Established 1999

W SEJMIE

21 grudzień 2009

Czy wojsko samo się obroni?

Polski przemysł powinien starać się wejść w kooperację licencyjną, produkcyjną. Czasem będziemy musieli zakupić sprzęt za granicą, ale w powiązaniu z offsetem. Proszę zwrócić uwagę, że potentaci w światowym przemyśle zbrojeniowym łączą swoje wysiłki, bo nowoczesne programy zbrojeniowe są nieprawdopodobnie kosztowne. Ponadto, światowy rynek uzbrojenia szalenie się zawęził i jest rynkiem trudny. W związku z tym nieuczciwością jest rozbudzanie nadziei, że w Polsce mogą być realizowane własnymi siłami naukowymi, technologicznymi i finansowymi wielkie programy zbrojeniowe. My jesteśmy skazani na kooperację i takich możliwości produkcyjnych powinien szukać nasz przemysł zbrojeniowy – mówi poseł Bronisław Komorowski.


Z posłem BRONISŁAWEM KOMOROWSKIM


 przewodniczącym
Sejmowej Komisji Obrony Narodowej


 rozmawia Damian A. Zaczek


 


Panie Przewodniczący, zanim – w razie zewnętrznego zagrożenia – obronią nas sojusznicy z NATO, to co będzie się działo do tego czasu?
Dzisiaj nie sposób dokonać agresji na dużą skalę bez widocznych długotrwałych przygotowań. Można więc założyć, że już w okresie napięcia i narastania zagrożenia na ziemiach polskich pojawią się m.in. dwie ciężkie dywizje natowskie. Natychmiastowe będzie wsparcie z powietrza. Ale istotnie powinniśmy liczyć się z tym, że to głównie nasze siły będą walczyły o terytorium i czas konieczny na podciągnięcie sił głównych paktu. Istotna rola swoistego pierwszego rzutu natowskiego przypadnie armii polskiej, zarówno wojskom operacyjnym, jaki i obronie terytorialnej. Dlatego dzisiaj, przekształcając nasz system obronny,  musimy postawić na szybką modernizację wojsk operacyjnych, na pewno mniej licznych niż do tej pory, przy jednoczesnej rozbudowie możliwości mobilizacyjnych i systemu obrony terytorialnej. Służba w OT może być atrakcyjna ze względu na to, że siłą rzeczy będzie to służba bliżej domu oraz dlatego, że można by ją realizować niejako ratalnie w ramach krótkotrwałych ćwiczeń rozłożonych na lata.


Czy możliwa jest stuprocentowa armia zawodowa?
W warunkach polskich – nie. Ponieważ znajdujemy się na kresach NATO, musimy dysponować możliwością zmobilizowania dużej armii do obrony własnego terytorium, aby utrzymać obronę do czasu nadejścia zorganizowanej pomocy natowskiej. Stutysięczna armia zawodowa nie jest w stanie obronić tak rozległego terytorium. Musimy postawić na system wczesnej mobilizacji. Armia w 100% zawodowa służy głównie do operowania poza własnym terytorium – takie działania wymagają pełnej profesjonalizacji. Np. marynarka wojenna wymaga bardzo wysokiego procentu uzawodowienia. Na razie naszym marzeniem jest osiągnięcie poziomu Francji – 60 proc. żołnierzy zawodowych.


Kto uzbroi polską armię – przemysł krajowy czy koncerny zagraniczne?
Polska jest atrakcyjnym rynkiem zbytu dla firm zbrojeniowych. Broń powinna być dobra oraz zdolna do współdziałania z systemami innych armii natowskich. Jestem przeciwnikiem twierdzenia, że dobre uzbrojenie to tylko polskie uzbrojenie. Jeśli polska broń jest dobra, to trzeba ją kupować. Natomiast każdy kraj musi mieć pewną samowystarczalność w produkcji niektórych elementów systemu uzbrojenia, np. na ogół jest to broń strzelecka.


Co czeka polski przemysł zbrojeniowy w przyszłości?
Polski przemysł powinien starać się wejść w kooperację licencyjną, produkcyjną. Czasem będziemy musieli zakupić sprzęt za granicą, ale w powiązaniu z offsetem. Proszę zwrócić uwagę, że potentaci w światowym przemyśle zbrojeniowym łączą swoje wysiłki, bo nowoczesne programy zbrojeniowe są nieprawdopodobnie kosztowne. Ponadto, światowy rynek uzbrojenia szalenie się zawęził i jest rynkiem trudny. W związku z tym nieuczciwością jest rozbudzanie nadziei, że w Polsce mogą być realizowane własnymi siłami naukowymi, technologicznymi i finansowymi wielkie programy zbrojeniowe. My jesteśmy skazani na kooperację i takich możliwości produkcyjnych powinien szukać nasz przemysł zbrojeniowy. Do niedawna mamiono nasz przemysł zbrojeniowy fałszywymi obietnicami, że może przetrwać w oparciu o zamówienia wojska. W efekcie koszt programu Irydy wystarczyłby na zakup 70 samolotów Alpha Jet. Przez wiele lat wydawaliśmy wielkie pieniądze w imię ratowania polskiego przemysłu lotniczego, a efekt jest zerowy. Nie wolno po raz drugi składać obietnic kupowania tylko polskiego sprzętu. Nie bójmy się wchodzić w kooperację, bo wtedy mamy szanse na produkowanie systemów tańszego i skuteczniejszego uzbrojenia. Zabiegajmy jednak przy takich zakupach o rekompensaty w postaci offsetu. Tzw. offset stał się obowiązkowy w wyniku przyjęcia odpowiedniej ustawy. Nie może się więc powtórzyć sytuacja z 1995 r., gdy Polska kupiła dla LOT-u nowe samoloty bez jakichkolwiek zamówień dla polskiego przemysłu lotniczego.


Czy w Sejmie istnieje lobbing firm polskich i zagranicznych?
Oczywiście. Odbywają się całe pielgrzymki przedstawicieli firm zagranicznych – i to cieszy. Cieszy jeszcze bardziej fakt, że dziś te firmy nie oczekują prostej sprzedaży. Juz wiedzą, że muszą uwzględniać nie tylko potrzeby, ale i możliwości polskich sił zbrojnych, że nie można już nam wcisnąć bubla, że powinny zaoferować program angażujący polski przemysł. I to jest szansą dla tego przemysłu.


A lobbing polskich firm zbrojeniowych?
Nie chcę ich pouczać, ale jest wiele do zrobienia. Firmy te są przyzwyczajone, że zbyt ich produkcji załatwiał ktoś inny, a promocja w ogóle nie była potrzebna, bo wojsko i tak wszystko musiało kupić. Tak było z Irydą. Ta mentalność przemysłu będzie się zmieniała, tak jak będą się zmieniały realia na rynku. W 1994 r. wszystkie związki zawodowe i większość sił politycznych gromko krzyczeli, że nie wolno prywatyzować przemysłu obronnego. Dzisiaj i związki zawodowe, i prezesi spółek twierdzą, że wejście w proces prywatyzacji jest ich jedyną szansą utrzymania się na rynku.


Czy powinna powstać grupa niezależnych ekspertów oceniających potrzeby poszczególnych rodzajów sił zbrojnych?
Polskie siły zbrojne, może poza marynarką wojenną, nie mają jasności, jakim uzbrojeniem powinny dysponować. Przez wiele lata środowisko wojskowe żyło złudzeniami, że znajdą się wielkie pieniądze na zaspokojenie tworzonych z rozmachem planów zamówień. Armia nigdy nie była w stanie powiedzieć przemysłowi w sposób jednoznaczny: potrzebujemy tego i tego. I stawiamy warunki takie i takie. Dzisiaj jest szansa na stworzenie pierwszego realnego finansowo sześcioletniego programu planowania zgodnego z natowskim. Jeśli te plany będą realne, to zostanie wysłany czytelny sygnał do polskich i zagranicznych firm zbrojeniowych, że np. w 2001 czy 2002 roku Polska uruchamia np. program zakupu samolotu wielozadaniowego, który będzie realizowany np. do 2015 roku. Ponadto będzie wiadomo, że na określoną liczbę samolotów przeznacza się znaną sumę pieniędzy. Wtedy firmy będą wiedziały, kiedy rozpocząć lobbowanie, aby uzyskać kontrakt. Plan sześcioletni ma szansę stać się podstawą do powstania pierwszej polskiej „białej księgi” obronności.


Jaki wpływ ma Komisja Obrony Narodowej na realizacje dużych zamówień dla wojska i funkcjonowanie procedur przetargowych?
Po pierwsze, komisja ma taki wpływ poprzez kształtowanie budżetu, a po drugie – poprzez pełnienie funkcji kontrolnej. W polskich warunkach komisja ani parlament nie jest czynnikiem decyzyjnym. Nieszczęściem jest, że w ciągu roku budżetowego dokonuje się po kilkaset zmian w planach zamówień na rożnych poziomach władzy wykonawczej. To świadczy o niekonsekwencji w budowie planów i o niestabilności politycznych zamówień.


Jak Pan ocenia merytoryczne przygotowanie członków komisji?
Obserwuję tutaj, przez cztery kadencje, pozytywne zmiany. Na początku były dwa typy posłów: wojskowi w mundurach i naprzeciw nich cywile-pacyfiści. Ponadto, posłowie nie mieli przełożenia na różne środowiska polityczne, bo byli początkowo częścią klubu PZPR, a po odpolitycznieniu sił zbrojnych wyodrębnili się w osobne koło posłów wojskowych. W związku z tym komisja była skazana na nieskuteczność. Prowadziło to do uproszczonych sądów: są wojskowi w Sejmie, to niech oni się zajmują obronnością; inni czuli się zwolnieni z obowiązku myślenia o sprawach bezpieczeństwa kraju. W następnej kadencji w komisji obrony pojawili się ludzie, którzy sprawowali bardzo różne, czasem bardzo ważne, funkcje publiczne związane z obronnością lub przemysłem zbrojeniowym. I ten proces specjalizacji postępuje. W Sejmie obecnej kadencji jest grupa dziesięciu posłów, którzy pracują w komisji obrony którąś kadencję z rzędu. Mają fachową wiedzę, kontakty i mają też mocną własną pozycję polityczną. W chwili obecnej trwa proces obudowywania komisji zespołami ekspertów, np. do spraw finansowych. Jednak jeszcze daleko nam do tego, jak funkcjonuje Kongres Stanów Zjednoczonych. Tamtejsi senatorowie są „obudowani” bardzo poważnymi zespołami tzw. staffersów – ekspertów, specjalistów, organizatorów pracy politycznej.


Ciągłość polityki obronnej jest niezwykle ważna. Jak więc układa się współpraca z opozycją?
W komisji są posłowie ze wszystkich klubów parlamentarnych. Komisja obrony narodowej już od dwóch kadencji wyróżnia się wśród innych komisji atmosferą współpracy ponad podziałami politycznymi. I bardzo to sobie cenimy. Taki stan bierze się właśnie z przekonania, że sprawy obronności są ponadpartyjne. Przed naszym przystąpieniem do NATO był taki czas, kiedy na każdym kroku trzeba było podkreślać, że wszystkie siły polityczne w zasadniczych sprawach mają takie same poglądy.


Czy komisja obrony narodowej jest adwokatem wojska, lobbuje na jego rzecz?
Komisja, Sejm i posłowie poczuwają się do obowiązku zabiegania o sprawy sił zbrojnych i środowiska wojskowych. Ale przy jednym założeniu, że pierwszeństwo ma kwestia dążenia do racjonalności struktur wojska, racjonalnego wydawania pieniędzy publicznych. Natomiast wojsko powinno wylegitymować się dokonaniami w dziele reformy systemu obronności. Lobbowanie na rzecz wojska nie jest proste. Wojsko samo dobrze się sprzedaje jako instytucja zaufania publicznego. Jednak zabieganie o pieniądze dla sił zbrojnych, również na poprawienie warunków życia rodzin żołnierskich, nie jest łatwe, bo zawsze znajduje się tysiąc innych potrzebniejszych spraw. O obronności myśli się, że też jest potrzebna, ale w nieokreślonej przyszłości. W moim przekonaniu, warunkiem skutecznego lobbowania jest przeprowadzenie konsekwentnej reformy sił zbrojnych tak, aby można było powiedzieć całemu parlamentowi, a także opinii publicznej, że pieniądze są potrzebne i będą wydane w sposób racjonalny na sprawne, nowoczesne, dobrze wyposażone, wyszkolone i dobrze się prezentujące wojsko. Polacy potrzebują sukcesu na drodze unowocześniania sił zbrojnych. Na takie wojsko nie będą żałowane pieniądze.


Dziękuję za rozmowę.

W wydaniu 6, luty 2000 również

  1. W SEJMIE

    Czy wojsko samo się obroni?
  2. NIEPOTRZEBNY LOBBING?

    Bell nie był zainteresowany
  3. DYPLOMACJA

    Wyjście z kryzysu
  4. MOIM ZDANIEM

    Drogi donikąd
  5. WALKA O TRON

    Buddysta - tak, katolik - nie
  6. ROLNICTWO W UE

    Chłopi, łączcie się!
  7. SPECYFIKA BRANŻY ZBROJENIOWEJ

    Budowanie wizerunku
  8. TYTOŃ

    Lobbysta wśród biurokratów
  9. HAUBICA AS90

    "Chrobry" - wybór z przyszłością
  10. CEC GOVERNMENT RELATIONS

    Jest taki zawód
  11. DOBROCZYNNOŚĆ

    Lokalni darczyńcy
  12. SPRAWA JANA III SOBIESKIEGO

    Czy można ukraść sukces papierosom?
  13. KRÓLEWSKA WOJNA NERWÓW

    Interes na marginesie Europy
  14. SZTUKA MANIPULACJI

    Dobrodziejstwa perswazji
  15. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Romans lobbingowy
  16. DECYZJE I ETYKA

    A imię jego czterdzieści i cztery
  17. FINANSOWANIE PARTII

    Podatki i cegiełki
  18. IMPONDERABILIA

    Sfery wrażliwe
  19. MILITARIA I OBRONNOŚĆ

    Armia musi mieć prestiż