KULTURA I ZWYCZAJE
Gamoństwo
Idę do apteki. Przed drzwiami stoi lejdi. Gdzieś lekko po czterdziestce. Czarne buty wypastowane, ubiór a la klasa średnia. Z torby na zakupy wystaje długi por. Całość: inteligencka. więcej...
Podobnie jak Wy, drodzy Czytelnicy, postanowiłem w ramach noworocznych postanowień przejść na dietę. I podobnie jak Wam rychło przeszedł mi pierwotny entuzjazm – pisze Alojzy Topol.
Co do samej potrzeby schudnięcia, to byłem do niej przekonany; wykazywałem jednak niedającą się usunąć nieufność do idei bycia na diecie. Nie będąc na diecie – racjonalizowałem – będę co najwyżej niezadowolony z siebie, do czego już przecież przywykłem, z czym zdążyłem się już dawno oswoić. Przechodząc na dietę – tłumaczyłem sobie – będę niezadowolony ze wszystkiego wokół: z ludzi, świata, Wszechświata, Obcych, swoich; no i z bycia na diecie.
Musiałem zatem wypracować z sobą samym sensowny kompromis: owszem, na dietę przejdę, ale na własnych warunkach, w stworzonym przez siebie systemie i na tak długo, jak mi się żywnie podoba. Zgodziwszy się co do pryncypiów, przeszedłem do działania.
Postawiłem na dietę eliminacyjną własnego pomysłu. A zatem: wyeliminowałem z diety wszystkie rzeczy, których nie lubię. Dzień po dniu z premedytacją rozstawałem się z jednym, wyselekcjonowanym z szafki spożywczej produktem…
Na pierwszy ogień poszła paczka komosy ryżowej. Nie znam drugiej takiej potrawy, która byłaby aż tak pozbawiona jakiegokolwiek smaku. Więcej – jest ona zabójcą smaku składników, z którymi wchodzi w interakcje. Polana sosem sojowym zachowuje się, jakby był ów sos wodą, i to destylowaną. Paście węgierskiej odbiera ostrość, rosołowi – głębię, grzybów pozbawia nie tylko smaku, ale i zapachu. Komosa ryżowa – bęc do kosza.
Kolejny dzień, kolejne wyzwanie. Rozstanie z płatkami zbożowymi było ciężkie, ale przeżyłem. Na ileż to sposobów można robić płatki zbożowe! Z mlekiem, bez mleka, na słodko, na słono, jako zamiennik kotletów mielonych czy też placków ziemniaczanych. Z nieznanych mi przyczyn żaden z tych sposobów nie prowadzi do przyrządzenia czegoś, co jadłoby się ze smakiem, a nie tylko z narastającym, wręcz rosnącym w gulę poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Diety dzień trzeci – chrupkie pieczywo. Trafna nazwa – jedyne, co można o nim powiedzieć, to to, że jest chrupkie. Być może ma to być jakaś jego zaleta, nie wiem. Nie interesuję się. Wywalam.
Ani się obejrzałem, byłem w połowie diety. W czwartek wyrzuciłem kaszę kukurydzianą; w piątek przyszła pora na pęczak. Sobotnie rozstanie z płatkami drożdżowymi wspominam dobrze, obyło się bez scen i płaczu. W niedzielę posłałem do kosza makaron ryżowy, ewidentnie bardzo zdrowy.
I wiecie co, okazało się, że to jest dieta-cud!
Po tygodniu po domu przestały latać te paskudne mole.
ALOJZY TOPOL
CZYTANIE PRZY JEDZENIU
Niedosyt
Zjadłem oczami 52 lunche z ludźmi, którzy wpłynęli na przeobrażenie świata, a przynajmniej na jego postrzeganie. Na moje smaki kulinarne również. Degustowałem, ale nie wiedziałem co? więcej...