DECYDENT SNOBUJĄCY
Trump w Pislandii
Ciekawe, czy Donald Trump wie, do którego kraju przyjedzie 6. lipca? więcej...
Zbigniewa Brzezińskiego poznałem w Oxfordzie wiosnę 1958 roku. Drugie spotkanie miało miejsce w Warszawie. Była to jego pierwsza, a moja druga podróż do Polski po tak zwanym przełomie październikowym. Zaprosił mnie do swojego apartamentu w hotelu Bristol. Zaczął rozmowę od ostrzeżenia, że jest tutaj założony podsłuch. Odpowiedziałem, że moje wrażenia zmian w Polsce są bardzo pozytywne – wspomina prof. Zbigniew Pełczyński.
Zbigniew Brzeziński odpowiedział, że jego również i dodał: „To pewnie nam pomoże w przyszłych staraniach o wizę”.
Wiedzieliśmy już coś o sobie i nawet czasem nazywano nas „Harvard Zbig” i „Oxford Zbig”. Wykładaliśmy na tych uniwersytetach, ale on specjalizował się w problemach komunizmu, zaś ja w zagadnieniach filozofii Hegla, choć później komunizm i jego transformacje stały się moją drugą specjalnością.
Zbig – tak go będę nazywał, jak wszyscy inni.
Przyjechał do Polski, by pomagać Fundacji Forda (albo Rockefellera) wybierać kandydatów na stypendia w USA, ale przy okazji zbierał materiały do swojej kolejnej książki „Disoviet block: Diversity and Unity”. Uważałem, że była świetna i najlepsza z dotychczasowych.
Jego pierwsza książka, która była tezą doktorską, miała tytuł „The Permanent Purch” i była historią kolejnych czystek przeprowadzonych w Związku Radzieckim przez Stalina i jego następców.
Jego druga książka, wydana przez Harvard Universitiy Press, była wspólnym dziełem jego i seniora politologii na Harvardzie, profesora Carla J. Friedricha, miała tytuł „Totalitarian Dictactorship and Autocracy”. Była uważana za jedno z klasycznych dziel na temat pojęcia totalitaryzmu i sam polecałem ją swoim studentom. Książka miała zasadniczy błąd. Według tezy obu autorów, sowieckiego komunizmu, tak jak żadnego totalitaryzmu, nie da się obalić lub zreformować od wewnątrz i muszą być zniesione siłą. Była to typowa teza okresu zimnej wojny, której autorzy hołdowali.
Niestety, próby obalenia komunizmu na Węgrzech 1956 roku i próby, choć nieudane, osiągnięcia przez Władysława Gomułkę znacznej autonomii od Związku Radzieckiego i dokonania zasadniczych zmian (akceptacja Kościoła, odrzucenie kolektywizacji) dowodziły, że ta teza jest fałszywa.
Wytknąłem to z zażenowaniem w swojej recenzji książki Friedricha i Brzezińskiego. Sam Brzeziński przyznał się do złej własnej diagnozy w sążnistej recenzji w prestiżowym „American Science Review”. Tekst spowodował zerwanie stosunków Friedricha z Brzezińskim, który następnie opublikował tę samą książkę pod własnym nazwiskiem bez jakichkolwiek zmian, być może był to powód nieotrzymania przez Zbiga stałej profesury na Harvardzie i musiał przenieść się do Columbia University.
Do USA przyjechałem po raz pierwszy na początku 1976 roku i bardzo liczyłem na spotkanie ze Zbigiem, ale niestety zbiegło się to z początkiem jego doradztwa w sprawach bezpieczeństwa narodowego dla Jimmmy`ego Cartera i nigdy nie miał czasu spotkać się ze mną. Jak wiadomo, jego sława jako specjalisty od spraw polityki międzynarodowej, zaczęła się od tej kariery i rozwijała się szybko, choć burzliwie, coraz bardziej. Był traktowany przez kolegów po fachu jako jastrząb (hawk) – zwolennik twardej postawy wobec Związku Radzieckiego, podpartej militarną i gospodarczą przewagą USA.
Zaczęliśmy się znów spotykać regularnie w Waszyngtonie, kiedy był profesorem w Center of Global and International Studies”. Nie tylko przyjmował mnie gościnnie, ale również delegacje absolwentów Szkoły Liderów, którą założyłem. Nasze rozmowy zawsze dotyczyły bieżących spraw Polski, a nigdy stosunków międzynarodowych.
Mój ostatni kontakt ze Zbigiem zawdzięczam jego synowi Markowi, który zaczął specjalizować się w sprawach Polski, odbył staż w Warszawie i w końcu dostał się do Oxfordu na studia doktoranckie „The struggle for constitution in Poland”, obejmujące ostatnie lata komunizmu i początek przemian demokratycznych. Ja byłem jednym z dwóch jego opiekunów i uważałem ten temat za świetny. Po powrocie do USA Mark prowadził intensywną działalność jako prawnik i specjalista od spraw Polski. Miał duże zasługi w pomaganiu Polsce uzyskiwać pomoc amerykańską. Nasz ostatni kontakt miał miejsce, kiedy Mark Brzeziński został mianowany przez prezydenta Baracka Obamę ambasadorem USA w Szwecji. Nie pamiętam, co odpisał na moje gratulacje. Myślałem, że uda nam się spotkać w Anglii, ale spotkanie nie doszło to do skutku.
Uważałem Brzezińskiego za niesłychanie ciekawą postać i jednego z najwybitniejszych Polaków na uchodźstwie. Jestem szczęśliwy, że mogłem go poznać, choć nie do końca zaprzyjaźnić się z nim.
Zbigniew Pełczyński
BIBLIOTEKA DECYDENTA
Głośne zabójstwa w PRL
Ciekawa jest tematyka tej książki, chociaż jej tytuł jest niezupełnie zgodny z treścią. więcej...