić potomstwo w ilościach nieograniczonych (ciąże mnogie mile widziane).

Bingo! Na tak tani koszt utrzymania się przy władzy nie wpadł żaden przywódca cywilizowanego kraju, nie licząc oczywiście Korei Północnej.

Czy to się uda? Na bilbordach w całym kraju widnieje szczęśliwa rodzina z napisem 770 miliardów złotych. Żeby myśleli, że to dla nich…

A tak Internet opisuje spotkanie premiera z Obajtkiem: Premier – dostaliśmy te 770 miliardów. Obajtek – na nas dwóch?

Trochę optymizmu na koniec: jest gorzej jak było, ale lepiej jak będzie…

Sławomir J. Czerniak

PS Nie-proletariusze – łączcie się, bo staniecie się proletariuszami…