DAWANIE W SZYJĘ
Get drunk, Craig. Danielu Craig
Mam rozdwojenie jaźni. Chaos wizerunkowy. Martini, Heineken czy Belvedere? Czym właściwie daje w szyję Bond, James Bond. A czym Craig, Daniel Craig. 007 to totalna fikcja. A real? więcej...
Straszny tytuł wybrałem, prawda? „Aż się chce wyjść z kina” i nie czytać. Ale bez obaw, dziś będzie o słowach – słowach, które rywalizują między sobą, poszerzają swoje znaczenia kosztem innych, wypierają je na obrzeża języka, wypychają na peryferia, jak zwierzęta walczące o terytorium – pisze Alojzy Topol.
PROFESOR JOLANCIE BRACH-CZAINIE
Obserwuję w języku inwazyjne zachowania niektórych słów, poruszam się w nim zatem ostrożnie i w napięciu, wiedząc już, że obowiązują tu takie same prawa jak na sawannie, w lesie, w dżungli.
Przyjrzyjmy się ostatniemu słowu z dzisiejszego tytułu. Ciekawy rzeczownik, który w liczbie mnogiej znaczy trochę co innego niż w pojedynczej, zauważyliście? „Troska” w pierwszym odruchu kojarzy nam się odczasownikowo, jest określeniem ludzkiego – i zwierzęcego – zachowania. Troska to piecza, dbałość, staranie o innych.
A w liczbie mnogiej? „Troski” to drobne kłopoty, element codziennej krzątaniny, absorbujące nas małe sprawy, które jednak w większych dawkach potrafią przygiąć do ziemi, spowolnić krok, dociążyć. Troski w dużym stężeniu, nieproporcjonalnym do małych życiowych radości, potrafią nas przygniatać podobnie jak problemy – choć wcale nimi nie są.
Tak, dziwne słowo, te „troski”. Może dlatego, odnosząc się do własnych, używany raczej słowa „problemy”. Troski, zwłaszcza cudze, łatwiej jest zbagatelizować w rozmowie, zlekceważyć, umniejszyć. „Problemy” natomiast brzmią poważniej, oczekują współczucia; użycie tego słowa wyzwala odruch ruszenia z pomocą (lub przeciwnie, ucieczki) – woła o jakąś reakcję ze strony otoczenia. Problemy, swoje czy cudze, trudniej zignorować.
Problemy od strony ich posiadacza są też dużo bardziej atrakcyjne w użytkowaniu niż troski. Poważni ludzie miewają problemy, posiadanie ich podnosi w pewnym sensie nasz status, i to niezależnie od tego, czy umiemy je rozwiązywać, czy nie. To dlatego tak chętnie awansujemy nasze troski do rangi problemów, domagając się dla nich, a zarazem dla siebie, uwagi, ba! troski właśnie…
Przedwczesne, niezasłużone podnoszenie przez nas trosk do rangi problemów trapi mnie, jest przedmiotem mojej troski. Więcej, mam z tym problem.
Nie tylko ja pochylam się jednak z troską nad ekspansją słowa „problem” w naszej semantycznej dżungli. Marszczy nad tym czoło i ciężko wzdycha wypierane ze swych naturalnych siedlisk słowo „tragedia”.
W dawniejszych czasach tragedie swobodnie pasły się na sawannach ludzkiej codzienności. Są to zwierzęta stadne, uskrzydlone złym losem, spadające na człowieka znienacka. Polują samotnie, nie atakują w watasze. Tragedia nie pogardzi jednak zwierzyną już napoczętą przez poprzedniczkę; można zatem powiedzieć, że zna i stosuje wobec ofiar prawo serii. Mimo że tak złowrogie, „tragedie” są jednak wypierane przez mniejsze i gorzej uzębione „problemy”.
„Tragedie” padają ofiarą „problemów” z powodów czysto ludzkich. Zarówno otoczeniu, jak i osobom, którym się przytrafiły, kojarzą się z czymś ostatecznym, z najwyższym wymiarem – zasłużonej lub nie – kary. Związane z nieodwracalnymi częstokroć konsekwencjami, są czymś, po czym można się już nie podnieść. Człowiek, którego spotkała tragedia, jest też sam w sobie problemem, ciężarem dla innych. Staje się obiektem współczucia, troski bądź przeciwnie – ofiarą odrzucenia lub wręcz ataku.
Nie lubimy zatem nazywać tragedii po imieniu. Nazywamy je problemami, sugerując, że jesteśmy w stanie przetrwać, odbudować się, odrodzić. Wysyłamy otoczeniu sygnał, że nie padliśmy pod ciosem, że nie jesteśmy bezbronni, że podniesiemy się po tej… – wróć! że rozwiążemy i ten problem. Tak oto „tragedia” wypierana jest przez „problem” na obrzeża swych dotychczasowych terenów łowieckich.
Tragedie jednak, gdy nienazwane po imieniu, trudniejsze są do przeżycia; rany po nich, traktowane lekarstwami na problemy, goją się dłużej – lub nie goją się wcale.
Mamy zatem w polszczyźnie kłopot z „problemem”, bo to bardzo ekspansywny gatunek, rozpycha nam się w języku i z prawa, i z lewa, kosztem innych, jakże potrzebnych nam, słów. Nie jest to jeszcze tragedia, ale w każdym razie coś, co powinno stać się już przedmiotem naszej nieustannej troski.
ALOJZY TOPOL
KONFERENCJA KOMPAS
Pamięć i samodoskonalenie
Interesujesz się tematyką rozwoju, samodoskonalenia lub umiejętności miękkich? Jeśli tak, to projekt KOMPAS - Konferencja O Metodach Pamięciowych i Aspektach Samodoskonalenia jest właśnie dla Ciebie! więcej...